niedziela, 3 marca 2019

Nierówna walka o sprawiedliwość - „Gdyby ulica Beale umiała mówić” James Baldwin


*Gdyby ulica Beale umiała mówić*
James Baldwin

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* If Beale street could talk
*Gatunek:* obyczajowa
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 1974
*Liczba stron:* 250
*Wydawnictwo:* Znak
Ludzie spoglądają na nas jak na zebry. A jak wiecie, jedni lubią zebry, a drudzy nie. Ale nikt nie pyta zebry o zdanie.
*Krótko o fabule:*
Harlem, Nowy Jork. Tish i Fonny byli razem zawsze. Dorastali w jednej dzielnicy, w jednej społeczności, a ich miłość rosła wraz z nimi. Niepostrzeżenie stała się dla nich najważniejsza. I chociaż nie mają nic prócz siebie, Tish wierzy, że będą żyli długo i szczęśliwie.  W przeddzień ślubu Fonny zostaje oskarżony o gwałt. Ma mocne alibi, ale jest czarny. Tish zrobi wszystko, by wyciągnąć go z więzienia. 
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Wydawnictwo Znak postanowiło wznowić powieść Jamesa Baldwina, a w kinach nadal możecie oglądać jej ekranizację. Ja jakoś zaspałam i nie udało mi się jej obejrzeć przed rozdaniem Oscarów, więc postanowiłam, że poczekam już i zerknę na nią po przeczytaniu pierwowzoru. Co prawda film nie zdobył w końcu wielu nagród (chociaż Regina King była w tym przypadku czarnym koniem w kategorii aktorka drugoplanowa), ale zwiastun i opis historii wystarczająco mnie zaintrygowały.

W tym miejscu warto wspomnieć kilka słów o autorze, czyli Jamesie Baldwinie. Jest to nazwisko bardzo znane, szczególnie wśród Afroamerykanów. Wiedziałam, że warto się z nim zaznajomić, kiedy Regina King wspomniała podczas mowy oscarowej, że to zaszczyt zagrać w filmie, napisanym na podstawie jego książki. Tematyka jego utworów najczęściej dotyczyła pojęcia rasizmu, tolerancji, prześladowania oraz homoseksualizmu. Baldwin był zwolennikiem Martina Luthera Kinga, zaangażowany w ruch praw obywatelskich. Podsumowując, jest to nazwisko, które warto znać.

Książka Gdyby ulica Beale umiała mówić jest naprawę niewielka objętościowo, ale niesie ze sobą na tyle sporo treści, że po lekturze czujemy się nasyceni. Baldwin zdecydowanie miał ciekawy styl i potrafił oddać klimat czasów (książka napisana została w latach 70tych). Przede wszystkim jednak zaskoczył mnie sposób, w jaki pisał o uczuciach. Ta książka w sporym stopniu jest romansem, a miłość między Tish i Fonnym nie jest może cukierkowa i słodka, ale niezwykle prawdziwa. Baldwin opisując sceny między nimi nie silił się na przedstawianie ich uczucia jako czegoś niezwykłego, czego moglibyśmy im zazdrościć. Pisał o zwykłym życiu, którego Tish nie wyobrażała sobie bez Fonny'ego, a Fonny bez Tish. I było w tym mnóstwo prostego piękna.
źródło
Wydaje mi się, że ruch #blacklivesmatter, opisywany przez twórców w Ameryce już od wielu lat, w Polsce jest mniej znany i trochę bardziej odległy. Sam wątek rasizmu i prześladowań jest jednak na tyle uniwersalny, że łatwo odnieść go do naszych realiów. Zawsze znajdzie się grupa ludzi mająca przewagę, która będzie chciała wykorzystać swoją pozycję do gnębienia innych. Nie oszukujmy się, każdy z nas zna to ze swojego otoczenia. W książce Gdyby ulica Beale umiała mówić spotkamy się z rażącym przykładem niesprawiedliwości, wykorzystania, bezczelnego niszczenia czyjegoś życia, jakby nie miało ono żadnego znaczenia. Jest to temat przerażający, a czytanie o kolejnych uprzedzeniach i walce o prawo do normalnego życia potrafi uświadomić w jakich warunkach egzystowali Afroamerykanie (zwróćmy też uwagę, że nie były to „stare dzieje”, a lata 70te poprzedniego wieku).

Także można powiedzieć, że na przykładzie intymnej historii miłosnej Baldwin porusza globalny temat rasizmu i wykluczenia niektórych grup ze społeczeństwa. Nie jest jednak bezkrytyczny jeżeli chodzi o grupę głównych bohaterów. Tak, Tish ma wspaniałą rodzinę, ale matka i siostry Fonny'ego nie są już przedstawione w dobrym świetle. Także mimo tego podziału na wyobcowanych Afroamerykanów i bezlitosnych białych, możemy zobaczyć też pojawiające się odcienie szarości wśród obu tych grup.

Gdyby ulica Beale umiała mówić napisana jest z perspektywy głównej bohaterki, Tish. Niełatwe to zadanie, kiedy autor zabiera się za pisanie z perspektywy kobiety, ale James Baldwin poradził sobie z tym naprawdę świetnie. Co prawda czasami miałam wątpliwości co do momentów dialogowych, które wydawały się jakoś tak nie na miejscu, ale były to sporadyczne przypadki. Ogólnie warto czasami zwolnić czytanie i pochylić się nad niektórymi fragmentami, bo stylistycznie znajdą się prawdziwie piękne fragmenty. A najbardziej ciepło wspominać będę więzy między członkami rodziny Tish. Bezwarunkowe wsparcie, akceptacja i wiara w córkę sprawiają, że rodzice głównej bohaterki są właśnie tym, czego dziewczyna potrzebuje. Bez wiedzy, że ma w nich i w swojej siostrze oparcie zapewne nie udałoby się utrzymać siły i niezłomności w walce o sprawiedliwość dla ukochanego. A jak ta walka się kończy, musicie przekonać się sami.

Moja ocena: 8/10



Za egzemplarz powieści dziękuję wydawnictwu Znak.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka