Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jacek łukawski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jacek łukawski. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 20 marca 2017

Przygoda nabiera rozpędu - „Grom i szkwał” Jacek Łukawski


*Grom i szkwał*
Jacek Łukawski

*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #2 Krainy Martwej Ziemi
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* 396
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
Mój ojciec powtarzał, że trzeba poznać swojego wroga tak jak sojusznika, bo nigdy nie wiadomo kto kim się stanie.
*Krótko o fabule:*
Arthornowi udaje się uciec z zamku opanowanego przez zdrajców, lecz najgorsze dopiero przed nim. Wkrótce znów wyruszy ku Martwicy, tym razem bez przygotowania, drużyny i wbrew własnej woli. Jednocześnie stary Garhard stara się opanować sytuację w Wondettel. To zadanie tym trudniejsze, że lord Auriss nie powiedział jeszcze ostatniego słowa – podobnie jak wysłannicy sił potężniejszych, niż przeczuwają najwięksi mędrcy. Impas, jak się wydaje, może przełamać tylko obecność księżniczki Azure, która jednak przepadła bez wieści. Co zrobi Arthorn, gdy ją odnajdzie? Czy zdoła nakłonić ją do powrotu? Ile zdecyduje się poświęcić dla królestwa?
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Każdy głośny debiut pociąga za sobą wysokie oczekiwania co do kolejnych książek danego autora. Jacek Łukawski zebrał wiele pozytywnych opinii na temat pierwszego tomu serii - Krwi i stali, przez co grono czytelników liczyło na porządną kontynuację. I na szczęście, właśnie to dostaliśmy.
Już pierwsze rozdziały utrwalą nas w przekonaniu, że Łukawski się rozwinął i jego Grom i szkwał zaserwuje nam jeszcze lepszą przygodę niż tom pierwszy. Przede wszystkim nie spodziewajmy się jakichkolwiek wstępów - autor wrzuca nas w środek wydarzeń, Wondettel jest oblegane przez wrogie wojsko, a znani bohaterowie szukają wyjścia z sytuacji. To zdecydowany plus książki, bo Krew i stal jednak trochę nudziła przydługim początkiem. Jednak mało tego, że akcja rusza z kopyta od pierwszych stron - ona ani na chwilę nie zwalnia! Zazwyczaj nie jestem fanką tego typu ciągłego zaskakiwania czytelnika, jednak w Gromie i szkwale to akurat działa na plus. Zasługa w tym na pewno wyobraźni autora, jak i pomysłów na zaczerpnięcie wielu sytuacji ze znanych nam dzieł popkultury. Przykładowo - gdy Arthorn będzie chciał przebyć rzekę natrafi na bandę złodziejaszków, w której to Maluch żąda myta za przejście przez rzekę. To oczywiście odwołanie do Robin Hooda. Pewnie wielu innych nie potrafiłam zlokalizować, ale na pewno znajdziemy też fragment przypominający scenę z Nic śmiesznego (o tym pisał autor na swoim fanpage'u) czy znaną nam historię Czerwonego Kapturka. Zastanawiam się też, czy latające okręty to odwołanie do Gaimana i jego Gwiezdnego Pyłu czy sięga to gdzieś głębiej w fantastykę.
Można zacząć się obawiać, że tak liczne inspiracje popsują nam frajdę z czytania, przez co zamiast skupić się na historii będziemy zastanawiać się z którego źródła tym razem autor zaczerpnął. Nie obawiajcie się jednak - każde z tych wplątań fabularnych zrobione jest tak sprytnie, żeby czytelnika rozbawić, ale zarazem ma wytłumaczenie i sens w ramach całej opowieści. To tylko smaczki, które dodają jeszcze kolorytu.
źródło
W opisie fabuły przeczytamy, że Arthorn znów ruszy ku Martwicy. Wydawało mi się to słabym pomysłem, takim powieleniem tego, co było ciekawe w pierwszym tomie, ale powtórzone po raz kolejny może zrazić. Na szczęście Łukawski dobrze wiedział co robi i nie wysłał bohatera po swoich śladach, a zaserwował mu całkiem inny środek lokomocji. I co ważniejsze, dorzucił do tego nowych i ciekawych kompanów. Ja najbardziej się cieszę z eksploatacji postaci kobiecych! Nareszcie dostaliśmy kilka świetnych damskich sylwetek - i tych dobrych, i tych, które mogły nas irytować. Jednak na tym nie koniec, bo Łukawski kreuje również wiele bohaterów z gatunków nieludzkich. I tutaj należą się brawa za konsekwencję w klimacie, ponieważ wciąż przeważają słowiańskie korzenie autora. Bardzo podobały mi się nowe gatunki, szczególnie historia Dwargów. Pod koniec pojawili się również Płanetnicy, także bardzo oryginalny lud, z ciekawą historią. Nawet jeden z jego przedstawicieli zostanie pewnie z nami na potrzeby trzeciego tomu.
Książka przepełniona jest staroświeckim, polskim słownictwem, które do wyszukanych i kulturalnych, cóż, nie należy. Mnie to bardzo pasowało - autor się nie hamuje i wciska w usta bohaterów pełno wulgaryzmów, które dodają im realistyczności, a także sprawiają, że kilka razy zaśmiejemy się z wymiany zdań w książce.
Przyznać muszę, że mimo ciągłej akcji kilka spraw wciąż mnie trochę raziło. Nadal nie potrafię tak naprawdę zżyć się z bohaterami i przeżywać ich troski, kibicować w drodze do szczęścia. Na dodatek wiele historii, mimo że ciekawych, wydawało się niewiele związanych z główną osią fabuły. Wydaje mi się jednak, że możemy na to przymknąć oko i spodziewać się, iż w kolejnym tomie i to zostanie poprawione.
Podsumowując, Jacek Łukawski po udanym debiucie wydał bardzo dobry tom drugi. Historia nabrała rumieńców, poznaliśmy nowe rasy, a zarazem przedstawiono nam kolejnych bohaterów. Natomiast odniesienia do znanych dzieł kultury i staropolski, wulgarny język sprawiły, że uśmiech towarzyszył mi podczas lektury. Fantastyka warta poznania! :)

Moja ocena: 8/10


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.

czwartek, 14 lipca 2016

Realizm w słowiańskiej fantastyce, czyli 'Krew i stal' Jacek Łukawski

  Ja dziś wybieram się na Woodstock, więc z życia wyjęta jestem do niedzieli. Ale zostawiam Was ze świeżutką recenzją :)



*Krew i stal*
Jacek Łukawski

*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2016
*Liczba stron:* 376
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
"- Nie każdy stary miecz musi być czarodziejski, tak jak nie w każdej pieczarze smok ma przykutą księżniczkę, która czeka tylko, byście ją uwolnili.
- A po cóż uwalniać? Smoka ubić i cieszyć się tym, że dziewka nie ucieka!"

*Krótko o fabule:*
Rycerz Arthorn zostaje wysłany przez doradcę króla krainy Wondettel na tajemniczą misję. W tym celu zbiera niewielki oddział pod dowództwem oficera Dartora i wyrusza w stronę Martwicy - połaci wymarłej ziemi, która zabija wszystko co żywe. Wąskim przesmykiem udaje im się dotrzeć do miejsca, w którym mogą znaleźć pamiątkę starożytnej magii.

*Moja ocena:*
 Od jakiegoś czasu o debiucie Jacka Łukawskiego zrobiło się głośno w Internecie. Czytając kolejne opinie mój apetyt na przeczytanie tej książki ciągle rósł, a wczoraj nareszcie go zaspokoiłam.
 Autor pochodzi z Kielc, ma doświadczenie w walce mieczem, ćwiczył m.in. karate, próbował jazdy konnej. Jest fanem książek fantastycznych i historycznych. Tako rzecze nam blurb, ale po przeczytaniu treści książki sama domyślałam się jakie pan Łukawski ma zainteresowania. Dlaczego? 
Książka napisana jest staropolskim, dość ciężkim językiem. Dużo w niej fachowego słownictwa, od razu widać że metody walki na miecze czy elementy zbroi nie są autorowi obce. Pozostaje pytanie czy język działa na plus powieści. Po przeczytaniu całości muszę odpowiedzieć: jak najbardziej tak. To dzięki niemu książka emanuje dodatkową magią, tą staropolską, słowiańską. I przede wszystkim wybija się z całego grona reszty powieści fantastycznych. Nie przeczę jednak, że niektórych to może odstraszać. 
Dodatkowo początek trochę powoli się rozkręcał. Nie dostawaliśmy wiele akcji, a przedstawienie głównych postaci oraz świata przedstawionego wydawało się przeciągać. Jednak po jakimś czasie historia rusza z kopyta i wtedy trudno oderwać się od czytania!
Świat przedstawiony jest brutalny, ale zarazem bardzo realny. Autor nie obawia się uśmiercania postaci, walki opisuje barwnie, tak samo jak wszelkie rany wojenne. Trzeba też wspomnieć o języku, którym posługują się bohaterowie, który czasami jest wulgarny, ale zawsze idealnie dopasowany do charakteru. Byłam zadowolona jak autor zmieniał sposób wypowiedzi kiedy do głosu dochodził prosty chłop czy osoba, która nie potrafi dobrze posługiwać się danym językiem. Wychodziło to realistycznie i zawsze dopełniało kreacji postaci.
źródło
W ogóle sposób przedstawiania bohaterów bardzo mi się podobał - bez zbędnych opisów, charaktery większości z nich poznawaliśmy po czynach bądź podczas rozmów przy fajce czy napitku. Najbliższy staje się nam główny bohater, czyli Arthorn. Jest to zdecydowanie intrygująca postać rycerza, który jest dzielny i honorowy, a zarazem kryje przed towarzyszami smutną przeszłość i stratę. Muszę przyznać, że kilku bohaterów, których polubiłam autor uśmiercił, nad czym ubolewam, ale co jak najbardziej rozumiem - chodzi przecież o fabułę, a nie o poszczególne sympatie. 
Na pewno brawa należą się za wprowadzenie elementów fantastycznych. W tej kwestii czuć inspirację słowiańską mitologią, naszymi potworami i naszą magią. Znajdziemy tu wile, powrotniki, czarty - naprawdę całą gamę ciekawych stworzeń, które wychylają się najczęściej nocą i których ciężko się pozbyć. Dodatkowo bohaterowie spotkają na swojej drodze żądne krwi smoki, baby mieszkające na uboczu i znające się na uzdrawiającej mocy ziół i tajemniczego Fardora, który ma już na karku kilka wieków (swoją drogą nie mogę się doczekać jak potoczy się jego historia). Trzeba przyznać, że wyobraźnia autora spełniła moja oczekiwania. 
Trudno też nie wspomnieć o elementach humorystycznych, których źródłem najczęściej są ciekawe postaci drugoplanowe i ich żarty słowne. Mocy dodają tutaj słowa staropolskie, w których często niektóre wypowiedzi brzmią zabawniej. A już moją miłość autor zdobył historią chłopca, który najadł się ziela i zaczął opowiadać o pierścieniu (wyciągniętym z nozdrzy byka), który trzeba zniszczyć w górach, bo inaczej świat ulegnie zagładzie. Tak piękne odniesienie do mistrza Tolkiena !
Zdecydowanie czuć, że pierwsza część to tylko wprowadzenie do tego co ma nadejść. Co chwilę mówią o tym postacie, wyczuwamy to w zmianach w świecie (cofająca się Martwica). Dlatego tak też traktuję ten tom - ciekawa, polska fantasy z przeważającym wątkiem drogi, która ma nam pokazać otoczenie i przedstawić bohaterów. I teraz, w kolejnym tomie dopiero nadejdzie prawdziwa akcja. 
Ja mam nadzieję, że autor poświęci więcej czasu postaciom kobiecym, których tutaj niewiele, a jak już się pojawiają to zazwyczaj przedstawiane są dość schematycznie. Najciekawiej wypada córka króla i o niej chciałabym poczytać trochę więcej - może w kolejnym tomie?
Podsumowując, Krew i stal to powieść dla fanów mocnego, męskiego wręcz fantasy z korzeniami w staropolskich wierzeniach i języku. Przygody głównego bohatera wciągają, świat się rozrasta, a czytelnik oczekuje na kolejny tom. I okładka jest cudowna !

Moja ocena: 7/10


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.

Wyzwania:
http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2015/12/31-wyzwanie-czytelnicze-2016-konkurs.html






Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka