środa, 1 marca 2017

To dostaję tego Oscara czy nie? - wrażenia z gali

Kolejne rozdanie nagród Akademii Filmowej za nami. Tym razem nie zarwałam nocy, bo też nie miałam takiej możliwości - w poniedziałek przed szóstą rano wychodzę z domu do pracy. Jednak posiadanie dekodera pozwoliło mi na nagranie uroczystości i nadrobienia gali. Jako że nie udało mi się napisać notki przedoscarowej, to w tej wspomnę i o wygranych i o moich odczuciach. Zapraszam!
Zacznę może od samej gali i najczęściej komentowanego wydarzenia, czyli końcowej pomyłki. Podczas ogłaszania wyników w kategorii najlepszy film, Warren Beatty wyciągnął z koperty kartkę z napisem "Emma Stone, La La Land". Chwilę spoglądał z konsternacją na arkusz, a później podsunął go towarzyszącej mu Faye Dunaway. A ona odczytała tytuł filmu i stąd pomyłka. Moim zdaniem - zdarza się, trochę żal ekipy z La La Land, która już zdążyła podziękować i się pocieszyć, ale szukanie winnych nie ma tutaj sensu. 
Jeżeli chodzi o prowadzenie gali, to w tym roku ten ciężar wziął na barki Jimmy Kimmel, znany ze swojego talkshow z gwiazdami. Ten zawód pomógł Ellen Degeneres w wykreowaniu świetnej atmosfery na Oscarach, niestety Kimmel nie poradził sobie tak dobrze. Jego żarty rzadko punktowały, często były zbyt ostre, ciągłe nabijanie się z Matta Damona też w końcu przestało śmieszyć. Znowu ściągnął pomysł z częstowaniem gości, tym razem w postaci cukierków spadających niczym latawce z sufitu. Cóż, nikt nie przebije Ellen i jej pizzy! 
Sporo też było polityki i nawiązywania do Donalda Trumpa. Prowadzący starał się sprowokować prezydenta Stanów Zjednoczonych, pisząc do niego na Twitterze, jednak wpisy pozostały bez odpowiedzi. Najgorszym pomysłem, moim zdaniem, okazało się wprowadzenie na galę turystów, nieświadomych celu swojej wycieczki. Weszło kilkanaście osób, które będąc metr od swoich idoli byli przyklejeni do telefonów wszystko nagrywając. Trochę bolał ten widok i zdecydowanie zgodzę się z panią ze studia w Polsce, która stwierdziła, że to pokazało jak duża jest przepaść między celebrytami w Ameryce a zwykłymi obywatelami. I po prostu było to dla mnie niestrawne doświadczenie.
Na obronę gali, było kilka świetnych momentów. Przede wszystkim podobały mi się filmiki poprzedzające ogłoszenie wyników w kategoriach aktor/aktorka/aktor drugoplanowy/aktorka drugoplanowa, które przedstawiały poprzednich zdobywców Oscara w tej kategorii. Poza tym przyjemnie oglądało się zwierzenia aktorów na temat ich idoli i ulubionych filmów (Charlize Theron i Shirley Maclaine w Garsonierze czy Javier Bardem i Meryl Streep w Co się wydarzyło w Madison County). Świetnie wypadła też ankieta na temat kina amerykańskiego, gdzie osoby z całego świata wspominały ich ulubione tytuły z Hollywood. Nie zapominajmy też o wspaniałym In Memoriam, gdzie znalazło się miejsce dla Andrzeja Wajdy.
Przejdźmy jednak do zwycięzców. W tym roku obejrzałam jedynie kilka tytułów, więc skomentuje najważniejsze kategorie.

Najlepszy Film
I pierwszy zgrzyt - nie widziałam Moonlight. Cały tydzień poprzedzający Oscary wybierałam się do kina, ale wybrać się nie mogłam. Kibicowałam z całego serducha La La Land, ale teraz tym bardziej jestem ciekawa jak wypada film Moonlight. To zdecydowanie tytuł do nadrobienia!

Najlepsza aktorka
Udało się, Emma Stone zdobyła nagrodę, tak jak podejrzewałam i za co trzymałam kciuki. Bardzo nie chciałam widzieć tutaj Natalie Portman, która moim zdaniem nie podołała roli Jackie. Meryl Streep zagrała świetnie, ale miała lepsze role w karierze. W nominowanych zabrakło mi Amy Adams, która dodała Nowemu Początkowi mnóstwa cichych emocji, dzięki czemu pięknie rozłożyło się w nim napięcie. Szkoda.


Najlepszy aktor
Tutaj chyba nie było innego wyboru. To, co wyczynia Casey Affleck w Manchester by the sea jest niesamowite. Dzięki konsekwencji kreuje swoją postać pełną realizmu, a widzowie stają się przepełnieni empatią w jego kierunku. Jedna z lepszych ról w kinie, a to, że to trochę bardziej niezależny film cieszy tym bardziej. I radość brata Casey'a, Bena, obudziła we mnie pokłady słodyczy. 

Najlepszy aktor drugoplanowy
Kolejny raz nie mam zbyt wiele do powiedzenia, bo Moonlight nie widziałam. Słyszałam kilka opinii, które raczej wskazują na niezadowolenie z werdyktu. A bo, Mahershala pojawia się w filmie na kilka chwil, a bo było kilka lepszych wyborów. Ja widziałam Deva Patela i Lucasa Hedgesa - obaj byli poprawni i zagrali na wysokim poziomie, ale żaden nie zachwycił na tyle, żebym gotowa była oddawać im Oscary.

Najlepsza aktorka drugoplanowa
Obyło się raczej bez zaskoczeń. Najczęściej typowanymi zwyciężczyniami były: Viola Davis i Michelle Williams. Dostała ta pierwsza, czego skomentować nie mogę, bo Fences nie widziałam. Ale skoro przebiła cudowną Williams to na pewno będę chciała to sprawdzić. Kidman nie zasłużyła, ale ciekawi mnie też Harris, bo w krótkiej scenie z filmu przed ogłoszeniem wyników pokazała naprawdę COŚ. Trzeba też wspomnieć o przemowie Violi, która była naprawdę wzruszająca i jako jedna z niewielu została w pamięci po ogłoszeniu wyników.
Co do reszty nagród mogę tylko wspomnieć, że bardzo cieszę się z nagrody dla Damiena Chazelle'a (najmłodszy zwycięzca w tej kategorii!), scenariuszowej dla Manchester by the sea, muzycznych dla La La Land i za najlepszy montaż dźwięku dla Nowego Początku. Trochę bawi fakt, że badziewny Legion Samobójców ma na koncie tyle Oscarów co genialny Nowy Początek (liczyłam trochę na nagrodę za scenariusz, jednak znowu Moonlight zgarnął sprzed nosa). 
A sobie obiecuję, że w przyszłym roku będę lepiej przygotowana przed galą i obejrzę więcej nominowanych tytułów. W tym roku odhaczyłam: La La Land (10/10), Manchester by the sea (9/10), Nowy Początek (9/10), Lion. Droga do domu (7/10) i Przełęcz Ocalonych (6/10), a nie w głównej kategorii: Jackie (4/10), Boska Florence (7/10), Lobster, Legion Samobójców, Fantastyczne zwięrzęta, Ave Cezar, Łotr 1.

A Wy, co myślicie o tegorocznym rozdaniu Oscarów?
co te ręce ?


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka