niedziela, 26 stycznia 2025

Styczniowe lektury – „Ministerstwo czasu” Kaliane Bradley i „Rozdroże kruków” Andrzej Sapkowski

 

Ministerstwo czasu
Kaliane Bradley

Gatunek: science fiction
Rok pierwszego wydania: 2024
Liczba stron: 432
Wydawnictwo: Poznańskie

Wszystkiemu, co kiedykolwiek się wydarzyło, można było zapobiec, a jednak niczemu nie zapobieżono. Jedynym, co można naprawić, jest przyszłość. Uwierz mi, gdy powiem, że właśnie tego nauczyła mnie możliwość podróży w czasie.
 

Opis wydawcy

Brytyjski rząd uruchamia eksperymentalny program, który polega na sprowadzaniu ludzi z przeszłości – ekspatów. Ich opiekunami i przewodnikami po współczesności są specjalni urzędnicy nazywani pomostami. Oficjalny cel: sprawdzenie, jak podróże w czasie wpływają na ludzkie ciało i bieg historii. Nieoficjalnie: coś jest na rzeczy, ale co?  


Moja recenzja

Największy plus czytania Ministerstwa czasuChyba świadomość, że nie każda książka, która zbiera entuzjastyczne recenzje, musi trafiać w mój gust – i to jest w porządku. Niektóre lektury po prostu nie rezonują z czytelnikiem, a Ministerstwo czasu okazało się jedną z takich książek. Gdybym wcześniej dokładniej zapoznała się z opisem wydawcy, mogłabym przewidzieć, że niekoniecznie będzie to coś dla mnie. Spędziłam z nią kilka wieczorów, ale niestety – nie mogę powiedzieć, że wracałam do niej z niecierpliwością. Bardziej chciałam już zakończyć tę przygodę, niż czerpałam przyjemność z samego procesu czytania.

Na pewno nie pomogły tu wysokie oczekiwania, które wynikały z licznych pochwał i pozytywnych opinii. Sam pomysł na fabułę wydawał się niezwykle obiecujący: połączenie science-fiction, romansu i powieści historycznej – brzmi jak mieszanka idealna. Podróże w czasie to przecież świetny punkt wyjścia dla wciągającej fabuły, a ja byłam ciekawa, jak autorka połączy te różnorodne gatunki. Niestety, wykonanie nie do końca sprostało moim oczekiwaniom. Główne miejsce w historii zajęły rozterki bohaterki i powoli rozwijający się romans, który mnie osobiście nie porwał. Mam wrażenie, że wątki science-fiction i historyczne zostały zepchnięte na dalszy plan, a ich potencjał pozostał niewykorzystany.

Jeśli chodzi o bohaterów, niestety również na tym polu książka mnie zawiodła. Narratorka, choć pełni kluczową rolę, nie wyróżnia się niczym szczególnym na tle innych postaci. Brakowało mi w niej sprawczości i głębi, a jej perspektywa nie potrafiła mnie wciągnąć. Graham Gore, XIX-wieczny ekspat, zapowiadał się na bohatera z ogromnym potencjałem – opowieść o kimś próbującym odnaleźć się w zupełnie obcej, współczesnej rzeczywistości to przecież świetny materiał na interesującą fabułę. Niestety, przez to, że narratorka jest jednocześnie główną bohaterką, Graham został sprowadzony głównie do roli szarmanckiego i męskiego kontrapunktu, którego zadaniem jest napędzanie wątku romantycznego. Na drugim planie pojawiły się za to postacie z ciekawszym potencjałem – Maggie i Arthur – ale ich rola była zbyt ograniczona, by wywarli większe wrażenie.

Jednym z bardziej intrygujących aspektów książki była metafora porównująca ekspatów z przeszłości do uchodźców. Główna bohaterka pochodzi z rodziny o kambodżańskich korzeniach, co pozwala jej w pewien sposób zrozumieć zagubienie, które towarzyszy wyrwanym ze swojego świata ekspatom. Niestety, ten temat, podobnie jak wiele innych, został potraktowany dość powierzchownie. Autorka podejmuje również kwestie zmian klimatycznych, homofobii czy trudnych wydarzeń z historii – są to ważne tematy, ale wplecione w fabułę w sposób, który sprawia wrażenie odhaczania kolejnych problemów, zamiast głębszego skupienia się na którymkolwiek z nich.

Finalnie Ministerstwo czasu okazało się dla mnie zwykłym czytadłem, które szybko wyparuje z pamięci. Doceniam próbę poruszenia ważnych tematów oraz odważne połączenie gatunków, ale niestety do fanów tej książki nie mogę się zaliczyć.


Rozdroże kruków
Andrzej Sapkowski

Gatunek: fantasy
Rok pierwszego wydania: 2024
Liczba stron: 292
Wydawnictwo: superNOWA

Bo prawda nie jest dla wszystkich. Prawda jest dla tych, co potrafią ją znieść. Potrafisz?
 

Opis wydawcy

Tym razem arcymistrz polskiej fantasy cofa się do młodzieńczych lat Geralta, który stawia dopiero pierwsze kroki w wiedźmińskim fachu i musi sprostać licznym wyzwaniom. Uzbrojony w dwa runiczne miecze, zwalcza potwory, ratuje niewinne dziewice i pomaga nieszczęśliwym kochankom. Zawsze i wszędzie stara się przestrzegać niepisanego kodeksu, który przejął od swoich nauczycieli i mentorów. Jak to zwykle bywa, życie nie szczędzi mu rozczarowań – młodzieńczy idealizm raz po raz zderza się z rzeczywistością.  


Moja recenzja

Któż by pomyślał, że powrót do wiedźmińskiego świata okaże się tak przyjemny? Ja jestem mile zaskoczona – zwłaszcza po ostatniej książce Sapkowskiego, która była dla mnie raczej rozczarowaniem. Może właśnie to doświadczenie z Sezonem burz sprawiło, że podchodziłam do Rozdroża kruków z mniejszymi oczekiwaniami. Spodziewałam się krótkiej historii o początkach Geralta – i dokładnie to dostałam.

Sapkowski nie próbował zapełnić książki masą easter eggów czy opierać się na sentymentalnych powrotach do znanych postaci. Mógł łatwo zdecydować się na odcinanie kuponów, ale zamiast tego postawił na nowych bohaterów, którzy w interesujący sposób wpływają na młodego wiedźmina. Szczególnie spodobała mi się postać Prestona Holta – doświadczonego wiedźmina, który pełni rolę mentora Geralta po jego opuszczeniu Kaer Morhen. Ciekawym i świeżym pomysłem było także wprowadzenie osoby zajmującej się „rozliczeniami” wiedźmińskiego fachu – coś w rodzaju osobistego księgowego czy doradcy.

Powrót do przygód Geralta był co prawda krótki, ale sprawił mi sporo przyjemności. To może nie ta sama ekscytacja, którą czułam, czytając pierwsze opowiadania Sapkowskiego, ale Rozdroże kruków na pewno warto poznać. Podobała mi się forma książki – historia zbudowana jest z mniejszych epizodów, pierwszych przygód wiedźmina, które zgrabnie łączą się w spójną fabułę z satysfakcjonującym zakończeniem. Choć Geralt nie jest tu tym samym pewnym siebie łowcą potworów, jakiego znamy z sagi – jest młodszy, bardziej wycofany i niepewny – miło było obserwować początki jego wiedźmińskiej kariery.


poniedziałek, 6 stycznia 2025

Podsumowanie 2024

Kolejny rok za nami, a ja po raz kolejny żegnam go z gorączką. Może przyszły rok przyniesie przełamanie tej sylwestrowej klątwy? Mimo wszystko, 2024 obfitował w wiele fascynujących książek, filmów i seriali, które umiliły mi czas zarówno w zdrowiu, jak i chorobie. Dziś zapraszam Was na małe podsumowanie tego, co w minionym roku najbardziej mnie poruszyło i zapadło w pamięć. 


Książki

Największą radość sprawiło mi to, że udało się sięgnąć po książki z własnej biblioteczki. W związku z tym postanowiłam kontynuować ten pomysł i również w 2025 roku losować tytuły ze swoich domowych zbiorów. Wylosowałam kilka prawdziwych 'cegieł', które od dawna chciałam przeczytać, w tym Na wschód od Edenu Johna Steinbecka oraz Czarodziejską górę Thomasa Manna. Ciekawa jestem, jak potoczy się lektura tych klasyków.

W mijającym roku lista najlepszych książek, które przeczytałam, była dość zróżnicowana. Najmocniej zapadła mi w pamięć Z zimną krwią Trumana Capote – niezwykłe połączenie powieści akcji i niemal reporterskiego zapisu brutalnego morderstwa. Wśród moich ulubionych tytułów znalazła się również znakomita powieść science fiction Ptaki, które zniknęły, niezapomniany komiks Sandman, piękna brytyjska powieść Opętanie oraz do bólu prawdziwa Dorośli.


Do wyróżnionych tytułów należą: nowa książka Sigrid Nunez Słabsi, autobiografia Jennette McCurdy Cieszę się, że moja mama umarła, tajemnicza powieść Mag Johna Fowlesa, austriacki laureat nagrody Angelusa Hałastra Moniki Helfer, oraz klasyczna opowieść o niezależnej kobiecie – Z dala od zgiełku Thomasa Hardy'ego. Pod koniec roku sięgnęłam także po dwie lekkie, rozrywkowe lektury, które idealnie umiliły mi wieczory: Cienie z Donlonu Magdaleny Kubasiewicz oraz kolejną przygodę z cyklu Świata Dysku Terry'ego Pratchetta – Straż! Straż!.


Seriale

W tym roku seriale nie zrobiły na mnie takiego wrażenia jak w poprzednich latach. Wiele z polecanych tytułów nie do końca mnie przekonało. Ripley zachwyca pięknymi zdjęciami i doskonałą rolą Andrew Scotta, ale niestety, całość mnie wynudziła. Szogun z początku wydawał się obiecujący, jednak w połowie zaczął się rozwlekać i zamiast bawić, raczej męczył. Chociaż przedostatni odcinek nieco wynagradzał czekanie, to jednak nie wystarczyło, bym naprawdę polubiła ten serial.

Za to udało mi się w końcu nadrobić Better Call Saul. To serial, który czasem zwalnia tempo, ale kiedy akcja nabiera rozpędu, pozostawia widza w szoku. Świetnie napisane postaci, a duet Saula i Kim to prawdziwa mieszanka wybuchowa. Jeśli podobało Wam się Breaking BadBetter Call Saul to absolutny must-watch.

Ten rok zdecydowanie stał pod znakiem animacji. Zaczęłam od zeszłorocznego Niebieskookiego samuraja, który zachwycił mnie piękną kreską i wciągającą akcją. Nie mogę się doczekać dalszych przygód Mizu. Kolejną animacją, która podbiła moje serce, jest Hazbin Hotel. To krótka, ale niezwykle wciągająca opowieść o mieszkańcach piekła próbujących zmienić swoje życie. Dodatkowo, jako musical, posiada fantastyczny soundtrack, który znalazł się na mojej liście najczęściej słuchanych utworów w tym roku.

Pod koniec roku nadrobiłam Arcane, opowieść o dwóch siostrach, która zachwyca swoim zawrotnym tempem. Ta animacja jest przepięknie zrealizowana i choć fabuła momentami wydaje się pretekstem do prezentowania wizualnych majstersztyków, trudno się od niej oderwać. Kolejną ekranizacją gry, która mnie zaintrygowała, był Fallout – fascynująca opowieść postapokaliptyczna pełna tajemnic.

Na mojej liście znalazł się też polski serial Infamia. Choć trochę nierówny, potrafi zaskoczyć naprawdę mocnymi momentami. Miniserial Reniferek również zrobił na mnie wrażenie i cieszę się, że obejrzałam go zanim zrobiło się o nim tak głośno. W tym roku nadrobiłam też Jak poznałem Waszą matkę, który umilił mi wiele wieczorów. Zakończyłam również oglądanie Co robimy w ukryciu, a nowy sezon Misji Podstawówki dostarczył mi sporo śmiechu.





Filmy

W przypadku filmów mam wrażenie, że ten rok trwał dużo dłużej  – tyle było dobroci w kinach. Tytuły takie jak Diuna 2 czy Anatomia upadku, które początkowo wydawały się pewniakiem w mojej topce, ostatecznie trafiły jedynie do wyróżnionych. Jest kilka tytułów, które nie znalazły się na liście, choć ich seanse wspominam bardzo dobrze. Ciekawy pod względem konstrukcji Strange Darling, emocjonalny Tatami, pokręcony A Different Man, wzruszający Pies i robot. Dodatkowo, zupełnie zapomniałam o The Brutalist, który widziałam na American Film Festival. To film, który z pewnością zasłużył na miejsce w zestawieniu. Może znajdzie się na przyszłorocznej liście, w końcu nadal czeka na polską premierę.

Podsumowując mój filmowy rok, zauważyłam, że skupiłam się głównie na nowościach. Zazwyczaj na mojej liście jest więcej klasyków. To coś, co chciałabym zmienić w przyszłości. Nadrabianie klasyków stało się trudniejsze bez telewizji i programów typu TVP Kultura, ale może znajdę inne źródło.

Jeśli chodzi o najlepsze filmy, nie ma na mojej liście wielkich zaskoczeń – większość to dobrze znane hity tego roku. Ghostlight to jeden z tych mniej popularnych filmów, ale zdecydowanie zrobił na mnie wrażenie. Oprócz tego, w wyróżnionych znalazły się Królowe dram – kino queerowe, maksymalnie kampowe, którego seans na wrocławskim festiwalu będę długo pamiętać. Mam też Crossing, bo to kino drogi, które uwielbiam, z dwoma mocno różniącymi się bohaterami, którzy uczą się od siebie nawzajem. Reszta to same znane i doceniane tytuły.






Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka