poniedziałek, 27 marca 2017

#KącikAliny - Nic nie jest na stałe, czyli „Here” Richard McGuire

Kolejny post z cyklu, prowadzonego przez moją siostrę - #KącikAliny, a w nim bardzo oryginalna powieść graficzna :)

*Here*
Richard McGuire

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Here 
*Gatunek:* powieść w formie komiksu
*Forma:* powieść - komiks
*Rok pierwszego wydania:* 2014
*Liczba stron:* 304
*Wydawnictwo:* Hamish Hamilton

Last dog...
I am losing my eyesight. 
I can't see a thing without my reading glasses. 
*Krótko o fabule:*
Richard McGuire's Here is the story of a corner of a room and of the events that have occurred in that space over the course of hundreds of thousands of years. It is the long-awaited fulfillment of a pioneering comics vision, from one of the greatest innovators in the genre.
                                                                                                                          - opis wydawcy

*Moja ocena:*
Rzadko sięgam po komiksy - powodów jest wiele, ale najważniejszy to jednak niepewność przy wyborze. Here został mi polecony (i pożyczony), co rozwiązało ten problem. Nie jest to typowy komiks; każda ze stron jest niczym osobny obraz, w którym znajdują się mniejsze obrazy. Wszystkie skupione są na fragmencie pokoju, który przechodził przez miliony lat zmiany - od całkowitej pustki przez jego budowę aż po wirtualne odtworzenie go w przyszłości. W lewym górnym rogu każdej strony i panelu znajduje się rok, w którym dana sytuacja miała miejsce. A wydarzeń było bardzo dużo - tańce, pojedynki, zabawa w kalambury, upadki, imprezy, pożar, a nawet śmierć. I choć czasem wydaje się, że w tym komiksie panuje chaos, to jednak niektóre strony są zdecydowanie tematyczne. Gdy, np. tematem jest taniec, na każdym z paneli widać tańczące dziewczyny z różnych lat; a kiedy zniszczenie zdaje się być głównym wątkiem, rysunki przedstawiają potłuczone szkło, rozbite lustro i wodę wpływającą przez okno. Czasem chodzi o jedno słowo, np. lost, które zostało wypowiedziane w różnym kontekście, w różnym czasie. Pomimo tych tematycznych paneli, po odłożeniu komiksu w głowie miałam chaos. Bo pytanie brzmi: kto jest głównym bohaterem?
Już po pierwszych stronach, zaczynamy zastanawiać się kto tak naprawdę jest główną postacią w tym komiksie. Czy jest to mężczyzna, który opowiada kawał? A może rodzina robiąca ze sobą zdjęcia? Aż w końcu dochodzimy do wniosku, że protagonistą może być miejsce, w którym to wszystko się dzieje. Przez lata zmieniające się, budowane, niszczone, remontowane, przyporządkowujące się ludziom je zamieszkującym. Tego właśnie oczekujemy od głównego bohatera - widocznej zmiany, którą przechodzi.
Co najważniejsze, Here zdaje się być o tym, że nic nie jest na stałe; miejsce, w którym teraz żyjemy; ludzie, z którymi teraz żyjemy; problemy, z którymi się teraz zmagamy. Wszystko to kiedyś przeminie, MY przeminiemy. McGuire właśnie na to kieruje naszą uwage i jak sam mówi:

"If Here is about one thing, it's that nothing lasts, whatever it is or however permanent it seems."
Oczywiście, mówiąc o komiksie muszę wspomnieć coś o samych rysunkach. W Here pojawia się cała paleta barw. Wiele ze stron to tylko jeden kolor w różnych odcieniach, natomiast inne pokazują mocne kontrasty. Styl bardzo przypomina obrazy Edwarda Hoppera, jego kolory i ich nasycenie, a także przedstawienie postaci. Same strony z panelami nasuwają na myśl Kennetha Josephsona i jego przystawianie zdjęć z przeszłych lat do teraźniejszych miejsc.


Here to zdecydowanie nietypowy komiks,  który intryguje ciekawymi rysunkami, śmieszy przedstawionymi dialogami i zadziwia głębokością przekazu.
 

czwartek, 23 marca 2017

Konkurs - do wygrania „Ostatnia więź” Briana Staveley


 Dzisiaj wpadam do Was z konkursem, w którym do wygrania jest trzeci tom Kronik Nieciosanego Tronu - „Ostatnia więź” autorstwa Briana Staveley, ufundowany przez Wydawnictwo REBIS! Dwa pierwsze tomy to była cudowna przeprawa w klimatach fantasy, a ich egzemplarze każdy fan gatunku powinien mieć na swojej półce. Trzecia część to niezła cegła, bo aż 950 stron niesamowitej przygody. Ja jestem w trakcie czytania i już jestem zakochana. Może i Wy dacie jej szansę? :)
 
Co trzeba zrobić, aby wygrać egzemplarz książki „Ostatnia więź"? :
1) Zgłosić chęć udziału w konkursie
2) Podać swój adres e-mail
*3) Udostępnić baner konkursowy albo informację o konkursie na swoim Facebooku lub blogu (nieobowiązkowe ale daje + 1 dodatkowy los)
*4) Być publicznym obserwatorem mojego bloga (nieobowiązkowe ale daje + 1 dodatkowy los)
I odpowiedzieć na pytanie:
Jaką książkę z gatunku fantastyki lubisz najbardziej? 

Przykładowe zgłoszenie może wyglądać tak:
Zgłaszam się!
Adres e-mail:
Książka, którą lubię:  
 *Baner: 
*Obserwuję bloga jako:
Zgłoszenia od 23.03.17 r. do 13.04.17 r.
Regulamin:
1. Organizatorem konkursu oraz fundatorem nagrody jest Wydawnictwo REBIS
2. Nagrodą w konkursie jest egzemplarz książki "Ostatnia więź" Briana Staveley.
3. Aby losowanie się odbyło musi się zgłosić min. 8 osób.
4. Konkurs trwa od 23.03.2017 r. do 13.04.2017 r. do godziny 23:59. Zgłoszenia po tym terminie nie będą brane pod uwagę.
5. Aby wziąć udział w konkursie należy: podać adres e-mail oraz odpowiedzieć na pytanie. Dodatkowe 2 losy są przyznawane za udostępnienie informacji o konkursie oraz bycie publicznym obserwatorem bloga.
6. Uczestnikiem może być każdy, kto posiada adres korespondencyjny na terenie Polski.
7. Wyniki zostaną ogłoszone do 5 dni od daty zakończenia konkursu
8. Zwycięzca zostanie wyłoniony poprzez losowanie.
9. O wygranej poinformuję  zwycięzce drogą mailową. Na przesłanie zwrotnego e-maila z adresem zwycięzca ma 5 dni, w innym przypadku odbędzie się powtórne losowanie.
10. Koszty wysyłki pokrywa organizator.

poniedziałek, 20 marca 2017

Przygoda nabiera rozpędu - „Grom i szkwał” Jacek Łukawski


*Grom i szkwał*
Jacek Łukawski

*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #2 Krainy Martwej Ziemi
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* 396
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
Mój ojciec powtarzał, że trzeba poznać swojego wroga tak jak sojusznika, bo nigdy nie wiadomo kto kim się stanie.
*Krótko o fabule:*
Arthornowi udaje się uciec z zamku opanowanego przez zdrajców, lecz najgorsze dopiero przed nim. Wkrótce znów wyruszy ku Martwicy, tym razem bez przygotowania, drużyny i wbrew własnej woli. Jednocześnie stary Garhard stara się opanować sytuację w Wondettel. To zadanie tym trudniejsze, że lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – podobnie jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Impas, jak się wydaje, może przełamać tylko obecność księżniczki Azure, która jednak przepadła bez wieści. Co zrobi Arthorn, gdy ją odnajdzie? Czy zdoła nakłonić ją do powrotu? Ile zdecyduje się poświęcić dla królestwa?
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Każdy głośny debiut pociąga za sobą wysokie oczekiwania co do kolejnych książek danego autora. Jacek Łukawski zebrał wiele pozytywnych opinii na temat pierwszego tomu serii - Krwi i stali, przez co grono czytelników liczyło na porządną kontynuację. I na szczęście, właśnie to dostaliśmy.
Już pierwsze rozdziały utrwalą nas w przekonaniu, że Łukawski się rozwinął i jego Grom i szkwał zaserwuje nam jeszcze lepszą przygodę niż tom pierwszy. Przede wszystkim nie spodziewajmy się jakichkolwiek wstępów - autor wrzuca nas w środek wydarzeń, Wondettel jest oblegane przez wrogie wojsko, a znani bohaterowie szukają wyjścia z sytuacji. To zdecydowany plus książki, bo Krew i stal jednak trochę nudziła przydługim początkiem. Jednak mało tego, że akcja rusza z kopyta od pierwszych stron - ona ani na chwilę nie zwalnia! Zazwyczaj nie jestem fanką tego typu ciągłego zaskakiwania czytelnika, jednak w Gromie i szkwale to akurat działa na plus. Zasługa w tym na pewno wyobraźni autora, jak i pomysłów na zaczerpnięcie wielu sytuacji ze znanych nam dzieł popkultury. Przykładowo - gdy Arthorn będzie chciał przebyć rzekę natrafi na bandę złodziejaszków, w której to Maluch żąda myta za przejście przez rzekę. To oczywiście odwołanie do Robin Hooda. Pewnie wielu innych nie potrafiłam zlokalizować, ale na pewno znajdziemy też fragment przypominający scenę z Nic śmiesznego (o tym pisał autor na swoim fanpage'u) czy znaną nam historię Czerwonego Kapturka. Zastanawiam się też, czy latające okręty to odwołanie do Gaimana i jego Gwiezdnego Pyłu czy sięga to gdzieś głębiej w fantastykę.
Można zacząć się obawiać, że tak liczne inspiracje popsują nam frajdę z czytania, przez co zamiast skupić się na historii będziemy zastanawiać się z którego źródła tym razem autor zaczerpnął. Nie obawiajcie się jednak - każde z tych wplątań fabularnych zrobione jest tak sprytnie, żeby czytelnika rozbawić, ale zarazem ma wytłumaczenie i sens w ramach całej opowieści. To tylko smaczki, które dodają jeszcze kolorytu.
źródło
W opisie fabuły przeczytamy, że Arthorn znów ruszy ku Martwicy. Wydawało mi się to słabym pomysłem, takim powieleniem tego, co było ciekawe w pierwszym tomie, ale powtórzone po raz kolejny może zrazić. Na szczęście Łukawski dobrze wiedział co robi i nie wysłał bohatera po swoich śladach, a zaserwował mu całkiem inny środek lokomocji. I co ważniejsze, dorzucił do tego nowych i ciekawych kompanów. Ja najbardziej się cieszę z eksploatacji postaci kobiecych! Nareszcie dostaliśmy kilka świetnych damskich sylwetek - i tych dobrych, i tych, które mogły nas irytować. Jednak na tym nie koniec, bo Łukawski kreuje również wiele bohaterów z gatunków nieludzkich. I tutaj należą się brawa za konsekwencję w klimacie, ponieważ wciąż przeważają słowiańskie korzenie autora. Bardzo podobały mi się nowe gatunki, szczególnie historia Dwargów. Pod koniec pojawili się również Płanetnicy, także bardzo oryginalny lud, z ciekawą historią. Nawet jeden z jego przedstawicieli zostanie pewnie z nami na potrzeby trzeciego tomu.
Książka przepełniona jest staroświeckim, polskim słownictwem, które do wyszukanych i kulturalnych, cóż, nie należy. Mnie to bardzo pasowało - autor się nie hamuje i wciska w usta bohaterów pełno wulgaryzmów, które dodają im realistyczności, a także sprawiają, że kilka razy zaśmiejemy się z wymiany zdań w książce.
Przyznać muszę, że mimo ciągłej akcji kilka spraw wciąż mnie trochę raziło. Nadal nie potrafię tak naprawdę zżyć się z bohaterami i przeżywać ich troski, kibicować w drodze do szczęścia. Na dodatek wiele historii, mimo że ciekawych, wydawało się niewiele związanych z główną osią fabuły. Wydaje mi się jednak, że możemy na to przymknąć oko i spodziewać się, iż w kolejnym tomie i to zostanie poprawione.
Podsumowując, Jacek Łukawski po udanym debiucie wydał bardzo dobry tom drugi. Historia nabrała rumieńców, poznaliśmy nowe rasy, a zarazem przedstawiono nam kolejnych bohaterów. Natomiast odniesienia do znanych dzieł kultury i staropolski, wulgarny język sprawiły, że uśmiech towarzyszył mi podczas lektury. Fantastyka warta poznania! :)

Moja ocena: 8/10


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.

środa, 15 marca 2017

Nie kupuję więcej książek, czyli book haul

Zawsze szczyciłam się tym, że nie wydaję milionów na książki. Bardzo często odwiedzałam biblioteki, a własne egzemplarze kupowałam sporadycznie - kiedy coś bardzo chciałam albo znalazła się niepowtarzalna okazja cenowa. Jednak odkąd zaczęłam wrastać w blogosferę książkową sprawy zaczęły przyjmować inny obrót. To nawet nie chodzi o to, że moje założenia się zmieniły, ale eskalowały i teraz grupa lektur, które bardzo bym chciała jest ogromna. A i o okazjach dowiaduję się częściej, ze względu na śledzenie wielu źródeł. Tak przeszłam z etapu wypożyczania książek do tego, że moja własna biblioteczka przepełniona jest nieprzeczytanymi książkami. Dlatego postanawiam, hardo, przed Wami wszystkimi - do końca roku będę się bardziej ograniczać! Tymczasem pokazuję, na co skusiłam się od stycznia.
Pierwsze zamówienie pochodzi ze strony nieprzeczytane.pl. Pretekstem do jego złożenia był fakt, że chciałam w końcu przeczytać jakiś komiks i wybór padł na Gaimana (bo autor sprawdzony). Stwierdziłam, że dorzucę do tego kilka klasyków, które i tak chciałam kupić - zrobię takie jedno duże zamówienie i będę miała dosyć na dłuższy czas (yup, na pewno...).

W paczce wylądowały:
1) Sandman. Preludia i nokturny Tom 1, Neil Gaiman
2) Nowy wspaniały świat, Aldous Huxley
3) Perswazje, Jane Austen
4) Wodnikowe Wzgórze, Richard Adams
5) Tajemna historia, Donna Tartt
6) Opowieść o dwóch miastach, Charles Dickens

Gdzieś w międzyczasie pojawiły się kuszące propozycje nowości wydawniczych. Złożyło się tak, że wszystkie egzemplarze recenzenckie przyszły w jednym czasie i wciąż ten stosik czytam. 
Mamy tutaj:

7) Zakazane życzenie, Jessica Khoury, SQN [recenzja]
8) Grom i szkwał, Jacek Łukawski, SQN
9) Wakacje nad Adriatykiem, Zofia Posmysz, Znak literanova [recenzja]
10) Rodzina O., Ewa Madeyska, Znak
11) Młokos, Fiodor Dostojewski, MG
12) Hrabia Monte Christo. Część 2, Aleksander Dumas, MG [recenzja]

Poza stosikiem, do recenzji dostałam w tym roku również Rok królika Joanny Bator od wydawnictwa Znak [recenzja]. I oczywiście Evnę, Siri Pettersen [recenzja], a wczoraj przyszła Ostatnia więź Briana Staveley'a [recenzja 1 tomu, recenzja 2 tomu]. Obie od wydawnictwa Rebis.

I dochodzi ostatnia paczka książek, znowu zamówiona pod wpływem impulsu. Tym razem prowodyrem okazało się wznowienie wydania niefilmowego, Siedmiu minut po północy Patricka Nessa. Reszta dobrała się sama, uwierzcie (platon24.pl skusił mnie darmową wysyłką)!
Ostatni stosik zawiera:

13) Nakarmić kamień, Bronka Nowicka
14) Targowisko próżności Vanity fair tom 1, William Makepeace Thackeray
15) Targowisko próżności Vanity fair tom 2, William Makepeace Thackeray
16) Barry Lyndon, William Makepeace Thackeray
17) Modlitwa za Owena, John Irving
18) Siedem minut po północy, Patrick Ness

Jak widzicie to daje 21 nowych książek w niecałe trzy miesiące. Nie wspomnę już o ilości stron, bo jak widać zainwestowałam w kilka cegiełek. Dlatego, ogłaszam Wam i sobie, że więcej książek nie kupuję, przynajmniej przez kilka miesięcy.

Wy też macie problem z książkoholizmem?

niedziela, 12 marca 2017

Zły z natury czy zmuszony przez okoliczności? - „Wakacje nad Adriatykiem” Zofia Posmysz



*Wakacje nad Adriatykiem*
Zofia Posmysz

*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* literatura piękna
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 1970
*Liczba stron:* 315
*Wydawnictwo:* Znak Literanova
Człowiek, kiedy zgadza się wziąć w rękę kij, nie zawsze wie, co przyjmuje. Chętnie myśli, że to tylko symbol, że dzierżąc go, można żyć tak, jakby się go nie miało. Nieprawda, to nie symbol. Nie ma nic mniej symbolicznego, nic bardziej rzeczywistego i konkretnego niż kij.
*Krótko o fabule:*
Jak daleko może posunąć się człowiek – w okrucieństwie i miłości?
Dwie kobiety, które trafiły do piekła.
Pierwsza wierzy, że uda jej się przeżyć. Druga nie ma nawet nadziei.
Choć wcześniej się nie znały, zaczyna je łączyć szczególna więź. Silniejsza wie, że musi uratować słabszą. Zrobi dla niej wszystko. Nawet to, do czego w innym czasie nie byłaby zdolna.
Ale czy da się uratować kogoś, kto sam wydał na siebie wyrok?
Powieść o niezwykłej relacji dwóch kobiet, oparta na wstrząsających wydarzeniach z życia Zofii Posmysz; zaskakująco nowoczesna i odważna.
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Czytanie tej książki od początku było taką niezwykłą przygodą. To pierwsza lektura poruszająca temat obozów koncentracyjnych, którą przeczytałam z własnej, nieprzymuszonej woli. Po prostu poczułam się zainteresowana. Chyba przede wszystkim tym, że autorka skupia się na losach kobiet zamkniętych w Auschwitz oraz tym, że sama była na ich miejscu.
Zofia Posmysz to pisarka i dziennikarka, która na koncie ma między innymi głośną Pasażerkę, która została zekranizowana przez Andrzeja Munka. Tematyka jej prac dotyczy obozów zagłady, jako że sama była więźniarką Auschwitz. Książka Wakacje nad Adriatykiem pierwszy raz została wydana w 1970 roku, a niedawno ukazało się to wznowienie, które udało mi się przeczytać.
Książki dotyczące tego haniebnego okresu w historii długo mnie nie interesowały. Pamiętam jeszcze lektury szkolne, chociażby takie jak Inny świat, traktujące na ten temat. To była powieść, która niosła ze sobą silny ładunek emocjonalny i chociaż mogę uznać ją za wspaniałą książkę to niechętnie chciałam zagłębiać się w kolejnych opisach tamtych zdarzeń. Za to w tym roku obiecałam sobie bardziej różnicować czytane książki, a powieść pani Posmysz wydała się do tego celu idealna. Na dodatek pokazała, jak wiele tracę omijając tego typu literaturę.
Od początku uderza czytelnika styl autorki. Już podczas pierwszego zdania poczujemy się świadkiem wszystkich wydarzeń, jakbyśmy siedzieli obok pani Zofii i słuchali jej opowieści. Przeważają bardzo długie, złożone zdania, w których poza treścią możemy odnaleźć ogromny ładunek emocjonalny. Były jednak zredagowane tak umiejętnie, że ani na chwilę nie zgubimy się wśród treści.
Inaczej ma się sprawa z budowaniem fabuły. Autorka zrezygnowała z linearnego prowadzenia historii. Ten zabieg sprawia, że czytelnik może chwilami poczuć się zagubiony w czasie i przestrzeni, ale nie bójcie się - to tylko chwilowe uczucie. Po jakimś czasie przyzwyczajamy się do tego i z łatwością będziemy się odnajdywać.
źródło
Moim zdaniem Wakacje nad Adriatykiem idealnie sprawdzą się jako lektura dla osób, chcących poczytać o obozach, ale niekoniecznie lubiących ciężką literaturę. Pani Posmysz przedstawia nam prawdę w bardzo przyswajalny sposób. Nie stara się szukać na siłę brutalnych momentów i nieodpowiedniego ludzkiego zachowania. Te elementy się znajdą, ale tak po prostu - podczas czytania historii. Przez to całość jest realistyczna, ale nie zniechęca tych bardziej wrażliwych czytelników. Wydaje mi się, że to w tej prostocie tkwi siła książki, właśnie przez styl i sposób prowadzenia historii chcemy dłużej zastanowić się nad ważkimi kwestiami, poruszanymi na kartach powieści.
Ogromnie podobało mi się przedstawienie życia kobiet w obozie. Główne bohaterki są bardzo różne - Ptaszka to delikatna dziewczyna, bardzo wrażliwa, a zarazem wspierająca i dobroduszna. Natomiast narratorka jest silną kobietą, która kurczowo trzyma się nadziei. Autorka znalazła między nimi idealny balans,  wywiązuje się tam więź, która sprawia, że czytelnik zaangażuje się w ich historię i będzie z niepokojem śledził ich kolejne losy. Piękna historia przyjaźni, która trwa pomimo niesprzyjających okoliczności i potrafi wzruszyć do łez.
Poruszony został również temat samorządów więźniarskich. Z boku łatwo jest ocenić kobiety, które pracowały w ten sposób, jednak po przedstawieniu historii w książce nic nie wydaje się już takie zero-jedynkowe. Czy to źle, że człowiek trzyma się nadziei i stara się dopasować do okoliczności? Czy egoizmem jest pomaganie bliskiemu, nawet kiedy cierpieć może za to osoba trzecia? To dylematy, które porusza autorka w powieści i nad nimi mamy okazję się zastanowić. 
Podsumowując, Wakacje nad Adriatykiem to dla mnie piękne zaskoczenie. Nie spodziewałam się, że lektura otworzy mi oczy na tyle problemów. Na dodatek styl i narracja sprawiają, że czyta się ją z zaangażowaniem, aż wydawać by się mogło, że słuchamy opowieści osoby, która siedzi obok nas i relacjonuje swoje życie. Polecam!

Moja ocena: 8/10


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Znak Literanova.

środa, 8 marca 2017

Czy mamy prawo do wymierzania sprawiedliwości? - „Hrabia Monte Christo. Część 2” Aleksander Dumas

Kobietom w dzisiejszym dniu życzę mnóstwo siły i uporu :)
No, dobra. Słodyczy też. Dużo.
*Hrabia Monte Christo. Część 2*
Aleksander Dumas

*Język oryginalny:* francuski
*Tytuł oryginału:* Le comte de Monte-Cristo
*Gatunek:* przygodowa
*Forma:* powieść
*Cykl:* tom 2
*Rok pierwszego wydania:* 1844
*Liczba stron:* 622
*Wydawnictwo:* MG
(...) na tym świecie nie istnieje ani szczęście, ani nieszczęście- porównujemy tylko stan obecny z tym, w jakim byliśmy. Tylko ten, kto doznał najokropniejszych niepowodzeń, zdoła odczuć najwyższe szczęście. Kto chciał umrzeć, Maksymilianie, wie, jakim skarbem jest życie.
*Krótko o fabule:*
Dopiero treść drugiej części Hrabiego Monte Christo przynosi właściwą opowieść o czynach tytułowego bohatera najsłynniejszej opowieści Aleksandra Dumasa. Metamorfoza, jaką w tomie pierwszym przechodzi Edmund Dantès – młody i ubogi marynarz, odznaczający się zarówno szlachetnością, jak i naiwnością – sprawia, że w drugiej części powieści staje się on zupełnie innym typem bohatera. Dopiero tutaj poznajemy prawdziwe oblicze hrabiego Monte Christo – wyrachowanego, inteligentnego i ekscentrycznego arystokraty, ogarniętego żądzą okrutnej zemsty za niesprawiedliwe wieloletnie uwięzienie i pokrzyżowanie planów życiowych.
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Ten miesiąc oczekiwania na drugi tom Hrabiego Monte Christo minął mi na niecierpliwym przebieraniu nóżkami. No bo jak po genialnej pierwszej części zmusić się do przeczekania, w celu poznania dalszych losów bohaterów? Na szczęście książka szybko wylądowała w moich rękach, i cóż więcej mogę powiedzieć - to nie ja pochłonęłam ją, tylko ona mnie!
To, co sprawia, że lektura jest jeszcze lepsza niż część pierwsza to fakt, że od pierwszych stron wpadamy w wir wydarzeń, niejako w ramach konsekwencji poczynań bohaterów z poprzedniego tomu. Znamy całe tło historyczne, wiemy już jaki jest cel głównego bohatera i kogo znowu spotkamy na kartach powieści. Nie spodziewajcie się jednak, że będzie przewidywalnie i zachowawczo. Oczywiście Dumas nie godzi się na półśrodki i pozwala fabule rozrosnąć się, dzięki wspaniałym wątkom pobocznym. Mam tutaj na myśli przede wszystkim emocjonującą relację między Maksymilianem a Valentine. Przepiękny związek, który musi przebyć mnóstwo piętrzących się przeszkód na drodze do szczęścia, a ich aniołem stróżem zostaje właśnie hrabia Monte Christo. 
W poprzednim tomie dostaliśmy przedsmak, taką zapowiedź tego, czego możemy się spodziewać. Jednak to dopiero tutaj możemy się rozkoszować porządną ucztą. Świetną przygodą było przeżywanie kolejnych wydarzeń wraz z bohaterami Dumasa. Szczególnie dlatego, że hrabia okazał się piekielnie inteligentny - tutaj nie wchodzą w grę proste zagrania, w celu doprowadzenia do zemsty. Nie, Dantes podszedł do całej akcji z chłodną głową, po wielu latach przygotowań. To pewnie dlatego coraz to nowe pomysły potrafią nas zaskoczyć i sprawić, że zachwycimy się nad intrygami bohatera. Przyznam, że już początkowy motyw z telegrafem rozwalił mnie na łopatki!

źródło
Aleksander Dumas przede wszystkim bardzo dobrze pokazuje jak łatwo rozpracować człowieka. Jeżeli poznamy jego wady i zalety, zbliżymy się do grona jego przyjaciół, zjemy obiad z rodziną, porozmawiamy o interesach, to możemy mieć go w garści. Wystarczy tylko skorzystać ze znanych nam faktów i chwilę pogłówkować, żeby pchnąć delikwenta na minę. A najlepsze w tym wszystkim będzie to, że wystarczy niewielkie szturchnięcie, uruchomienie machiny, a pogrążenie danej osoby przyjdzie samo. Po wszystkim natomiast nikt nie będzie nawet myślał o tym, żeby wskazać na nas palcem i obarczyć winą za czyjąś porażkę.
Jeżeli jednak myślicie, że Dumas zostawi nas z poczuciem, że możemy teraz ruszać w pogoń za najgorszym wrogiem i wymierzać mu sprawiedliwość według własnego uznania, to jesteście w głębokim błędzie. I to właśnie ten fakt uważam za najmocniejszy element całej powieści - autor nie określi naszego Edmunda superbohaterem i nie poklepie go z uznaniem po pleckach. Po całej tej przygodowej karuzeli zmusi czytelnika do zadania sobie pytania: kim jest człowiek, żeby mógł bawić się w Opatrzność? Czy mamy prawo do wymierzania sprawiedliwości na własną rękę? A jeżeli to zrobimy to czy nie staniemy się przez to podobni naszym wrogom, tym którym chcieliśmy odpłacić pięknym za nadobne? 
Na temat powieści Hrabia Monte Christo mogę jeszcze dodać, że najnormalniej w świecie się w niej zakochałam. Pomimo wartości historycznych czy moralnych to również cudowna rozrywka i przygoda, którą przeżywamy w jakże barwnym gronie. Zdecydowanie to klasyka po którą warto sięgnąć i którą każdy powinien mieć na półce. Mnie pozostaje teraz polować na inne książki Dumasa!

Link do opinii o pierwszym tomie TUTAJ.

Moja ocena: 10/10

  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu MG.

niedziela, 5 marca 2017

Uważaj na to, czego sobie życzysz - „Zakazane życzenie” Jessica Khoury


*Zakazane życzenie*
Jessica Khoury

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Forbidden Wish
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* 278
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
Nie można wybrać swojego losu, ale można wybrać, kim stajemy się za jego sprawą.
*Krótko o fabule:*
Ona jest potężnym dżinnem. On złodziejem z ulicy. Połączyła ich pradawna magia. Kiedy Aladyn odnajduje magiczną lampę, Zahra zostaje przywrócona światu, którego nie widziała od pięciuset lat. Ludzie i dżinny pozostają w stanie wojny, więc aby przetrwać, musi ukrywać swą tożsamość. Przybierając różne kształty, będzie trwać przy swoim nowym panu aż do czasu, kiedy ten wypowie swoje trzy życzenia. Wszystko się komplikuje, gdy Nardukha, potężny król dżinnów, oferuje Zahrze szansę całkowitego uwolnienia od magii lampy. Uratowanie siebie oznacza jednak zdradzenie Aladyna – człowieka, w którym Zahra… zakochała się wbrew sobie.
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Kto z nas nie wzdychał kiedyś do bohaterów bajek Disney'a? Dziewczynki chciały być takie jak Pocahontas, Śnieżka czy Jasmine'a i znaleźć dla siebie księcia, czyli kogoś, kto będzie dla nich stworzony, dopełni połówkę jabłka. Oczywiście, później dziewczynki dorosły i skonfrontowały oczekiwania z rzeczywistością. Na szczęście istnieją jeszcze takie książki, które potrafią przenieść nas, stare baby, w czasy dzieciństwa i pozwolić nam trochę powzdychać do bajkowych książąt.
Jessica Khoury to młodziutka autorka, ma na karku 27 lat, a na koncie popularną trylogię The Corpus Trilogy i nowość Zakazane życzenie. Nic dziwnego, że tak dobrze jej idzie, bo swoją przyszłość jako pisarki odkryła już w wieku 4 lat, kiedy to napisała swoją pierwszą powieść, fanfik. 
Pomysł z retellingiem znanych nam historii z dzieciństwa jest dość popularny. Wiele głośnych tytułów młodzieżowych książek fantastycznych opiera się na bajkach. Wspomnieć można chociażby Sagę Księżycową, Dwór Cierni i Róż, Gniew i świt. Muszę przyznać, że do tej pory nie zostałam zmęczona tym czerpaniem ze znanych schematów, ale warunek jest jeden - zrobić to oryginalnie. Ogromnym atutem książki Khoury jest to, że autorka przyjęła ciekawy punkt widzenia. Mianowicie nie skupiła się na historii Aladyna i księżniczki Jasmine, a wyciągnęła o wiele bogatszy wątek, związku dżinna z właścicielem lampy. Na dodatek magiczną istotą jest tutaj dżinn płci pięknej, co automatycznie tworzy podwaliny wątku romantycznego (chyba nie spodziewaliście się, że takiego tutaj nie znajdziecie?).
Z młodzieżową fantastyką często miewam spore problemy, jednak wciąż daję szansę kolejnym tytułom. Na szczęście Zakazane życzenie należy do tych książek, które naprawdę spełniły moje oczekiwania. Była to przyjemna historia, którą czytało się z zainteresowaniem, a styl autorki pasował do klimatu powieści. Nie można o tym zapomnieć, bo wśród młodych pisarzy nie jest  łatwo znaleźć tak oryginalnego stylu. Całość napisana jest w pierwszej osobie, ale słowa Zahry zalatują takim oldschoolem - w końcu dżinn ma tysiące lat na karku. Dobrze wypadła więc konfrontacja jej wypowiedzi z młodzieżowym, bezpośrednim Aladynem.
źródło
Fabuła rozkręca się ze strony na stronę, a czytelnik co chwilę zostaje zaskakiwany. Khoury wprowadza mnóstwo tajemnic z przeszłości bohaterów, które zostają powoli odsłaniane. Te proste zabiegi sprawiają, że książkę czyta się z ciągłym zainteresowaniem. Do końca nie wiedziałam, w którą stronę potoczy się fabuła tej powieści. Podobało mi się przeplatanie wątków władców Parthenii ze światem dżinnów i przedstawienie stosunku tych dwóch ras do siebie. 
Spójrzmy jednak prawdzie w oczy, Zakazane życzenie to przede wszystkim historia o miłości i jej walce z przeciwnościami. Na szczęście ta książka nie stara się udawać, że traktuje o czymś innym. Pobieżnie mówi też o potrzebie wolności czy tyranizujących władcach, ale nikt nie zaprzeczy, że głównym tematem jest tutaj miłość. Jessica Khoury sprawnie snuje wątek więzi między dżinnem a właścicielem lampy. Jest tutaj trochę przekomarzania, powolnego poznawania siebie nawzajem, a w końcu silniejszego uczucia, któremu oboje starają się zaprzeczyć. Całość wypada przyjemnie, a przede wszystkim nie wywołuje mdłości z przesłodzenia.
Postaci są intrygujące, szczególnie ze względu na klimat całości. Czuć tutaj inspirację Dalekim Wschodem i opowieściami znanymi z Baśni tysiąca i jednej nocy. Zahra i Aladyn dają się lubić, są to bohaterowie, którym z radością będziemy kibicować przez całość książki. Postaci drugoplanowe, mimo sporadycznego pojawiania się na kartach, w naszych oczach kształtują się na konkretne, charakterystyczne osoby. Podobał mi się wątek Caspidy, w której można było odnaleźć obraz dawnej władczyni. Także Zhian i Nardhuka, czyli potężni dżinnowie wypadali intrygująco, tutaj jednak mam mały zarzut - chciałabym poznać bliżej ich życie, świat, taką codzienność. Jednak autorka konsekwentnie skupiła się na głównej parze bohaterów.
Podsumowując, w morzu młodzieżowej fantastyki, opartej na znanych nam bajkach z dzieciństwa, Zakazane życzenie wypada bardzo dobrze. Autorka pozwala nam przenieść się na ciepłe piaski Parthenii, gdzie będziemy trzymać kciuki za powodzenie misji dżinna i jej pana. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że nie jest to początek kolejnej trylogii! To powieść, po którą warto sięgnąć, szczególnie jeśli gatunek jest Wam bliski. Na dodatek to polskie wydanie jest tak piękne, że grzechem byłoby nie mieć go na półce!


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.


środa, 1 marca 2017

To dostaję tego Oscara czy nie? - wrażenia z gali

Kolejne rozdanie nagród Akademii Filmowej za nami. Tym razem nie zarwałam nocy, bo też nie miałam takiej możliwości - w poniedziałek przed szóstą rano wychodzę z domu do pracy. Jednak posiadanie dekodera pozwoliło mi na nagranie uroczystości i nadrobienia gali. Jako że nie udało mi się napisać notki przedoscarowej, to w tej wspomnę i o wygranych i o moich odczuciach. Zapraszam!
Zacznę może od samej gali i najczęściej komentowanego wydarzenia, czyli końcowej pomyłki. Podczas ogłaszania wyników w kategorii najlepszy film, Warren Beatty wyciągnął z koperty kartkę z napisem "Emma Stone, La La Land". Chwilę spoglądał z konsternacją na arkusz, a później podsunął go towarzyszącej mu Faye Dunaway. A ona odczytała tytuł filmu i stąd pomyłka. Moim zdaniem - zdarza się, trochę żal ekipy z La La Land, która już zdążyła podziękować i się pocieszyć, ale szukanie winnych nie ma tutaj sensu. 
Jeżeli chodzi o prowadzenie gali, to w tym roku ten ciężar wziął na barki Jimmy Kimmel, znany ze swojego talkshow z gwiazdami. Ten zawód pomógł Ellen Degeneres w wykreowaniu świetnej atmosfery na Oscarach, niestety Kimmel nie poradził sobie tak dobrze. Jego żarty rzadko punktowały, często były zbyt ostre, ciągłe nabijanie się z Matta Damona też w końcu przestało śmieszyć. Znowu ściągnął pomysł z częstowaniem gości, tym razem w postaci cukierków spadających niczym latawce z sufitu. Cóż, nikt nie przebije Ellen i jej pizzy! 
Sporo też było polityki i nawiązywania do Donalda Trumpa. Prowadzący starał się sprowokować prezydenta Stanów Zjednoczonych, pisząc do niego na Twitterze, jednak wpisy pozostały bez odpowiedzi. Najgorszym pomysłem, moim zdaniem, okazało się wprowadzenie na galę turystów, nieświadomych celu swojej wycieczki. Weszło kilkanaście osób, które będąc metr od swoich idoli byli przyklejeni do telefonów wszystko nagrywając. Trochę bolał ten widok i zdecydowanie zgodzę się z panią ze studia w Polsce, która stwierdziła, że to pokazało jak duża jest przepaść między celebrytami w Ameryce a zwykłymi obywatelami. I po prostu było to dla mnie niestrawne doświadczenie.
Na obronę gali, było kilka świetnych momentów. Przede wszystkim podobały mi się filmiki poprzedzające ogłoszenie wyników w kategoriach aktor/aktorka/aktor drugoplanowy/aktorka drugoplanowa, które przedstawiały poprzednich zdobywców Oscara w tej kategorii. Poza tym przyjemnie oglądało się zwierzenia aktorów na temat ich idoli i ulubionych filmów (Charlize Theron i Shirley Maclaine w Garsonierze czy Javier Bardem i Meryl Streep w Co się wydarzyło w Madison County). Świetnie wypadła też ankieta na temat kina amerykańskiego, gdzie osoby z całego świata wspominały ich ulubione tytuły z Hollywood. Nie zapominajmy też o wspaniałym In Memoriam, gdzie znalazło się miejsce dla Andrzeja Wajdy.
Przejdźmy jednak do zwycięzców. W tym roku obejrzałam jedynie kilka tytułów, więc skomentuje najważniejsze kategorie.

Najlepszy Film
I pierwszy zgrzyt - nie widziałam Moonlight. Cały tydzień poprzedzający Oscary wybierałam się do kina, ale wybrać się nie mogłam. Kibicowałam z całego serducha La La Land, ale teraz tym bardziej jestem ciekawa jak wypada film Moonlight. To zdecydowanie tytuł do nadrobienia!

Najlepsza aktorka
Udało się, Emma Stone zdobyła nagrodę, tak jak podejrzewałam i za co trzymałam kciuki. Bardzo nie chciałam widzieć tutaj Natalie Portman, która moim zdaniem nie podołała roli Jackie. Meryl Streep zagrała świetnie, ale miała lepsze role w karierze. W nominowanych zabrakło mi Amy Adams, która dodała Nowemu Początkowi mnóstwa cichych emocji, dzięki czemu pięknie rozłożyło się w nim napięcie. Szkoda.


Najlepszy aktor
Tutaj chyba nie było innego wyboru. To, co wyczynia Casey Affleck w Manchester by the sea jest niesamowite. Dzięki konsekwencji kreuje swoją postać pełną realizmu, a widzowie stają się przepełnieni empatią w jego kierunku. Jedna z lepszych ról w kinie, a to, że to trochę bardziej niezależny film cieszy tym bardziej. I radość brata Casey'a, Bena, obudziła we mnie pokłady słodyczy. 

Najlepszy aktor drugoplanowy
Kolejny raz nie mam zbyt wiele do powiedzenia, bo Moonlight nie widziałam. Słyszałam kilka opinii, które raczej wskazują na niezadowolenie z werdyktu. A bo, Mahershala pojawia się w filmie na kilka chwil, a bo było kilka lepszych wyborów. Ja widziałam Deva Patela i Lucasa Hedgesa - obaj byli poprawni i zagrali na wysokim poziomie, ale żaden nie zachwycił na tyle, żebym gotowa była oddawać im Oscary.

Najlepsza aktorka drugoplanowa
Obyło się raczej bez zaskoczeń. Najczęściej typowanymi zwyciężczyniami były: Viola Davis i Michelle Williams. Dostała ta pierwsza, czego skomentować nie mogę, bo Fences nie widziałam. Ale skoro przebiła cudowną Williams to na pewno będę chciała to sprawdzić. Kidman nie zasłużyła, ale ciekawi mnie też Harris, bo w krótkiej scenie z filmu przed ogłoszeniem wyników pokazała naprawdę COŚ. Trzeba też wspomnieć o przemowie Violi, która była naprawdę wzruszająca i jako jedna z niewielu została w pamięci po ogłoszeniu wyników.
Co do reszty nagród mogę tylko wspomnieć, że bardzo cieszę się z nagrody dla Damiena Chazelle'a (najmłodszy zwycięzca w tej kategorii!), scenariuszowej dla Manchester by the sea, muzycznych dla La La Land i za najlepszy montaż dźwięku dla Nowego Początku. Trochę bawi fakt, że badziewny Legion Samobójców ma na koncie tyle Oscarów co genialny Nowy Początek (liczyłam trochę na nagrodę za scenariusz, jednak znowu Moonlight zgarnął sprzed nosa). 
A sobie obiecuję, że w przyszłym roku będę lepiej przygotowana przed galą i obejrzę więcej nominowanych tytułów. W tym roku odhaczyłam: La La Land (10/10), Manchester by the sea (9/10), Nowy Początek (9/10), Lion. Droga do domu (7/10) i Przełęcz Ocalonych (6/10), a nie w głównej kategorii: Jackie (4/10), Boska Florence (7/10), Lobster, Legion Samobójców, Fantastyczne zwięrzęta, Ave Cezar, Łotr 1.

A Wy, co myślicie o tegorocznym rozdaniu Oscarów?
co te ręce ?


Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka