Widzę, że oglądanie filmów idzie mi dość sinusoidalnie - w zeszłym miesiącu było bardzo dobrze, w tym już trochę gorzej. Tym razem winę zrzucam na seriale. Obejrzałam czwarty sezon Orange is the new Black, pierwszy sezon Flesh and bone, zaczęłam Mr Robot, no i skończyłam drugi sezon Sherlocka. Dzisiaj jednak o obejrzanych przeze mnie filmach!
Złota dama (2015)
Po tym filmie spodziewałam się czegoś przynajmniej dobrego. W głównej roli obsadzona została Helen Mirren, tematyka ciekawa, no i Klimta uwielbiam. Niestety nie spełnił moich oczekiwań.
Historia oparta na faktach. Maria Altmann (Helen Mirren) zaczyna walkę z austriackim rządem w celu odzyskania obrazu Gustava Klimta, na którym uwieczniona została jej ciotka. W przedsięwzięciu pomaga jej zaprzyjaźniony prawnik - Randol Schoenberg (Ryan Reynolds).
Wszystko w tym filmie było takie oczywiste i bardzo hollywoodzkie. Jeszcze kilka lat temu powiedziałabym, że to dobry obraz, teraz zrobiłam się bardziej wybredna. Na siłę chcieli wzbudzić wzruszenie - często tak się dzieje kiedy historia dotyczy II Wojny Światowej. Chciałam więcej Klimta i powiązania jego postaci z ciotką Adelą. Aktorzy też mnie rozczarowali, nawet pani Mirren nie przekonała mnie w tej konkretnej roli. Ten temat można było ugryźć z naprawdę ciekawej strony, w końcu faktem jest, że wiele dzieł sztuki po wojnie zostało wykradzionych. Tutaj mamy typowo hollywoodzki film, który nic ciekawego nie wnosi w życie. Oglądacie na własną odpowiedzialność.
Moja ocena: 5/10
Magiczny miecz - legenda Camelotu (1998)
Wiele osób na forum filmwebu twierdziło, że to ich ulubiona bajka z dzieciństwa i że piosenki z niej znają na pamięć. Ja animacje uwielbiam, więc musiałam obejrzeć.
Kayley to córka Rycerza Okrągłego Stołu. Gdy złoczyńca Ruber chce obalić Króla Artura, poprzez kradzież Excalibura, Kayley postanawia wyruszyć na wyprawę i odzyskać magiczny miecz.
No tak. To już jest jednak typ animacji, na który powoli mogę stawać się za stara. Ludzie, którzy pieją nad jej genialnością zapewne pokochali film w dzieciństwie i teraz mają do niego sentyment. Jak dla mnie fabuła dość nudna, bohaterowie nieprzekonywujący i bardzo sztampowi. I za dużo piosenek, nawet jak na animację. Mimo wszystko oglądając dla czystego relaksu sprawdziła się, na plus zabawna postać smoka (uwielbiam takie śmieszne zwierzaki w animacjach). Polecam jednak osobom trochę młodszym.
Moja ocena: 6/10
Odrobina chaosu (2014)
Chyba nie było notowania bez filmu kostiumowego? Wszyscy już pewnie wiedzą, że ten typ kina bardzo mnie pociąga i zazwyczaj mnie satysfakcjonuje.
Sabine De Barra (Kate Winslet) konkuruje z kilkoma mężczyznami o miejsce projektanta, którego zadaniem będzie stworzenie fontanny w Wersalu.
To przedostatni film w filmografii Alana Rickmana i ostatni przez niego wyreżyserowany. Zawsze uważałam, że świetnie nadaje się do filmów kostiumowych i tutaj, jako król Ludwig XIV sprawdził się cudownie. Pierwsze skrzypce grała jednak Kate Winslet i co ja mogę powiedzieć? Od jakiegoś czasu wydaje mi się, że Kate nie popełnia błędów dobierając sobie role. Wypadła naprawdę dobrze. Porównując do takiej roli Matthias zdecydowanie odstawał. Nie wiem czemu, bo we wcześniejszych filmach wypadał bardzo dobrze. Tutaj został przyćmiony przez resztę. Sam film jest niezły, ma lepsze i gorsze momenty. Świetnie wyeksponowane zostały rośliny, kilka ujęć chwytało za serce. Cudowna muzyka. Jednak nie obyło się bez dłużyzn i niestety film nie budzi dużego zainteresowania. Jednak warto zobaczyć dla Winslet i oczywiście Rickmana.
Moja ocena: 6/10
Zniknięcie Eleanor Rigby: Oni (2014)
Na ten film narobiłam sobie sporego apetytu. Zwiastuny wyglądały naprawdę intrygująco, do tego para aktorska to taka śmietanka współczesnego Hollywood. No, ale...
Eleanor (Jessica Chastain) poznajemy po nieudanej próbie samobójczej, kiedy przeprowadza się do rodziców. Jej mąż, Conor (James McAvoy) zastanawia się jak pomóc ich małżeństwu przetrwać.
Ważną rzeczą jest fakt, że to część trylogii filmowej. Dość specyficznej swoją drogą, bo oprócz tego dzieła powstały: Zniknięcie Eleanor Rigby: Ona oraz Zniknięcie Eleanor Rigby: On, w których opowiedziana jest ta historia widziana oczami kolejno Eleonory i Conora. Myślałam, że po obejrzeniu tej części będę chciała nadrobić resztę, teraz jednak zrezygnuję. Wydaje mi się, że powinnam zacząć od tamtych filmów, a później obejrzeć zmontowaną całość, teraz jednak mniej interesuje mnie podejście każdego z nich, kiedy widzę już finalny produkt. A zresztą podczas seansu czasami się nudziłam niestety. Doceniam zarys psychologiczny postaci, ale brakowało mi czegoś co wciągnęłoby w oglądaną historię. Ale muzyka mi się podobała. Do obejrzenia dla fanów Jamesa i Jessici.
Moja ocena: 6/10
Widzę, widzę (2014)
Łohoho. Kolejny horror to naprawdę zaskoczenie, bo ja akurat jestem osobą, która stroni od tego gatunku (tak, nie widziałam żadnych Pił ani Klątw).
Matka (Susanne Wuest) wraca do domu po przebyciu operacji plastycznej. Mieszka na uboczu, w willi otoczonej lasem, w pobliżu jeziora. Czeka na nią dwóch synów. Dzieci podejrzewają, że osoba, która wróciła ze szpitala nie jest ich prawdziwą matką.
Film oglądałam w ramach festiwalu Nowe Horyzonty, był wyświetlany na wrocławskim rynku.
No, dobra prawda jest taka, że to znowu nie jest do końca horror. Podejrzewam więc, że fani gatunku mogą być zawiedzeni. Mi jednak film się podobał. Lubię takie artystyczne kino, w którym niewiele się dzieje, ale wyczuwamy jakiś klimat niepokoju, który powoli narasta. Trochę brakowało mi czegoś w kwestii domysłów, bo ten twist w akcji był za bardzo wyraźny. Ja i moi znajomi domyśliliśmy się po kilku minutach filmu. Jednak później poczytałam relacje na filmwebie i zaskoczył mnie fakt, że nie wszyscy zrozumieli o co chodziło w tej historii, co mnie osobiście zaskoczyło. Co prawda było trochę dłużyzn, no i ostatnich 10-15 minut nie mogłam oglądać, ze względu na swoją strachliwość i słabe nerwy. Można się zniesmaczyć, więc ostrzegam, że to nie jest film dla wszystkich!
Moja ocena: 7/10
Love & Mercy (2014)
To również film, o którym usłyszałam dzięki festiwalowi Nowe Horyzonty. Z tego co pamiętam był pośród obrazów pokazywanych w zeszłym roku.
Brian Wilson (Paul Dano/John Cusack) to twórca najbardziej znanych utworów bandu Beach Boys. Niestety za sławę zapłacił załamaniem nerwowym.
Nie rozumiem niskiej oceny na filmwebie, bo mi film bardzo się podobał. Był przede wszystkim naprawdę wciągający, duża w tym zasługa dwutorowej narracji - sceny z młodości Briana przeplatały się z jego starszą, znerwicowaną wersją. Samego zespołu za bardzo nie kojarzyłam, chociaż niektóre piosenki brzmiały znajomo. No i świetnie było zobaczyć sceny, w których Brian miał napływ weny twórczej, w studio nagraniowym. Te sceny zastępowały typowe dla filmów muzycznych ujęcia z koncertów i wyszło to na plus. Oprócz tego możemy tutaj oglądać aktorstwo na wysokim poziomie od wszystkich odtwórców ról. Chociaż może ja po prostu lubię Dano i Cusacka? Podobało mi się również utrzymanie klimatu dawnych lat, naprawdę kupa dobrej roboty wykonanej przez scenografów i charakteryzatorów.
Moja ocena: 8/10
21 gramów (2003)
Ostatnio o Inarritu zrobiło się głośno, za sprawą oscarowego Birdmana i Zjawy z Leonardo di Caprio. Postanowiłam, że najwyższy czas nadrobić jego starsze dzieło.
Losy Paula (Sean Penn), Cristiny (Naomi Watts) oraz Jacka (Benicio Del Toro) połączy nieszczęśliwy wypadek samochodowy.
Przyznam, że to co najbardziej w filmie zaskakuje to brak chronologiczności zdarzeń. Nie wiem czy bez tego zrobiłby na mnie takie wrażenie. Ciekawie było oglądać życie każdego z bohaterów, kiedy nagle akcja przeskakiwała w czasie i widzieliśmy jak razem jadą samochodem i nie wiedzieliśmy jak do tego dojdzie. Aż mam ochotę obejrzeć go kiedyś jeszcze raz, skoro znam już całą historię. Podobała mi się rola takiego przypadku, tym razem wypadku, który splata losy trzech osób. Aktorsko to naprawdę wyżyny. Jestem pod wrażeniem wszystkich trzech odtwórców głównych ról, mieli ciężką robotę i wyszli z tego obronną ręką.
Moja ocena: 8/10
Moja ocena: 8/10
Mój Luby obejrzał ten film kilka lat temu i wiele razy mi go polecał. A że akurat był emitowany w telewizji to się skusiłam.
Rodzice wraz z trójką dzieci żyją w odosobnieniu, w ogromnej willi z basenem. Ich dzieci nie wiedzą, że istnieje zewnętrzny, prawdziwy świat. Jedno wydarzenie może zniszczyć latami budowany przez rodziców światopogląd.
Jeżeli ktoś będzie chciał obejrzeć najbardziej dziwny i niepokojący film to będę polecać ten. Podczas oglądania miałam niezliczoną ilość midfucków! Co chwilę byłam zaskakiwana, chociaż myślałam, że już bardziej się nie da. Sam film jest bardzo surowy, aktorzy grają dość sztywno, bez pokazywania emocji i to wszystko łączy się w finalny obrazek. Przeznaczony jest raczej dla widzów dorosłych. Zdaję sobie sprawę, że niektórym może kompletnie nie przypaść do gustu, ale ja chyba wolę takie kontrowersyjne filmy niż robione na jedno kopyto hollywoodzkie produkcje (oczywiście nie chcę generalizować, chodzi mi o filmy takie jak Złota dama np.). Końcówka niszczy system.
Moja ocena: 8/10
Rodzice wraz z trójką dzieci żyją w odosobnieniu, w ogromnej willi z basenem. Ich dzieci nie wiedzą, że istnieje zewnętrzny, prawdziwy świat. Jedno wydarzenie może zniszczyć latami budowany przez rodziców światopogląd.
Jeżeli ktoś będzie chciał obejrzeć najbardziej dziwny i niepokojący film to będę polecać ten. Podczas oglądania miałam niezliczoną ilość midfucków! Co chwilę byłam zaskakiwana, chociaż myślałam, że już bardziej się nie da. Sam film jest bardzo surowy, aktorzy grają dość sztywno, bez pokazywania emocji i to wszystko łączy się w finalny obrazek. Przeznaczony jest raczej dla widzów dorosłych. Zdaję sobie sprawę, że niektórym może kompletnie nie przypaść do gustu, ale ja chyba wolę takie kontrowersyjne filmy niż robione na jedno kopyto hollywoodzkie produkcje (oczywiście nie chcę generalizować, chodzi mi o filmy takie jak Złota dama np.). Końcówka niszczy system.
Moja ocena: 8/10
Oprócz tego obejrzałam:
- Samba (2014) - cóż taki przyjemny po prostu. 6/10
- Motyl Still Alice (2014) - matko kochana, kto wymyślił taki tytuł? W każdym razie film bardzo dobrze się oglądało, fabuła bez dłużyzn, prosto i na temat z genialną rolą Julianne Moore. Warto. 8/10
- Pies Andaluzyjski (1929) - eeee. Zostawiam bez oceny, dla koneserów kina, chętnych zobaczyć początki filmów surrealistycznych.
A Wam co ciekawego udało się obejrzeć w lipcu ?