*Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek*
Filip Zawada
*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* literatura współczesna
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2019
*Liczba stron:* 267
*Wydawnictwo:* Znak
„Kto tam?” W sumie to durne pytanie, bo przecież listonosz może być płatnym zabójcą, gazownik złodziejem, a najbliższy znajomy może dźgnąć cię nożem w plecy, więc po co się o to wszystko pytać. Lepiej od razu otworzyć drzwi i nic nie wiedzieć.
*Krótko o fabule:*
Na świecie pewnych jest tylko kilka rzeczy. Za wyrażanie się nie dostajesz deseru (kto by go zresztą jadł). Błażej to beksa i irytujący dureń, który gówno wie o życiu. A dorośli zajmują się samymi pierdołami, no chyba, że są kierowcami cystern. I bądź tu mądry, kiedy kot Szatan znika w tajemniczych okolicznościach, sklepikarka Stefa rodzi sobie nagle dziecko, a za zakonnicami to już w ogóle nie trafisz.
- opis wydawcy
*Moja ocena:*
Cholera, no nie spodziewałam się! Ta książka wzięła mnie z zaskoczenia! I jakimi słowami ja mam teraz przekazać, że warto [BARDZO] po nią sięgnąć? No nic, spróbujmy.
Filip Zawada to wrocławianin, który tworzy muzykę do spektakli teatralnych, uczy fotografii, grał w zespołach: Pustki, Indigo Tree. Wydawałoby się więc, że człowiek dość zajęty, ale w swoim grafiku znajduje jakoś czas na pisanie książek. I możemy mu być za to wdzięczni, bo Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek to jedno z największych pozytywnych zaskoczeń literackich jakie przeżyłam w ostatnim czasie.
Zazwyczaj podchodzę ostrożnie do nowych dla mnie nazwisk w świecie książek, ale Zawada jakoś szczególnie przyciągnął moją uwagę. Sporo było czynników, które mnie podkusiły do lektury (m.in. fakt, że dobra znajoma o niej wspominała, a sam autor mignął mi ostatnio we wrocławskim tłumie), ale nie pomyślałabym, że aż tak przypadnie mi ona do gustu.
Książka ta, to w sumie zbiór krótkich opowiadań, niektóre fragmenty mają nawet długość jednego zdania, a najobszerniejsze to najwyżej kilka stron. Po przeczytaniu miałam skojarzenia trochę z czymś w rodzaju ściany na Facebooku, gdzie autorem wpisów jest Franciszek, mieszkaniec sierocińca, prowadzonego przez siostry zakonne. Dlaczego takie skojarzenie? Z prostej przyczyny: każdy rozdział, każdy wpis to po prostu strumień świadomości młodego chłopaka, przedstawienie spostrzeżeń, sytuacji, wydarzeń z jego punktu widzenia. W ten sposób autor rzuca pewien temat, ale nie komentuje go jakoś obszernie, tylko daje możliwość zastanowienia się nad danym problemem. A są to sprawy bardziej bądź mniej kontrowersyjne, takie jak religia, pierwsze miłości i przyjaźnie, odrzucenie, wiara, ludzkie ustalenia co wypada, a co nie. To jest trochę tak, że gdyby te rozdziały były postami na Facebooku to pod każdym mogłaby rozgorzeć jakaś gorąca dyskusja - tak stymulująco są one napisane.
Odkąd mam plan na życie, wiem, że wszyscy życzą mi udanej porażki. Nie przejmuję się tym, bo ludzie zawsze zazdrościli innym i kiedy to robią, to znak, że życie idzie w dobrym kierunku, bo zawsze zazdrości się dobrych rzeczy.
Z kart książki bije przede wszystkim szczerość i taka bezczelna otwartość. Dzieci mają to do siebie, że są bardziej bezpośrednie, bo nie wiedzą co wypada, a czego lepiej unikać. I Franciszek jest właśnie takim narratorem: wali prosto z mostu to, co myśli. Najlepsze w tym wszystkim jest to, że teoretycznie nie odkrywa Ameryki, komentuje rzeczywistość, z którą mamy ciągły kontakt, a jednak otwiera nam na nią oczy. To zresztą bardzo dojrzałe przemyślenia, chociaż przedstawione w dziecinnej otoczce. Niektóre ze zdań narratora wydawałyby się trochę absurdalne, a w wielu przypadkach ironiczne, ale przez to, że wypowiada je chłopiec to nagle nabierają wydźwięku realistycznego. Naprawdę podziwiam, że autor potrafił trafnie komentować otaczające nas zjawiska oczami dziecka i sprawić, że tak bardzo mu uwierzymy.
Jeżeli już gdzieś przeczytaliście, że przy książce można się szczerze pośmiać to muszę potwierdzić te informacje. Wiele wypowiedzi Franciszka przyprawia o natychmiastowy uśmiech. I budzi też zachwyt, bo tyle tam pięknych zdań, odkrywczych w swojej prostocie. W sumie Rozdeptałem czarnego kota przez przypadek to skarbnica cytatów, które nawet oderwane od fabuły robią wrażenie, a w lekturze dają nam świetny obraz całości.
Moim takim skromnym marzeniem jest, żebyście dali jej szansę. Wydaje mi się, że ta książka ma moc zadziałać na każdego z nas w inny sposób, rozbudzić myślenie o rzeczach, których nigdy nie analizowaliśmy, wzniecić chęć podzielenia się swoim zdaniem na jakiś temat. Dodatkowo, to błyskawiczna lektura, która niezmiennie bawi, ale równocześnie wzrusza. Bo właściwie Zawada podaje nam w lekkostrawnej formie naprawdę gorzką historię niechcianego dziecka. Jest tutaj zatem tyle różnych czynników, które w jakiś magiczny sposób idealnie ze sobą współgrają i tworzą coś niesamowitego. Polecam!
I cytat na koniec. Na ostatnią zachętę!
Życie mnie czegoś uczy, ale nie mam pojęcia, czego.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz