czwartek, 14 lutego 2019

O miłości inaczej, czyli nietypowe filmy romantyczne

Jedno trzeba przyznać - walentynki to zawsze świetny pretekst do napisania trochę innego tekstu.
Lata mijają, a my nadal lubimy oglądać filmy o zakochanych. Nie każdego jednak zadowolą typowe romanse, historie wielkiej miłości, skrojone pod konkretny rodzaj widza. Na szczęście twórcy wychodzą naprzeciw oczekiwaniom i starają się kręcić coraz więcej takich niekonwencjonalnych filmów romantycznych.
Jeżeli zastanawiacie się dlaczego na tej liście nie znajdziecie niektórych tytułów to rzućcie okiem również na starszy wpis -> LINK. Tam pisałam m.in. o Only lovers left alive czy Before sunrise, więc nie będę ich powtarzać w tym poście.
Przed Wami moja subiektywna lista niekonwencjonalnych filmów miłosnych. Liczę, że podzielicie się wrażeniami i innymi tytułami, które mogłyby się na niej znaleźć!
Swoją drogą pisanie polskich tytułów czasami bolało, więc zostawiam też oryginalne, żebyście mieli porównanie.

The Shape of Water (2017), reż. Guillermo del Toro

Zeszłoroczny triumfator oscarowej gali to idealny przykład kina, które opowiada niby o miłości, ale pod górną warstwą fabularną kryje dużo więcej. Z pozoru prosta historia - Elisa Esposito to niemowa, na codzień pracująca w tajemniczym laboratorium. Pewnego dnia spotyka jeden z eksperymentów, a po kilku schadzkach i tuzinach zjedzonych jajek na twardo, między tą dwójką rodzi się specjalna więź. W tym przypadku jednak widzimy miłość niczym w przepięknej baśni, z pozoru nierealną, ale tak naprawdę wiążącą dwie osoby między którymi pojawia się nić porozumienia, które są wykluczone ze społeczeństwa, a w swojej odmienności odczuwają to samo odrzucenie. Wspaniale jest oglądać radość jaką czerpią z tego, że w końcu czują, że nie są sami, że jest ktoś z kim mogą dzielić swoje smutki i niepewności. Oczywiście zasługi należą się tutaj przede wszystkim Sally Hawkins, która całą tę relację dźwiga na swoich barkach, a robi to z taką gracją i delikatnością, że trudno nie kibicować tej oryginalnej historii miłosnej.

Lars and the Real Girl (2007), reż. Craig Gillespie

Ach, ten Ryan Gosling. Ucieleśnienie marzeń milionów kobiet na świecie, mężczyzna-ideał, do którego wzdychają nasze matki, siostry i córki. W niejednym filmie o miłości zagrał i to, co trzeba mu przyznać to, że w rolę amanta wpasowuje się wspaniale. Chyba nie muszę przypominać jego kreacji w La La Land czy ciekawym Blue Valentine (który znajduje się na mojej poprzedniej liście). Jednak na tę listę trafia Lars and the Real Girl. Tytułowy Lars jest mężczyzną borykającym się z problemami natury psychologicznej. Wycofany z życia towarzyskiego, ale zarazem wspaniałomyślny i uczynny dla ludzi z miasteczka. Pewnego dnia przedstawia swojemu bratu i jego żonie partnerkę, która jest plastikową lalką. Jak się zapewne domyślacie tutaj również kryje się pewien komentarz, pod pozorem „miłości” Larsa. Przede wszystkim wspaniale ogląda się mieszkańców, którzy znają chłopaka i często otrzymywali od niego pomoc. Nagle okazuje się, że ludzie mogą być tolerancyjni, wyrozumiali i wcale nie muszą pluć nienawiścią i wyśmiewać czyjejś choroby. Idealny przypadek pomocy dla chłopaka w ciężkiej sytuacji psychologicznej? Przekonajcie się sami.

Her (2013), reż. Spike Jones

Tym razem przenosimy się do przyszłości. Theodore to człowiek, któremu doskwiera samotność, właśnie skończył się jego związek małżeński. W pracy zajmuje się pisaniem listów (ta sztuka nadal istnieje i ma się dobrze w przyszłości!). Poznajemy go w momencie kiedy postanawia zainstalować nowy system operacyjny ze sztuczną inteligencją. Tak oto zaczyna się historia miłosna między nim a Samanthą, jego SO. Wiele rzeczy mogło pójść tutaj nie tak, ale Spike Jones znajduje idealny balans, pokazuje swoją historię bez zbędnego komentarza i konkretnego nacechowania całości. To czy przerazi nas, w którą stronę zmierza świat czy raczej napełni nadzieją zależy od nas samych. W dużej mierze zasługa tutaj należy się kreowaniu relacji - w pewnym momencie mamy wrażenie, że Samantha to prawdziwa osoba, a uczucie między nią a Theodorem kwitnie identycznie jak pomiędzy dwójką ludzi. W pewnych kwestiach jest ten związek zdecydowanie łatwiejszy, a jednocześnie mamy odczucie, że czegoś ważnego tam brakuje. Melancholijny klimat podbija ścieżka dźwiękowa, ciekawe zdjęcia i aksamitny głos Scarlett Johanson. To film nieoczywisty, świetnie napisany i genialnie zagrany, szczególnie przez pierwszoplanowego Joaquina Phoenixa, chociaż drugi plan nie zostaje w tyle.

Moonrise Kingdom (2012), reż. Wes Anderson


Jeżeli myślimy o nietypowych filmach to nazwisko Wesa Andersona samo ciśnie się na usta. A jeśli o miłość chodzi to musiał pojawić się tutaj tytuł Moorise kingdom. Historia, którą słyszeliśmy nieraz - chłopak poznaje dziewczynę i momentalnie rodzi się między nimi wielka miłość. Tylko że różnica jest taka, że u Wesa główni bohaterowie to po prostu dzieciaki. Film reżysera to oczywiście uczta pod względem technicznym - typowe dla niego ujęcia kamery, odpowiednia kolorystyka, idealnie dobrana muzyka. Scenariusz ponownie lekko ironiczny i niezmiennie bawiący uroczym typem humoru. A miłość? Taka która ewoluuje, zmienia się, pogłębia i jest jak najbardziej na serio. Dla reżysera nie jest ważny wiek bohaterów, on pozwala nam uwierzyć, że to jest prawdziwe uczucie i nie powinniśmy traktować go z góry. Sam i Suzy są tak sobie oddani, że nie zwracają uwagi na pościg, w który zaangażowali się harcerze, rodzice, opieka społeczna, a nawet policja. Ich celem jest wspólne życie, koniec i kropka. W tym przypadku wyobraźnia reżysera nie zawodzi, tak samo jak świetny scenariusz i aktorstwo. Jak szukacie czegoś uroczego, a zarazem nietypowego, to tytuł dla Was.

Lobster (2015), reż. Yorgos Lanthimos

W świecie kina trąbi się o najnowszym tytule tego greckiego reżysera, Faworycie (która jest cudowna, ale o tym kiedy indziej), a ja przypomnę trochę starszą produkcję. Z Lanthimosem poznałam się dość wcześnie, bo polecony został mi Kieł, film który wyświetlały tylko kina niezależne. Ten obraz naprawdę robi wrażenie. Nic więc dziwnego, że od tamtej pory śledzę poczynania reżysera. Na tę listę musiał trafić Lobster, obraz przyszłości (może alternatywnej rzeczywistości), w którym każdy człowiek musi posiadać drugą połówkę. Jeżeli jesteś samotny to trafiasz do Hotelu, gdzie masz czterdzieści pięć dni na znalezienie partnera. Co jeżeli się nie uda? Zostajesz zamieniony w wybrane przez siebie wcześniej zwierze. Po tym streszczeniu chyba nie muszę tłumaczyć Wam dlaczego ten film należy do nietypowych tytułów miłosnych. Lanthimos pod przykrywką całej masy osobliwych wydarzeń i postaci kryje ciekawe rozważania na temat współczesnego spojrzenia na miłość, na związki, samotność, na poszukiwania drugiej połówki. Wszystko to okraszone osobliwym, czarnym humorem i masą abstrakcyjnych, zaskakujących sytuacji. Dajcie się wciągnąć.

Edward Scissorhands (1990), reż. Tim Burton

Jak widzicie nietypowych filmów o miłości nie brakuje, szczególnie w ostatnich kilkudziesięciu latach. Jednak zaglądając troszeczkę dalej w przeszłość też kilka tytułów by się znalazło. Mój wybór padł na Edwarda Nożycorękiego. Prawdę powiedziawszy widziałam go całe lata temu, ale pamiętam jedno - zrobił na mnie spore wrażenie. To był jeszcze ten czas kiedy Johnny Depp potrafił zachwycić, a gdy sparował się z Timem Burtonem to mogliśmy być pewni dwóch rzeczy: będzie dziwacznie i intrygująco. Edward jest chłopakiem, który zamiast rąk ma nożyce. Poznajemy go w chwili kiedy opuszcza swoje mroczne zamczysko i zamieszkuje w osobliwym miasteczku. Tam poznaje Kim. Historia ich miłości jest naprawdę piękna i warta poznania. A oprócz tego ponownie dowiemy się więcej na temat samotności, poczucia wyobcowania, niedopasowania do społeczeństwa. Wszystko w klimacie jak najbardziej burtonowskim, za którym teraz możemy już tęsknić. Depp w tej roli radzi sobie świetnie, tak samo jak partnerująca mu Winona Ryder, a całości dopełnia nostalgiczna muzyka Danny'ego Elfmana. Chyba wszyscy pamiętamy tę scenę, w której Kim tańczy w śniegu do piosenki Ice Dance? Jeśli nie, to może warto sobie ją przypomnieć.

WALL-E (2008), reż. Andrew Stanton

Nie byłabym sobą, gdybym na takiej liście nie umieściła jakiejś animacji. Miłości w bajkach nie trzeba długo szukać, bo to temat przewodni niemal każdej ze sztandarowych produkcji. Nie trzeba jednak szukać daleko, żeby znaleźć też nietypowe uczucie - WALL-E to zdecydowanie pierwsze co przychodzi na myśl. Pixar wziął na siebie ciężkie zadanie, ale udźwignął je z lekkością, rodząc w widzach całą masę ciepłych uczuć. Ponownie akcja ma miejsce w przyszłości, ale tym razem Ziemia jest już wyludniona, a społeczeństwo zamieszkuje ogromne statki kosmiczne. Na naszej planecie została tylko ogromna sterta śmieci i tytułowy Wall-E, czyli robot, który sprząta. Jego świat wywraca się do góry nogami kiedy z nieba spada EVE, nowoczesny robot, który ma za zadanie odszukać oznak życia. Niesamowity jest kunszt twórców tej animacji. Otóż, roboty nie mówią ludzkim głosem, przez większość filmu jesteśmy świadkami kina niemego. Mimo to, jest to jedna z najpiękniejszych historii miłosnych, jakie widziałam. Roboty potrafiły wzbudzić we mnie więcej empatii, niż niektórzy ludzie w komediach romantycznych. Całość jest dodatkowo przepiękna wizualnie i po prostu fascynująca. Musicie to zobaczyć.

Laurence Anyways (2012), reż. Xavier Dolan

W twórczości młodziutkiego francuskiego artysty, Xaviera Dolana, zakochałam się od pierwszego wejrzenia, od chwili kiedy zobaczyłam Wyśnione miłości. Przez chwilę myślałam nawet o umieszczeniu tego tytułu na liście. Jednak jeżeli mam wybierać ten z najciekawszym komentarzem o miłości to musiałam postawić na Laurence Anyways. Tytułowy Laurence jest nauczycielem literatury, ma kochającą dziewczynę, która od pierwszej sceny wygląda na jego bratnią duszę, a jego życie wydaje się poukładne. W swoje trzydzieste urodziny oświadcza swojej partnerce, że chce zostać kobietą. Co jest jednak najbardziej fascynującego w tej przemianie mężczyzny? A to, że Fred, jego dziewczyna, postanawia zostać przy nim i wspierać go podczas tego procesu. Niesamowite jest oglądać tę miłość, która stara się zrozumieć drugą stronę, jest empatyczna, ale zarazem pełna skrajnych emocji i nieustannie elektryzująca. Dodajmy do tego ciekawe podejście Dolana, jego zamiłowanie do teledyskowych ujęć i mamy film, który warto zobaczyć.


Zgadzacie się z moimi wyborami? Co dodalibyście do tej listy?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka