niedziela, 23 sierpnia 2020

„Maresi. Kroniki czerwonego klasztoru" Maria Turtschaninoff - kobieca przyjaźń w złym, męskim świecie

*Maresi. Kroniki czerwonego klasztoru*
Maria Turtschaninoff

*Język oryginalny:* szwedzki
*Tytuł oryginału:* Maresi. Kronikor fran Roda klostret
*Gatunek:* dystopia
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2014
*Liczba stron:* 256
*Wydawnictwo:* Młody Book

Niedobrze wiedzieć zbyt wiele o tym, co ma nadejść. Twoja własna przyszłość nie jest prezentem, który mogę ci ofiarować. Dałyśmy ci tyle, ile mogłyśmy. Reszta zależy od ciebie.
*Krótko o fabule:*
Maresi jest nowicjuszką w Czerwonym Klasztorze mieszczącym się na niewielkiej wyspie. Mieszkające w nim siostry wierzą w duchową opiekę Pramatki i siłę wiedzy. Pewnego dnia do klasztoru przybywa Jai. Maresi zaprzyjaźnia się z nią. Jai w domu rodzinnym przeżyła dramat, który powraca do niej co noc w koszmarach sennych. Pobyt w klasztorze ma uchronić ją przed zemstą okrutnego ojca. Jednak ten poprzysiągł, że odnajdzie córkę, gdziekolwiek by była. Wreszcie jego statek cumuje u wybrzeża wyspy. W wydarzenia wkraczają tajemne moce…
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Maresi to prawdziwa bomba wydawnicza, która na Instagramie robi fuforę od długiego czasu. Naczytałam się naprawdę sporo zachwytów nad feministycznym wydźwiękiem całości, a według wielu miałaby to być jedna z najlepszych współczesnych młodzieżówek. Jak to często w takich przypadkach bywa, oczekiwania były ogromne, a wrażenie pozostało miałkie.  

Pomysł na całość był dobry i wart uznania. Czerwony Klasztor to mityczne miejsce, znajdujące się na wyspie zamieszkanej jedynie przez kobiety. Każda z nich odpowiedzialna jest za inne zadanie w Klasztorze, a swoje nauki przekazują Nowicjuszkom, młodym dziewczętom przybywającym na wyspę. W ten sposób obserwujemy, jak dobrze zgrana ekipa kobiet wiedzie codzienne życie, kompletnie pozbawione udziału mężczyzn. Dziewczyny dobrze się czują w tym układzie i widać, że szybko kiełkuje wśród nich poczucie przynależności i wzajemnego wsparcia. 

Głównym wątkiem Maresi jest przyjaźń tytułowej bohaterki z Jai, która wyrwała się w piekła rodzinnego domu i szuka spokoju, miejsca, w którym będzie mogła przepracować traumatyczne wydarzenia z przeszłości. Maresi jej w tym pomaga, będąc pełną cierpliwości przyjaciółką, która nie naciska, ale jest obok, żeby wysłuchać. Ta więź jest naprawdę pełna ciepła i światła, bardzo dobrze się ją śledzi, wspaniale zastępuje ona tak popularny w książkach młodzieżowych wątek romantyczny. 
Największą zaletą całości jest właśnie pokazanie kobiecej siły, budowania wspólnoty, a dodatkowo, jak na gatunek fantasy przystało, wiąże się ta siła trochę z mitycznymi, wręcz magicznymi mocami. 

źródło

Także przyznaję, że kiedy ludzie opowiadali o tej książce bardzo chciałam się z nią zapoznać i narobiłam sobie niewspółmiernie dużych oczekiwań. Teraz mogę powiedzieć, że tak naprawdę przez większość czasu to lekka powieść dla młodzieży, gdzie obserwujemy dziewczęta, które zbierają ślimaki, barwią tkaniny, siadają do śniadania i wymykają się czytać książki. Niewiele jest tam miejsca na budowanie napięcia czy zainteresowania czytelnika. W trakcie najazdu na Klasztor akcja zaczyna się rozkręcać, jednak w tak niewielkiej objętościowo książce, możecie się domyślić, że szybko dojdzie do jej rozwiązania. 

Na pewno warto wyróżnić tę książkę przez jej podejście do kobiecego wsparcia, siły i upartego podążania do przodu, mimo wielu ran z przeszłości. Autorka wytyka błędy patriarchatu, przemocy domowej, podporządkowania się mężczyznom. Kobiety stają razem, trzymając się za ręce naprzeciw najeźdźcom, poświęcają swoje ciała, żeby ratować koleżanki z Klasztoru. Naprawdę bardzo dużo tutaj podbijania kobiecego wsparcia. Jednocześnie, bardzo to wszystko czarno-białe, całość sprowadza się do historii dobrych kobiet, które sprzeciwiają się złym mężczyznom, brak tutaj miejsca na szarości, mężczyźni od kobiet zostają niemal odgrodzeni grubą krechą. Co prawda gdzieś się pojawia stwierdzenie, że „nie wszyscy są tacy źli”, ale w książce brakuje przykładu, potwierdzającego to zdanie. 

Maresi była dobrą pozycją na szybkie przeczytanie podczas plażowania, niewiele jednak z tej lektury ze mną zostanie na dłużej, nie wiem też czy sięgnę po kolejne części. Wydaje mi się, wbrew powszechnej opinii, że to jest właśnie tego typu literatura, która skierowana jest do dużo młodszego czytelnika. 

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka