wtorek, 26 lipca 2016

Bo najważniejszy jest motyw, czyli 'Królowie Dary' Ken Liu

Znowu miałam aktywny weekend, więc wybaczcie nieobecność. Pierwsze w te wakacje zakwasy po grze w siatkówkę zaliczone. Dziś recenzja kolejnej świetnej książki, zapraszam!

*Królowie Dary*
Ken Liu

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Grace of Kings
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #1 Pod Sztandarem Dzikiego Kwiatu
*Rok pierwszego wydania:* 2015
*Liczba stron:* 585
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
"To nie talenty decydują o tym, w jakich warunkach żyje człowiek, lecz miejsce, gdzie postanowi je wykorzystać."
*Krótko o fabule:*
Wyspy Dary rządzone są żelazną ręką cesarza Mapiderego, który podbił wszystkie królestwa i zasiadł na tronie zjednoczonych państw. Wojny, które prowadził zostawiły po sobie smutek, żal i pamięć o wielkich, którzy odeszli. Wydaje się, że to tylko kwestia czasu kiedy dojdzie do rebelii, mającej na celu obalenie władcy.

*Moja ocena:*
Chyba większość z Was słyszała o tej książce. Kiedy pojawiła się na rynku od razu Internet zapełniły pozytywne opinie. Jako fanka fantastyki sama nie mogłam się doczekać, aż ją przeczytam.
Ken Liu urodził się w Chinach, ale od jedenastego roku życia mieszka w Ameryce. To człowiek o wielu talentach - prawnik, programista, tłumacz, a do tego jeszcze pisarz. Zajmuje się przede wszystkim krótkimi opowiadaniami fantasy i science-fiction, a Królowie Dary to jego fabularny debiut.
Książka ta nie jest typową powieścią gatunku. Na pewno nie można jej odmówić oryginalności i takiego "pójścia pod prąd". Autor nie boi się skupić na zawirowaniach politycznych, historiach wojennych, długim przedstawianiu postaci. Początek przypomina bardziej książkę historyczną i trzeba czasu, żeby się naprawdę wkręcić. Jednak gdy przejdziemy przez tę pierwszą część powieści, późniejsze strony będą nas wciągać w wir wydarzeń, aż do ostatniego słowa.
Świat przedstawiony potrafi zachwycić. Co prawda nie od pierwszych stron - autor powoli wprowadza nas w meandry swoich Wysp Dary i co chwilę zaskakuje nowym pomysłem. Podobały mi się wymyślone zwierzęta, szczególnie crubeny, czyli ogromne wieloryby z pojedynczym rogiem - ich opis robił wrażenie. Oprócz tego świetnym pomysłem wydawały się wymyślone pozycje, w których siadały postacie, np. mipa rari w sytuacjach formalnych, a thakrido wśród przyjaciół. A gdybyśmy się zgubili wśród obcych nazw, ratował słownik umieszczony na końcu książki.
Skoro już jestem przy świecie przedstawionym, to jednym z największych plusów było moim zdaniem wprowadzenie całego panteonu bogów. Kiedy pierwszy raz zostali wspomnieni, myślałam że to tylko sen jednego z bohaterów. Później się okazuje, że oni naprawdę są aktywnymi uczestnikami wydarzeń - podczas wojen wybierają swoich ulubieńców i starają się im pomagać. Oczywiście pakt sprawia, że nie mogą robić tego wprost, więc w wielu przypadkach ta pomoc polega na lekkim popchnięciu bohatera w którąś stronę. Od razu skojarzyło mi się to z różnymi historiami z mitologii, gdzie bogowie przebierali się za ludzi, aby namieszać w naszym świecie!
źródło
Jeżeli chodzi o bohaterów to sprawa jest dość skomplikowana. Jak muszę, to określę Kuniego oraz Matę głównymi, ale wolałabym tego nie robić. Dlaczego? Ken Liu wprowadza tutaj całą masę postaci! Czasami jeden rozdział traktuje o danej osobie, która na jego końcu po prostu umiera. Jednak nigdy nie robi tego bezpodstawnie - każda osoba, której historię opisał wprowadzała ważne informacje na temat wydarzeń bądź przeszłości, któregoś z reszty bohaterów. Przyznam, że miałam czasami problem w połapaniu się kto jest kim, ale po jakimś czasie rozróżniałam wszystkich bez problemów. Wpływ na to miał fakt, że postacie były bardzo charakterystyczne. Każda bardzo prawdziwa, nieprzerysowana, z ludzkimi przywarami i zaletami. A najbardziej podobało mi się to, że bohaterowie ewoluują podczas czytania. I to nie tak w małym stopniu, tylko naprawdę nie wiemy po której stronie się w pewnym momencie opowiedzieć. Najgorsze, że ci, którzy otrzymali naszą sympatię popełnili kilka błędów, przez które wszystkie wydarzenia przyjmują dany obrót, czego byśmy im nie życzyli. Ale takie jest życie i trzeba przyjąć konsekwencje godnie - i tej godności nie można odmówić wielu z nich. 
Tak naprawdę o bohaterach można byłoby pisać jeszcze wiele, pewnie dlatego, że jest ich całe morze. Wspomnę tylko o ciekawym podejściu do kobiet, równouprawnienia oraz miłości. Oczywiście każda postać ma swoje zdanie i to mi się podobało - niektórzy uważali kobiety za dodatek, inni godzili się na jakąś formę równouprawnienia. Miłość to też zagadka, bo mało osób wierzy tutaj w prawdziwą, romantyczną miłość. Pojawiają się głosy, że można kochać kilka osób i być usprawiedliwionym. Mnie to jakoś nie przekonuje, ale rozumiem dlaczego niektórzy bohaterowie się na to godzili. 
Najbardziej rzucało mi się w oczy to, że każda postać musiała mieć motyw do wykonania danej akcji. Nie ma kogoś kto się pojawia na chwilę i znika po wykonaniu swojej roboty. Najpierw autor przedstawia nam jego historię, żebyśmy wiedzieli, dlaczego wykonuje dane zadanie i żeby wszystkie jego poczynania były dla nas jasne. Świetnie rozpracowane, głęboko przemyślane. Podczas czytania myślałam o tym, że autor musi mieć naprawdę głowę na karku i po przeczytaniu listy jego zawodów wiem, że to swego rodzaju geniusz. 
Znowu czuję, że za bardzo się rozpisuję. Królowie Dary to zdecydowanie coś, co zaskoczy fanów fantastyki. Brakuje tutaj typowej sztampy, Ken Liu pisze swoje i robi to piekielnie dobrze. Pomysły na przekręty zaskoczą, ciągle rebelie wciągną, bohaterowie rozpalą uczucia, a czytelnik spędzi świetnie czas. I książkę można czytać jako pojedynczy tom, ale ja zdecydowanie chcę sięgnąć po kolejny. Wam też polecam!

Moja ocena: 8/10


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.

Wyzwania:
http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2015/12/31-wyzwanie-czytelnicze-2016-konkurs.html






Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka