Pan Lodowego Ogrodu
Jarosław Grzędowicz
Gatunek: fantastyka
Rok pierwszego wydania: 2005, 2007, 2009, 2012
Liczba stron: 450, 512, 400, 384 (tom 4, cz. 1), 336 (tom 4, cz. 2)
Wydawnictwo: Fabryka słów
W naszym świecie trudno znaleźć pustkowie, w którym nie będzie niczego oprócz przyrody, nieba nad głową i człowieka siedzącego na kamieniu. Człowieka, którego obowiązuje jedynie to prawo, jakie ma w sercu. Przez całe moje życie, gdziekolwiek bym się ruszył i cokolwiek bym robił, kontrolowały mnie miliony przepisów. Tysiące urzędników normalizowało każdą moją myśl i każdy postępek. Na wszystko mieli procedury. Przez cały czas usiłowali się mną opiekować i uchronić przed jakimkolwiek ryzykiem. Przez całe życie czułem się, jakbym miał dwanaście lat. I miliony rodziców.
Tu nikt się mną nie opiekuje. Mogę się upić, skręcić nogę, wylecieć w powietrze dzięki własnemu ładunkowi termicznemu albo wpaść do jakiejś studni. Wszystko na własne ryzyko.
Boże, co za ulga..
Vuko Drakkainen samotnie rusza na ratunek ekspedycji naukowej badającej człekopodobną cywilizację planety Midgaard. Pod żadnym pozorem nie może ingerować w rozwój nieznanej kultury. Trafia na zły czas. Planeta powitała go mgłą i śmiercią. Dalej jest tylko gorzej. Trwa wojna bogów. Giną śmiertelnicy. Odwieczne reguły zostały złamane.
O serii Pan Lodowego Ogrodu słyszałam od wielu osób na przestrzeni kilkunastu lat. Kiedy podczas rozmów wspominałam, że jestem fanką Wiedźmina Andrzeja Sapkowskiego, to w odpowiedzi polecano mi cykl Grzędowicza. Nareszcie udało się odbyć czytelniczą przygodę z Vuko i muszę potwierdzić – jej klimat przypomina ten znany z opowieści o Geralcie z Rivii.
Pan Lodowego Ogrodu składa się z czterech tomów. Pierwsza część miała premierę w 2005, a ostatnia w 2012 roku. W przypadku wielotomowych serii nie mam najlepszych statystyk. Wielu z nich nie udało mi się skończyć, bo zanim wydano kolejne tomy, zdążyłam już o nich zapomnieć. Czytanie cyklu, który jest już skończoną całością, było zatem bardzo satysfakcjonujące.
Seria ma bardzo mocny początek. Pomysł połączenia science-fiction z klasycznym high fantasy okazał się strzałem w dziesiątkę. Nasz główny bohater, Ziemianin z przyszłości, ma do wykonania misję: odnaleźć czterech zaginionych członków ekspedycji naukowej. W tym celu przylatuje na planetę, której świat przedstawiony przypomina nasze czasy średniowiecza z dodatkiem magii. Dla Vuko również jest to nowy świat, dzięki czemu staje się dla czytelnika idealnym przewodnikiem. Wielokrotnie nawiązuje do życia na Ziemi, wspomina o swoich skandynawsko-polskich korzeniach, co pozwala nam się z nim utożsamić, a później kibicować w powodzeniu akcji. Vuko wyposażony jest w Cyfral, czyli technologię w postaci wszczepionego mu grzyba. Dzięki niej staje się superczłowiekiem – Cyfral pomaga kontrolować emocje, przyspiesza czas reakcji, ulepsza zdolność walki. Z czasem staje się również kolejnym ważnym bohaterem opowieści.
źródło |
Spodziewałam się typowej fantastycznej powieści drogi, w której towarzyszymy Vuko w misji. Pomysł na wprowadzenie do tej historii kolejnego narratora wziął mnie zatem z zaskoczenia. Okazał się kluczowy w przekazaniu istotnych informacji o świecie przedstawionym. Oprócz Vuko opowieść snuje również Filar, syn cesarza. Dzięki niemu dowiemy się o nacjach zamieszkujących planetę Midgaard, poznamy kult Podziemnej Matki, nauczymy się trochę o faunie tego świata. Otrzymujemy wgląd w lekcje pobierane przez chłopaka, które mają na celu przygotowanie go do roli władcy. Rozdziały o rządzeniu bystretkami (zwierzaki przypominające mangusty) czy rozwijaniu jego relacji z Aliną okazały się miłym oderwaniem od przygód wycofanego, sarkastycznego Vuko. W pierwszym tomie ten podział pięknie zadziałał. Niestety w kolejnych miewałam momenty, w których jedna z narracji okazywała się nużąca i chciałam wrócić do tej drugiej. Również oczekiwanie na spotkanie głównej dwójki trwa dość długo. Chociaż niezaprzeczalnym plusem jest to, że rozdzielenie historii pozwoliło na szersze spojrzenie w wykreowany świat, to balans między ich przygodami czasami był zachwiany.
Jarosław Grzędowicz świetnie radzi sobie z kreowaniem swoich głównych postaci. Vuko ma cięty humor, to sprytny i uzdolniony człowiek, który skoczyłby za swoimi przyjaciółmi w ogień. Filar natomiast szybko dostaje nauczkę od życia, napędzany jest wizją utrzymania rodu, nie poddaje się, chociaż musi pokonać na swojej drodze sporo przeszkód. Jest również kilku interesujących bohaterów drugoplanowych, jak Aaken i Podziemna Matka. Niestety, nie udało mi się prawdziwie sympatyzować z żadną z pobocznych postaci. Może była to kwestia słuchania Pana Lodowego Ogrodu w audiobooku, ale traktowałam to raczej jako zwykłą historię. Kciuki trzymałam za dwójkę głównych bohaterów, ale cała reszta mogła zniknąć i specjalnie bym się tym nie przejęła. Szczególnie brakowało mi rozwinięcia postaci kobiecych. Widać, że autor starał się skupić na męskim punkcie widzenia, pozostawiając u mnie pewien niedosyt. Momentami zbaczał z głównej historii, przykładowo opisując wątek Aliny, ale później szybko wracał na poprzednie tory.
Pan Lodowego Ogrodu to na pewno seria, której fani fantastyki powinni dać szansę. Plastyczne opisy w wykonaniu Grzędowicza przeniosą nas na tajemniczą planetę, a Vuko to ziemski wysłannik, z którym chętnie sympatyzujemy. Nie jest to może cykl, który wyrwał mnie z butów, ale początkowy pomysł na pewno robi wrażenie. Największy problem mam z nierównym tempem akcji i brakiem rozwinięcia drugoplanowych bohaterów. Mimo wszystko, warto było poznać historię Vuko. Polecam, szczególnie w wykonaniu Jacka Rozenka w audiobooku.