niedziela, 17 sierpnia 2025

Kiedy życie zwalnia. Reportaż z greckiej wyspy – „Śpiew syreny” Charmian Clift


Śpiew syreny
Charmian Clift

Gatunek: literatura podróżnicza
Rok polskiego wydania: 1958
Liczba stron: 279
Wydawnictwo: 77 press

Nie sposób nie być tu świadomym głębokich i daleko idących różnic między mężczyznami a kobietami. Dwunastoletni chłopak wciąż jest dzieckiem, nieodpowiedzialnym, ekstrawertycznym, impulsywnym w myślach i w czynie. Dziewczyna w tym samym wieku to już kobieta, skryta, wycofana, powściągliwa, poważna, odpowiedzialna. I silna.
 

Opis wydawcy

W 1954 roku Charmian Clift wyruszyła z rodziną na odległą grecką wyspę Kalimnos, gdzie wraz z mężem miała pracować nad książką o tamtejszych poławiaczach gąbek. Nie mogła przewidzieć, że urok tego miejsca odmieni ich na zawsze. Zostali znacznie dłużej, niż planowali, a rytm kalimnoskiego życia i rytuały mieszkańców wyspy tak ją urzekły, że postanowiła je opisać.


Moja recenzja

Do momentu skończenia tej książki nie zdawałam sobie sprawy, jak dużą rolę Charmian Clift odegrała w środowisku pisarskiej bohemy. Śpiew syreny to reportaż w formie literackiego dziennika, w którym autorka spisuje spostrzeżenia z roku spędzonego na greckiej wyspie Kalimnos. Książkę zamyka myśl o pozostaniu w Grecji na dłużej – i faktycznie Clift wraz z rodziną przeniosła się później na Hydrę, tworząc z mężem miejsce spotkań artystów. Odwiedził je m.in. Leonard Cohen, a dziś organizowane są tam wycieczki tropami twórców, którzy szukali natchnienia w otoczeniu pięknej przyrody.

Po Śpiew syreny sięgnęłam, bo przeczytałam kilka pozytywnych opinii o książce Obierz mi lotos, wcześniej w Polsce wydanej kontynuacji. Okazało się, że to świetna lektura wakacyjna. Clift opisuje Kalimnos tak sugestywnie, że można poczuć się częścią wyspy – przenosimy się nie tylko w przestrzeni, ale i w czasie, bo cofamy się do lat 50. XX wieku. Autorka kreśli obraz biednego, surowego życia, w którym wszystko kręci się wokół połowu gąbek. Mężczyźni podejmują ciężką pracę poławiaczy, często przypłacając ją zdrowiem lub życiem, a pożegnania przed ich wyprawami stają się emocjonalnymi rytuałami całej społeczności.

źródło

Śpiew syreny to reportaż, który żyje emocjami, a nie tylko danymi. Styl Clift jest wrażliwy, poetycki i empatyczny  książka wymaga skupienia, ale odwdzięcza się niezwykłą atmosferą. Szczególnie mocno zapadają w pamięć opisy obrzędów – jak ten związany z deserem dla zmarłych. Opowieść o pomyłce, związanej z tortem dla dziecka, pięknie obrazuje, jak różne znaczenia może mieć jeden gest w odmiennych kulturach. Doceniam też umiejętność wplecenia zabawnych epizodów z codzienności na wyspie. Oprócz pomyłki z tortem zapada w pamięć wątek marzenia dzieci o posiadaniu zwierzątka domowego. Zdradzę tylko, że mieszkańcy nie przynieśli dzieciom małego pieska.

Ciekawy jest także obraz relacji kobiet i mężczyzn. Kobiety wychodzą za mąż wcześnie, wnoszą w małżeństwo posag, ale potem ich rola sprowadza się do rodzenia dzieci i czekania na powrót mężów z połowów. Narodziny córki bywają rozczarowaniem, bo oznaczają kolejne zobowiązania finansowe dla rodziny. Clift – jako cudzoziemka – wchodzi w ten świat trochę z boku. Jej obecność intryguje mieszkańców, a jednocześnie pokazuje, że nie wszystkie zasady jej dotyczą. Może więc pływać z mężczyznami, a nawet ich wyprzedzać – ku ich irytacji.

W ostatnich rozdziałach Śpiew syreny nabiera spokojnego rytmu. Autorka porównuje życie w Londynie, pełne pośpiechu i konsumpcjonizmu, z grecką codziennością, w której czas płynie wolniej i łatwiej znaleźć go dla rodziny. Ta obserwacja była dla mnie inspirująca – książka sprawiła, że i ja zaczęłam się zastanawiać nad tempem mojego życia. Najbardziej poruszył mnie obraz przemiany dzieci Clift – ich radość, wolność i zdolność do adaptacji pokazują, jak wiele daje bliskość natury i brak pośpiechu.

Przyznaję, że polubiłam tę rodzinę, dlatego tym bardziej wstrząsnęła mną wiedza o ich późniejszych losach: samobójstwo Charmian Clift i jej córki, a także przedwczesna śmierć syna. Wolę jednak zapamiętać ich z tego szczęśliwego czasu na Kalimnos – w słońcu, prostocie i bliskości, które tak pięknie udało się Clift uchwycić.


Za egzemplarz książki dziękuję wydawnictwu 77 Press.


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka