Assassin's Creed (2016)
Amatorką gry o tym samym tytule nie jestem. Właściwie nic o niej nie wiedziałam, poza tym, że ma mnóstwo fanów i opowiada o przygodach zabójców. Film jednak i tak kusił - fotosy wyglądały interesująco, do tego w obsadzie pojawił się Fassbender i Cotillard.
Dzięki przełomowej technologii Callum Lynch (Michael Fassbender) doświadcza przygód swojego
przodka, asasyna Aguilara, żyjącego w XV-wiecznej Hiszpanii. Wkrótce
podejmuje walkę z potężnymi templariuszami.
Na tym filmie, najzwyczajniej w świecie, się wynudziłam. Pierwsza scena zapowiadała coś ciekawego - kostiumy i oddanie klimatu, który zapewne pochodził z gry, były na bardzo wysokim poziomie. Niestety, później fabuła przeniosła się do współczesności i straciła na jakości. Moim zdaniem ta historia po prostu jest za słaba na scenariusz. Postacie, mimo długiego czasu ekranowego, nie zyskują sympatii, przez to, że nie są dobrze rozpisane. Ewolucja ich charakterów odbywa się jakoś nienaturalnie i po prostu w nią nie wierzymy. Aktorsko było poprawnie, ale to nie są jakieś wybitne występy tych aktorów, którzy mają w swoim dorobku wiele wspaniałych ról. Na plus wypada historia dziejąca się w XV-tym wieku oraz jakieś ostatnie 20 minut, kiedy akcja zaczyna się rozkręcać. Polecić mogę tylko fanom Fassbendera, bo jest na co popatrzeć (;)) i tym, którzy znają grę i chcieliby zobaczyć jak sprawdziła się jej fabuła na dużym ekranie.
Moja ocena: 5/10
Crimson Peak. Wzgórze krwi (2015)
Przed seansem nasłuchałam się wielu niepochlebnych recenzji na temat tego filmu, ale i tak zdecydowałam się go zobaczyć. Obsada, reżyser i fotosy skutecznie mnie do tego zachęcały.
Po rodzinnej tragedii młoda pisarka (Mia Wasikowska) trafia do mrocznego
domu, którego ściany pamiętają duchy przeszłości, a jej nowy mąż - sir
Thomas Sharpe (Tom Hiddleston) nie jest tym, za kogo się podawał.
Niestety, okazało się, że recenzenci mieli racje. Ten film okazał się
ładną wydmuszką. Początek był jeszcze obiecujący, ale im dalej zagłębialiśmy się w przedstawioną historię, tym mniej ciekawych elementów można było w niej znaleźć. Przede wszystkim fabuła okazała się przewidywalna, a jej konstrukcja pozostawiała wiele do życzenia. Efekty specjalne nie powaliły, sceny, które miały być straszne, tak naprawdę wypadały śmiesznie.
Aktorsko też nikt się nie popisał. Wasikowska z wiecznie przestraszoną miną, a Hiddleston jako posągowy mężczyzna wypadł nudno. Klimat też budowany jakoś na siłę, przez co w ogóle nie poczułam się wciągnięta w seans.
Trzeba jednak przyznać, że popisali się spece od charakteryzacji, kostiumów i scenografii. Kadry z tego filmu są przepiękne, mroczne kolory, wiktoriańskie suknie i fraki. To zdecydowanie film, który jest uciechą dla oczu. Jednak wymaganiom jakie miałam do reżysera, zdecydowanie nie sprostał.
Moja ocena: 5/10
Babka (2015)
O filmie usłyszałam dzięki programowi festiwalu Nowe Horyzonty we Wrocławiu. Wtedy pierwszy raz natknęłam się na zwiastun, który zachęcił mnie do zainteresowania się tym tytułem.
Elle Reid (Lily Tomlin) rozstała się z dziewczyną, z którą przez
długi czas dzieliła życie. I właśnie wtedy w drzwiach jej domu pojawia
się Sage (Julia Garner), ciężarna wnuczka, która do wieczora musi zebrać
600 dolarów, by nie wpaść w kłopoty. Wiecznie spłukana Elle wybiera się
z Sage w podróż po znajomych, byłych znajomych, dawnych partnerach i
partnerkach, przyjaciołach i byłych przyjaciołach, by zdobyć potrzebną
sumę.
Można powiedzieć, że to typowy film niezależny - mamy bohaterów, którzy znaleźli się w konkretnej sytuacji życiowej i starają sobie z nią poradzić.
Nie ma tutaj pędzącej akcji i głupich dowcipów. Humor wynika bardziej z sytuacji i postaci ekscentrycznej babci. Swoją drogą, to na pewno największy plus filmu -
świetnie zagrana rola przez Lily Tomlin, zresztą dostała za nią nawet nominację do Złotego Globu. Moim zdaniem zasłużona, bo to ona dźwigała ciężar filmu na swoich barkach i zrobiła to bardzo dobrze, charyzmatycznie i z werwą, której pozazdrościć jej mogą młodsze aktorki. Fabuła dotyka dość ważnych problemów (szczególnie dla Polek/Polaków, biorąc pod uwagę niedawny Czarny Protest). Pokazane zostało inne podejście do roli babci, tej współczesnej, która nadal zrobi wszystko dla swojej wnuczki, ale już środki, którymi chce do tego doprowadzić różnią się od znanego kanonu. Przyjemny film.
Moja ocena: 7/10
Amerykański splendor (2003)
To jeden z tych filmów, które znajdują się na mojej liście na filmwebie, ale zupełnie nie pamiętam skąd się tam mogły wziąć.
Harvey Pekar pracuje w
miejskim szpitalu. Kiedy jego przyjaciel odnosi sukces, ten postanawia
napisać swoją własną serię komiksów. Jego prace opowiadają o smutnej monotonii codziennego życia, opartej na jego własnym życiu w Cleveland.
Włączyłam go zupełnie nieświadoma, więc najbardziej zaskoczył mnie fakt, że to film biograficzny. Trzeba przyznać, że para reżyserska miała naprawdę ciekawy pomysł na stworzenie tego obrazu. Wywiad z Harvey'em Pekarem jest takim wtrąceniem i uzupełnieniem fabularnej historii jego życia. W rolę twórcy komiksów wciela się Paul Giamatti i robi to rewelacyjnie. Naprawdę całym sobą odgrywa postać zgorzkniałego mężczyzny z problemami. Świetny jest również montaż i to, że co jakiś czas wtrącany zostaje fragment oryginalnego komiksu. Dzięki temu możemy poznać talent, na którego punkcie oszaleli amerykańscy fani komiksów. Humor jest tutaj dość specyficzny, można go określić jako trochę czarny i miejscami odstręczający, ale taki też jest prawdziwy Pekar. Dobrze było też zobaczyć fragmenty z jego wywiadów u Lettermana - zobaczyliśmy, że to naprawdę bardzo oryginalny gość! Polecam się zapoznać z tym filmem, przede wszystkim fanom komiksów.
Moja ocena: 7/10
Ave, Cezar! (2016)
Odkąd zobaczyłam zwiastun nowego filmu Coenów, wiedziałam, że muszę go obejrzeć. Stare Hollywood, kryminalna zagadka i nazwiska reżyserów to dla mnie wystarczający wabik!
W Hollywood trwają prace nad wielkim filmowym widowiskiem - "Ave,
Cezar!" Do wielkiej produkcji zaangażowano setki
statystów, kaskaderów, uznanych scenografów, słynnego reżysera i
wielkie gwiazdy. Oraz jego - Bairda Whitlocka (George Clooney), supergwiazdę. Tyle, że Whitlock zostaje porwany... Producenci filmowi rwą
włosy z głowy, całym zamieszaniem zaczyna się interesować plotkarska
prasa.
Czasami bywa tak, że moja ocena kompletnie odbiega od średniej na filmwebie i tak jest w przypadku tego tytułu. Dzięki braciom Coen po raz kolejny w tym miesiącu mogłam przenieść się do starego Hollywood. Tym razem od strony bardziej satyrycznej, ale wciąż kolorowej i pełnej różnobarwnych postaci. Było kilka scen, które same w sobie zachwycały pomysłem i dialogami, jak przykładowo rozmowa producenta filmu o Chrystusie z przedstawicielami różnych religii. Mnie najbardziej kupiły momenty "zza kulis", gdzie pokazane było jak kręci się poszczególne sceny. Kiedy producenci zmuszają reżysera do zatrudnienia znanego aktora, który kompletnie nie nadaje się do danego gatunku filmu. Na dodatek ten tytuł to trochę taki misz masz, bo można znaleźć elementy komedii, kryminału oraz musicalu. Polecam jednak przede wszystkim fanom braci Coen i starego, dobrego Hollywood.
Moja ocena: 8/10
Deadpool (2016)
Tego superbohatera chyba nie muszę nikomu przedstawiać. W zeszłym roku zrobił niemałą furorę w polskich kinach, toteż musiałam sprawdzić co w nim takiego jest!
Wade Wilson (Ryan Reynolds) - niegdyś agent służb specjalnych, a obecnie
najemnik - poddany zostaje nielegalnemu eksperymentowi, w wyniku
którego nabywa niezwykłych mocy samouzdrawiania. Odtąd staje się znany
jako "Deadpool" i wyposażony w nowe zdolności oraz czarne poczucie
humoru wyrusza z misją wymierzenia sprawiedliwości człowiekowi, który
niemal zniszczył mu życie.
Cały trik polega na tym, że Deadpool jest o wiele bardziej barwny od innych superbohaterów. Przede wszystkim dlatego, że trudno o nim mówić w ogóle w kontekście bohatera - czasami bliżej mu do złoczyńcy, który uważa, że przemoc jest odpowiedzią na większość konfliktów. I okazuje się, że to w tym filmie działa na jego korzyść. Czarny humor, często bardzo prostacki i wulgarny, idealnie pasuje do opowiadanej historii i postaci, zbudowanej przez Reynoldsa. Swoją drogą, należą mu się duże gratulacje, bo swojego bohatera zagrał śpiewająco. Lekko i z dystansem, a zarazem bardzo charyzmatycznie, aż przestaje dziwić jego nominacja do Złotego Globu za tę rolę. Ja akurat lubię oglądać filmy z uniwersum DC Comics i Marvela, a jeżeli jest on na dodatek tak oryginalny i odbiegający klimatem od reszty - zostaję kupiona. Na pewno obejrzę kontynuację !
Moja ocena: 8/10
Księżniczka Kaguya (2013)
To był pierwszy film obejrzany przeze mnie w tym roku i ma szansę na znalezienie się w gronie najlepszych 2017!
Starzejący się zbieracz bambusu w jednej z łodyg rośliny znajduje
malutką dziewczynkę. Bierze ją za księżniczkę zesłaną mu przez niebiosa
jako błogosławieństwo. Wraz z żoną wychowują ją jak własną córkę. Z
czasem dziewczynka wyrasta na piękną kobietę. Otoczona mnóstwem
adoratorów konsekwentnie odrzuca wszystkie propozycje zaręczyn. A
najbardziej zdeterminowanym kandydatom wyznacza niemożliwe do spełnienia
zadania. Pewnego dnia w księżniczce Kaguya zakochuje się sam cesarz...
Wystarczyło jakieś dziesięć minut tej animacji, żebym poczuła, że to coś naprawdę wyjątkowego. Bardzo oryginalna kreska, z pastelowymi kolorami, a wiele ujęć nadałoby się równie dobrze na piękny, akwarelowy obraz. Na dodatek historia jest przepiękna i niebanalna - co jakiś czas byłam zaskoczona, w którą stronę zakręci fabuła. Uwielbiam też te wstawki, w których zmieniany jest sposób rysowania, jak w gifie powyżej. Nadawało to dynamiczności danym ujęciom i wzbudzało większe emocje. Co więcej, ta bajka jest po prostu wzruszającą historią o poszukiwaniu miłości, wbrew przeciwnościom. Cudownie zbudowane relacje w rodzinie i z przyjaciółmi. Zresztą, nie ma co opowiadać i się rozwodzić nad szczegółami - tę animację po prostu musicie zobaczyć!
Moja ocena: 9/10
Oprócz tego obejrzałam:
- Listy do M. 2 (2015) - jeżeli chodzi o tego typu polskie filmy, to nie jest to zła pozycja. Kilka wątków bardzo mi się podobało, całość jednak psuł nowy, w którym pojawiła się m.in. Żmuda-Trzebiotowska. Do obejrzenia, ale bez szału.
- Rozegraj to na luzie (2014) - to była taka zwykła komedia romantyczna, która chwilami przynudzała, ale przyjemnie się ją oglądało. A wszystko dzięki oryginalnym wstawkom - jako że bohater był scenopisarzem, to przewijały się etiudy z różnych gatunków filmowych.
- Zakazane piosenki (1946) - czyli pierwszy polski film, który powstał po wojnie. Dla zagorzałych kinomanów, pozycja obowiązkowa! Ja oglądałam trochę na raty, przez co się nie wczułam za bardzo, ale i tak wspominam pozytywnie. No i młoda Szaflarska była tak pełna charyzmy jak ta, którą znamy teraz!
- na koniec, oczywiście La La Land (2016), o którym już mówiłam TUTAJ.
A Wy, co obejrzeliście? :)