Tradycyjnie ta notka pojawiała się w okolicy lutego, wszyscy jednak wiemy, że ten rok jest szczególny. Data gali oscarowej została przełożona na 25 kwietnia, a odbywać się będzie nie tylko w słynnym Dolby Theatre – część uroczystości przeniesiona zostanie na dworzec Union Station w Los Angeles, a gwiazdy będą łączyć się satelitarne z Paryża i Londynu. W związku z tym, zabraknie powtórki z corocznych tłumów na czerwonym dywanie oraz hucznych występów na dużej scenie. Przede wszystkim, ze względu na pandemię ucierpiała ilość filmów, które miały premierę w zeszłym roku. Przesunięto sporo projektów, nie doczekaliśmy się nowej odsłony Diuny w reżyserii Denisa Villeneuve’a, najnowszy tytuł Wesa Andersona, The French Dispatch, z imponującą obsadą ma pojawić się dopiero w okolicach tegorocznych wakacji, a film o kolejnych przygodach Bonda już niejednokrotnie zmieniał datę premiery. To przesunięcie gali na kwieceń było całkiem dobrym pomysłem, ponieważ dzięki temu zebrano większą ilość produkcji do ograniczonej już puli.
Żałuję, że nie udało mi się nadrobić wielu filmów nominowanych, ponieważ kina w Polsce otwarte były tylko na krótką chwilę, a nie wszystko udało się legalnie obejrzeć w Internecie. Na szczęście okres, w którym można było odwiedzać kina wykorzystałam w stu procentach i obejrzałam tyle, ile mogłam tytułów nominowanych, za co należą się podziękowania repertuarowi wrocławskich Nowych Horyzontów.
Najlepszy film
W tym roku mamy zatem tylko osiem filmów nominowanych w głównej kategorii, z czego udało mi się obejrzeć sześć. Seanse Judas and the Black Messiah oraz Ojciec poczekają zapewne na kolejne otwarcie kin, z czego ten drugi tytuł zapowiada się naprawdę ciekawie. Mam takie ciche podejrzenie, że mógłby być nawet moim faworytem w tej kategorii, bo i tematyka, i obsada, i sama historia z zapowiedzi wygląda na coś w moim typie. Nie ma co się jednak rozwodzić nad tymi tytułami, przejdźmy do tych obejrzanych. Na pierwszy ogień – Proces siódemki z Chicago, bardzo dobrze napisany, mocno rezonujący z wydarzeniami, które miały miejsce niedawno w Polsce. Dla mnie było w nim za dużo emanowania patosem i schematycznych amerykańskich chwytów, brakowało czegokolwiek odkrywczego. Ciekawym pretendentem do statuetki za najlepszy film jest za to Minari, film o koreańskiej rodzinie, która przeprowadza się na pustkowie, w poszukiwaniu spełnienia słynnego „amerykańskiego snu”. Przez większość czasu trwania jest to seans lekki i po prostu rozczulający. Postać syna kradnie uwagę, a szczególnie w pamięci zapadają jego sceny z babcią, które potrafią widza rozbawić. Miło zobaczyć coś tak innego w głównej kategorii, jednak dla mnie to po prostu dobry film, który nie zachwycił szczególnie mocno, chociażby jak zeszłoroczne Parasite. Zresztą, to dwa różne bieguny filmowe, Minari to raczej kino familijne, gdzie ważne są relacje i dążenie do realizacji marzeń, zdjęcia utrzymane są w przyjemnych barwach, a całość okraszona jest piękną muzyką. Kolejny nominowany film, Sound of metal, wart jest uwagi przede wszystkim ze względu na Riza Ahmeda w roli głównej. To przykład całkiem dobrze napisanego filmu, który główny aktor wynosi na wyższy poziom. Początek jest naprawdę mocny, montaż dźwięku robi wrażenie, szczególnie można to odczuć, kiedy siedzi się na sali kinowej (nie jestem pewna, czy w zaciszu domowym osiągnąłby taki efekt). Oglądamy zmagania głównego bohatera z nowym światem – ludzi głuchych, w którym się znalazł. Sound of metal to takie porządnie skrojone kino, ale znajdzie się tam też kilka mankamentów, dla przykładu: poprowadzenie wątku dziewczyny głównego bohatera. Najwięcej zarzutów pojawiło się chyba w tym roku wobec filmu Mank, czyli nowej produkcji słynnego reżysera, Davida Finchera, do którego scenariusz napisał jego ojciec, Jack Fincher. To historia powstawania scenariusza do Obywatela Kane'a, a sam film nakręcony został raczej dla zagorzałych kinomanów, dla których powrót do klimatu dawnego kina Hollywood będzie wiązał się z podejściem sentymentalnym. Ja zawsze te stare filmy lubiłam, Obywatela Kane'a obejrzałam dość niedawno, więc świetnie się bawiłam wyłapując podobieństwa. Najbardziej zaskakujący w tym roku był chyba seans Obiecującej. Młodej. Kobiety, o którym to pisałam już wcześniej, więc powtarzać się nie będę. Krótko mówiąc, moim zdaniem to najważniejszy film roku i miło widzieć, że dobrze radzi sobie w sezonie nagród, zyskując sobie spore grono fanów. Ja na pewno do nich należę. Na koniec kilka słów o Nomadland, niepozornie zapowiadającym się filmie, który w tym roku podbił sporo serc. Mnie również ten seans porwał, w jego chłodnym klimacie było coś fascynującego, a Frances McDormand znowu zawładnęła ekranem z właściwą sobie charyzmą i to jej rola sprawiła, że Nomadland jest właśnie aż tak dobry. Sam fakt, że postaci, spotykane po drodze przez główną bohaterkę, są grane przez prawdziwych nomadów sprawia, że seans jest jeszcze bardziej imponujący. Nie jest to jednak film pozbawiony wad. Zdecydowanie uwierały złote myśli wygłaszane przez bohaterów – momentami trącały infantylnością, ale tym razem przymykam na to oko.
Oscar dla najlepszego filmu: Nomadland
Mój wybór: Obiecująca. Młoda. Kobieta., ale jeśli wygra Nomadland to też się nie obrażę
zdjęcie zza kulis filmu Sound of metal, źródło |
Najlepszy aktor pierwszoplanowy
Kategorie aktorskie w tym roku są chyba najciekawszym elementem rozdania. Przede wszystkim dlatego, że nie ma jednego faworyta wyścigu, którym w zeszłym roku był akurat w tej kategorii Joaquin Phoenix. Jak już wspominałam przy powyższej kategorii, ja byłam pod ogromnym wrażeniem kreacji Riza Ahmeda w Sound of metal. Aktora, którego nazwiska wcześniej w ogóle nie kojarzyłam, a który cały film udźwignął na swoich barkach, portretując wrażliwego, kruchego człowieka, a jednocześnie pełnego pasji i determinacji. Nie miał łatwego zadania, a poradził sobie wspaniale. Tajemnicą jest dla mnie popis Hopkinsa w filmie Ojciec, ale znając tego aktora, możemy spodziewać się aktorstwa z najwyższej półki – ja przekonam się o tym dopiero po otwarciu kin. Gary Oldman w Manku radzi sobie bardzo dobrze, ale mam wrażenie, że on jest najrzadziej typowanym zwycięzcą. Podobnie sprawa ma się ze Stevenem Yeun, który świetnie odegrał postać marzyciela, ale jednak odstaje lekko od konkurencji. Także końcowy wyścig będzie rozgrywał się zapewne między Ahmedem, Hopkinsem i Bosemanem. Ten ostatni stworzył charakterną kreację w filmie Ma Rainey: Matka bluesa, postać Leevy'ego była pełna charyzmy, zarazem lekka i niosąca ciężki bagaż emocjonalny. Jest zatem prawdopodobne, że tegoroczny Oscar pośmiertnie otrzyma właśnie Chadwick Boseman.
Oscar dla najlepszego aktora dostanie Chadwick Boseman za rolę w filmie Ma Rainey: Matka bluesa
Mój wybór: Riz Ahmed za Sound of metal
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa
Tutaj kolejny ciekawy pojedynek, szczególnie, że tym razem widziałam każdą z nominowanych aktorek w akcji i faktycznie, każda świetnie poradziła sobie ze swoją rolą. Z tego zestawienia może najmniej przekonała mnie kreacja Violi Davis, ponieważ była raczej przeszarżowana, ale zdecydowanie zagrała matkę bluesa całą sobą i trudno o tej kreacji zapomnieć. Andra Day, która za występ w Billie Holliday już dostała Złotego Globa, to najmocniejszy punkt bardzo słabego filmu. Oglądanie jego już zawsze kojarzyć mi się będzie z czystą męką i ciężko docenić tak naprawdę kunszt aktorski. Mimo to, Day poradziła sobie z utrzymaniem pewnej ciągłości postaci, co przy tak dziurawym scenariuszu i słabym montażu robi wrażenie. Zdecydowanie jest to nazwisko, które warto będzie śledzić w przyszłości. Przyznaję, że w tej kategorii mam mocny problem z wytypowaniem mojej ulubionej roli, bo trzy kolejne są równie imponujące. Najpierw Vanessa Kirby, która w Cząstkach kobiety wznosi się na szczyty aktorstwa – ta początkowa, półgodzinna scena porodu mocno przypomina scenę żywcem wyciętą z teatru, bardzo niewiele cięć, cała uwaga na barkach aktorów. I to Kirby jest powodem, dla którego ten film warto obejrzeć. Następnie mamy Carey Mulligan, która świetnie radzi sobie z oryginalną konwencją filmu Obiecująca. Młoda. Kobieta. Nie ma tutaj typowego poprowadzenia rozwoju, przemiany bohaterki, to raczej gotujące się gdzieś wewnątrz emocje potrafią w tym przypadku oczarować. Kolejny raz – gdyby ktoś inny zagrał Cassie, mogłoby wyjść o wiele gorzej. Podobnie sprawa ma się z Nomadland, gdzie właściwie Frances McDormand ciągnie cały film, będąc tak piekielnie naturalną, że ma się wrażenie oglądania filmu dokumentalnego. Przykład tytułu, w którym to warunki aktora definiują finalny sukces. Powalające wykonanie.
Oscar dla najlepszej aktorki powędruje do Frances McDormand za Nomadland, a może do Carey Mulligan za Obiecującą. Młodą. Kobietę.
Mój wybór: Frances McDormand za Nomadland / Vanessa Kirby za Cząstki kobiety
zdjęcie zza kulis filmu Nomadland, źródło |
Najlepszy reżyser
Kolejna kategoria, w której udało mi się zobaczyć wszystkich nominowanych i historyczna chwila wśród dotychczasowych nominacji do Oscarów – mamy dwie kobiety właśnie w reżyserskiej kategorii. Do tego są to dwa mocne nazwiska, z czego dla Emerald Fennell to debiut! Gratulacje się należą, szczególnie że jej film jest bardzo autorski, sama napisała scenariusz i wyreżyserowała Obiecującą. Młodą. Kobietę. i po prostu widać, że był to dla niej ważny temat, a do pracy podeszła z pełnym zaangażowaniem. Zaryzykowała i to jej się opłaciło. Na czele wyścigu wydaje się być jednak Chloé Zhao i to jej najmocniej kibicuję. Przed Nomadland nawet o niej nie słyszałam, ale w tym roku udowodniła, że mistrzowsko potrafi poprowadzić emocje widza, a człowiek długo się zastanawia czy to aktorzy tak dobrze grają nomadów, czy nomadzi tak naturalnie wypadają na ekranie, co daje to dokumentalne wrażenie. Także naprawdę trzymam za nią kciuki. David Fincher i Lee Isaac Chung wykonali rzetelną pracę i dobrze widzieć ich wśród nominowanych, jednak moim zdaniem żaden z nich nie wybija się ponad konkurencję. Co innego Thomas Vinterberg, który filmem Na rauszu udowadnia, że duńskie kino ma sporo do zaoferowania, a on umiejętność balansowania między lekkością i tragedią, podczas opowiadania o powszechnym problemie, w tym przypadku alkoholizmie.
Oscar dla najlepszego reżysera odbierze zapewne Chloé Zhao za Nomadland
Mój wybór: Chloé Zhao za Nomadland
Najlepszy aktor drugoplanowy / Najlepsza aktorka drugoplanowa
Szczerze powiem, że mało ekscytują mnie te dwie kategorie w tym roku. Wśród aktorów nie widziałam dwóch nominowanych, bo oboje występują w filmie Judas and the Black Messiah. Także Daniel Kaluuya, który typowany jest na zwycięzcę i zgarnął jednak najwięcej nagród na innych festiwalach, pozostaje dla mnie tajemnicą. Znając jego kreację w Uciekaj! możemy się spodziewać czegoś dobrego. Jeżeli miałabym wybierać z trójki nominowanych, których widziałam, czyli aktorów: Sacha Baron Cohen, Leslie Odom Jr. i Paul Raci to chyba zdecydowałbym się na tego ostatniego. Podejrzewam, że w tym przypadku ma znaczenie fakt, że Paul Raci sprawił, że jego postać była tak sympatyczna, a po wyjściu z kina długo pamięta się jego przyjemną aurę. Nie jest to jednak popis aktorstwa. Wśród kobiecych ról widziałam o jedną więcej, a jedyną, która mnie ominęła była kreacja Olivii Colman w filmie Ojciec, ale po tej aktorce można spodziewać się samych dobrych rzeczy, więc zapewne jest tutaj mocną konkurencją. Amanda Seyfried zaskoczyła chyba wszystkich swoją rolą w filmie Mank, to była naprawdę urocza postać i świetnie wypadała w swoich scenach z Gary'm Oldmanem. Glenn Close to najmocniejsza strona słabego filmu, Elegia dla bidoków, jej postać zapada w pamięć, a wszyscy wiemy, ze ta aktorka już długo czeka na Oscara. Jednak wychodzi na to, że jeszcze trochę poczeka. Po ostatnich rozdaniach wydaje się, że na prowadzenie wysunęła się Yuh-Jung Youn, która w Minari stworzyła postać kontrowersyjnej babci, która mówi to, co jej ślina na język przyniesie. Razem z młodym aktorem wytwarzają komediową, ale i pełną czułości magię na ekranie. Na koniec moje tegoroczne zaskoczenie, Maria Bakalova. Nie spodziewałam się, że zdecyduję się na oglądanie filmu Borat, a jednak okazało się, że pod grubą warstwą momentami obrzydliwego humoru kryje się mocne i aktualne przesłanie. Aktorka miała bardzo trudną rolę, w której sporo było improwizacji i reagowania na bodźce, także zasłużyła na miejsce wśród wyróżnionych. Chociaż ta filmowa estetyka chyba nigdy mnie do siebie nie przekona.
Oscar dla najlepszego aktora drugoplanowego: Daniel Kaluuya za Judas and the Black MessiahMój wybór: Paul Raci za Sound of metal
Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej: Yuh-Jung Youn za Minari
Mój wybór: właściwie nikt mnie jakoś specjalnie nie przekonał, niech będzie Glenn Close, tylko dlatego, że zasłużyła w końcu na statuetkę
zdjęcie zza kulis filmu Obiecująca. Młoda. Kobieta., źródło |
Szybka przebieżka przez resztę kategorii:
Najlepszy scenariusz adaptowany: wygra pewnie Nomadland i byłby to dobry wybór, chociaż z nominowanych nie widziałam filmu Ojciec, który też może być mocnym konkurentem
Najlepszy scenariusz oryginalny: zapewne Proces siódemki z Chicago, który scenariusz ma akurat bardzo dobry, ale kibicuję Obiecującej. Młodej. Kobiecie.
Najlepszy film nieanglojęzyczny: Na rauszu
Najlepsza charakteryzacja i fryzury: Ma Rainey: Matka bluesa
Najlepsza muzyka oryginalna: zasłużenie byłoby dla Co w duszy gra, ale Minari też ma przepiękną ścieżkę dźwiękową i tak idealnie uzupełnia film
Najlepsza piosenka: duże szanse ma Speak Now z Pewnej nocy w Miami, ale osobiście jestem za piosenką z Eurovision Song Contest ;)
Najlepsza scenografia: Mank
Najlepsze zdjęcia: Nomadland
Najlepszy dźwięk/Najlepszy montaż dźwięku: Sound of metal
A Wy, komu wręczylibyście statuetki?