Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jess i chłopaki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jess i chłopaki. Pokaż wszystkie posty

sobota, 10 września 2022

Seriale komediowe na poprawę humoru [Netflix, HBO Max, Amazon Prime, Apple TV, Disney+]

Nadszedł dla mnie czas długo wyczekiwanego urlopu. Towarzyszy mi nadzwyczajnie pozytywny nastrój, którym postanowiłam się w jakiś sposób podzielić. Wybór padł na zrobienie krótkiej listy seriali podnoszących na duchu, które luźno pogrupowałam w poniższe kategorie. 

Ogólnie: co oglądać i gdzie oglądać, żeby poprawić sobie humor.


1) O przyjaźni


  • Jess i chłopaki [Disney Plus]
  • Przyjaciele [HBO Max]
  • Grace i Frankie [Netflix]

Pierwsza grupa, to tytuły, do których można wracać w nieskończoność  wystarczy wybrać jakikolwiek odcinek i cieszyć się ponownym spotkaniem z bohaterami. To historie, w których sercu znajduje się opowieść o relacjach przyjaciół. Może to być większa grupka, jak w Przyjaciołach czy w Jess i chłopaki, a może być dwójka bohaterek, jak w przypadku Grace i Frankie. W serialach tych humorystyczne sytuacje oparte są często na zderzeniu postaci z mocno różniącymi się charakterami. Odnosi się to do wszystkich wymienionych tytułów, ale dla przykładu: w Jess i chłopaki Schmidt to pewny siebie, ambitny facet z bezwstydnym poczuciem humoru, a jego najlepszym przyjacielem jest leniwy, sarkastyczny, a do tego supermiły Nick. Ich współlokatorką w pierwszym odcinku zostaje ekscentryczna, słodka, pozytywnie nastawiona do życia Jess. Jesteśmy świadkami rozwoju ich przyjaźni, a w tle jest całe mnóstwo zabawnych sytuacji. Zarazem rozgrywają się wydarzenia, które testują relacje między bohaterami, utwierdzając ich w przekonaniu, że na prawdziwych przyjaciół zawsze można liczyć

2) O rodzinie


  • One day at a time [Netflix]
  • Współczesna rodzina [Disney Plus]

Kiedy zatęsknimy za domem rodzinnym to warto sięgnąć po seriale, w których śledzimy historię członków jednej familii. Mam wrażenie, że jak byłam nastolatką, to pełno było takich seriali w ramówce: nie tylko zagraniczne, jak Różowe lata 70, ale też rodzime, chociażby Rodzina zastępcza. Przeglądając listę tytułów, które niedawno oglądałam, znalazłam dwa tego typu seriale. Pierwszy to One Day at a Time, o którym niewiele się niestety słyszało w mediach, aż w końcu został anulowany. Ogromna szkoda, bo to jedna z tych ciepłych, rozgrzewających serducho opowieści, a szczególna w tym zasługa sprawnie nakreślonych relacji między członkami rodziny. Oglądanie poczynań samotnej matki, która wychowuje dwójkę nastoletnich dzieci, mając na głowie ich ekscentryczną babcię (cudowna Rita Moreno) to czysta przyjemność. Pustkę po tym serialu zapełniła mi na dłuższy czas Współczesna rodzina, bo to aż jedenaście sezonów do nadrobienia. Oryginalna rodzinka, która rozrasta się wraz z kolejnymi sezonami to źródło niekończących się żartów. Natomiast Phil Dunphy to jedna z najlepszych komediowych postaci w historii, a powracające co sezon odcinki walentynkowe zawsze potrafiły dostarczyć niezapomnianych wrażeń.

3) Abstrakcyjne


  • Co robimy w ukryciu [HBO Max]
  • Dobre miejsce [Netflix]

W przypadku takich seriali można powiedzieć, że są dwie szkoły – albo twórcom się uda albo poniosą sromotną klęskę. Zdecydowanie się na dziwaczny pomysł wyjściowy to już odważny krok, dlatego trzeba dopilnować, żeby kwestie scenariusza, obsady i technicznego wykonania były na odpowiednim poziomie. W przypadku dwóch zaproponowanych przeze mnie tytułów, twórcom się udało. Co robimy w ukryciu powtórzył sukces filmu o tym samym tytule, rozwija pomysł mockumentu, w którym śledzimy poczynania wampirów mieszkających na Staten Island w Nowym Jorku. Trójka krwiopijców, jeden sługa i jeden wampir energetyczny to grupa, która nie zawodzi i od czterech sezonów dostarcza frajdy, a twórcy nie boją się decydować na odważne kroki fabularne (uśmiercenie bohatera, który wraca jako błyskawicznie rosnące dziecko  nie ma problemu!). Innym przykładem jest Dobre miejsce, o którym dłużej pisałam już kiedyś, ale niezmiennie polecam. Rozwinięcie pomysłu życia pośmiertnego w idyllicznym miejscu dostarcza (oprócz przyjemności z oglądania) kilka przykładów ciekawych rozważań na tematy społeczne. Warto obejrzeć!

