Zaginiony metal
Brandon Sanderson
Gatunek: fantastyka
Rok pierwszego wydania: 2022
Liczba stron: 544
Wydawnictwo: MAG
- No to jesteś jak stróż prawa.
- Każdy może być.
- Nawet ja?
- Zwłaszcza ty. Jesteś tym, kim zechcesz, Wayne.
Waxillium Ladrian, stróż prawa z Dziczy, który został senatorem w wielkim mieście, przez lata podążał śladem tajemniczej organizacji zwanej Kręgiem, którą kierowali jego nieżyjący wuj i siostra, a która porywała ludzi pochodzących z rodzin Allomantów. Kiedy detektyw Marasi Colms i jej partner Wayne natrafiają na magazyn broni przeznaczonej dla Bilming, jednego z zewnętrznych miast, pojawia się nowy trop. Konflikt między stolicą Elendel a zewnętrznymi miastami przynosi korzyść Kręgowi, ich macki sięgają teraz Senatu Elendel, a Bilming jest jeszcze bardziej uwikłane.
Sanderson to jeden z najbardziej odważnych pisarzy współczesnej fantastyki. Nie tworzy świata przedstawionego w obrębie jednej serii. Zamiast tego kreuje całe uniwersum, gdzie na poszczególnych planetach rozgrywa się akcja różnych cyklów. Bohaterowie Zaginionego metalu zamieszkują Scandrial, czyli jedną z tych planet. Jak się okazuje w najnowszym tomie – kluczową dla całego uniwersum cosmere. Początkowa trylogia serii, którą otwiera książka Z mgły zrodzony, ma klimat młodzieżowego high fantasy. Akcja kolejnych czterech tomów ma miejsce na tej samej planecie, ale przenosi czytelnika w czasie o 300 lat. Obserwujemy jakie zmiany zaszły w świecie przedstawionym, w którym miecze zamieniono na strzelby, pojawiły się latające statki, a wizja zakrytego pyłem miasta należy już do zamierzchłej przeszłości.
Zakończenie drugiej ery serii Z mgły zrodzony było dla mnie satysfakcjonujące. Sanderson proponuje nowe spojrzenie na rozpoczęte wątki i przenosi akcenty, przez co niektórzy bohaterowie zostają trochę zapomniani, ale inni zyskują więcej czasu. Moim zdaniem niewiele rozwinęła się postać Waxa, który prowadzi spokojne życie u boku Steris. Autor jednak nadrabia tę niedoskonałość przez skupienie się na Waynie, który należy do ulubieńców czytelników. Ten zabawny mężczyzna pokaże nam swoją subtelną stronę, zobaczymy fragment z przeszłości i wzruszymy się nad jego losem już w krótkim prologu. Kolejny raz Sanderson pokazuje, że potrafi sklecić postać, z którą chcemy spędzać czas – wielowymiarową, która popełnia błędy, bawi czytelnika i przepełniona jest wrażliwością.
by Marc Simonetti, źródło |
Niezłe rozwinięcie dostaje też Maresi, a jej wątek jest najbardziej związany ze światem cosmere. Sanderson postanawia w Zaginionym metalu wprowadzić sporo nawiązań do swojego uniwersum i jest to prawdziwa gratka dla fanów autora. Serce mocniej bije na każdą wzmiankę o Cieniomorzu czy o bohaterach innych serii autora, bo czekamy, aż w końcu te różne historie się połączą. Pozostaje pytanie: kiedy, dlaczego i kto będzie w takiej opowieści brał udział. Wszystko to jest bardzo ekscytujące, ale ma też pewną wadę. Jeżeli ktoś nie należy do grona zagorzałych fanów autora to może poczuć się zmęczony ilością informacji. Sanderson pozwala sobie na wprowadzanie nawiązań do innych serii, które mogą nie być zrozumiałe dla osoby, która nie czytała pozostałych jego książek. Sama kilkakrotnie zastanawiałam się do czego autor nawiązuje, bo przyznaję – trudno wszystko zapamiętać. Dodatkowo, wprowadzenie wszystkich wzmianek o cosmere odciągało czytelnika od głównej fabuły.
To, czego autorowi nie można odmówić, to zdolności kończenia historii. Akcja w Zaginionym metalu rusza dość energicznie, ale po jakimś czasie spowalnia i dopiero przy ostatniej części trudno już książkę odłożyć. Ponownie, jest to czysta przyjemność ze śledzenia rozwoju akcji, trudnych wyborów bohaterów, ich pomysłów i poświęceń. Jeszcze mi się to w wykonaniu Sandersona nie znudziło i liczę, że przez długi czas się nie znudzi.
Po tej lekturze nie mogę się doczekać kolejnego tomu Archiwum Burzowego Światła. Sanderson ruszył z kopyta w kierunku łączenia swoich serii i jestem podekscytowana na myśl co będzie dalej.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz