poniedziałek, 22 sierpnia 2022

Krótko o książkach – „Weź z nią zatańcz”, „Wierzyliśmy jak nikt”, „Dywan z wkładką” i „Efekt pandy”


Weź z nią zatańcz
Filip Zawada

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2022
Liczba stron: 288
Wydawnictwo: Znak

Słuchała mnie tylko wtedy, kiedy coś mówiła. Czuła, że jej słowa są moimi, bo przecież mnie urodziła. Nikt nie potrafi zrozumieć syna lepiej niż matka. Martwiła się o mnie, żeby móc się niepokoić o siebie.


Opis wydawcy

Ojciec zmarł nagle, bez zapowiedzi. Zostawił po sobie duszne mieszkanie, dziwną książkę pełną indiańskich mądrości i nieoswojonego psa gryzącego do krwi. Stanisław niewiele z tego rozumie. Życie w wygodnej symbiozie z mamcią, której miłość szczelnie wypełniała każdy brak, nie wymagało aktów odwagi. Temu wszystkiemu musi jednak stawić czoła w pojedynkę. Bierze więc żarłocznego Rambo za przewodnika i meandrując między wieczną nieobecnością ojca i nadobecnością mamci, próbuje odkryć prawdę o mężczyźnie, który sprowadził go na ten świat, a przede wszystkim – o sobie samym.


Moja recenzja

Nazwisko Filipa Zawady jest na mojej liście osób, których twórczość warto śledzić, od czasów przeczytania Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek. To było jedno z literackich zaskoczeń 2019 roku i rozkochałam się wówczas w stylu autora (więcej -> tutaj). Najnowszą książką, Weź z nią zatańcz, Zawada utwierdził mnie w przekonaniu, że jest jednym z najciekawszych polskich współczesnych pisarzy.

Bohater powieści, ponad czterdziestoletni Stanisław, dowiaduje się, że jego ojciec, który porzucił rodzinę lata temu, umarł. Po jego śmierci Stanisław odziedzicza mieszkanie i to od wizyty w nim rozpoczyna się historia. Bohater zatapia się w świecie zmarłego rodzica – wyprowadza jego psa, poznaje znajomego sąsiada, czyta książki, które znalazł w mieszkaniu. Stara się poznać ojca po śmierci, skoro nie dane mu było zrobić tego za życia. Z drugiej strony, poznajemy jego więź z mamcią, którą zna wręcz za dobrze. Relacja z nią jest toksyczna, wypełnia całe życie Stanisława, który nie może się z niej wyrwać, nie może uciec. W tym uwięzieniu jest człowiekiem samotnym i zagubionym. Jednocześnie, nie chce się oddalić od mamci, jest mu wygodnie żyć w takim układzie. Stanisław to postać, która posiada sporo wad, jego zachowanie często odstręcza czytelnika i trudno z nim sympatyzować. Autorowi udało się zarysować jego historię precyzyjnie, w większości przypadków winimy otoczenie, w którym dorastał i wzorce, które miał wokół siebie. Jak widać, miłość rodziny może budować, ale może też więzić i niszczyć.

Nowa książka Zawady to literatura, którą warto znać, obserwacje autora są wnikliwe i oryginalne, a kolejne przygody Stanisława czyta się jednym tchem. Jednocześnie ostrzegam, ze to bardzo gorzka historia, pełna smutku, melancholii, tęsknoty za czymś na zawsze utraconym. Dużo w niej rozważań o śmierci, jak również o życiu w obliczu otaczającej nas beznadziei.


Wierzyliśmy jak nikt
Rebecca Makkai

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2018
Liczba stron: 624
Wydawnictwo: Poznańskie

Zaczynasz się czegoś bać i już po chwili boisz się wszystkiego.


Opis wydawcy

W 1985 roku młody Yale Tishman, dyrektor rozwoju chicagowskiej galerii sztuki, zamierza namieszać w środowisku amerykańskiej bohemy, wprowadzając na wystawę zbiór nadzwyczaj udanych obrazów z lat 20. Jego kariera zdaje się kwitnąć, ale wokół AIDS zbiera okrutne żniwo – przyjaciele Yale’a jeden po drugim umierają i wkrótce zostaje on niemal zupełnie sam.


Moja recenzja

O tej książce słyszałam naprawdę sporo dobrego, wielu czytelników jest po prostu zachwyconych jej lekturą. Fabuła podzielona jest na dwa przeplatające się wątki, jeden toczy się w 1989 podczas epidemii AIDS, a drugi w 2015 roku. Oba łączy postać Fiony, która w latach osiemdziesiątych przeżyła śmierć swojego brata, a w drugiej części historii przyjeżdża do Paryża w poszukiwaniu zaginionej córki.

Przez długi czas trudno było mi się wciągnąć w lekturę tej powieści. Główne wątki wydawały mi się materiałem na dwie rozłączne książki. Pomimo że wątek Fiony jest ewidentnym spoiwem, to uczucie towarzyszące obu historiom zupełnie się u mnie różniło. W historii z '89 wybijały się tematy potrzeby korzystania z życia, poczucia uciekających okazji, trwania pod ciągłą oceną społeczeństwa. Druga część trochę przypominała historię kryminalną, w której Fiona wynajmuje prywatnego detektywa, żeby pomógł odnaleźć jej córkę. Więcej było w niej tajemnicy, rozwiązywania zagadki. 

Z czasem przyzwyczaiłam się do bohaterów, po bliższym poznaniu udało się do nich przywiązać. Każda kolejna strata młodego chłopaka na rzecz okrutnej choroby bolała mocniej. Yale, który jest główną postacią z części '89 roku, zyskiwał w moich oczach z każdym kolejnym rozdziałem. Najbardziej podobał mi się jednak sposób poprowadzenia historii Fiony. To, jak po spotkaniu w 2015 roku z Richardem, którego znała jako młodego chłopaka, czuje się przytłoczona powrotem przeszłości, chociaż tak naprawdę ta mroczna historia nigdy jej nie opuściła. 

Pod koniec powieści zobaczyłam, że te dwa wątki mają wspólny mianownik, oba traktują o stracie i tęsknocie za ukochanymi osobami. Dzięki części z przeszłości łatwiej było zrozumieć postać Fiony i finalnie była to bohaterka, którą poznajemy najbliżej. Historia kobiety porusza czytelników ze względu na to, co przeżyła, kogo straciła i z jakimi wspomnieniami musiała sobie poradzić. Może Wierzyliśmy jak nikt nie okazała się dla mnie tak wspaniała, jak dla wielu czytelników, ale warto było ją przeczytać.





Dywan z wkładką & Efekt pandy
Marta Kisiel

Gatunek: kryminał
Rok pierwszego wydania: 2021
Liczba stron: 331 & 352
Wydawnictwo: WAB

Rany boskie, co ja z tobą mam... – jęknęła.          – Dwoje dzieci – dobiegło spod kołdry, zdumiewająco przytomnie. – I kredyt.



Opis wydawcy

Dywan z wkładką to zwariowana komedia kryminalna. A miało być tak pięknie. I było, dopóki pewnego dnia z lodówki Trawnych nie zaczęły wydobywać się odgłosy miłosnych uciech od sąsiadki z naprzeciwka. Mąż Tereski, zamiast remontować rzeczoną kuchnię, zdecydował się kupić prawie dom na wsi. Skuszona wizjami kawy na tarasie z widokami na nieskażoną ręką człowieka przyrodę Tereska na przeprowadzkę ochoczo przystała. Sielsko było jednak tylko do momentu znalezienia w lesie dywanu – z wkładką w postaci trupa.


Moja recenzja

Proza Marty Kisiel niezmiennie potrafi wprowadzić mnie w dobry humor. Nie jest to może tego typu komedia, przy której śmiejemy się w głos, ale lektura wyzwala przyjemne emocje. Nie wiem czy czytałam wcześniej jakąś komedię kryminalną, przynajmniej żadnego tytułu nie potrafię sobie teraz przypomnieć. Za to gatunek ten lubię dzięki filmom, na czele z genialnym Na noże

U Kisiel jest znowu ciekawie w warstwie stylistycznej, wykreowane przez nią postaci są barwne, a zderzenie różnych charakterów przynosi okazje do wielu zabawnych dialogów. I te okazje autorka niejednokrotnie wykorzystuje. W Dywanie z wkładką poznajemy rodzinę Tereski Trawnej, która wraz z mężem i dwójką dzieci przeprowadza się na wieś. Familia zabiera ze sobą psiaka, po chwili pojawia się też teściowa. Do pełni szczęścia brakuje tylko zagadki tytułowego dywanu z wkładką. Z tego kociołka Kisiel tworzy szaloną przygodę miastowej rodzinki. To jest taka leciuchna lektura, w której fabuła jest raczej sprawą drugorzędną, a bohaterowie czasami zachowują się dość dziwacznie, ale jakoś ubarwienie tego niecodziennym stylem pisania autorki działa cuda. Przyznaję, że sama intryga w obu częściach słabo mnie zaciekawiła, wydarzenia raczej nie są zaskakujące, jak moglibyśmy się spodziewać po gatunku kryminału. Za to i Dywan z wkładką i Efekt pandy to takie idealne przykłady lekkiej, wakacyjnej lektury. Sama słuchałam w audiobooku, w drodze do pracy i spędziłam z Trawnymi wiele miłych poranków.

czwartek, 11 sierpnia 2022

Nowe Horyzonty 2022 – na które filmy warto polować w kinach + mini ranking

Narzekam od pół roku, że zbyt rzadko chodzę do kina. Był taki okres, w którym wpadałam na nowy film średnio raz w tygodniu. Niestety, ostatnio jakoś mi nie po drodze i ciężej się zebrać na taką wycieczkę. Na pomoc przyszedł festiwal filmowy Nowe Horyzonty, który swoim repertuarem przekonał mnie do kilkukrotnego odwiedzenia kina. Ten festiwal to przede wszystkim tytuły niezależne, takie, które zostały docenione na europejskich przeglądach, rozdaniach nagród, a nareszcie – takie, które trudno dorwać w multipleksach. Podczas wyboru repertuaru kierowałam się nagrodami  głównie dzieła nagłośnione w Cannes i Berlinale. Dorzuciłam do tego pakiet pięciu tytułów online. 

Oglądanie filmów na Nowych Horyzontach sprawiło mi ogromną przyjemność i wywołało cały wachlarz emocji. Przypomniałam sobie, że nie potrzeba wartkiej akcji czy słynnych nazwisk w obsadzie, żeby cieszyć się dobrym kinem. Kończę festiwal bardzo zadowolona z towarzyszących mi doznań i zapraszam na krótkie opinie o obejrzanych tytułach.


11. IO (2022), reż. Jerzy Skolimowski

Jerzy Skolimowski za swój najnowszy film został uhonorowany w Cannes nagrodą Jury. Ja jednak przygodami osiołka nie byłam szczególnie zaintrygowana. IO jest filmem stylizowanym na mroczną baśń, a fabuła kręci się wokół tego, że ludzie są źli albo jeszcze gorsi. Poziom melancholii jest tutaj naprawdę wysoki. Doceniam jednak zdjęcia i budowanie klimatu, wizualnie to naprawdę film wart zobaczenia. Ciekawy jest również zabieg nakręcenia całości z perspektywy osła. Niestety, sama historia mnie nie poruszyła. Film złożony jest z kilku krótkich form, wraz z wędrówką osła, przenosimy się w coraz to nowe miejsca, poznajemy nowych bohaterów i krótki urywek ich życia. Czasami jest brutalnie, więc tych, którzy są szczególnie wrażliwi na przemoc wobec zwierząt, ostrzegam. Chyba mogę powiedzieć, że to był po prostu dziwny film. A jak to z dziwnymi bywa – jednym podejdzie, a innym nie. Ja należę do drugiej grupy.

10. Niewidomy człowiek, który nie chce obejrzeć „Titanica” (2021), reż. Teemu Nikki

Na facebookowej grupie festiwalu widziałam sporo poleceń, żeby ten film nadrobić w ramach edycji online. Jaakko, tytułowy bohater, choruje na stwardnienie rozsiane, porusza się na wózku i stracił wzrok. Na duchu podtrzymują go codzienne rozmowy z poznaną w sieci Sirpą. Pewnego dnia postanawia, że powinni się spotkać. Kamera od pierwszych minut przyklejona jest do twarzy bohatera i Jaakko nie opuszcza kadru ani na moment. Świetny jest początek tego filmu, w którym poznajemy bolesną rzeczywistość bohatera, co jakiś czas rozświetlaną iskierką radości wywołaną rozmowami telefonicznymi z przyjaciółką. Jak na film, w którym sporo czasu ekranowego poświęcono wymianie zdań między dwójką osób jest angażujący. Dyskusje bohaterów są ekscytujące, często zabawne, a sam Jaakko to duży fan kina, więc tematy rozmów to dodatkowy plus dla kinomaniaków. Fabuła w pewnym momencie zaczyna przypominać bardziej film sensacyjny (nie będę zdradzać dlaczego). Ale ta bardziej „dynamiczna” część podobała mi się nieco mniej. Docenić za to trzeba głównego bohatera, na którego barkach spoczywał cały ciężar filmu, a niepełnosprawny aktor, Petri Poikolainen, poradził sobie z tą rolą bardzo dobrze.

9. Plac zabaw (2021), reż. Laura Wandel

W Placu zabaw przedstawiony został temat przemocy w szkole i jest to naprawdę przerażający obraz. Tytułowy plac, na którym bawią się dzieci podczas przerw w szkole, przypomina bardziej obóz przetrwania, gdzie najsilniejsi zostają predatorami, a Ci słabsi ofiarami. Jeżeli nie chcesz zatem dostawać cięgów od znajomych, sam musisz dręczyć innych. Brzmi to bardzo ponuro i cóż, taki jest klimat filmu. Najlepszym pomysłem było pokazanie całości z perspektywy małej Nory (zagranej przez Mayę Vanderbeque), która dopiero zaczyna naukę w szkole, do której chodzi już jej brat. Kamera jest niemal przyklejona do jej twarzy i to jej oczami obserwujemy całą historię. Jeżeli pojawiają się jacyś dorośli, to majaczą gdzieś na horyzoncie albo słyszymy tylko ich głosy. Młoda aktorka radzi sobie na ekranie genialnie. Seans mija błyskawicznie, wzruszenie w pakiecie, więc warto zobaczyć.

8. Niezwiązani (2007), reż. Joanna Hogg

Jeżeli jesteście fanami filmu Tamte dni, tamte noce to Uwiązani powinni Wam się spodobać. Niemal od początku czuć podobną atmosferę, co w filmie Luci Guadagnino. Główną bohaterką jest Anna  40letnia kobieta, która ma problemy związkowe i przyjeżdża w pojedynkę do Toskanii, gdzie zaprzyjaźnione z nią pary spędzają wakacje z dorosłymi dziećmi. Grupa dzieli się na osoby "starsze", które wieczorami spędzają czas na piciu wykwitnych trunków, po czym kładą się grzecznie spać i ich dzieci, które balangują do rana. Anna dość naturalnie zaczyna spędzać czas z młodą grupą, szczególnie na rozmowach z Oakley'em (cudowny Tom Hiddleston!). Budowanie seksualnego napięcia między nimi, w otoczeniu przepięknych krajobrazów Toskanii to już materiał na przepiękny film. Uwiązani należą jednak do grona obrazów niezależnych, więc po wstępie, który mógłby uchodzić nawet za komedię romantyczną, skręca w dramatyczne rejony, poruszając problemy związane z zakładaniem rodziny. Niestety, ten ostatni akt trochę mnie rozczarował, biorąc pod uwagę wszystko, co zobaczyliśmy wcześniej był gorzej rozpisany i zagrany.

7. Baby broker (2022), reż. Hirokazu Koreeda

Zlodziejaszki i Moja młodsza siostra to były prawdziwe petardy, więc na nowy film Koreedy bilety kupiłam pełna nadziei na coś rewelacyjnego. Po tych trzech seansach łatwo wskazać jaki jest temat, którym interesuje się reżyser. Ponownie eksploruje temat pojęcia rodziny, zadaje pytania o to czy więzy krwi są ważne, czy rodzinę może stworzyć jakakolwiek grupa ludzi. W Baby broker trzech dorosłych i jeden chłopczyk szukają rodziny dla noworodka, a tym celu przemierzają kraj zdezelowanym vanem. Mamy do czynienia z familijnym kinem drogi, w którym obserwujemy budujące się relacje. Bywa słodko, zabawnie, ale i przejmująco. Nie jest to jednak poziom poprzednich filmów, rozminęłam z niektórymi wątkami i czuję, że był lekko przeciągnięty. Wciąż, jest to miły seans.

6. Mała mama (2021), reż. Céline Sciamma

Poprzedni film Sciammy, Portret kobiety w ogniu, to prawdziwy majstersztyk i jeden z najlepszych romansów w historii kina. Dlatego oczekiwania co do jej najnowszego tytułu miałam dość wysokie. Tym razem klimat jest zupełnie inny. Historia opowiedziana została z perspektywy dziewczynki, której właśnie umarła babcia. Niestety, podczas poprzedniej wizyty w domu starości nie udało im się odpowiednio pożegnać. Kiedy wraz z rodzicami przyjeżdża do domu babci, podczas zabawy w lesie poznaje rówieśniczkę, Marion. Nie chcę zdradzać zbyt wiele fabuły, bo zaskoczenie, które przygotowała nam Sciamma jest podstawą docenienia tego filmu. To idealny przykład slow cinema, w klimacie realizmu magicznego, a w centrum zainteresowania reżyserka stawia relację córki z matką. Bardzo dobrze sprawdza się pokazanie kręgu życia, prób zrozumienia drugiego człowieka, zobaczenia, że on kiedyś był w tym miejscu co my. To piękny, terapeutyczny wręcz obraz, w którym dwie dziewczynki rozmową podnoszą się na duchu i utwierdzają w przekonaniu, że nie są pozostawione sam na sam ze swoim smutkiem. Dodatkowo, cudowna jest tutaj chemia między młodymi aktorkami, które w rzeczywistości są bliźniaczkami. Polecam serdecznie.

5. Podejrzana (2022), reż. Chan-wook Park

Lubię myśleć, że trochę się znam na kinie, ale co jakiś czas przypominam sobie o filmie albo twórcy, którego wciąż nie miałam okazji nadrobić. Do takich osób zalicza się Chan-wook Park, którego twórczości nie znam wcale, chociaż wielokrotnie mi ją już polecano. Dlatego bardzo się ucieszyłam, że jego najnowszy film trafił do repertuaru festiwalu. Podejrzana to kryminał, w którym policjant próbuje rozwiązać sprawę tajemniczej śmierci, na pierwszy rzut oka wyglądającej na samobójstwo. Żona zmarłego zachowuje się jednak na tyle dziwnie, że śledczy postanawia bliżej się tej sprawie przyjrzeć. Poznawaniu historii towarzyszy powolne tempo i budowanie klimatu tajemniczości. Ujęcia są zbudowane iście misternie, a scenografia idealnie współgra z akcją. Zagadka, która napędza fabułę, tak naprawdę nie jest najważniejsza. Na pierwszym planie mamy subtelnie zarysowany obraz budowania relacji, dwójkę dusz, które wydają się być stworzone dla siebie, ale świat nie pozwala im być razem. Początek cudowny, zachwyca oryginalny montaż, zgrabny scenariusz z zabawnymi sytuacjami przeplatanymi kryminalnym wątkiem. Niestety, wraz z biegiem akcji trochę się rozciąga i zaczyna kręcić się w kółko. Ale i tak było warto.

4. W trójkącie (2022), reż. Ruben Östlund

Poprzedni film reżysera, The Square, zostawił po sobie świetne wrażenia. Przekonaliśmy się, że Ostlund potrafi nakręcić satyrę, jest wnikliwy, odważny, a jego wizja sztuki współczesnej na długo zostanie w mojej pamięci. Tym razem na warsztat wziął problem kapitalizmu, pracy influencerów, zachłyśnięcia się sławą, pięknem i pieniędzmi, a jednocześnie został przy gatunku satyry. Za W trójkącie odebrał Złotą Palmę w Cannes. Film podzielony jest na trzy części, a głowami bohaterami są model Carl i jego dziewczyna, influencenka Yaya. W pierwszym akcie jesteśmy świadkami genialnej sceny kłótni między kochankami, która zaczyna się od sprzeczki o rachunek w restauracji. Reżyser przemyca w niej trochę rozważań o męskości, feminizmie i ludzkiej chytrości. Wszystko zgrabnie napisane, nie nuży ani na chwilę, może dzięki ciągłym zmianom otoczenia (kłótnia zaczyna się w restauracji, przechodzi przez taksówkę, windę i kończy się w pokoju hotelowym). Druga część filmu ma miejsce na luksusowym jachcie i znowu jest to scenopisarski popis, przypominający klimatem Anioła zagłady Bunuela. Jest tutaj długa sekcja, która niejednego widza może obrzydzić. I niestety, ostatnia część już do mnie nie trafiła. Na koniec jakoś za bardzo łopatologicznie i finalnie The Square w moim odczuciu lepszy. Ale warto obejrzeć w kinie i zdrowo się pośmiać.

3. Boylesque (2022), reż. Bogna Kowalczyk


To był pierwszy film jaki obejrzałam w ramach festiwalu. Dokument o najstarszej polskiej drag queen, królowej Lulla la Polaca (rocznik 1938!). Konkretnie  o tym jak Lulla próbuje znaleźć dla siebie urnę w kształcie dużego buta na szpilce. Rzadko oglądam filmy dokumentalne, ale ten poruszył mnie do głębi. Podczas seansu wzruszałam się kilkakrotnie, a chwilę potem uśmiechałam do ekranu. Lulla pokazuje jak czerpać radość z życia, mimo swojego wieku uczęszcza na parady równości i występy dragowe w pełnym makijażu, perukach i doklejonych rzęsach. Wspaniale było oglądać jak ciepłą osobą jest główny bohater. Można było poczuć jego miłość do świata i do ludzi. Boylesque to prawdziwie czuły obraz, w którym reżyserka wrażliwym okiem patrzy na swojego bohatera, a nam trudno się w tym świecie nie zatopić razem z nim.

2. Blisko (2022), reż. Lukas Dhont

Kolejny film z dziećmi w rolach głównych. Lukas Dhont przedstawia nam historię pewnej przyjaźni. Leo i Remi to bratnie dusze, wszystko robią razem, od porannej zabawy w rycerzy, po zasypianie w jednym łóżku. Pierwsza część historii, w której mamy do czynienia z ekspozycją znajomości jest rewelacyjna, po prostu rozgrzewa serducho. Punkt zwrotny następuje w momencie, w którym chłopcy usłyszeli w szkole pytanie, czy są parą. Od tej pory bardzo ciekawie poprowadzone są ich zachowania, atmosfera gęstnieje, z ciepłych kolorków zdjęć następuje przejście w mroczne barwy, a zbieranie kwiatów nie wygląda już jak idylla, a raczej jak grzebanie w błocie. Świetny zabieg, ogląda się z niegasnącym zainteresowaniem. Później  jest tylko bardziej dramatycznie. Ja, a ze mną chyba cała sala na Horyzontach, łkałam głośno bitą godzinę. Jest to emocjonalnie wyczerpujący seans, ale wart poznania. Jedyne co, to po wszystkim czułam się trochę przebodźcowana, tak jakby reżyser zastosował szataż emocjonalny, rzucając największe bomby fabularne, żeby poruszyć widza. Ja to łyknęłam, ale może niektórym przeszkadzać.

1. Alcarràs (2022), reż. Carla Simón

Mój absolutny faworyt festiwalu, najbliższy sercu Alcarràs. Opowieść o rodzinie rolników, która w małej miejscowości w Katalonii, uprawia brzoskwinie. Okazuje się, że pole, na którym od pokoleń urzędują, prawnie nie należy do nich i ten wątek jest silnikiem napędowym dla akcji. Od razu muszę się przyznać, że film trafił po prostu w moje czułe miejsca, jako że sama pochodzę z małej wioski, a moja rodzina to w większości rolnicy. Czułam się trochę jak podczas podróży w czasie. Znowu mój dziadek przechodził się po polu, a wokół niego biegały nieokiełznane wnuki. Poza personalnymi odczuciami, trudno nie docenić w Alcarràs sprawnie poprowadzonego dramatu rodzinnego. Poruszane tematy  rywalizacja między rodzeństwem, syn, który czuje, że nigdy nie będzie wystarczająco dobry w oczach ojca, dziadek próbujący naprawić wyrządzone przez nieuwagę szkody  były poprowadzone z czułością, a reżyserka to prawdziwa mistrzyni obserwacji. Z jednej strony pokazuje skąpane w słońcu owocowe drzewa, rysując beztroski krajobraz, a z drugiej brud związany ze zniszczonymi marzeniami. Tempo filmu jest bardzo wolne, można mieć wręcz skojarzenia z kinem dokumentalnym, tak dobrze reżyserka zarysowuje tło historii. Dodatkowo, wszyscy zatrudnieni aktorzy zostali wyłonieni z castingu w pobliskich wioskach, przez co mają w sobie całe pokłady naturalności. Są też tutaj poruszane „duże sprawy” jak rozwój technologiczny niszczący małe gospodarstwa czy odwieczny spór świeżego podejścia z tradycyjnym. Dla mnie będzie to jednak przede wszystkim film rodzinny. Jeden z najlepszych.

wtorek, 2 sierpnia 2022

„Szczelinami” i „Zagroda zębów” Wit Szostak – eksperymentowanie formą

Szczelinami / Zagroda zębów
Wit Szostak

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2022 / 2016
Liczba stron: 360 / 104
Wydawnictwo: Powergraph

Wszędzie szukał domu i wszędzie go gubił.
 

Opis wydawcy

[Szczelinami]

Założenie jest czysto powieściowe: spisać życie – autoportret poetki lecz zrobić to z założenia za pomocą form niepowieściowych krótkich i pełnych przemilczeń, a potem czytelnika zaprosić do niezwykłej gry w sklejanie życia narratorki z okruchów jej najintymniejszych doświadczeń: dojrzewania, miłości i rozstań rozczarowań i macierzyństwa, trudnych relacji rodzinnych długiego cienia przeszłości losu kobiety w świecie rządzonym przez mężczyzn. Zmysłowa i cielesna, niedopowiedziana i bezkompromisowa, nieoczywista i prawdziwa. Ta książka jest jak kobieta.

[Zagroda zębów]

"Zagroda zębów" Wita Szostaka to zbiór miniatur literackich, będących apokryficznymi wersjami mitu Odysa. Autor próbuje w nich prześledzić alternatywne, nieistniejące wersje mitu: Odys nie wraca na Itakę, gdyż zakłada dom gdzie indziej; Odys nie wraca, gdyż pomaga odbudować Troję; Odys wraca, lecz zostaje zabity przez Penelopę; Odys wraca, lecz nikt nie rozpoznaje w nim wielkiego bohatera i umiera w samotności.


Moja recenzja

Z twórczością Wita Szostaka pierwszy raz spotkałam się pod koniec 2020 roku za sprawą powieści Cudze słowa.  Do tej pory pamiętam, że wrażenie zrobiła na mnie zaproponowana przez autora forma. Szostak podzielił fabułę na części, a w każdej z nich narrator opowiadał swoją wersję historii o głównym bohaterze. Lektura zostawiła po sobie dobre wrażenie, a więcej o niej możecie poczytać tutaj. Niedawno premierę miała najnowsza książka autora pod tytułem Szczelinami. Kiedy rozpakowałam paczkę z przesyłką, zamarłam z wrażenia. Trzeba przyznać, że okładka i wyklejka są przepiękne, a wszystko za sprawą talentu ilustratorki, Patrycji Podkościelny. Po zachwytach nad grafiką szybko nastąpiło zaskoczenie wnętrzem, bo wcześniej nic o książce nie słyszałam. Przewróciłam szybko kilka stron, a w środku znalazłam... wiersze!

Na początku muszę się przyznać, że poezji raczej nie czytam. Dlatego wypowiadam się od strony zupełnego laika – nie znam się, mam problemy ze zrozumieniem wielu wierszy i po prostu wolę prozę. Mam jakieś tomiki poezji w domu, ale zazwyczaj sięgam po któryś „z doskoku”, losując stronę na chybił trafił. W przypadku Szczelinami jest to niemożliwe, bo Wit Szostak używając wierszy napisał powieść. Usiadłam zatem do lektury pełna obaw, że nie przyswoję treści historii. Czekało mnie jednak pozytywne zaskoczenie! Może nie wyłapałam wszystkiego, przez niektóre fragmenty trudniej mi się brnęło, ale miejscami mnie ta książka emocjonalnie rozwaliła. Podczas czytania rozdziałów z wierszami dotyczącymi dziadków bohaterki nie mogłam powstrzymać łez, a przy lekturze bardzo rzadko mi się to zdarza (inaczej niż przy filmach, tam płaczę bez przerwy!). Zupełnie mnie zaskoczyło, że treść wierszy tak łatwo rezonowała z moimi uczuciami. Zapewne pomagał fakt, że całość napisana jest z perspektywy kobiety, w pierwszej osobie. I to prowadzenie narracji wyszło Szostakowi bardzo zgrabnie. Wrażliwie, wnikliwie, sensualnie. Poezja w wykonaniu autora jest bardzo różna – niektóre rozdziały zawierają długie, szczegółowe wiersze, inne są bardzo oszczędne, sprowadzone do kilku zdań. To jest chyba ten typ książki, do której chętnie w przyszłości powrócę.

Kiedy skończyłam Szczelinami przypomniałam sobie, że na półce mam jeszcze jedną, skromnie wyglądającą powieść autora pod tytułem Zagroda zębów. I ponownie – Szostak mnie zaskoczył. Tym razem postanowił w krótkich formach przedstawić alternatywną wersję podróży Odysa, poszukującego drogi do domu. Jest to temat, który pasuje mi na kilku płaszczyznach. Po pierwsze, zawsze bardzo lubiłam czytać mity, słuchać opowieści o starożytności, greckich bogach, niepokonanych herosach i ich błyskotliwych pomysłach. Z perspektywy czasu, myślę że trochę od tej sympatii wzięła się moja fascynacja fantastyką. Zatem sam temat Zagrody zębów sprawił, że byłam zaintrygowana. Dodatkowo, autor zdecydował się na zabawę w „co by było gdyby”, a ja ten temat w sztuce bardzo lubię. To, w jaki sposób przypadek albo jedna decyzja zmieniają całe nasze życie. I pytania: czy gdybyśmy podążyli inną ścieżką to wylądowalibyśmy w podobnym miejscu? A może kompletnie gdzieś indziej?

Szostak znowu bawi się tekstem, wybiera wątki różnych postaci i z nimi eksperymentuje. To nie tylko opowiadania o Odysie, ale też o Telemachu i Penelopie. Wędrówka jawi się jako źródło poszukiwań  bohaterowie szukają odpowiedzi na pytania kim jesteśmy, kim jest heros/bohater, ile uda nam się przeszkód pokonać w drodze i czy na końcu okaże się, że było warto. Ciekawym wątkiem jest ten dotyczący samej sztuki opowiadania. Fragmenty, w których bajarze koloryzują opowieści, żeby osiągnąć lepszy efekt i zainteresowanie słuchaczy. Czuć również w tych opowiadaniach melancholię, a jednocześnie pewne napięcie. Bohaterowie są zagubieni, szukają drogi wyjścia, ale przede wszystkim błądzą. Autor podkreśla to, co starożytni bajarze trzymali za zagrodą zębów – fakt, że herosi też mogli czuć zwątpienie i przygnębienie. Wszystko to w bardzo krótkiej formie, z ciekawą klamrą do współczesnych tułających się Odyseuszy. Pozostaje pytanie: czy dane im będzie znaleźć drogę do domu?


Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Powergraph

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka