środa, 22 lipca 2020

„Ballada ptaków i węży” Suzanne Collins - o naturze człowieka w dystopijnym świecie


*Ballada ptaków i węży*
Suzanne Collins

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The ballad of songbirds and snakes
*Gatunek:* dystopia
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2020
*Liczba stron:* 544
*Wydawnictwo:* Media Rodzina

Uważam, że każdy człowiek ma w sobie wrodzone dobro. Wie, kiedy przekracza granicę i staje się zły. To właśnie próba pozostania po właściwej stronie tej granicy stanowi prawdziwe życiowe wyzwanie.
*Krótko o fabule:*
Dziesiąte Głodowe Igrzyska rozpoczyna poranek dożynek. W Kapitolu osiemnastoletni Coriolanus Snow zamierza skwapliwie skorzystać z szansy, jaką jest rola mentora, i zdobyć sławę. Potężny niegdyś ród Snowów podupadł i niepewny los Coriolanusa zależy teraz od tego, czy zdoła on pokonać innych mentorów urokiem osobistym i sprytem.
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Suzanne Collins ma na swoim koncie prawdziwą petardę wśród literatury młodzieżowej. Jej seria Igrzysk śmierci miała wszystko to, co nastolatkowie mogą docenić - sympatycznych, silnych bohaterów, intrygujący świat przedstawiony, niesamowite pomysły na podkolorowanie przyszłości i bardzo dobrze poprowadzone tempo akcji. Najmilszym zaskoczeniem było to, że miała coś do powiedzenia na temat ludzkich emocji, walki z uciśnieniem, radzenia sobie z traumą. Zaryzykowała pokazując brutalny świat, w którym największą rozrywką jest oglądanie reality show o mordujących się nastolatkach. Jako fanka Igrzysk musiałam sięgnąć po prequel, który opisuje życie Snowa, głównego antagonisty z trylogii. Czy jestem zadowolona? Meh.

To nie jest tak, że książkę czytało się tragicznie, a ja jestem zupełnie zawiedziona. Sam początek bardzo mnie ucieszył, powrót do tego świata, przebywanie w tych samych miejscach, ale o wiele lat wcześniej wprowadzało dreszczyk ekscytacji. Dobrze było oglądać zupełnie inną stronę Kapitolu, dosłownie chwilę po zakończeniu wojny i zestawianie go z kolorową wersją przyszłości, którą znamy z trylogii.
Całość, w odróżnieniu od Igrzysk śmierci, napisana jest w trzeciej osobie, może po to, żeby zdystansować nas trochę od samolubnego Snowa. Dla mnie brak różnicy, styl pisania Collins nie należy do wybitnych, ale również jakoś szczególnie mi nie przeszkadza.

Przejdę od razu do postaci Coriolanusa Snowa, bo ta książka snuje właśnie jego historię. Zaczynając powieść wiemy, w którym miejscu ten bohater skończy i to stworzyło dla mnie spory problem podczas czytania. Już na początku możemy się domyślić jak całość się potoczy - chłopak nie jest do szpiku kości zły, ale ma zupełnie niepoukładaną hierarchię wartości, widać, że potrzebuje sporego kopa w dobrym kierunku. Jednak skoro znamy zakończenie to wiemy, że kopa dostanie, ale jego historia ruszy w stronę bezkompromisowego tyrana. Także całą książkę wiedziałam, że czekamy tylko na ten moment, w którym się ukierunkuje, co odebrało trochę frajdy z czytania. Dodatkowo to nie jest tak, że to postać neutralna i śledzimy jego powolny upadek. Snow to chłopak bardzo ambitny, skoncentrowany na sobie i swoim sukcesie, nawet jeżeli widzi niesprawiedliwość to nic z tym nie robi, bo liczy się tylko jego własny zysk i kiedy zdarzy mu się pomagać to często robi to z nieodpowiednich pobudek. Także sama jego „przemiana” nie jest zbyt spektakularna.

źródło
Największym plusem Ballady ptaków i węży jest próba zmierzenia się z ważnymi tematami. Dostaniemy kilka rozważań na temat kontroli i tego, dlaczego jej odzyskanie i utrzymywanie jest tak potrzebne po zakończeniu wojny, a także poruszony zostanie problem ludzkich instynktów i tego czy pozostawieni samym sobie potrafimy postępować zgodnie z zasadami moralnymi. Dobrze zostało pokazane jak kształtuje się ludzki charakter pod wpływem otoczenia, tego jak został wychowany i jakie wpojono mu wartości. I to wszystko działałoby na ogromny plus, gdyby nie podane zostało wprost i wplecione w przydługą akcję. Czasami wolałabym, żeby czytelnik mógł sam wyciągnąć wnioski z jakiejś sytuacji, ale autorka po chwili wyjaśnia to w formie rozmowy między bohaterami. Także temat na pewno na plus, ale wykonanie już mniej.

Ballada ptaków i węży pozwoli nam śledzić losy Snowa, ale znajdzie się miejsce dla kilku innych ciekawych postaci. Jedną z nich jest ekscentryczna Lucy Grey, z którą nasz bohater stworzy bardzo dziwny związek. Trudno to nazwać wątkiem romantycznym, bo ta młodzieńcza miłość bierze się z powietrza, a Snow wciąż i wciąż wykorzystuje dziewczynę do swoich celów. Ani na chwilę nie dałam się złapać na to, że ten chłopak może mieć dobre zamiary, tak niestety to jest napisane. Interesujący jest kolega Snowa, Plinth, którego rodzina wyrwała się z Dystryktu Drugiego i wylądowała w elicie Kapitolu. Jego historia i zachowanie wydawały się spójnie i stał się dla mnie jedną z najciekawszych postaci w książce.

Prequel Igrzysk śmierci znalazł naprawdę wielu fanów, więc nie będę Wam odradzała tej lektury. Jeżeli przepadacie za poprzednią trylogią to i tak po Balladę ptaków i węży sięgniecie. Dla mnie była to powieść zupełnie letnia, którą czytało się w miarę dobrze, ale pozostawiła sporo rozczarowań. Jej akcja jest nierówna (część dotycząca samych Igrzysk kompletnie mnie znudziła, przez to, że nie śledziliśmy losów trybutów, a gdy któryś „odpadał” to trudno było się przejąć, bo nie dane nam było ich poznać), Snow przechodzi przemianę, której wszyscy się spodziewaliśmy, a debaty filozoficzne są poprowadzone dość topornie, ale dobrze, że znalazło się dla nich miejsce. Także dla mnie to średniak i do oczekiwań nie dorasta. Ciekawa natomiast jestem czy powrót do Igrzysk śmierci też przyniósłby mi rozczarowanie, w końcu mam trochę więcej lat na karku niż kiedy pierwszy raz przeżywałam losy Katniss.

niedziela, 12 lipca 2020

„Male ogniska” Celeste Ng - rozważania o macierzyństwie


*Małe ogniska*
Celeste Ng

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Little Fires Everywhere
*Gatunek:* społeczna/obyczajowa
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* 424
*Wydawnictwo:* Papierowy księżyc

Dla rodziców dziecko jest czymś więcej niż osobą, jest miejscem, rodzajem Narni, rozległą i wiecznią krainą, gdzie teraźniejszość, w której żyją, przeszłość, którą pamiętają, i przyszłość, której pragną, istnieją w tym samym czasie.
*Krótko o fabule:*
W Shaker Heights, spokojnym, postępowym miasteczku na obrzeżach Cleveland, wszystko zostało zaplanowane – począwszy od rozkładu krętych dróg, przez kolory domów, na pełnych sukcesów życiach jego mieszkańców kończąc. A nikt nie uosabia lepiej ducha tego miejsca niż Elena Richardson, która kieruje się zasadą, że najważniejsze jest trzymanie się zasad
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Małe ogniska to głośny amerykański bestseller, zdobywca wielu nagród, mający na koncie sporo pozytywnych głosów wśród krytyków literackich. Niedawno pojawił się na jego podstawie serial z Reese Witherspoon i Kerry Washington w rolach głównych, który można obejrzeć na Amazon Prime. Po zobaczeniu zdjęć z planu poczułam się zaintrygowana, a krótkie poszukiwania w Internecie wystarczyły, żeby mnie utwierdzić w przekonaniu, że warto po Małe ogniska sięgnąć. Muszę zacząć od tego, że ta książka wciąga. Naprawdę ostatnio nic mnie tak nie pochłonęło, czyta się ją jednym tchem. Także dla ludzi z przestojem czytelniczym, którzy szukają czegoś co wyciągnie ich z dołka - to jest dobry tytuł.

Małe ogniska to książka wielowarstwowa, poruszająca dużo ważnych, aktualnych tematów, takich jak macierzyństwo, konsumpcjonizm czy dziedzictwo kulturowe. Rozpoczyna się od sceny, w której dochodzi do podpalenia pięknego domu Richardsonów i autorka do ostatnich stron pozostawi czytelnika w niepewności w tej sprawie - kto i dlaczego podłożył ogień? Jednak nie będzie to kryminał, gdzie najważniejsze jest rozwiązanie zagadki, a raczej powieść społeczna, w której skupimy się na dwóch rodzinach i ich odmiennej codzienności.

Niesamowicie precyzyjnie są tutaj zarysowane relacje między poszczególnymi bohaterami. Pearl, która wraz ze swoją mamą, artystką-fotografką Mią, przyjeżdża do uporządkowanego miasta Shaker Heights natychmiast ulega zafascynowaniu rodziną Richardsonów, zupełnie różną od jej własnej. W życiu dziewczyny zawsze liczyła się jej więź z mamą, miejsca zamieszkania zmieniały co jakiś czas, w domu nie miały mebli, stawiały przede wszystkim na rozwój osobisty, a nie na zbieranie dóbr materialnych. Richardsonowie to zupełne przeciwieństwo, i chociaż Elena ze swoją czwórką dzieci to kompletnie drugi biegun, to w jakiś sposób te dwie rodziny zaczynają się wzajemnie intrygować, a chwilę później przenikać - Pearl z podziwem zacznie spoglądać w stronę Eleny, a Izzy, najmłodsza z Richardsonów, spędzi każdy możliwy moment z Mią.

źródło
Bardzo ciekawie został poruszony problem nierówności społecznych. Mia wybrała życie artysty, pracuje tylko po to, żeby mieć za co przeżyć, a każdą wolną chwilę spędza nad kolejnymi projektami związanymi ze sztuką. Elena poświeciła wszystkie małe i większe marzenia, tylko żeby mieć idealne życie - mieszka w dużym domu, pracuje w gazecie (chociaż dostają jej się tylko mało znaczące artykuły), ma męża prawnika i czwórkę dzieci. Elena robi wszystko, żeby pomagać osobom biednym - kiedy zjawia się rodzina Warren wynajmuje im tanio swoje mieszkanie i proponuje Mii pracę jako gospodyni w swoim domu, żeby mogła sobie dorobić. Jednak wszystko rozchodzi się o to, że rodzina Richardsonów jest uprzywilejowana - mają to, czego zapragną, korzystają ze swojego życia, czując się dobrze, bo pomagają potrzebującym, a jednocześnie ich zrozumienie problemu różnic społecznych jest bardzo powierzchowne. Podczas jednego z wątków dotyczącego rozprawy o prawa do dziecka Elena za każdym razem używa argumentu: dziecku będzie lepiej w domu jej przyjaciół, bo kupią mu wszystko, czego zapragnie. I to dla niej wydaje się przesądzać sprawę.

Wśród wielu wątków tej historii na pierwszy plan wysuwa się temat macierzyństwa. Na tapecie mamy obraz „dobrej matki”, którego projekcję tworzy sobie społeczeństwo ludzi uprzywilejowanych, a ponadto wierzących, że wszystko da się w życiu zaplanować i precyzyjnie wykonać, czego dowodem jest zaprojektowanie idealnego miasta Shaker Heights, gdzie nawet kolor domu jest narzucany przez miasto. Dla kontrastu - druga matka prowadzi życie wędrowniczki, sama wychowuje swoją córkę, żyje teraźniejszością i poświęca się sztuce, nie skupiając się na swojej materialnej sytuacji. Wydawać by się mogło, że mając tak różne osobowości książka wskaże nam jedną palcem i powie: to jest dobra matka. Nic takiego się jednak nie stanie. Będziemy mogli wejrzeć trochę głębiej i zobaczymy, że każda z nich walczy o dobro swoich dzieci, przeżywa swoje niepewności, ale zawsze o rodzinie myśli. Temat zostanie również poszerzony o sprawę dotyczącą adopcji dziecka, w której bogata rodzina walczy z chińską imigrantką o prawa do opieki. Tam wprost zostanie zadane pytanie: kto będzie lepszą matką. Warto zastanowić się nad werdyktem i tym, jak cała sprawa się potoczyła.

Małe ogniska to dla mnie jedno wielke zaskoczenie. Świetnie napisana książka o amerykańskich przedmieściach, w których obserwujemy powolne przenikanie się dwóch rodzin, potrafi wciągnąć jak najlepsza książka przygodowa. Śledzenie losów rodzin Richardson i Warren doprowadzi do wielu ciekawych obserwacji na temat macierzyństwa, rasy oraz nierówności społecznych. Mogę tylko dodać, że na pewno sięgnę w przyszłości po serial na jej podstawie.



Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Papierowy Księżyc.

sobota, 4 lipca 2020

„Pani Bovary” Gustav Flaubert - nienasycona dusza w poszukiwaniu spełnienia marzeń

*Pani Bovary*
Gustav Flaubert

*Język oryginalny:* francuski
*Tytuł oryginału:* Madame Bovary
*Gatunek:* społeczna/obyczajowa
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 1857
*Liczba stron:* 324
*Wydawnictwo:* Świat Książki

Czyż nie wie pani, że istnieją dusze wiecznie udręczone? Potrzebują kolejno marzeń i czynów, najczystszych uczuć i najdzikszych namiętności i tak popełniają wszelkiego rodzaju wybryki i szaleństwa.
*Krótko o fabule:*
Pani Bovary opowiada o młodej, cnotliwej z pozoru Emmie Rouault, która wychodzi z rozsądku za mąż za poczciwego doktora Karola Bovary, by pod wpływem niezaspokojonych pragnień i marzeń o wielkiej miłości porzucić moralne konwenanse i puścić się w wir namiętnych romansów, rozrzutności i kłamstwa. 
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Pani Bovary to książka o której słyszałam sporo na przestrzeni kilku lat. Od pojedynczych recenzji, na które natykałam się w sieci, po ostatnie wspominki na jej temat w rozmowach z książki Pokaż mi swoją bibliotekę Aleksandry Rybki. Idąc wciąż tropem klasyki podczas wypełniania wyzwania Czytam Europę postanowiłam w końcu się z tą głośną francuską powieścią zapoznać.

Czym ta ksiązka zasłużyła sobie na zaszczytne miejsce w panteonie żelaznej klasyki? Zapewne umiejętnością Flauberta do operowania piórem i kreowania charakterów. Wszyscy bohaterowie w Pani Bovary są niesamowicie ludzcy, napędzają ich pasje i oczekiwania oraz nadzieja na lepsze jutro. Z czasem jednak wszystkie ich marzenia, jedno po drugim, ulegają destrukcji. Najbliżej przyjrzymy się postaci tytułowej, nieszczęsnej Emmie Bovary. Istnieje przypuszczenie, że jej historia została luźno oparta na życiu prawdziwej osoby, żony wiejskiego doktora o nazwisku Delamare.

Przez dość długi czas autor skupia się raczej na przeszłości, przedstawia dzieje rodziców doktora Bovary, opisuje pierwsze spotkanie Karola i Emmy, ale dopiero, gdy dochodzi do ślubu powieść tak naprawdę się zaczyna. W pamięć zapadło mi zakończenie jednego z rozdziałów słowami: Przed ślubem zdawało jej się, że go kocha, ale oczekiwane szczęście nie nadeszło. „Pomyliłam się więc” - myślała które nakreśliły niejako ścieżkę, jaką potoczą się dalsze losy bohaterów.

źródło
Emma to jedna z najciekawszych nieszczęśliwych postaci w literaturze. Wnioskując po samych czynach można określić ją jako bohatera negatywnego - naprawdę pozwala czytelnikowi poznać swoje wady. Dziewczyna swoją młodość spędziła na czytaniu romantycznych powieści i zawsze liczyła na to, że w przyszłości czeka na nią coś niezwykłego. Po ślubie jednak każdy kolejny dzień zaczynał przypominać poprzedni. Kiedy Emma przekonała się o monotonności, zrozumiała, że trzeba coś zrobić, żeby życie nabrało rumieńców. Jej romantyczne oczekiwania musiały znaleźć upust, ciągle potrzebowała więcej i mocniej. Ta pogoń za doznaniem uczucia spełnienia to historia bardzo uniwersalna i sprawia, że Pani Bovary to lektura, która nie traci na wartości mimo swojego wieku.

Pani Bovary rozwija się powoli, a choć czyta się ją dość przyjemnie, to akcja nabiera rumieńców mocno po połowie. Czytelnik śledzi losy Emmy, nie tyle z symaptii do głównej bohaterki, a raczej z uczucia nieustannego napięcia - wciąż oczekując momentu kulminacyjnego, który musi być tragiczny. To jest tego typu książka, w której dość wcześnie czujemy, że akcja nie ma możliwości potoczyć się w dobrą stronę. Emma pokazuje swoją samolubną stronę, odrzuca uczucia męża, unika kontaktu z córką, a jednak wciąż jest osobą, o której losach dobrze się czyta. Jej nieustanne uczucie zamknięcia i niespełnienia napędzają akcję.

Podobno każdy powrót do Pani Bovary przynosi nowe doznania, dlatego chętnie w przyszłości ponownie po nią sięgnę, może w innym tłumaczeniu. Na tę chwilę powieść doceniam, jednak nie zrobiła na mnie tak piorunującego wrażenia, jak tego oczekiwałam. Chociaż znowu - to właśnie w Pani Bovary zobaczymy, jak bardzo wygórowane oczekiwania i zbyt rozdmuchane marzenia mogą niszczyć faktyczne doświadczenie.

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka