Taki ostatnio chodził mi pomysł po głowie, żeby przedstawić pokrótce sylwetki reżyserów, których znam, których cenię. Zaczniemy od głośnych nazwisk, ale finalnie mam nadzieję zagłębić się w twórczość trochę mniej popularnych postaci. Chętnie też przyjmę Wasze propozycje, chociaż pamiętajmy, że najpierw będę musiała nadrobić trochę filmografii danego reżysera.
Zaczynamy od mojego idola lat nastoletnich - Tima Burtona!
Początki
|
Tim Burton (po prawej) podczas kręcenia krótkometrażówki „Frankenweenie”, źródło |
Dzieciństwo Tima Burtona nie należało do kolorowych - problemy towarzyszące tamtemu okresowi wciąż pobrzmiewają w jego filmach. Sam powiedział, że jego młodzieńcze lata były nieszczęśliwe, a on czuł się wciąż dziwakiem, outsiderem, który zamykał się w pokoju i całe dnie szkicował albo oglądał stare kino (uwielbiał filmy z Vincetem Pricem). Fascynowały go filmy o potworach, jak
Frankenstein czy
Potwór z Czarnej Laguny.
Zamiast strachu odczuwał podczas seansu empatię dla tych odmieńców, których społeczeństwo traktowało brutalnie dlatego, że byli inni.
W końcu wybrał studia na California Institute of the Arts, gdzie szkolił się pod kątem ilustratorskim/animacji.
Jego pierwszym miejscem pracy było studio Dinsey'a. Jak zapewne się domyślacie mroczne dziwadła, które szkicował Burton nie do końca odpowiadały ówczesnym twórcom. Burton stworzył m.in. 200 ilustracji koncepcyjnych do filmu
Czarny kocioł. Żadna jednak nie dostała się do końcowego dzieła.
|
jeden z rysunków do Czarnego kotła, źródło |
Pod szyldem Disney'a udało się reżyserowi nakręcić swoje dwie krótkometrażówki: animowanego
Vincenta i aktorską wersję
Frankenweenie. Po ich premierze szefowie studia stwierdzili, że Burton jest dla nich o wiele zbyt mroczny i ich drogi się rozeszły.
Początek procesu twórczego dla kolejnych filmów opiera się na talencie artystycznym reżysera - tworzy ilustracje postaci, przedstawia pomysły na kostiumy i świat przedstawiony. Jednak sam nie pisze scenariuszy, zawsze współpracuje z innymi twórcami podczas wymyślania dialogów.
Z nazwiskiem reżysera od razu kojarzy się kilka innych osób świata kina. Przede wszystkim
Danny Elfman, który napisał muzykę do większości filmów Burtona. Idealnie rozumie nietuzinkowość jego dzieł i potrafi podbić surrealistyczny klimat całości. Już od pierwszych scen, w których słyszymy muzykę Elfmana możemy spodziewać się, że film nie będzie trzymał się utartych schematów, będzie nieustannie zaskakiwał.
Od strony aktorskiej są przede wszystkim dwa nazwiska: Johnny Depp i Helena Bonham-Carter. Jedne z najlepszych ról Deppa pochodzą właśnie z filmów Burtona, w których mógł puścić wodze fantazji i wyłączyć hamulce. Jego Edward Nożycoręki czy golibroda Sweeney Todd to zdecydowanie klasyka. Natomiast Helena ma w sobie niepowtarzalną charyzmę, trochę mroczną, zdecydowanie unikalną i idealnie współgrającą z klimatem filmów reżysera. Prywatnie Burton ma z Heleną dwójkę dzieci (ojcem chrzestnym jest Johnny Depp), ale nie są już parą.
Cechy charakterystyczne jego kina
Dwie pierwsze krótkometrażówki Burtona mówią wiele o cechach jego kina, które będą utrzymywać się przez kolejne lata jego kariery - mówię tutaj o oryginalnym stylu, sposobie opowiadania i budowania postaci. W jego filmach czuć przede wszystkim wpływ
niemieckiego ekspresjonizmu: wszechobecne cienie, płaszczyzny deformujące rzeczywistość, pełne krzywizn i załamań perspektywy, a większość utrzymana w kolorystyce czerni, bieli i szarościach. Wystarczy spojrzeć na kilka plakatów Burtona, żeby zobaczyć te cechy - powykręcane gałęzie w
Dużej rybie czy zakrzywione wzgórze, na którym stoi Jack Skeleton w
Miasteczku Halloween.
Trzeba też zwrócić uwagę, że jego artystyczne oko jest widoczne w każdym kolejnym filmie. One zawsze są dopracowane scenograficznie - wystarczy wspomnieć dziwaczne zaświaty, przedstawione niczym w krzywym zwierciadle w
Soku z żuka czy opuszczone zamczysko w
Edwardzie Nożycorękim - wszystko jest wyjątkowe i oryginalne. Klimat stara się budować już od początku, kiedy pojawiają się napisy, gdzie zazwyczaj znajdujemy motyw odnoszący się do fabuły. Burton był jednym z pierwszych reżyserów, którzy przerabiali loga firmy tak, żeby pasowały do filmu.
|
Tim Burton i Johnny Depp podczas kręcenia Edwarda Nożycorękiego, źródło |
Myśląc o cechach charakterystycznych jego kina trudno ominąć
wątek outsidera, człowieka który nie potrafi odnaleźć się w społeczeństwie, często odstającego od reszty ekscentryka. Widać to w niemal każdym jego filmie: czy to Batman, chroniący swoją prywatność i odcinający się od głębokich znajomości, czy Ed Wood zakochany w kinie do tego stopnia, że nie widzi słabych stron swoich filmów, a przez to nie jest rozumiany w świecie Hollywood, nie wspominając o Edwardzie Nożycorękim czy Alicji z Krainy Czarów - każda z tych postaci jest przede wszystkim pewnego rodzaju wyrzutkiem społeczeństwa.
Wizualnie filmy Burtona kojarzą się od razu z gotykiem - białe twarze, podkrążone oczy, kościotrupy i ogólna makabra. Na szczęście za każdym razem znajdzie się tam również miejsce dla czarnego humoru, który sprawia, że nawet na cmentarzu czujemy się dobrze. Dodatkowo, Burton często łączy ten gotycki mrok z małą mieścinką na przedmieściach, jak w
Frankenweenie czy
Edwardzie Nożycorękim. Często w jego filmach pojawiają się również flashbacki - czyli przeplatanie przeszłości bohaterów z ich teraźniejszością. Przede wszystkim jest to widoczne w
Dużej rybie, ale taki sam zabieg znajdziemy w
Sweeney Toddzie czy w
Batmanie.
Filmografia
Czy widziałam wszystkie filmy Burtona? Oczywiście, że nie, przede mną wciąż:
Wielka przygoda Pee Wee Hermana, Jeździec bez głowy, Planteta małp i najnowszy
Dumbo.
Najbardziej lubię chyba animacje reżysera. Jego
Gnijąca panna młoda zrobiła na mnie ogromne wrażenie,
Frankenweenie i
Vincent swoim klimatem od razu mnie kupiły. Uwielbiam to, że te animacje przeznaczone są raczej dla starszego widza, mają w sobie groteskowy klimat, przez to że postacie są dość karykaturalne (długie, patykowate nogi, wielkie podkrążone oczy). I wszystko wykonane w mało modnej
technice poklatkowej. Jednym z moich ulubionych filmów jest też
Miasteczko Halloween, którego Burton NIE wyreżyserował, chociaż wszyscy od razu z nim go utożsamiają. Nie stanął jednak za kamerą, bo był zbyt zajęty innymi tytułami w tamtym czasie, ale sporo postaci i ogólny klimat jest oczywiście jego pomysłem, sam także zaproponował producentom reżysera na swoje miejsce.
|
Tim Burton z mieszkańcami Miasteczka Halloween, źródło |
Mam też ogromną słabość do filmów romantycznych Tima Burtona. Uwielbiam jego połączenie wątku miłosnego z gotycką otoczką - jego
Edward Nożycoręki zdecydowanie należy do moich ulubieńców w tym względzie. Zakochałam się także w
Sweeney Toddzie, szczególnie że znalazłam go na początku swojej fascynacji gatunkiem musicalu.
Oprócz tego mam jeszcze trzy tytuły, które naprawdę warto obejrzeć -
Ed Wood, Sok z żuka i
Duża ryba. Każdy ekscentryczny w innym względzie, ale godny polecenia.
Ed Wood o miłości do kina klasy B,
Duża ryba o pięknej relacji syn-ojciec w fantastycznej otoczce i
Sok z żuka, drugi pełnometrażowy film w karierze Burtona, który przynosi masę frajdy i zawiera wszystkie specyficzne dla reżysera elementy.
Na swoim koncie ma również kiczowatą komedię
Marsjanie atakują! (uwielbiałam ten film za dzieciaka), naprawdę dobre, mroczne, ale nieschematyczne wersje
Batmana (do którego scenografia inspirowana była filmem
Metropolis), ciekawą historię artystki, oszukanej przez męża,
Wielkie oczy czy remake'i -
Charlie i fabryka czekolady, Alicja w Krainie Czarów oraz
Mroczne cienie.
Podsumowanie
Zapytajmy wprost: dla kogo jest kino Burtona? Przede wszystkim dla wszystkich tych, którzy kiedykolwiek czuli, że nie pasują do reszty. U reżysera możemy znaleźć pochwałę odmienności, a zarazem nauczymy się, że takie ekscentryczne osobliwości to postacie, które można łatwo polubić. Na dodatek fani horrorów, tanich filmów klasy B, kiczu na ekranie będą się tutaj czuli jak w domu. Szczególnie w filmach typu
Sok z żuka czy dość tandetnym, aczkolwiek przynoszącym masę frajdy
Marsjanie atakują!. Jeżeli ktoś chce zacząć od czegoś spokojnego - można obejrzeć
Wielkie oczy albo
Ed Wood, chociaż ten pierwszy jest chyba najmniej burtonowski z wszystkich filmów reżysera. Koniecznie trzeba też zobaczyć przynajmniej te dwie animacje:
Gnijąca panna młoda i
Miasteczko Halloween.
Na koniec warto wspomnieć o spadku formy reżysera.
Mroczne cienie wypadły dość blado, tak samo jak
Osobliwy dom pani Peregrine, natomiast
Wielkie oczy były dobre, ale bez ducha starego Burtona.
Dumbo po zwiastunach wyglądało jakoś mało w stylu reżysera. Może zapowiadana kontynuacja
Soku z żuka wyciągnie Burtona z reżyserskiego dołka? Oby.
Co myślicie o kinie Tima Burtona? Jakie są Wasze ulubione filmy reżysera?