*Kocia kołyska*
Kurt Vonnegut
*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Cat's cradle
*Gatunek:* science fiction
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 1963
*Liczba stron:* 186
*Wydawnictwo:* Kolekcja Gazety Wyborczej
Widać było, że nie lubi ludzi, którzy za dużo myślą. W tym momencie wydała mi się godnym reprezentantem ludzkości.
*Krótko o fabule:*
Narrator zamierza napisać książkę o wybuchu pierwszej bomby atomowej i życiu jej twórcy, doktora Feliksa Hoenikera. Tymczasem trafia na wyimaginowaną wyspę San Lorenzo, skąd obserwuje rzeczywistą zagładę Ameryki, która miała być tematem jego powieści.
- opis wydawcy
*Moja ocena:*
W ramach dyskusyjnego klubu książki wybraliśmy z klasyki literatury tę niepozorną, niewielką objętościowo pozycję. Akurat tak się złożyło, że w tym samym czasie wydawnictwo Zysk i S-ka wydało wznowioną edycję tego, a także kilku innych tytułów autorstwa Vonneguta. Przepiękne są to egzemplarze, chociaż ja miałam w domu jakiś stary, wydany jako dodatek do Gazety Wyborczej (nawet nie jestem pewna czy to faktycznie moja książka, jakby ktoś sobie o niej przypomniał to proszę się zgłaszać po odbiór). Od razu mogę powiedzieć, że trochę podejrzewałam czego mogę się spodziewać, bo lata temu przeczytałam Rzeźnię numer pięć. A i tak ponownie dałam się zaskoczyć pomysłowością autora.
Zawsze mam wrażenie, że ludzie którzy potrafią posługiwać się satyrą, ironią oraz surrealizmem w taki sposób, żeby opowiedzieć coś ważnego i wzbudzić chęć do dyskusji są piekielnie inteligentni. Ja nigdy tego nie potrafiłam, słowo to nie jest mój najlepszy oręż. Ale nie zmienia to faktu, że potrafię je docenić, kiedy już mam je przed sobą, kiedy je przeczytam. Od razu na myśl przychodzi mi Sławomir Mrożek, który w tym czasie kiedy Vonnegut pisał Kocią kołyskę tworzył nieśmiertelny przykład swojego teatru absurdu - Tango.
Książka z pozoru opowiada o twórcy bomby atomowej, Hoenikkerze. Nasz narrator ma zamiar napisać o nim powieść biograficzną i w tym celu spotyka się z kilkoma osobami z otoczenia naukowca. To jednak tylko wymówka, żeby poprowadzić nas w meandry kolejnych tematów. Przykładowo, szukanie informacji o twórcy bomby prowadzi do poznania bliskich Hoenikkera. Jego dzieci i współpracownicy będą opowiadać o jego życiu, a my zobaczymy, że to nie był zły człowiek, a jednak prowadzone badania, w których chciał dotrzeć do jakiejś prawdy o naszym świecie, doprowadziły do śmierci tysięcy bezbronnych ludzi. Teoretycznie to on wynalazł broń, która sprawiła tyle nieszczęścia, ale to władza, politycy, wykorzystali te możliwości właśnie w ten, niszczący sposób. W takim razie, czy Hoenikker-naukowiec jest winny czy niewinny?
podpis Vonneguta, źródło |
Podobno w Kociej kołysce można znaleźć sporo wątków autobiograficznych. Niektóre rozmowy prowadzone z rodziną Hoenikker są zapiskami głosów rodzeństwa Vonneguta. Nawet wzmianka o lodzie-9. I jeżeli już przy tym jesteśmy, to ten tytuł jest także świetną dystopią. Świat niby współczesny, a jednak trochę równoległy do naszego. W którym jeden wynalazek może wyniszczyć całą naszą rasę, w którym jedynym ratunkiem wydaje się religia.
Kocia kołyska jest równie dobra, chociaż dla mnie nawet i lepsza, od Rzeźni numer pięć. Sam Vonnegut oceniając swoją twórczość najwyższą ocenę przydzielił właśnie tym dwóm tytułom. I nie ma się co dziwić. Podzielenie się z czytelnikiem swoimi przemyśleniami na temat religii, nauki, wojny i prawdy w tak świetnej formie, z masą czarnego humoru i ironii, to na pewno ewenement. Książka, którą zapamiętam na długo i do której chętnie wrócę.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz