Mam nadzieję, że w końcu wrócę na tory, przyłożę się bardziej do opinii i będę pisać je na bieżąco. Na razie jednak muszę się ratować tymi podsumowaniami z krótkimi recenzjami. Oby ten post był ostatnim tego typu!
Zanotuję tylko ciekawe spostrzeżenie: bardzo dużo czytam w tym roku książek, których autorkami są kobiety. Masłowska, Lebowitz, Rooney, Czajka-Kominiarczuk, a teraz trzy kolejne. Zupełnie nieplanowane, wychodzi mimochodem. Podoba mi się!
Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 1920
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: WAB
Podziwiam twoje pokolenie za to, że miało czas, by znać prywatne myśli drugiej osoby, a my nigdy nie mamy czasu, by choćby poznać swoje własne.
Opis wydawcy
Lata 70. XIX wieku – do hermetycznego światka nowojorskiej socjety wraca z pobytu w Europie młoda hrabina Ellen Olenska. Najprawdziwsza femme fatale, która przed laty odważyła się odejść od męża brutala, wywołując tym niemały skandal wśród arystokratycznych rodów, w których ściśle przestrzega się kodeksu wyrafinowanych zachowań i manier. Niegdyś jedna z nich, dziś jawnie pogardza przyciasnym gorsetem pozorów i konwenansów, demaskując panującą w środowisku hipokryzję.
Edith Wharton była pierwszą kobietą, która została uhonorowana Nagrodą Pulitzera. Dostała ją właśnie za powieść Wiek niewinności, napisaną w latach 20tych zeszłego wieku. Był to czas gwałtownego rozwoju technologicznego, krótko po zakończeniu I wojny światowej, ale Wharton postanowiła zostawić współczesne jej czasy i akcję swojej powieści umieściła w latach 70tych XIX wieku. Dla ówczesnych czytelników, otoczonych wynalazkami – samochodami czy telefonami – była to zatem sentymentalna podróż w czasie. Niby niedaleka, a okazuje się, że okresy te dzieliła przepaść.
Na pewno moc Wieku niewinności tkwi w dbałości o szczegóły. Wharton odmalowuje minione czasy przykładając uwagę do detali, dzięki czemu łatwo jest nam przenieść się na wystawne kolacje czy do wypełnionych po brzegi oper. Socjeta Nowego Jorku jest barwna i zepsuta, przechodzi codziennie przez powtarzające się rytuały, związane z utrzymaniem odpowiedniego statusu w społeczeństwie. Mieszkańcy podczas składanych wizyt wytykają towarzyszom błędy, które sami popełniają. Ten bohater zbiorowy jest w przypadku powieści bardzo ważny, bo pokazuje obraz społeczeństwa, który skazuje bohaterów na życie w niespełnieniu.
Historia miłosna zawarta w książce powtarza dość typowy trop, znany z gatunku romansu. Newland Archer to młody dżentelmen, który ma poślubić May Welland. Na drodze do szczęścia staje im kuzynka dziewczyny, hrabina Oleńska. Będziemy zatem śledzić perypetie tej trójki osób, zaplątanych w trójkąt miłosny. Piękne są opisy scen między Archerem a Oleńską, autorka skupia się na delikatnych gestach, zniuansowanych spojrzeniach, które tak w klasycznych romansach lubimy. Świetnie są również zarysowane te główne postacie, konflikt jest ciekawy, a akcja toczy się z lekkością. Dodatkowo, styl autorki sprawia, że czyta się to nad wyraz przyjemnie. Zdecydowanie klasyk, który warto nadrobić.
Gatunek: fantastyka
Rok pierwszego wydania: 2019
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: Uroboros
Czasem nierealne marzenie może stać się bardzo realnym koszmarem.
Opis wydawcy
Ekipa śledcza Wydziału Opętań i Nawiedzeń wkracza do ogrodu Kusiciela, aby odkryć ostatni element układanki. Ekshumacja zwłok nieznanego mężczyzny daje początek serii tragicznych wydarzeń. We Wrocławiu dochodzi do przerażających samobójstw, mroczna przeszłość Kruchego powraca, by upomnieć się o jego duszę, Ida zaś przekonuje się, że dar szamanki od umarlaków w niepowołanych rękach grozi katastrofą, a życzenia potrafią być niebezpieczne szczególnie wtedy, gdy się spełniają…
Mam listę kilku polskich autorów fantastyki, których lubię i chętnie śledzę ich literackie poczynania. Ponad dziesięć lat temu sporo czytałam tego typu książek, dzięki czemu mam pewien ogląd, na których autorów warto zwracać uwagę. To w tamtych czasach natknęłam się w bibliotece na tytuł Szamanka od umarlaków Martyny Raduchowskiej, która rozpoczyna cykl historii o Idzie. Jedyny szkopuł jest taki, że na kolejne części trzeba było długo czekać!
Pamietam, że wówczas lektura spodobała mi się od pierwszych stron, między innymi za sprawą miejsca akcji. Wydarzenia rozgrywają się we Wrocławiu, mieście, w którym od wielu lat mieszkam. Jest to zatem ekscytujące kiedy Ida odwiedza pobliski cmentarz, żeby rozprawić się w nim z siłami zła. Jednak to tylko ta wisienka na torcie serii. Na szczycie pozytywów znajduje się również styl autorki – Raduchowska piórem włada sprawnie, dialogi kreuje naturalne, a opisy wnikliwe. Fabularnym punktem wyjścia jest śledztwo w sprawie serii tajemniczych zgonów. Ida dodatkowo boryka się z osobistymi problemami, związanymi ze snami. Intryga prowadzona jest zręcznie, wiele tropów ładnie się zazębia. Bohaterowie natomiast to ponownie świetni towarzysze przygody. W kategorii rozrywkowej polskiej fantastyki to trylogia Szamanki od umarlaków radzi sobie świetnie. Ja natomiast chętnie sięgnę również po inne książki autorki.
Gatunek: science-fiction
Rok pierwszego wydania: 2021
Liczba stron: 440
Wydawnictwo: Rebis
Gdybym siebie nie znała, pomyślałabym, że to obraz szczęśliwej i zadowolonej z życia kobiety. Możliwe, że wreszcie staję się szczęśliwą i zadowoloną z życia kobietą.
Opis wydawcy
Ludzkość wymiera za sprawą wirusa o nazwie 6DM – „sześć dni maksimum” – najwyżej tyle przeżywa zakażony nim człowiek. W Londynie udaje się jakimś cudem przetrwać jednej kobiecie. Całe życie spychała własne pragnienia na dalszy plan, ukrywała uczucia i rozpaczliwie próbowała dopasować się do innych. Jest zupełnie nieprzygotowana na to, by samotnie stawić czoło przyszłości.
Książka Ostatnia na imprezie potwierdziła fakt, jak ważne jest odpowiednie dobranie lektury i dopasowanie jej do gustu czytelnika. Od dłuższego czasu miałam sporo szczęścia w swoich wyborach, nic mnie specjalnie nie odstraszało, bywały lepsze i gorsze pozycje, ale bez spektakularnych porażek. W przypadku tej książki przed czytaniem sprawdziłam szybko oceny na portalu Goodreads (ponad 4 na 5 gwiazdek!) i kilka opinii na jej temat. Dodatkowo wołało mnie z okładki „.. podnosząca na duchu książka o końcu świata”. Niestety, nie podniosła ani o milimetr.
Ostatnia na imprezie to książka postapokaliptyczna, której akcja ma miejsce po światowej pandemii. Podobno autorka zaczęła ją pisać przed pojawieniem się COVID, ale później postanowiła zawrzeć i tę chorobę w swojej historii. Zatem czytamy o tym jak po pandemii, którą znamy przyszła kolejna i wybiła ludzkość. Już to może uruchomić lampkę ostrzegawczą i osobom, dla których temat pandemii jest nad wyraz wrażliwy, odradzam tę książkę.
Sporo tutaj typowych tropów gatunku postapo – samotna dziewczyna przemierza wymarły świat, a konkretnie wyspy brytyjskie w poszukiwaniu jakiejkolwiek żywej duszy. Za kompana ma wiernego towarzysza, labradora. Po drodze przechodzi przez różne etapy, od chęci zupełnego odcięcia się od świata rzeczywistego, przez dzikie walki z wilkami i mewami, po próbę poradzenia sobie w tym nowym świecie. Niestety, problemów jest kilka – wszystkie te przygody są nieangażujące, a sama bohaterka zupełnie niesympatyczna. Wygląda na to, że to jedyna żyjąca kobieta i chciałoby się jej kibicować, ale przez śledzenie jej kolejnych decyzji i obserwowanie w jaki sposób traktuje otoczenie – po prostu nie da się z nią sympatyzować.
Najgorsze jest to, że oprócz gatunku postapokaliptycznego, roztargnionej bohaterki i jej dziwnych przygód, mamy jeszcze mocną makabrę. I tego zupełnie nie wiedziałam przed sięgnięciem po książkę, a żałuję, bo mógł to być element, który mnie odstraszy. Opisy są dosadne, a biorąc pod uwagę, że ludzkość padła trupem w ciągu kilku dni to możecie sobie wyobrazić tę masę ciał, jak mogą wyglądać i jaką dają przestrzeń do szczegółowego oddania sytuacji. A autorka przypomina o nich kilkukrotnie.
Z plusów, ciekawy był pomysł na przesłanie, płynące z książki. Ostatnia na imprezie jest trochę o poznaniu samej siebie, wyrwaniu się ze szponów wymagań społeczeństwa. Bohaterka podejmowała całe życie próby wpasowania się w oczekiwania, przechodziła trudności wynikające z nieumiejętności rozmawiania o problemach. Aż w końcu społeczeństwo zniknęło i może zacząć żyć po swojemu. I ta historia byłaby bardzo dobra, gdyby nie cała ohydna otoczka. Podsumowując, to raczej książka dla fanów makabrycznych historii.