*Stalowe serce*
Brandon Sanderson
*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Steelheart
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2015
*Liczba stron:* 444
*Wydawnictwo:* MAG
Nigdy nie zadawaj pierwszego ciosu. Jeśli musisz zadać drugi, upewnij się, że twój przeciwnik już nie wstanie, tak byś nie musiał go uderzyć po raz trzeci.
*Krótko o fabule:*
W zdewastowanym świecie przyszłości superbohaterowie są dla ludzkości przekleństwem.
Dziesięć lat temu pojawiła się na niebie Calamity. Był to impuls, który sprawił, że niektórzy ze zwykłych dotąd ludzi zaczęli się zmieniać i przejawiać niezwykłe umiejętności. Zdumione społeczeństwo nazwało ich Epikami. Epicy nie są przyjaciółmi gatunku ludzkiego. Niezwykłe zdolności sprawiły, że odczuwają wielkie pragnienie sprawowania władzy. Ale żeby rządzić ludźmi, trzeba skruszyć ich wolę. Teraz, w mieście znanym niegdyś jako Chicago, niewiarygodnie potężny Epik zwany Stalowym Sercem sprawuje rządy Imperatora. Posiada siłę kilku ludzi i potrafi kontrolować żywioły. Oznacza to, że nie można go pokonać. Nikt nie podejmuje więc z nim walki… Nikt prócz Mścicieli.
Nazywam się David Charleston. Nie jestem Mścicielem, ale zamierzam się do nich przyłączyć. Mam coś, czego potrzebują. Znam jego sekret. Widziałem jak Stalowe Serce krwawi.
- opis wydawcy
*Moja ocena:*
Kolejną z moich lekkich lektur wakacyjnych zostało Stalowe serce Brandona Sandersona. Jego książki to w większości przypadków pewnik świetnej dawki fantastyki z rozbudowanym światem przedstawionym i dopracowanymi charakterami bohaterów. Chociaż niedawno zapoznałam się z komiksem Biały piasek, który bardziej mnie rozczarował niż ucieszył, to twórczości Sandersona nie można skreślić jeśli czytało się takie książki jak Droga Królów, Z mgły zrodzony czy Rozjemca. To autor z niesłychaną wyobraźnią, która na pewno skrywa jeszcze sporo świetnych pomysłów. Na plażę postanowiłam zabrać Stalowe serce, bo to jedna z jego lżejszych pozycji (zarówno w kwestii objętościowej, jak i w treści).
W odróżnieniu od wszystkich książek, których akcja ma miejsce w uniwersum Cosmere, tym razem Sanderson przenosi nas po prostu w przyszłość, w której światem rządzą Epicy. Epik to człowiek, który w pewnym momencie życia odkrył, że posiada nadnaturalną siłę - może rozkazywać metalom albo przechodzić przez ściany albo tworzyć iluzje - słowem, cokolwiek co czyni go nadczłowiekiem. Pomysł od razu wydał mi się oklepany, grupka ludzi ze specjalnymi zdolnościami była już w popkulturze maglowana wielokrotnie, żeby wspomnieć chociażby o najsłynniejszej ekipie, czyli X-Menach. Trochę lepiej, że Epicy w tym przypadku to antagoniści, którzy wykorzystują swoją moc, żeby tyranizować resztę ludzkości. O wiele ciekawiej czyta się o kimś kto próbuje pokonać supersilnego bohatera niż o postaci, która mogłaby zniszczyć przeciwnika jednym machnięciem ręki. Także plus za punkt widzenia, minus za oklepany temat.
źródło ze zwiastuna książki |
Stalowe serce to wciąż książka Sandersona, więc nawet brak bardzo oryginalnego pomysłu na świat przedstawiony (do czego nas autor po prostu mocno przyzwyczaił) nie wadzi. Szybko bowiem poznajemy bohaterów i ich cel, po czym płyniemy razem z wartką akcją. Narracja w książce jest pierwszoosobowa, a głos będzie należał do Davida, chłopaka, który prowadzi prywatną vendettę przeciwko tytułowemu Epikowi, Stalowemu Sercu. David to nie jest typowy bohater walczący ze złem, po prostu planuje się zemścić od długiego czasu, toteż sporo na temat Epików wie i za wszelką cenę chce z nimi walczyć. Do tego jest naprawdę kiepski w metaforach, ale wiemy, że Sanderson lubi taką charakterystyczną cechę postaciom dorzucać.
W pierwszym tomie historii o Mścicielach poznamy sporo bohaterów i niestety, niewielu zrobiło na mnie takie wrażenie, jakiego w książce Sandersona się spodziewałam. Cechy charakterystyczne, typu wspomniane wcześniej rzucanie słabymi metaforami, były zbyt mocno dociśnięte, przykładowo po wielu nieudanych tekstach, narrator dorzucał jeszcze jak to mu jest trudno znaleźć dobre porównanie. Chciało się powiedzieć, że rozumiemy tę słabość bez wyłuskiwania jej przy każdej kolejnej okazji. Poznamy także obiekt westchnień Davida, który oczywiście wygląda jak z okładki magazynu: szczupła blondynka o pięknych oczach. Megan dodatkowo jest w stosunku do Davida oschła i ogólnie mocno niezainteresowana, co nie sprawia bynajmniej, żeby chłopak był mniej zauroczony. Podsumowując, trochę za dużo oklepanych motywów jak na mój gust.
Mając te wszystkie wady na uwadze i tak muszę powiedzieć, że bawiłam się dobrze podczas czytania. Sanderson zaliczył kilka wpadek, ale są one widoczne przede wszystkim dla fana jego twórczości. Jeżeli przyzwyczaja nas do pewnego poziomu jakości, to nie ma się co dziwić, że później możemy być trochę zawiedzeni taką zwykłą fantastyczną młodzieżówką. Jednak to wciąż wciągająca przygoda, z wieloma ciekawymi pomysłami, kilkoma zaskoczeniami i świetnie poprowadzoną akcją. Wszystko to sprawia, że chętnie serię skończę (po cichu liczę na jakąś bombę w stylu autora). Czekam jednak przede wszystkim na kolejny tom Archiwum Burzowego Światła, bo informacja poszła, że jest skończona! To dopiero będzie dobre.