4) W miejscu pracy


  • Ted Lasso [Apple TV]
  • Biuro [HBO Max/Amazon Prime/ Netflix]
  • Parks and recreation [HBO Max]
  • Brooklyn 9-9 [Netflix]

Któż by się spodziewał, że miejsce pracy może być tak dobrym materiałem do komedii. W tej grupie znajdują się seriale, które najbardziej potrafią mnie rozśmieszyć. Na czele z królem sitcomów, czyli Biurem. Pisałam o nim więcej tutaj, mogę tylko potwierdzić, że to najlepszy serial komediowy, jaki oglądałam. Brooklyn 9-9, którego akcja ma miejsce na posterunku policji potrzebuje trochę czasu na rozkręcenie, ale po obejrzeniu jednego sezonu człowiek zaczyna przepadać za tymi bohaterami. Szczególnie, że znowu starcie różnych charakterów postaci pozwala na masę zabawnych sytuacji. I te cold openingi są strzałem w dziesiątkę. Ted Lasso nadrobiłam dość niedawno, ze względu na ilość otrzymanych przez niego nagród, a także poleceń ze strony znajomych. Dużo żartów opiera się na pomyśle zatrudnienia amerykańskiego trenera futbolu jako trenera drużyny piłkarskiej w Anglii. Tutaj jest może mniej przaśnych żartów, to bardziej ciepły kawał telewizyjnego tasiemca. Drugi sezon trochę słabszy, ale przyjemność z oglądania gwarantowana. Na koniec, Parks and recreation, który chciałam zostawić po kilku odcinkach, ale się przemogłam. W tym przypadku im dalej, tym lepiej, nie da się nie pokochać niektórych bohaterów (Ron!), a całość pokazuje, że miejsce pracy może być źródłem znalezienia przyjaciół na całe życie.

5) W połączeniu z kryminałem


  • Zbrodnie po sąsiedzku [Disney Plus]
  • Gotowe na wszystko [Disney Plus]

Jeżeli jesteście fanami kryminałów to też dla Was znajdzie się coś lekkiego i zabawnego. Między innymi Zbrodnie po sąsiedzku, w którym trójka bohaterów próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa popełnionego w ich budynku. Postanawiają założyć na ten temat podcast, a w każdym odcinku przybliżają się do rozwiązania. To stylowy serial, w którym czas spędzamy w otoczeniu śmietanki Nowego Jorku (nie ma co oszukiwać  nie każdego stać na apartament w takim budynku). Szczególnie polecam fanom gatunku true crime. Sama do nich nie należę, ale ogląda się przyjemnie, chociaż przede mną wciąż połowa drugiego sezonu. Ze staroci warto przywołać tutaj Gotowe na wszystko, jeden z tytułów, od którego miłość do seriali dla wielu starszych widzów się zaczęła. Będąc w liceum oglądałam z wypiekami na twarzy. Cudowna czwórka w rolach głównych, morderstwa na przedmieściach, romanse, problemy rodzinne, całe mnóstwo zagadek. Jedyny problem, to że nie wiem jak się zestarzał, bo sama oglądałam dziesięć lat temu, zatem lekko przestrzegam. 

6) Młodzieżowe


  • Sex Education [Netflix]
  • Derry Girls [Netflix]
  • Jeszcze nigdy... [Netflix]
  • Glee [Disney Plus]

W dziale seriali młodzieżowych jest kilka komediowych perełek. Jeszcze nigdy..., którego trzeci sezon udowadnia, że twórcy nadal potrafią sklecić intrygującą historię. Chociaż sam wątek młodzieżowych rozterek Devi, gdzie problem polega na tym, którego chłopaka wybrać, mniej mnie interesuje, to trudno oderwać się od oglądania. Przede wszystkim ze względu na jej relację z matką i wzmianki o zmarłym ojcu, które za każdym razem wzruszają. Trochę się przy nim człowiek popłacze, ale całość nadal jest bardziej komediowa. Inny tytuł wart uwagi to Derry Girls o grupce dziewczyn z Irlandii lat 90tych. Chyba najbardziej śmieszny ze wszystkich wymienionych, czekam na kolejny sezon i pewnie wciągnę przy jednym posiedzeniu. Oprócz tego warto wspomnieć Sex Education, który nie dość, że zabawny i lekki, to jeszcze może choć trochę wypełnić lukę w naszym programie szkolnej edukacji seksualnej. I jeden ze staroci, czyli Glee, który lata temu był moim ulubieńcem, oglądałam te same odcinki po kilka razy. Niestety, z czasem poziom spadł i ostatniego sezonu nie skończyłam oglądać. Za to początkowe są cudowne, obsada świetnie dobrana, a znane utwory w wykonaniu chóru nie mogły mi się znudzić (szczególnie ich mashupy!).

7) Z mocnym charakterem w roli głównej

  • Fleabag [Amazon Prime]
  • Wspaniała pani Maisel [Amazon Prime]
  • Barry [HBO Max]

Wiele z wymienionych wyżej seriali jest tak świetnych ze względu na zderzenie różnych bohaterów. Czasami jednak wystarczy jedna postać, która potrafi całość wynieść na wyższy poziom. Zaczynając od Fleabag, do którego miałam dwa podejścia, bo za pierwszym jakoś nie załapałam klimatu. Za drugim się zachwyciłam. Phoebe Waller-Bridge gra tutaj główną rolę, napisała scenariusz i w ogóle stworzyła serial zupełnie inny niż wszystkie. Jest to obraz raczej słodko-gorzki, czarna komedia. To przykład jak z wyczuciem korzystać z efektu burzenia czwartej ściany, wychodzi to naprawdę genialnie. Barry, którego powstały już trzy sezony, nadal nie zawodzi. Z jednej strony jest to komedia, ale traktuje o byłym żołnierzu, który walczy z demonami przeszłości. Próbuje szukać ukojenia w teatrze, ale ciemna strona go wabi, więc szybko ląduje w środku potyczek między Czeczenami i Boliwijczykami. Pięknie się ten serial rozwija, jest zabawnie, ale też mrocznie, a twórcy dobrze między tymi dwoma stronami balansują. Ostatni tytuł na liście to Wspaniała pani Maisel, który tak dobrze się ogląda właśnie ze względu na tytułową bohaterkę, której standupowe występy nie chcą się znudzić. To najbardziej lekki z wymienionych w tej kategorii, ma też rozwinięty wątek rodziny bohaterki, ale to jednak ona jest tutaj główną gwiazdą. Na leniwy wieczór jest to wybór idealny.


Zostaje mi wciąż cała masa komediowych seriali do nadrobienia. Ciągle chcę zobaczyć BoJack Horsman, Dziewczyny, Teorię wielkiego podrywu czy Jak poznałem Waszą matkę. To dobrze, że wciąż zostały mi tytuły, które mogą poznać. Z drugiej strony, w razie napadu gorszego humoru zawsze mogę wrócić do któregoś z seriali opisanych wyżej.

Jakie są Wasze typy komediowych seriali?

niedziela, 5 stycznia 2020

Kiedy masz tylko pół godzinki, czyli polecam seriale z krótkimi odcinkami


Za każdym razem nadejście nowego roku mnie zaskakuje - przecież niemożliwe, że 12 miesięcy minęło w tak błyskawicznym tempie. Świat coraz szybciej pędzi, a nam coraz ciężej znaleźć dłuższą chwilę czasu na spędzenie jej z ulubionymi, serialowymi bohaterami. Często mam w ciągu dnia dosłownie moment, zazwyczaj podczas wcinania kolacji, który mogę poświęcić na włączenie telewizora. Miło jest, kiedy mogę obejrzeć cały odcinek, a nie szatkować film bądź być skazanym na to, co akurat w programie tego dnia wyświetlają. Twórcy jednak wychodzą naprzeciw zabieganemu społeczeństwu - mamy coraz więcej wartych uwagi krótkich seriali. Kilka pozycji, które szczerze polecam znajdziecie poniżej.

1. New Girl, 7 sezonów (2011-2018)

Na pewnym etapie życia był to mój ukochany umilacz czasu. Perypetie ekscentrycznej Jess, która wprowadza się do loftu, w którym mieszka już trójka męskich lokatorów. Ogromny plus to fakt, że każdy z nich jest trochę dziwakiem, nieradzącym sobie w dorosłym życiu, a dodatkowo te wszystkie postaci można określić mianem takich dużych dzieci. Wspaniale się ogląda trzydziestolatków, którzy dalej potrafią zrobić z siebie idiotę, zapomnieć o zasadach narzuconych przez społeczeństwo, żeby dobrze się bawić z przyjaciółmi. Odcinki przepełnione wspaniałym humorem, każdy z bohaterów pełen charyzmy i dopełniający resztę obsady. Czysta przyjemność z oglądania, a chemia między postaciami niesamowita, czy to przyjaźń, czy to miłość (podobno Nick i Jess w ogóle nie byli planowani jako serialowa para, ale po nakręceniu kilku odcinków nie dało się zaprzeczyć tej ekranowej chemii). Minusy? Im dalej w las tym gorzej, ostatni sezon można sobie w ogóle odpuścić. Ale wszystko, co wcześniej - złoto!

2. Galavant, 2 sezony (2015-2016)

Największe nieporozumienie w świecie telewizji ostatnich lat - jak Galavant może mieć TYLKO dwa sezony? To zdecydowanie perełka wśród seriali absurdu, czarna groteska pełną gębą, z ostrym, czasami rynsztokowym humorem i genialnymi występami komediowymi. Dokładając do tego gara gatunek fantastyki i mieszając go z musicalem zyskał sobie w mojej osobie fana numer jeden. Fabuła? Okrutny król Richard porywa ukochaną mężnego rycerza Galavanta. Kiedy mężczyzna przybywa do zamku odbić swą oblubienicę (podśpiewując pod nosem hymn wychwalający swoją odwagę) napotyka na pewną przeszkodę - kobieta stwierdza, że złoto jest dla niej ważniejsze niż prawdziwa miłość. To oczywiście dopiero początek przygód tych bohaterów, którzy przemierzą wiele kilometrów i stoczą liczne pojedynki, zawsze z piosenką na ustach i tańcem w bioderkach. To jest jakiś niesamowity twór, który podbija serce i bawi jednocześnie. Świetnie poprowadzone wątki, połamanie schematów i odważne podejście do scenariusza zdecydowanie się opłaciły - przerażający i bezwzględny król koniec końców zyskuje największą sympatię i to jego chciałoby się przytulić za każdym razem jak się pojawia. Jeżeli jeszcze nie widzieliście, a jesteście fanami absurdu, fantastyki bądź musicalu - to Wam zazdroszczę tej uczty!

3. The End of the F***ing World, 2 sezony (2017-2019)

Żeby nie było tylko lekko i zabawnie skręcimy w ciemniejszy rejon. Nastolatkowie z The End of the F***king World są niezrozumiali, mają problemy, z którymi nie do końca chcą sobie poradzić, które raczej traktują jako część siebie i starają się z nimi żyć. James w pierwszym odcinku mówi, że jest psychopatą i w najbliższej przyszłości ma w planach morderstwo. Alyssa czuje się odrzucona przez matkę, która ponownie wychodzi za mąż i w ogóle na starszą córkę nie zwraca uwagi. Ta dwójka się spotyka, a ich relacja jest prawdziwie osobliwa. Niewiele rozmawiają, a jeżeli już to są to wygłaszane zdania bez cienia emocji. Kiedy jednak wyruszają we wspólną podróż wszystko się zmienia, odnajdują swoją wrażliwość i zaczynają przed sobą ściągać kolejne warstwy. Pierwszy sezon to prawdziwa perełka - scenariusz jest świetny, aktorzy radzą sobie śpiewająco, a do tego muzyka, zdjęcia i montaż tworzą oryginalny i niezwykły klimat. To jeden z tych seriali, których ścieżka dźwiękowa po czasie nadal nie może mi się znudzić. Ostatnia scena pierwszego sezonu mogłaby być tą ostatnią, ale jako że serial zyskał sporą popularność, postanowiono go kontynuować. Druga część jest w porządku, dobrze zobaczyć znowu te same twarze i poznać część dalszą, jednak jakość lekko spada w porównaniu z idealnym pierwszym sezonem. Wciąż, to na pewno inny i ciekawy wybór, któremu warto dać szasnę. W tym przypadku jednak mam nadzieję, że na drugim sezonie historia się zakończy.

4. Barry, 2 sezony (2018-)

Łącząc gatunek komedii z mocną, często krwawą akcją można dostać różne rzeczy, ale twórcom Barry'ego udało się trafić w dziesiątkę. Ten serial jest niesamowicie zabawny, w dość absurdalny sposób, a zarazem utrzymano w nim odpowiedni ładunek dramatyczny. Nie zabraknie także scen, które sprawiają, że brakuje nam tchu przez poziom napięcia. Fabuła dość prosta: mamy płatnego zabójcę, weterana wojny w Iraku, Barry'ego. Wujek kręci mu ciągle nowe zlecenia morderstw, zgarnia połowę gaży i przekonuje, że tak naprawdę nic złego się nie dzieje, a chłopak powinien robić to, w czym jest dobry. Kiedy niechcący Barry trafia na zajęcia kółka teatralnego odkrywa się przed nim nowy świat, możliwość podzielenia się z innymi swoimi emocjami. Tylko problem polega na tym, że Barry, jako zabójca idealny wydaje się niemal zupełnie z emocji wyprany. Czego jednak nie potrafi zdziałać odpowiednia dawka teatru? Do tego dochodzą jeszcze porachunki z czeczeńską mafią, dzięki której poznajemy komediową perełkę całego serialu - Anthony'ego Carrigana. Świetnie poprowadzone są wszystkie poboczne wątki, znajomość z prowadzącym kurs aktorski, związek z koleżanką po fachu, relacja z wujem, a w końcu pokręcona przyjaźń między Barry'm a Czeczenem Noho Hankiem. Ogląda się cudownie!  

5. Brooklyn 9-9, 7 sezonów (2013-)


Bardzo dużo osób polecało mi ten serial, miałam do niego kilka podejść. Pierwsze odcinki jakoś nie do końca mnie przekonały. Jednak któregoś razu wsiąknęłam i się zakochałam. To akurat tego rodzaju serial, z którym się nie spieszę. Co jakiś czas wracam i oglądam serię odcinków, ale nie potrzebuję poznać od razu wszystkiego co wyszło. Historia toczy się wokół grupki policjantów z posterunku 9-9 i w sumie fabularnie niczego więcej na początku nie trzeba wiedzieć. Jednak tutaj nie tyle o historię, co o bohaterów chodzi. A ci są przezabawni! Chyba nie kojarzę innego serialu, w którym każda z postaci byłaby tak komediowo dopracowana. Na dodatek cały ten zlepek dziwnych charakterów potrafi ze sobą współgrać i tworzyć zgrany zespół. Jake, nieoczytany i nieoględny, ale zarazem sprawnie rozwiązujący policyjne sprawy. Wpatrzony w niego jak w obrazek parter Charles. Amy, chodząca encyklopedia, uwielbiająca mieć rację, której marzeniem jest zaistnieć w oczach szefa i wspinać się po ścieżce kariery. I tak dalej, i dalej. Każdy inny, każdy charyzmatyczny i zagrany z odpowiednim komediowym zacięciem. Na razie skończyłam piąty sezon i bawię się wciąż świetnie. Także do obiadu serial idealny!

6. Miracle Workers, 1 sezon (2019-)

Najnowszy serial w zestawieniu. Odkąd zobaczyłam zwiastun mocno zalatywał mi klimatem The Good Place. Wszystko dzieje się w zaświatach, gdzie Bóg (Steve Buscemi) przechodzi ewidentny kryzys wieku średniego, przestaje go interesować los dążącej do katastrofy Ziemi i jej mieszkańców. Żeby zaradzić problemom postanawia, że planetę wysadzi. Dwójka pracowników, zajmujących się odpowiadaniem na modlitwy postanawia odwieść go od tego pomysłu. W tym przypadku za mną dopiero dwa odcinki, ale już mogę powiedzieć, że jako serial z doskoku sprawdzi się idealnie. To taka luźna forma, w której wiele małych pomysłów może wywołać uśmiech. Nie jest przy tym jakoś szczególnie wciągający i dla mnie na pewno nie dosięga do poziomu The Good Place. Jednak wciąż warto dać mu szansę, obsada bawi się przednio, szczególnie Daniel Radcliffe. Ja na pewno zobaczę sezon do końca, a już udało mi się podejrzeć, że drugi sezon ma mieć miejsce w czasach średniowiecznych. Także forma się pewnie trochę zmieni, co mnie w tym przypadku intryguje. 

7. Grace i Frankie, 6 sezonów (2015-)

Na koniec kolejny serial, który oglądam z doskoku, partiami. Mam za sobą na razie trzy sezony Grace i Frankie, a wszystkie podobały mi się równie mocno. Nie jest to jednak ten tytuł, który przykuwa mnie do telewizora i nie pozwala odejść dopóki nie zobaczę wszystkiego. Tym bardziej dobrze się sprawdzi w tej liście. Historia jest dość ekscentryczna: mężowie Grace i Frankie od lat pracują we wspólnej firmie, a na stare lata postanawiają pogodzić się ze swoją naturą - zapraszają żony na kolację i oznajmiają im, że odchodzą, żeby resztę życia spędzić wspólnie, jako para. Kobiety nie potrafią sobie z tą rozłąką poradzić. Mimo że do tej pory łączyła je raczej oschła relacja to w końcu zaprzyjaźniają się i razem prą do przodu. To naprawdę jest piękna historia o przyjaźni, zrozumieniu, akceptacji i pozwoleniu innym na bycie sobą. Wzbudza same ciepłe uczucia. Na dodatek serial jest świetnie napisany, postacie są bardzo charakterne i wspaniale się uzupełniają. Najlepiej wypada para Jane Fonda - Lily Tomlin, ale aktorsko nie ma tutaj słabych ogniw. Także ja na pewno będę kontynuować oglądanie przygód Grace i Frankie, a Wam również to polecam. 


Inne krótkie seriale? Wspomniany wcześniej The Good Place (link), One Day at a Time (link), The Kominsky Method (link), Russian Doll (link), Miłość, śmierć i roboty (link), Derry Girls (link), a dla młodzieży Awkward.

Piszę o tych serialach, jako o świetnych krótkich przerywnikach. Musicie jednak pamiętać o jednym - one też wciągają. Wiele z nich, mimo że planowo miałam oglądać jedynie przy posiłkach, skończyłam w kilka dni. Także, oglądacie na własną odpowiedzialność!

Dorzucilibyście coś do tej listy?

sobota, 17 listopada 2018

Mały update serialowy - co ostatnio oglądałam

Jeżeli zastanawiacie się czemu coraz mniej piszę o filmach, to odpowiedź brzmi: bo oglądam o wiele więcej seriali niż kiedyś. Netflix sprawił, że moja lista telewizyjnych tasiemców do obejrzenia rośnie z dnia na dzień. Dzisiaj więc małe podsumowanie ostatnich miesięcy. Jako że oglądam więcej, niż miałabym czas i chęci opisywać, stwierdziłam, że zamiast kompletnie olać moje wrażenia z małego ekranu, to przedstawię je w skrótowej formie.

1. Grace i Grace

źródło

Pochodząca z Irlandii pokojówka zostaje oskarżona o zamordowanie swojego pracodawcy. Dr Simon Jordan postanawia dociec prawdy, poprzez przeprowadzenie wywiadu psychologicznego dziewczyny.
Na serial natknęłam się na Netflixie, podczas przeglądania proponowanych mi tytułów. Co nieco już o nim słyszałam, a biorąc pod uwagę fakt, że składał się jedynie z sześciu odcinków postanowiłam nie zwlekać dłużej i po prostu go włączyć. Jego fabuła oparta jest na powieści autorstwa Margaret Atwood, pisarki znanej najbardziej dzięki głośnej Opowieści podręcznej, którą miałam przyjemność w tym roku przeczytać. Widać tutaj nić powiązania między dwoma tworami, autorka dobrze zna i chętnie eksploruje kobiece charaktery. Serial jest dość równy na przestrzeni tych sześciu odcinków, więc jeżeli nie spodoba Wam się klimat na początku, to raczej nie wciągniecie się w kolejne losy Grace. Ja zdecydowanie chciałam poznać zakończenie jej historii. Forma rozmowy z psychologiem i przypominanie sobie wydarzeń ze swojego życia, wydawała mi się dość oklepanym, eksploatowanym tematem. Jednak przyznam, że całość miała w sobie coś, co zatrzymało mnie na dłużej, główna bohaterka magnetyzowała i przyciągałała uwagę widza, a ja do końca nie mogłam rozgryźć co kryje się za tą niewinną buźką. I to chyba największy plus tej produkcji, ta niejednoznaczność, kolejne warstwy odkrywające się na przestrzeni trwania serialu. Na dodatek świetnie sprawdza się tutaj scenografia, kostiumy, casting i zgrabnie napisany scenariusz. Polecam.

Moja ocena: 7/10

2. Lucyfer (sezon 3)

źródło
Więcej o serialu (dwóch pierwszych sezonach) pisałam już na blogu TUTAJ.
Niedawno pojawiła się informacja o kasacji tego serialu przez stację FOX. Pierwszą moją reakcją był smutek typowej fangirl, ale z drugiej strony - trzeci sezon był naprawdę kiepski. Serial stracił swoją iskrę, nie przyciąga mnie jak w poprzednich sezonach, nowa postać nie wprowadziła tyle zamieszania, ile mogłaby, a jeżeli chodzi o bohaterów drugoplanowych to chyba scenarzyści nie bardzo wiedzieli co z nimi zrobić. Wynikło z tego to, że mam po dziurki w nosie Amadiela i chętnie zobaczyłabym jak wraca do swojego Tatuśka. Pozostaje fakt, że Lucyfer ma wiele elementów typowego guilty pleasure, szczególnie w moim typie - zawsze lubiłam połączenie fantastyki ze współczesnością. Więc ogólnie się cieszę, że Netflix postanowił kontynuować prace nam tym serialem, może uda się lepiej wycisnąć ten naprawdę dobry pomysł i dorzucą do niego porządną fabułę. Szczególnie, że ostatni odcinek zostawił widzów w niezłym szoku i byłoby bardzo smutno, gdybyśmy nie dowiedzieli się co było dalej. Pojawiły się także dwa dodatkowe odcinki, które również mnie nie porwały. Ogólnie, trzeci sezon to niewypał, sezon drugi pozostaje najlepszy - szkoda, że Lucyfer zaliczył taką sinusoidę.

3. Black Mirror (sezony 1-3)

źródło

Historie osadzone w przyszłości, opowiedziane w osobnych odcinkach. Każda z nich opowiada o innych przykrych konsekwencjach rozwoju naszej cywilizacji, pokazując w sposób karykaturalny do czego może dojść jeśli nic się nie zmieni.
Black Mirror to prawdziwy hit wśród seriali. Każdy z nas zna kogoś, kto się nim zachwyca i nam go polecał. I słusznie, bo to rzecz bardzo mocna i warta każdej minuty. Dlaczego więc nie mam za sobą wszystkich odcinków? A to prosta sprawa - Black Mirror to taki serial, który umożliwia nam najprostsze i wygodne dawkowanie. Poszczególne odcinki to po prostu osobne historie, takie mini filmy, trwające zazwyczaj 40 minut. Oczywiście, wszystkie powiązane są tematyką przyszłości, która za każdym razem maluje się w dość ciemnych barwach, a jednocześnie jest bardzo prawdopodobna. Jako że te odcinki są zamkniętymi historiami, to po zakończonym seansie nie musimy koniecznie włączać kolejnego, żeby dowiedzieć się co było dalej. W przypadku takiej formy normalnym jest, że bywają wzloty i upadki. Trzeba jednak przyznać, że wzloty są naprawdę wysokie, a upadki mało bolesne. Większość odcinków jest rewelacyjna, od pomysłu, poprzez wszystkie aspekty techniczne, grę aktorską, po puentę. Najbardziej w pamięć zapadają te z zaskoczeniem, np. Biały niedźwiedź, który przechodzi od dziwnej, wręcz nieciekawej historii do jednej z najlepszych, dzięki pięknemu podsumowaniu, wszystko w 42 minuty. Zresztą takich ulubieńców mam kilka, a mimo że od obejrzenia minęło sporo czasu, to wciąż te historie tkwią w pamięci. Bardzo lubię m.in. San Junipero czy Wersję próbną (ten vibe horroru naprawdę mnie przeraził). Pozostaje mi go Wam polecić, jeżeli jeszcze nie widzieliście!

Moja ocena: 8/10 (średnia, bo każdy odcinek jest trochę inny)

4. Grace i Frankie (sezon 1)

źródło
Życie dwóch odwiecznych rywalek wywraca się do góry nogami, gdy ich mężowie oznajmiają, że są w sobie zakochani i planują małżeństwo.
Poszukując czegoś lekkiego natknęłam się na ten serial. Dwudziestominutowe odcinki i polecenie na jednej ze stron skusiło mnie na obejrzenie odcinka - skończyło się na całym sezonie. To naprawdę przyjemna rozrywka. Nie będę jednak ukrywać, że główną tego zasługą jest genialne aktorstwo ze strony dwóch tytułowych bohaterek. Jane Fonda i Lily Tomlin to prawdziwe legendy i fakt, że zechciały zagrać w tym serialu już powinien nas przekonać, że warto dać mu szansę. Może czasami wydawać się, że jest skierowany bardziej dla pań w średnim wieku, ale ja z ręką na sercu mówię, że bawiłam się przednio. Pomysł na rozpoczęcie serialu dość ekscentryczny, ale byłam w szoku jak łatwo było mi uwierzyć w ten związek między dwoma siedemdziesięciolatkami. I trudno nie współczuć bohaterom, którzy wybierając szczęście musieli zranić bardzo im bliskie osoby. To dobrze, że twórcy nie zdecydowali się po prostu na zrzucenie na żony bomby w postaci informacji o homoseksualizmie, a pokazali nam, że taka decyzja wymagała wielu poświęceń i sporej ilości odwagi. Nie będę Wam ściemniać, że to genialna produkcja, którą każdy powinien obejrzeć. Wielu stwierdzi, że to dla nich idealna rozrywka, resztę może wynudzić. Warto jednak dać mu szansę. Ja skończyłam pierwszy sezon i robię sobie przerwę, ale zapewne kiedyś wrócę do perypetii tych intrygujących pań.

Moja ocena: 6+/10

5. New Girl (sezon 7)

źródło
Więcej o serialu (sezonach 1-4) pisałam kupę czasu temu, TUTAJ.
Zawsze bardzo lubiłam ten serial, uważam że to jeden z najlepszych krótkich czasoumilaczy. W New Girl poznałam paczkę przyjaciół, których chciałabym mieć w prawdziwym życiu. Rozumiecie, tak jak kiedyś wszyscy chcieli dołączyć do paczki Rachel, Chandlera, Joeya i reszty bohaterów Przyjaciół, tak ja marzyłam o poznaniu takiej bandy wariatów jak Nick, Jess czy Schmidt. Dlatego, gdy zapowiedziano ostatni sezon, który miał być takim epilogiem do przygód ukochanych postaci bardzo się ucieszyłam. Całość składa się jedynie z ośmiu odcinków i nie wierzę, że to powiem, ale dobrze że tylko z tylu. Niestety, zabieg przeskoczenia kilka lat do przodu nie wyszedł twórcom i trochę brakowało tego ciepła połączonego z humorem, który bił z serialu na przestrzeni poprzednich sezonów. Wyglądało to tak, jakby chcieli po łebkach przeskoczyć po poszczególnych tematach i doprowadzić to do typowego zakończenia - ślub, dziecko, praca, wszystko idealnie ułożone. Nie zmienia to faktu, że wszystkie poprzednie sezony to złoto, do których mam nadzieję w przyszłości wracać w celu poprawienia sobie humoru. Trudno zapomnieć o tak genialnych scenach jak ta z pierwszego odcinka kiedy chłopaki śpiewają dla Jess piosenkę z Dirty Dancing czy o szalonych pomysłach Winstona, jak ten z wpuszczeniem szopa na wesele. Do tego możemy tutaj znaleźć jeden z najbardziej emocjonujących związków, bo Jess i Nick chemię między sobą mieli niesamowitą, szczególnie w pierwszych dwóch sezonach. Dlatego wszystkim polecam oglądanie, ale siódmy sezon można sobie odpuścić.



Jakie seriale Wy oglądacie? :)

piątek, 7 sierpnia 2015

#26 - 'New Girl', czyli Jess, chłopaki i terapia śmiechem!

Patrząc na moje przygody z serialami niewiele jest takich, które przetrwały próbę czasu. Często zniechęcam się po kilku sezonach. I nawet wspomnienia dobrych odcinków nie potrafią mnie namówić do powrotu do oglądania. Tak było z Glee, Pretty Little Liars czy The Vampires Diaries. Trzeba też dodać, że akurat te były typowymi młodzieżowymi serialami, ale do pewnego momentu dobrze mi się je oglądało. Dziś będzie jednak o serialu, który taką próbę przeżył. A dlaczego - przekonacie się w moim poście ;)


Fabuły 'New Girl' nie trzeba długo przedstawiać. Opiera się ona na banalnym pomyśle - Jess (Zooey Deschanel) szuka mieszkania po zdradzie jej chłopaka. Przez ogłoszenie ląduje na kanapie w olbrzymim lofcie, w którym mieszka trzech zabawnych gości - Schmidt (Max Greenfield), Nick (Jake Johnson) i Coach (Damon Wayans Jr.). Początkowy opór w mieszkaniu z dziewczyną zostaje przełamany kiedy Jess wspomina, że jej najlepsza przyjaciółka jest modelką - Cece (Hannah Simone). I dalej serial pokazuje codzienne życie tej pokręconej paczki.
Zacznę od tego, że serial przydał mi się wielokrotnie w życiu studenckim. Może sami kiedyś to przeżyliście - zrobiliście sobie ogromny obiad, zabieracie go do pokoju i dopada Was jedno - mam teraz jeść i gapić się w ściany? Pewnie, że nie! Lepiej coś obejrzeć. Problem polega na tym, że nie przepadam za dzieleniem filmu, więc wolę nie oglądać fragmentu i później przypominać sobie co mimochodem obejrzałam. Seriale też zazwyczaj są za długie. Ale "New Girl" jest wyjściem idealnym. Każdy odcinek trwa tylko 20 minut, nie trzeba się zanadto skupiać, rozrywka jest przednia. Trzeba tylko uważać, żeby nie zakrztusić się jedzeniem podczas niektórych żartów.
Bo właśnie to jest siła tego serialu. Scenariusz, który nie prowadzi akcji do przodu, ale pokazuje nam życie codzienne tych niecodziennych ludzi. I trzeba przyznać, że liczba takich wariatów zazwyczaj nie przypada na tak niewiele metrów sześciennych.
No dobrze, ale kogo my tu mamy? Tytułową bohaterką jest Jess. Podobno początkowo rolę jej miała grać Amanda Bynes, całe szczęście, że się to nie udało. Wiem, że co do grającej ją Zooey zdania są podzielone, ale ja nie potrafiłam nie polubić tej zdziecinniałej, infantylnej, pokazującej masę emocji dziewczyny. Czasami gdy oglądam jej sceny myślę, że były one po prostu improwizowane tak bardzo pasują do aktorki.
Rzadko się raczej zdarza, że wszystkie postaci darzę sympatią, ale tutaj właśnie tak jest. Schmidt (szczególnie w pierwszych dwóch sezonach) jest irytująco zabawny, to pierwsze serialowe źródło humoru. Przesadnie dba o wygląd, ma porządną posadę, wyrywa dziewczyny, ale dziwnym trafem pasuje do tego loftu. Dołączamy do tego Nicka, czyli życiowego nieudacznika - rzucił studia prawnicze, zabrał się za pracę w barze i pisze książkę o zombie. A w uczuciach jest równie nieporadny jak w życiu zawodowym. Trzecim współlokatorem w pierwszym odcinku jest Trener. Jednak aktorowi niespodziewanie przedłużyli serial, w którym grał wcześniej. Jego rolę przejął Winston (Lamorne Morris), który pojawił się jako kumpel Nicka z dzieciństwa, powracający z Ukrainy, gdzie grał w koszykówkę. W pierwszych sezonach było widać, że jest to taka postać 'na dostawkę', tak jakby twórcy nie mieli za bardzo pomysłu jak rozpisać jego historię. Jednak im dalej tym bardziej go polubiłam. Teraz tylko czekam aż Winston rzuci jakimś idiotycznym tekstem, a także na wszystkie jego sceny z kotem!
 Zastanawiam się jak to jest z tym serialem, że nawet po dłuższych przerwach w oglądaniu wciąż mam ochotę do niego wracać. Ta długość odcinków na pewno ma jakiś wpływ, ale przecież zdarza mi się oglądać kilka pod rząd. Wydaje mi się, że po prostu miło jest popatrzeć na ludzi, wszystkich w okolicy trzydziestki na karku, którzy borykają się z podobnymi problemami co my. Tylko że z wszystkiego wychodzą z uśmiechem na twarzy i workiem optymizmu. Do tego każda z postaci jest przerysowana - aktorzy przeginają, ale każdy w inną stronę. Wydaje mi się, że dla nich to też musi być kupa zabawy, kiedy koledzy wyczyniają takie rzeczy na planie! Śpiewy, tańce, dziwnie wypowiadane kwestie - tego w serialu jest naprawdę dużo i mi w ogóle nie przeszkadza. Pozwala mi nawet uwierzyć, że na świecie jest dużo więcej pozytywnych freaków, niż myślałam! I najpiękniejsze jest to, że mimo różnic między bohaterami przyjaźń trwa w najlepsze. Wszyscy się wspierają, na swój sposób starają się pomóc reszcie (co nie zawsze, a raczej rzadko dobrze się kończy ;p). Oglądając ten serial miałam ochotę szukać nowych mieszkań tylko po to, żeby poznać taką paczkę i stać się jej częścią. A później grać z nimi w 'drunking game'. Po czterech sezonach wciąż nie wiem o co w niej chodzi !
Matko jedyna, jest tak wiele świetnych gifów z tego serialu, że nie wyrabiam z wybieraniem. Pewnie przez to dłużej będzie się ładował post, ale chyba warto ;)
Już na koniec wspomnę o zabawnej ciekawostce. W pierwszym sezonie twórcy musieli zwracać uwagę Zooey i Jake'owi, żeby ograniczyli kontakt fizyczny na planie - podobno wytwarzali za dużo chemii na ekranie!
Serial polecam wszelkim fanom komedii. Naprawdę wątpię, żebyście się na nim wynudzili. A jeżeli nastąpi chwila zwątpienia po którymś odcinku - odłóżcie go. Później może przyjść moment, że zapragniecie do niego wrócić. Tak było ze mną. I mimo kilku słabszych momentów wciąż będę go oglądać, bo zżyłam się z tą paczką przyjaciół!
I Winston przekazuje Wam siłę do dalszego blogowania !

Oglądacie 'New Girl'? Jak wrażenia?
A może Was przekonałam, żebyście dali mu szansę?
Na koniec zarzucam zwiastunem (warto zobaczyć do końca - śpiew chłopaków rozbraja!):


Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka