Podczas tegorocznego sezonu nagród dobrze mi szło oglądanie filmów, które zostały nominowane. Aż w końcu przestało. Miałam kilkutygodniowy detoks od kina, przez co ominęły mnie niektóre premiery, jak Spencer czy Matki równoległe. Na Drive my car próbuję dotrzeć od tygodnia i finalnie poniosłam klęskę, nad czym ubolewam. To jedyny film nominowany w głównej kategorii, którego nie udało mi się obejrzeć. Natomiast wiele seansów zostało uratowanych za sprawą serwisów streamingowych.
Przed rozdaniem nie czuję większych emocji – było kilka naprawdę dobrych filmów, ale nie rozumiem obecności niektórych tytułów wśród nominowanych. Innymi słowy, minęły się po prostu z moim gustem kinowym.
Najlepszy film
Filmów w tym roku nominowanych jest aż dziesięć, więc fakt, że udało mi się obejrzeć dziewięć z nich uznaję za sukces. Jest wśród nich kilka, które naprawdę mnie przekonały, na czele z Licorice Pizza. Fanką twórczości Paula Thomasa Andersona jestem nie od dzisiaj. Z każdym kolejnym filmem tylko utwierdza mnie w przekonaniu, że jest odpowiednim człowiekiem na odpowiednim miejscu. To prawdziwa umiejętność, żeby tworzyć tak różne filmy, które za każdym razem trafiają w sedno. Nie inaczej jest z Licorice Pizza, który rozczula, sentymentalnie wspomina minione lata i snuje ciekawą opowieść o dwójce młodych ludzi. Z rozrzewnieniem patrzy w przeszłość również Kenneth Branagh w filmie Belfast. Reżyser sam wyemigrował z Irlandii, a widzom przedstawia ówczesne realia z perspektywy jednej rodziny. I tutaj właśnie tkwi cały urok filmu – trudno tej rodziny nie polubić. Najmocniej zapadł mi w pamięć młody Jude Hill, który jest iskierką radości. Takich naturszczyków ze świecą szukać. Jednak wiele tutaj jest małych-wielkich ról, cudowna jest Caitriona Balfe grająca matkę, niesamowici są Judy Dench i Ciaran Hinds jako dziadkowie (oboje nominowani w kategorii aktorów drugoplanowych). Mocnym kandydatem w zestawieniu jest zdecydowanie film Psie pazury w reżyserii Jane Campion. Trochę już o nim na blogu pisałam i to jest tytuł, którego zwycięstwo by mnie ucieszyło. Świetnie porusza temat toksycznej męskości, postacie są żywe i zagrane bezbłędnie, a ten powolny klimat idealnie pasuje do wykreowanego antywesternowego świata. Wiele nagród w sezonie otrzymał film CODA, w którym śledzimy wokalne przygody dziewczyny pochodzącej z rodziny głuchych. Zdecydowanie najbardziej przyjemny film w zestawieniu, idealny na niedzielne popołudnie spędzone w gronie rodziny przed telewizorem. Dla mnie jednak brakuje mu trochę do tytułu najlepszego filmu roku. W zestawieniu jest jeszcze Diuna, która okazała się świetną ekranizacją powieści Herberta i na pewno wielu z widzów będzie z niecierpliwością czekało na kontynuację. Reszta filmów dla mnie trochę odstaje. Z Nie patrz w górę miałam kilka problemów i chociaż uważam, że koncept był dobry, to wykonanie już mnie nie przekonało. West Side Story to nie był i nadal nie jest „mój” typ musicalu, ale trzeba przyznać, że Spielberg stworzył dzieło przemyślane i kompletne (dla mnie ta historia miłosna jest zbyt nierzeczywista). Zaułek koszmarów to taki film, o którym szybko zapomniałam, a po del Toro spodziewałam się więcej. King Richard zupełnie się ze mną minął.
Oscar dla najlepszego filmu: Psie pazury / CODA
Mój wybór: Najgorszy człowiek na świecie! Ale jako że nie został nominowany to mi najmocniej podobał się Licorice Pizza
zdjęcie zza kulis Psich pazurów |
Najlepszy aktor pierwszoplanowy
Ta kategoria w tym roku budzi we mnie lekką konsternację. Patrząc na przyznane w tym sezonie nagrody, Oscar powędruje zapewne do Willa Smitha za tytułową rolę w King Richard. I naprawdę zachwytów nie rozumiem. Może poza tym, że faktycznie gra postać biograficzną, co zawsze przy rozdaniach zostaje mocniej doceniane. Jednak moim zdaniem nie doskakuje do pięt Benedictowi Cumberbatchowi, który w Psich pazurach robi niesamowite wrażenie. Ta postać jest tak dopracowana, gra niuansami, przechodzi zmiany, pokazuje mocniejszą i wrażliwszą stronę. Po prostu – czapki z głów. Co do reszty: Javier Bardem jest cudowny, ale niczym szczególnym się nie odznaczył, a sam film Being the Ricardos wyleciał mi z głowy chwilę po seansie. Denzel Washington w Tragedii Makbeta robi bardzo dobrą, solidną robotę. Natomiast Andrew Garfield w Tick, Tick... Boom! cudownie oddaje hołd Larsonowi, jest w tym swobodny i z lekkością prowadzi widza przez wycinek życia Jonathana.
Oscar dla najlepszego aktora dostanie Will Smith za rolę w filmie King Richard
Mój wybór: Benedict Cumberbatch za Psie pazury
Najlepsza aktorka pierwszoplanowa
Tutaj dwa filmy, które mi umknęły – Spencer z Kirsten Stewart i Matki równolegle z Penelope Cruz. Cruz u Almodovara zawsze błyszczała, więc spodziewam się, że tutaj nie było inaczej. Jednak to rola Stewart jako księżnej Diany mocno mnie intryguje. Mam nadzieję, że za niedługo uda się obejrzeć na którymś z serwisów streamingowaych. Z Nicole Kidman mam trochę jak z Bardemem – było to dobre, ale sam film na tyle średni, że niewiele z niego mi w pamięci zostało. Dodatkowo, to rola biograficzna, a ja Lucy nie znam, nie oglądałam kultowego sitcomu, kojarzę tylko z referencji w kulturze. Jessica Chastain w Oczach Tammy Faye faktycznie jest najmocniejszym punktem filmu i niesie jego ciężar na swoich barkach. Robi to z rozmachem i brawurą. Dodatkowo zupełnie zmienia swoją fizjonomię pod masą makijażu. Wiemy, że takie tricki często działają na Akademię, szczególnie w przypadku ról w filmach biograficznych. Moim zdaniem z trójki aktorek, które udało mi się zobaczyć najlepsza jest Olivia Colman w Córce. Podobnie do sytuacji z Cumberbatchem – tworzy postać kompletną, wielopoziomową i jest tak piekielnie naturalna, że nie można wzroku oderwać.
Mój wybór: Renate Reinsve za Najgorszego człowieka na świecie! Nie otrzymała jednak nominacji (skandal!), więc wybrałabym Olivię Colman za Córkę
zdjęcie zza kulis Córki |
Najlepszy reżyser
W tym roku to naprawdę mocna kategoria. Na tyle, że jestem zaskoczona, że nie znalazło się tutaj jeszcze jedno nazwisko – Denis Villeneuve. Jego Diuna jest tak dobra w dużej mierze dzięki umiejętnej reżyserii, dlatego aż szkoda, że wśród tak wielu nominacji dla ekranizacji powieści Herberta, nie udało się wcisnąć tak znaczącej. Powtarzam jednak, że w tym roku konkurencja była duża. Steven Spielberg udowadnia, że jest sprawnym rzemieślnikiem w świecie kina, biorąc na warsztat klasyczny musical. Fani oryginału musieli drżeć z niepewności, ale myśle, że po seansie odetchnęli z ulgą. Reżyser wprowadził do filmu powiew świeżości, jednocześnie trzymając się ram oryginalnej historii. I mnie właściwie to nie pasowało, bo mam problem właśnie z pierwowzorem. Ale trzeba przyznać, że od strony reżyserii w West Side Story wszystko się zgadza. Branagh uchylił przed nami drzwi do swojego dzieciństwa i zrobił to z taką czułością, że trudno Belfastu nie polubić. Wszelkie zarzuty w temacie zbytniego sentymentalizmu słyszę, ale się nie do końca zgadzam. To, że na ten czas w życiu patrzymy z nutką rozrzewnienia jest zrozumiałe, a to w końcu historia opowiadana przede wszystkim z perspektywy młodego chłopaka. O Andersonie już trochę pisałam, ale powtórzę, że umiejętności nie można mu odmówić i to dzięki nim tworzy filmy różne, ale za każdym razem angażujące. Tegoroczną faworytką jest Jane Campion i nikogo to nie powinno dziwić. Sposób w jaki rekonstruuje gatunek westernu, rozkłada w filmie akcenty, prowadzi aktorów i buduje klimat sprawia, że Psie pazury tak mocno uderzają widza.
Oscar dla najlepszego reżysera odbierze zapewne Jane Campion za Psie pazury
Mój wybór: Jane Campion za Psie pazury
zdjęcie zza kulis West Side Story |
Najlepszy aktor drugoplanowy / Najlepsza aktorka drugoplanowa
Z całą sympatią jaką darzę J. K. Simmonsa – nie rozumiem trochę jego nominacji. Oglądając Being the Ricardos starałam się specjalnie zwracać uwagę na jego rolę i naprawdę nie wiem czym się wyróżnił. Hinds w Belfaście zagrał cudownie, bez zbędnego wysiłku tworzy wokół atmosferę ciepła i miłości. Dwójka aktorów z Psich pazurów pojawiła się w nominowanych nie bez przyczyny. Dają świetne występy, z czego w głowie dłużej zostaje Kodi Smit-McPhee. Chyba ze względu na postać, którą gra, bo ma tam więcej możliwości do zabłyśnięcia i te możliwości z lekkością wykorzystuje. Jest to zdecydowanie bohater, który zapada w pamięć. Jednak, nagrodę może mu sprzed nosa sprzątnąć Troy Kotsur, który w filmie CODA jest cudowny. Aktor kreuje rozczulającą postać głuchego ojca, który pragnie szczęścia swojej rodziny.
W gronie aktorek raczej nie powinno być zaskoczeń i statuetkę zgarnie zapewne Ariana DeBose. Jej Anita w West Side Story to energetyczna kobieta, która pokazuje widzowi pazur, a równocześnie pełna jest wrażliwości. Aktorka przy tym pięknie śpiewa i tańczy. Dla mnie jednak bank rozbiła Jessie Buckley w Córce. Już w Może pora z tym skończyć ta aktorka mnie zahipnotyzowała, a w debiucie Gyllenhaal udowadnia, że jej wachlarz umiejętności jest szeroki. Świetna jest także Kirsten Dunst w Psich pazurach, Judi Dench po raz kolejny daje popis aktorski w Belfaście, a Ellis jest bardzo dobra jako partnerka Smitha w King Richard.
Oscar dla najlepszego aktora drugoplanowego: Troy Kotsur za CODA
Mój wybór: Troy Kotsur za CODA
Oscar dla najlepszej aktorki drugoplanowej: Ariana DeBose za West Side Story
Mój wybór: Jessie Buckley za Córkę
zdjęcie zza kulis Diuny |
Szybka przebieżka przez resztę kategorii:
Najlepszy scenariusz oryginalny: ja to bym wszystko co mogę wręczyła Najgorszemu człowiekowi na świecie, ale wygrana Licorice Pizza czy Belfastu też by mnie zadowoliła
Najlepsza charakteryzacja i fryzury: Oczy Tammy Faye
Najlepsza muzyka oryginalna: Diuna
Najlepsze zdjęcia: trzymam kciuki za Diunę, chociaż mocna konkurencja
Najlepszy dźwięk/Najlepszy montaż dźwięku: Diuna
A Wy, komu wręczylibyście statuetki?