Wygodnie jest oglądać same filmowe nowości i na ich podstawie rozmawiać o kinie. Czasami jednak przychodzi nam ochota na zabranie się za coś innego, trochę starszego, ale nie wiemy od czego zacząć. Oczywiście ścieżek mamy mnóstwo, bo możemy nadrabiać kino nieme, filmy Kubricka, kino azjatyckie czy niezależne produkcje europejskie. Ja przybliżę Wam jeden z moich ulubionych rodzajów kina, czyli filmy ze złotej ery Hollywood.
To klasyka kina w najlepszym wydaniu, którą po prostu warto poznać. Ten typ filmów wyróżnia przede wszystkim poleganie na dobrym scenariuszu. Tutaj nie zobaczymy efektownych pościgów czy postaci stworzonych za pomocą techniki CGI. To kino zawsze kojarzyło mi się z wizytami w teatrze - widz ma przed sobą kilka postaci, główną intrygę i za pomocą dobrze rozpisanych dialogów oraz aktorstwa na wysokim poziomie może spędzić miło czas.
Postanowiłam podzielić wpis na dwie części - pierwsza będzie zawierać lżejsze pozycje, komedie, musicale, a w drugiej skupię się na trochę poważniejszym kinie. Zaczynajmy!
To klasyka kina w najlepszym wydaniu, którą po prostu warto poznać. Ten typ filmów wyróżnia przede wszystkim poleganie na dobrym scenariuszu. Tutaj nie zobaczymy efektownych pościgów czy postaci stworzonych za pomocą techniki CGI. To kino zawsze kojarzyło mi się z wizytami w teatrze - widz ma przed sobą kilka postaci, główną intrygę i za pomocą dobrze rozpisanych dialogów oraz aktorstwa na wysokim poziomie może spędzić miło czas.
Postanowiłam podzielić wpis na dwie części - pierwsza będzie zawierać lżejsze pozycje, komedie, musicale, a w drugiej skupię się na trochę poważniejszym kinie. Zaczynajmy!
Deszczowa piosenka (1952)
źródło |
Zacznijmy może od tego głośnego tytułu, obok którego nie da się przejść obojętnie. Każdy z nas kojarzy tytułową piosenkę, a nawet całą sekwencję taneczną, którą wykonuje do niej Gene Kelly. Teraz, gdy tylko usłyszymy pierwsze takty od razu widzimy aktora bujającego się na latarni w strugach deszczu. Uwierzcie mi na słowo, że cały film dostarcza jeszcze wielu takich wspaniałych scen. To cudowna rozrywka, szczególnie dla fanów musicali, z genialną obsadą (oprócz Gene'a Kelly, występuje mama Carrie Fisher, młodziutka Debbie Reynolds i Donald O'Connor, który sprawdził się w roli idealnie). Fabuła skupia się na historycznym momencie pojawienia się kina mówionego (wspomina się słynnego Śpiewaka z jazzbandu, czyli pierwszego filmu dźwiękowego) i pokazuje jak z tym faktem radzą sobie twórcy - aktorzy, producenci, reżyserzy. To już ciekawy temat, a dokładając do tego wspaniałe utwory muzyczne (oprócz tytułowego, kojarzycie może Good Morning i Make'em Laugh), z godnym podziwu wykonaniem (stepowanie!) mamy zagwarantowaną rozrywkę, a jednocześnie wycieczkę w przeszłość kina, w towarzystwie samych dużych nazwisk, której szybko nie zapomnimy.
Wielki wyścig (1965)
źródło |
Tym razem coś z innej beczki i innej dekady. W przypadku Wielkiego wyścigu wystarczy rzut oka na zdjęcie powyżej - reżyser, Blake Edwards, rzuca tortem w Natalie Wood, grającą jedną z głównych ról. Już wiadomo czego się spodziewać po filmie. To jedna z najbardziej zabawnych, slapstickowych komedii, w której gagi polegają właśnie na prostych, znanych sztuczkach, jak obrzucanie się jedzeniem czy urządzanie przypadkowej bójki, z serii: uderzył jeden, a tamten oddał innemu, etc. Zazwyczaj wymagam więcej od komedii (szczególnie, że nawet tutaj zdarzały się momenty lekko przeciągnięte i nużące), ale w tym przypadku i tak bawiłam się przednio. Możliwe, że spora w tym zasługa genialnych aktorów: Tony'ego Curtisa i Jacka Lemmona, którzy grają dwie postacie, mające największe szanse w tytułowym wyścigu. Historia jest banalna - automobile starają się o pierwsze miejsce na mecie, a do przemierzenia mają trasę od Nowego Jorku do Paryża. Pojawia się też miejsce na pokazanie emancypowanej kobiety, w momencie kiedy na prowadzenie wychodzi Maggie, grana przez Natalie Wood. Dla mnie to zawsze będzie taka komedia niedzielna, którą można spokojnie obejrzeć całą rodziną i która każdego ma szansę rozbawić.
Parada wielkanocna (1948)
źródło |
Tytuł może nieco mniej znany, co może dziwić patrząc chociażby na słynne nazwiska w obsadzie. Film zresztą miał sporego pecha, jeżeli chodzi o aktorów. Na początku główną męską rolę miał zagrać Gene Kelly, jednak za sprawą nieszczęśliwego wypadku (złamanie nogi w kostce) nie mógł przez jakiś czas tańczyć, więc postanowiono go zastąpić. Freda Astaire'a ściągnięto z emerytury, proponując przejęcie angażu. Ann Miller również zastąpiła poprzedniczkę - Cyd Charisse, która nabawiła się fizycznej kontuzji. Na szczęście wszystko się dobrze skończyło, a para Astaire-Garland sprawdziła się na ekranie. Fabularnie to często powtarzana współcześnie klisza. Don Hewes (Fred Astaire) rozstaje się z utalentowaną partnerką i zakłada się z przyjacielem, że nawet ze słabej, prowincjonalnej tancerki zrobi gwiazdę na miarę jego Nadine. Tak poznaje Hannah, którą gra pełna uroku Judy Garland. Film pełen jest zabawnych sytuacji, związanych z zakładem. Na dodatek mamy tutaj do czynienia z miłosnym kołem - Hannah zakochuje się w Donie, który kocha Nadine, która ma inny obiekt westchnień, itd. Trzeba też wspomnieć o wspaniałych, jazzowych utworach muzycznych, z których niektóre bawią do łez, jak ten, z którego pochodzi powyższe zdjęcie, Couple of Swells. W filmie pojawia się również scena parodiująca jeden z najwcześniejszych filmów Astaire'a. Mowa tutaj o słynnym tańcu do Cheek to Cheek z Top Hat, tutaj pokazujący nieokrzesanie postaci, granej przez Garland, próbującej połapać się w plątaninie piór. Film uroczo zabawny.
Filadelfijska opowieść (1940)
źródło |
Ze świata musicali przenieśmy się do podwalin komedii romantycznej. Filadelfijska opowieść to nie jest jednak kolejna banalna historyjka, a wszystko za sprawą scenariusza, opartego na podstawie sztuki Philipa Barry'ego. To historia Tracy (Katherine Hepburn), która właśnie przygotowuje się do ślubu z lordem Kittredgem (John Howard). Niespodziewanie do jej domu przybywają żądni sensacji dziennikarze, a także jej były mąż, Dexter (Cary Grant), z którym nie rozstała się w najlepszych relacjach. Za scenariusz zgarnięto w 1940 roku Oscara, więc możecie być pewni, że ta historia jest naprawdę frapująca. Przede wszystkim bardzo dobrze rozpisane są w tym przypadku postaci, dzięki czemu aktorzy mają spore pole do popisu. Katherine gra kobietę zadziorną, nie bojącą się wyrażania swojego zdania, a jej relacja z byłym mężem pełna jest ironicznych komentarzy i obustronnej złośliwości. Ale jak wiadomo - kto się czubi, ten się lubi! To jeszcze nic, bo bynajmniej nie tylko główne role są warte uwagi. Cały drugi i trzeci plan również daje radę, na tyle że James Stewart, grający dziennikarza, za drugoplanową rolę otrzymał Oscara. Film jest przede wszystkim bardzo ciekawą, oryginalną komedią romantyczną, z inteligentnym humorem pełnym klasy. Samo zakończenie jest moim zdaniem zaskakujące, ale to chyba działa jedynie na plus. Każdy powinien to obejrzeć.
Rzymskie wakacje (1953)
źródło |
Jeżeli jesteśmy w tematyce komedii romantycznych to nie może zabraknąć tutaj jakiegoś filmu z Audrey Hepburn (mimo zbieżności nazwisk, niespokrewnionej z Katherine). Wiele jest tytułów w jej filmografii wartych zobaczenia, na czele z cudownym Śniadaniem u Tiffany'ego i wszystkie są godne polecenia. Ja umieszczam tutaj Rzymskie wakacje, za które Audrey dostała swojego pierwszego, a zarazem ostatniego Oscara w kategorii najlepsza aktorka pierwszoplanowa. Grana przez nią postać, księżniczka Anna, ma dosyć życia pod ciągłym nadzorem służby. Podczas wycieczki po Europie, trafia w końcu do Rzymu, gdzie postanawia spędzić dzień incognito, jako normalna dziewczyna. Tam poznaje dziennikarza Joe (Gregory Peck), który decyduje się jej towarzyszyć. Jak widać temat bogatych panien, które udają ludzi z niższych sfer od lat ma się dobrze, bo takie filmy wciąż powstają i mają swoich wiernych fanów. Jest coś przyciągającego w tym podglądaniu zderzenia świata bogaczy z codziennością normalnego szarego człowieka. Zresztą, scenariusz napisał genialny Trumbo (chociaż Oscara w jego imieniu odebrał ktoś inny - jeżeli chcecie poznać historię tego zakazanego w Hollywood scenarzysty, obejrzyjcie film pod tytułem Trumbo), więc możecie wierzyć, że jest na wysokim poziomie. Na dodatek dochodzi czar płynący z ekranu dzięki parze Hepburn-Peck. Znana komediowa scena z wkładaniem ręki przez Greogry'ego do środka rzeźby została zaimprowizowana, zatem słodka reakcja Audrey jest całkowicie naturalna. Już ta scena pokazuje, że aktorka wprost urodziła się do ról w komediach romantycznych i trudno się w niej po seansie nie zakochać.
Pół żartem, pół serio (1959)
źródło |
Nie mogło oczywiście zabraknąć nazwiska Marilyn Monroe, a jak komedia z jej udziałem, to najlepszym wyborem musi być Pół żartem, pół serio. To jeden z tych filmów, które oglądałam już kilka razy i zawsze jak jest emitowany w telewizji to zawieszam na nim oko. Reżyserem jest dobrze znany Billy Wilder, który ma talent do tworzenia dzieł kompletnych, idealnie wyważonych. Historia jest dość prosta: mamy dwóch muzyków, saksofonistę Joe (Tony Curtis) i kontrabasistę Jerry'ego (Jack Lemmon), którzy po serii przykrych wypadków stają się ścigani przez mafiozów. Szukają więc najlepszego miejsca do ukrycia. Wybór pada na wędrującą na Florydę orkiestrę żeńską. Oczywiście, żeby pozostać incognito muszą skorzystać z przebrania. Jasnym wydaje się, że spora zasługa w odniesionym sukcesie filmu należy do tych dwóch męskich aktorów. Ich odzwierciedlanie kobiecych członków zespołu sprawdza się idealnie i bawi do łez. Jako wisienkę na torcie mamy jeszcze Marilyn Monroe, która akurat jest dość specyficzną aktorką i może nie każdemu przypaść do gustu. Ja nawet ten jej czar i słodycz kupuję. Chociaż podobno sama praca na planie z nią to była katorga oraz psychiczne przygotowanie się na masę dubli. Cóż, ważne, że efekt jest zadowalający. Przyjemny jest tutaj ten wątek romantyczny, szczególnie, że generuje nowe zabawne sytuacje - chociażby kiedy przebrany za kobietę Lemmon zmuszony jest podrywać mężczyznę. Naprawdę warto obejrzeć tę komedię, trudno powstrzymać śmiech!
Oczywiście filmów do polecenia jest jeszcze całe mnóstwo, jeżeli chcecie więcej to mała lista bonusowa:
- musicale: Dźwięki muzyki, Spotkamy się w St. Louis, Panowie w cylindrach, Moja najmilsza, Nie jedzcie stokrotek, Podnieść kotwicę;
- komedie/komedie romantyczne: Książę i aktoreczka, Dziewczyna Piętaszek, Dziewczyna z Piątej Alei, Pokochajmy się, Zabawna buzia, Sabrina, Szarada, Mężczyźni wolą blondynki, My fair lady, Słodka Irma, Arszenik i stare koronki.
Lubicie tego typu kino? Może macie swoje ulubione tytuły?