Po tegorocznej edycji American Film Festival doszłam do wniosku, że muszę trochę inaczej dobierać repertuar. Zawsze rzucam się na filmy z sekcji Highlights, gdzie znajdują się głośne tytuły, które jeszcze nie dotarły do kin w Polsce. Spotkało mnie tam kilka rozczarowań, spowodowanych zbyt wysokimi oczekiwaniami. Chyba pora zacząć szukać tytułów poza tą najgłośniejszą sekcją. Zanim jednak pomysły na przyszły rok, krótko o filmach, które udało mi się na tej edycji obejrzeć.
Wieloryb (2022), reż. Darren Aronofsky
Wieloryb wzbudził spore zainteresowanie krytyków już podczas weneckiego festiwalu filmowego. Powracający do świata filmu Brendan Fraser po seansie został nagrodzony kilkuminutowymi owacjami od publiczności. I z tymi oklaskami się zgadzam, ale z samym filmem nie do końca było mi po drodze.
Cierpiący na poważną otyłość nauczyciel angielskiego próbuje odbudować więź ze swoją nastoletnią córką.*
Wieloryb był najbardziej wyczekiwanym przeze mnie seansem tegorocznego festiwalu. Pozytywnie nastrajały mnie głosy zza granicy wychwalające nowy film Aronofsky'ego, powrót Frasera i parterująca mu Sadie Sink, którą znamy z roli Max w serialu Stranger Things. Wieloryb w moich oczach jest filmem niezłym, ale daleko mi do ekstazy większości krytyków. Aronofsky podąża znanym z ostatnich jego tytułów tropem – ponownie cytuje ustępy z Biblii, wplata wątki religijne w środek tej opowieści o chorobliwie otyłym człowieku, który próbuje odbudować relację z porzuconą przed laty córką. Ta religijność ma twarz młodego misjonarza, który bierze sobie za cel nawrócenie Charliego. Wątek młodego chłopaka był najbardziej rozczarowujący, a scena z kłótnią, w której chłopak w końcu wybucha, emocjonalnie się ze mną rozjechała. Jest to spory problem, szczególnie, że scena była zaplanowana na coś, co powinno poruszyć widza. Najciekawszym wątkiem wydawała się więź Charliego z córką, szkoda tylko że dziewczyna gra przez cały czas nastoletni bunt, pozbawiając swoją postać wielowymiarowości. Fragment z końca filmu trochę ratuje tę relację, ale jest tego zbyt mało i zbyt późno.
Wieloryb jest tak dobrze odbierany, bo Brandon Fraser udźwignął rolę Charliego z niesamowitą gracją. Jego wzrok mówi wszystko, wierzymy w jego przesadną naiwność. Przedstawienie go jako świętego, który widzi w innych tylko dobro, kiedy wokół dzieje się tak wiele okropności, działa tylko dlatego, że Fraser włożył w to tyle serca. Sam film można obejrzeć, jest duże prawdopodobieństwo, że zachwycicie się jak niektórzy. Ja zostaję raczej obojętna, ale warto zobaczyć na dużym ekranie właśnie dla Frasera w tej roli.
Jednym głosem (2022), reż. Maria Schrader
Zastanawiałam się czy warto iść na ten film w ramach festiwalu, bo kinową premierę będzie miał jeszcze w listopadzie. W końcu wskoczył do koszyka. Przed seansem nie nastawiałam się na nic specjalnego, dzięki czemu bardzo miło się zaskoczyłam.
W 2017 r. światem wstrząsnęła informacja o wielkim skandalu w Hollywood. Reporterki New York Timesa, Megan Twohey i Jodi Kantor przedstawiły historię, która skruszyła milczenie wokół tematu molestowania seksualnego przez najpotężniejszego producenta Hollywood- Harveya Weinsteina. *
Wiele osób wymieniało tytuły filmów, do których Jednym głosem jest podobny. Wśród nich znajduje się zdobywca Oscara, traktujący o pedofilskim skandalu wśród księży, czyli Spotlight. Zgadzam się, że sama konstrukcja Jednym głosem przypomina ten tytuł. Maria Schrader, reżyserka znana z dostępnego na Nefliksie Unorthodox, przedstawia chronologicznie całą historię dziennikarskiego śledztwa w sprawie Weinsteina. Tę opowieść ogląda się z ciągłym skupieniem, zwroty akcji i zaskoczenia czekają na każdym kroku, sprawiając że całość jest niemal sensacyjna. To, że ta historia naprawdę się wydarzyła wzbudza obrzydzenie. Droga do napisania artykułu przedstawiona została jako żmudna i pełna przeszkód, bo jak to powtarzają bohaterowie: to nie była walka z jedną osobą, ale z całym systemem, który chronił oskarżonego.
Jednym głosem nie jest filmem wybitnym, nie przeciera nowych szlaków w kinematografii, ale jest na tyle rzetelny, że widz wychodzi z seansu uświadomiony w temacie. Świetnie ogląda się te silne kobiety na drodze do celu, a Carey Mulligan ponownie kradnie uwagę za każdym razem gdy pojawia się na ekranie. Razem z Zoe Kazan tworzą dynamiczny duet, któremu z przyjemnością się kibicuje.
Do ostatniej kości (2022), reż. Luca Guadagnino
Nowy film reżysera Tamtych dni, tamtych nocy musiał znaleźć się na mojej liście do obejrzenia. Oczywiście, byłam świadoma, że to horror o kanibalach, ale stwierdziłam, że to przeboleję i uczepię się słówka romans w sloganach reklamowych. Reżyser się jednak nie wstrzymywał.
Młoda kobieta uczy się jak przetrwać na marginesie społeczeństwa.*
Już pierwsze sceny filmu potwierdzają, że oznaczenie Do ostatniej kości mianem horroru ma oczywiste podstawy. Na początku będziemy świadkami epizodu z bardzo krwawą konsumpcją części ciała przez główną bohaterkę, a wraz z biegiem historii tych obrzydliwych scen pojawi się więcej. Trudno mi powiedzieć jak bardzo są odpychające, bo przez ich większość trzymałam oczy zamknięte. Chociaż nawet wtedy dźwięki mlaskania były wystarczająco odrażające. Zatem – tak, w filmie o kanibalach będzie sporo jedzenia ludzi. Mając to ustalone, sam film zrealizowany jest naprawdę dobrze – czujemy niepokój, jak na gatunek przystało, ale jednocześnie poznajemy świat oczami osób, które od dziecka skazane są na życie poza społeczeństwem, odrzutków, samotników. Moment, w którym spotykają osobę, z którą potrafią znaleźć wspólny język, która jest w podobnej sytuacji, zwyczajnie podnosi ich na duchu. Olśnienie myślą: „nie jestem sama” sprawia, że życie nabiera więcej kolorów. Wiedząc to wszystko, wciąż trudno byłoby mi ten film komuś polecić, bo dla mnie to było o wiele więcej niż mogłam znieść.
Dobra jest w filmie Taylor Russel w głównej roli, świetnie partnerują sobie z Chalametem, ale aktorsko najbardziej wymiata Rylance, którego postać przyprawia o gęsią skórkę za każdym razem, gdy pojawia się na ekranie. Jeżeli chodzi o romans między dwójką młodych aktorów, to niektórzy są zachwyceni, dla mnie ich chemia była po prostu w porządku, obyło się bez motylków w brzuchu. Nigdy nie wrócę do tego filmu, to jest pewne.
Aftersun (2022), reż. Charlotte Wells
Jeden z filmów, który znalazł się w sekcji Highlights, ale akurat niewiele o nim słyszałam. Kilka razy przewinął mi się w poleceniach na Instagramie, ale zapamiętałam z tych informacji tylko to, że gra tam Paul Mescal. To jednak wystarczyło, żebym wybrała się do kina.
Młody ojciec Calum i jego córka Sophie wyjeżdżają razem do tureckiego kurortu. Podczas wspólnych wakacji, które nagrywają na kasecie VHS, stają się sobie bliżsi, niż kiedykolwiek.*
W Aftersun przedstawiona została relacja z wakacji ojca i córki. Historia przeplatana jest nieprofesjonalnymi nagraniami, wykonanymi przez głównych bohaterów. Trzydziestoletni ojciec nie jest na co dzień obecny w życiu jedenastoletniej córki. Postanawia zabrać ją na niezapomniane wakacje do kurortu w Turcji. Spędzają czas przy basenie, grają w bilard, wybierają się nurkować, a wieczorami słuchają hotelowych występów animatorów. Całość toczy się w bardzo powolnym tempie, kamera momentami przykleja się do ojca, który ćwiczy tai-chi, głęboko oddychając, innym razem do córki, która wpatruje się w rodzica jak w obrazek. Widzowie natomiast przyglądają się tym niewinnym czynnościom, wiedząc że zbliża się coś nieuchronnego. Nie do końca wiemy, z której strony to uderzy, ale wiemy, że coś nas czeka.
Film Charlotte Wells zapewne podzieli widzów, na tych, którzy się wynudzą i na tych oczarowanych – ja należę do drugiej grupy. To obraz bezwarunkowej miłości, ale zarazem zagubienia i duszenia się w swoim życiu. Piękna relacja, genialnie zagrana przez Paula Mescala i Francescę Corio. Paul trochę powtarza rolę z Normalnych ludzi, wydobywając całe pokłady wrażliwości i delikatności. Francesca to prawdziwa bomba, dziewczynka z naturalnością podbija serca widzów.
Armagedon (2022), reż. James Gray
Warto wykorzystać każdą okazję do obejrzenia Anthony'ego Hopkinsa na dużym ekranie. Tym razem gatunek coming of age, czyli ten, który bardzo w kinie sobie cenię.
Historia o dorastaniu w Queens w latach 80.*
W obsadzie filmu Armagedon znajdziemy kilka ciekawych nazwisk, bo oprócz Hopkinsa w roli dziadka (cudownego jak zawsze), w roli ojca zobaczymy znajomą twarz Jeremy'ego Stronga, znanego z serialu Sukcesja, gdzie wciela się w rolę Kednalla Roya i Anne Hathaway w roli matki. Niestety, nawet ta mocna obsada nie pomogła mi w zainteresowaniu się fabułą. Reżyser próbuje poruszyć wiele ważnych kwestii, szczególnie o segregacji rasowej, traktowaniu inaczej ludzi z różnych warstw społecznych, ale mówi też o przemocy w rodzinie i niezrozumieniu nastolatków. Sposób, w jaki to robi zupełnie mnie nie porusza i Armagedon był filmem, który mnie zmęczył i przede wszystkim wynudził. Banks Repeta w głównej roli ma odpowiednią ilość charyzmy, jego twarz przyciąga wzrok, ale niestety, aktorstko czasami odstaje od reszty obsady. To taki film, o którym za chwilę zupełnie zapomnę.
Marcel Muszelka w różowych bucikach (2022), reż. Dean Fleischer-Camp
Rzadko zdarza mi się wybrać podczas festiwalu na animację. Coś w zapowiedziach historii Marcela sprawiło, że musiałam kupić bilet na ten seans.
Marcel, który jest małą muszlą, zostaje gwiazdą Internetu. Dzięki zdobytej sławie zaczyna rodzić się w nim nadzieja na odnalezienie rodziny.*
Ciemna sala kinowa, godzina 10:30, a ja cała zapłakana. Dzięki Marcel!
Kiedy zobaczyłam, że Marcel mieszka z babcią, bo został rozdzielony z rodziną, to już wiedziałam, że czeka mnie rzeka łez. Czasami mam wrażenie, że jak sobie to uświadomię, to będę mogła się przygotować i może trochę powstrzymać. W tym przypadku się nie udało. Marcela poznajemy dzięki dokumentowi, który tworzy mężczyzna, wynajmujący dom muszelek przez Airbnb. Ta forma mockumentu sprawdza się idealnie, Marcel jest otwartą muszelką i chętnie dzieli się swoimi wynalazkami, które pomagają mu w codziennym życiu. Jest pełen optymizmu, mimo że wielokrotnie dostał od życia w kość, jest czuły, opiekuje się swoją babcią, martwi o jej stan zdrowia. Jest ciekawy świata, zalewa pytaniami mężczyznę, który trzyma kamerę. Przez to, że dobrze go poznajemy, trzymamy kciuki za dalsze poszukiwania tego małego bohatera.
Marcel Muszelka w różowych bucikach to seans wzruszający, ale zarazem pełen ciepła i światła. O potrzebie życia w społeczeństwie, codziennych bolączkach i wierze, że zawsze można znaleźć wyjście z sytuacji. To film niekonwencjonalny, świetnie napisany, który widza rozbawi, ale też skłoni do refleksji. Chyba mój ulubiony film festiwalu.
McCabe i pani Miller (1971), reż. Robert Altman
Retrospektywa Roberta Altmana na festiwalu cieszyła się sporym zainteresowaniem, wiele osób było zachwyconych możliwością obejrzenia jego filmów na dużym ekranie. Ja znam jego twórczość ze świetnego Gosford Park i mocno pokręconego Trzy kobiety. Nie wiedziałam czego się spodziewać, więc postanowiłam wybrać sobie tylko jeden tytuł z repertuaru.
Zawodowy hazardzista i mająca głowę do interesów prostytutka otwierają dom publiczny. Interes szybko zaczyna prosperować, co nie podoba się lokalnej korporacji.*
Od razu po zakończeniu seansu zaczęłam żałować, że wybrałam tylko jeden film Altmana do nadrobienia. Co to była za przyjemność!
Pisałam o tym już niejednokrotnie, ale ja za westernami nie przepadam, za to coraz częściej z ciekawością zerkam na gatunek antywesternu. Altman prezentuje go od najlepszej strony. Jego Dziki Zachód jest chłodny, pełen dobrze zbudowanych postaci, fabuła jest wciągająca, a klimat gęściutki. I cieszy obecność tych kilku piosenek Leonarda Cohena, które pasowały tutaj idealnie.
Fabuła filmu na papierze nie brzmi interesująco, ale Altman sprawia, że chcemy to oglądać, chcemy wiedzieć jak potoczą się losy tytułowej dwójki. McCabe to mężczyzna, któremu udało się dobrze zainwestować pieniądze, nieustannie popija whiskey z surowym jajem i gra w pokera. Pani Miller nie daje sobie w kaszę dmuchać, prowadzi interes z zaciętością i dbałością o detale, marząc o wyrwaniu się ze swojej sytuacji. Sceny między tą dwójką są intensywne, trudno od nich oderwać wzrok. Nie potrafię wyjść z podziwu, że aż tak dobrze się na tym filmie bawiłam. Może ta ostatnia sekwencja była zbyt przeciągnięta, ale zrzucam to na karb roku produkcji – kiedyś takie sceny polowania budowały napięcie, teraz odczuwa się je jako trochę nużące. W każdym razie, Altman w tym wydaniu cudowny.
Jethica (2022), reż. Pete Ohm, Acidman (2022), reż. Alex Lehmann
W ramach edycji online postanowiłam wybrać tytuły z sekcji Spectrum. Na pierwszy ogień poszedł tegoroczny zwycięzca, czyli Acidman.
Film wyreżyserował Alex Lehmann. Jeden z jego poprzednich filmów, Blue Jay, który jest dostępny na Netfliksie, bardzo mi się spodobał. W Acidmanie przedstawiona została historia trudnej relacji między ojcem a córką. Mężczyzna jest nieco oderwany od rzeczywistości, uciekł od życia rodzinnego lata temu, urywając kontakt z bliskimi. Po żmudnych poszukiwaniach, córce udaje się go odnaleźć, mieszkającego na odludziu, gdzie oddaje się swojemu hobby, czyli próbom nawiązania kontaktu z istotami pozaziemskimi. Przepiękne są w tym filmie zdjęcia, które oddają klimat samotności tej dwójki, obawy przed życiem w społeczeństwie i podporządkowaniu się normom. Czasami ucieczka wydaje się jedynym wyjściem, ale przy wsparciu drugiej osoby może się okazać, że warto powalczyć o szczęście. Chemia między aktorami niesamowita, na słowa uznania zasługują oboje: Dianna Agron i Thomas Haden Church. Blue Jay podobał mi się ciut bardziej, ale i Acidman wart jest obejrzenia.
Drugim tytułem ze Spectrum, który obejrzałam był film Jethica. Akcja zaczyna się opowieścią Eleny o tym jak spotkała po latach Jessicę. Dziewczyna zwierzyła się z problemu ze stalkerem, który śledzi każdy jej krok. Postanowiła wprowadzić się do Eleny na jakiś czas. Są tutaj momenty, których nie powstydziłby się dobry thriller, jak scena w której widzimy zbliżającego się do okna mężczyznę, a po zasunięciu i odsłonięciu rolet nikogo na zewnątrz nie ma. Moje serce zaczęło bić ciutkę szybciej. To opowieść o potrzebie znalezienia kompana na całe życie i o bólach życia w samotności. Ma momenty, chociaż na długo w pamięci zapewne nie zostanie.
Bezkresne lato (1966), reż. Bruce Brown, Bonnie (2022), reż. Simon Wallon
Zazwyczaj omijam filmy dokumentalne na festiwalu, ale pomyślałam, że może warto w tym roku to zmienić. I był to bardzo dobry pomysł. Kiedy włączyłam Bezkresne lato nie spodziewałam się, że obejrzę najbardziej rozrywkowy film festiwalu. To opowieść o dwójce surferów z Kalifornii, którzy przemierzają świat w pogoni za latem, odnajdując nieodkryte jeszcze plaże z falami zdatnymi do uprawiania surfingu. Brzmi to dość prosto, ale sam dokument zyskuje na odbiorze przez formę, jaką reżyser zaproponował. Przez cały czas trwania słuchamy głosu narratora, który korzystając z humorystycznych tesktów opisuje poszczególne ujęcia. Dzięki temu, ogląda się to jak lekką komedię, z której aż bije ciepło. Bliżej zakończenia pomysł na tę formę zaczyna się wyczerpywać i lekko męczyć, ale i tak seans należy do przyjemnych.
Równie dobrze wspominam drugi dokument, czyli Bonnie. W dokumencie przedstawiona została sylwetka Bonnie Timmermann, słynnej reżyserki castingu (casting director). To ona odkryła takie gwiazdy jak Sean Penn, Jennifer Grey, Liam Neeson, Benico del Toro czy Steve Buscemi. W filmie Bonnie dzieli się swoimi doświadczeniami, opowiada o swoich wycieczkach do niszowych teatrów w poszukiwaniu talentów, opisuje jak wygląda standardowy casting, który przeprowadza z początkującymi aktorami. Te historie przeplatane są z archiwalnymi nagraniami z castingów, w których brały udział gwiazdy Hollywood. Możemy oglądać m.in. aktorów, którzy nie otrzymali angażu, chociaż poradzili sobie świetnie przed ekranem, jak Kate Winslet, czytająca do roli Lauren z Gorączki, którą otrzymała w końcu Natalie Portman. Ciekawy wgląd w to, jak trudną ścieżką kariery jest aktorstwo i jak ważny jest ten szósty zmysł i upartość, którą może pochwalić się Bonnie Timmermann.
American Shorts
Pierwszy raz na festiwalu postanowiłam również obejrzeć paczkę krótkometrażówek. Mogę szczerze polecić tę formę, w przeciągu godziny można zapoznać się z pięcioma bardzo różnymi filmami. Żaden nie ma okazji nas znudzić, bo trwają maksymalnie piętnaście minut. W tegorocznej paczce krótkometrażówek kilka się wyróżniało. Na pewno F^¢K '€M R!GHT B@¢K, z którego pochodzi zdjęcie. Okazał się dobrym filmem otwarcia. Raper Sammy piosenką potrafi rozświetlić każdy dzień. W jednym z tytułów pojawił się głos w sprawie dostępu do broni w Ameryce, w innym o zmianach klimatycznych, które zachodzą za naszym oknem, a my udajemy, że ich nie widzimy. W wersji online znalazła się również krótkometrażówka o kulisach powstania filmu Inaczej niż w raju i ten seans natychmiast pokochałam – nie dość, że historia debiutu Jarmuscha była ciekawa, to jeszcze forma animacji, którą zaproponowali twórcy była odkrywcza i idealnie pasowała do klimatu Inaczej niż w raju.
Do zobaczenia za rok, AFF!
* opisy filmów pochodzą z portalu filmweb