„Zły”
Leopold Tyrmand
Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 1955
Liczba stron: 774
Wydawnictwo: MG
Ludzie czekający w życiu na coś dzielą się na dwie kategorie: na tych, którzy wiedzą, na co czekają, i na tych, którzy tego nie wiedzą, a tylko czekają.
Najgłośniejszy polski kryminał, napisany w czasach PRL-u, bestseller, który po premierze rozchodził się jak świeże bułeczki, powieść, którą każdy obywatel naszego kraju powinien przeczytać – z tego typu hasłami spotykałam już od jakiegoś czasu, zanim chociażby zerknęłam na grzbiet książki Leopolda Tyrmanda. Trzeba przyznać, że wbrew temu, co sugeruje tytuł, o Złym można przeczytać sporo dobrych opinii. Wznowienie powieści przez wydawnictwo MG nakłoniło mnie, żeby w końcu przekonać się na własnej skórze czy podzielę te zachwyty i zrozumiem fenomen klasyki polskiego kryminału.
Początek do łatwych nie należał. Pisząc „początek” mam na myśli pierwsze sto stron. W tym przypadku rozchodzi się o to, że książka jest bardzo rozbudowana fabularnie, ma spore grono bohaterów, historia toczy się wielowątkowo, a kiedy myślimy, że już chyba wystarczy, że więcej postaci i tak już nie uda nam się zapamiętać, to przedstawiany jest nam kolejny jegomość. Wydarzenia poboczne również nabierają rozpędu, a autor poświęca czas na oddanie detali każdej sceny. Także zamiast się męczyć, zostawiłam tę lekturę na jakiś czas i dopiero gdy ochota na czytanie powróciła, to zrobiłam do niej drugie podejście. I wtedy zażarło.
Próżno doszukiwać się w Złym głównego bohatera. Gdyby jednak trzeba było wybrać tego jednego, który gra tutaj pierwsze skrzypce, to w moich oczach byłaby nim Warszawa. Miasto, które w każdym kolejnym rozdziale poznajemy trochę bliżej – czy to warszawskich fryzjerów, czy warszawskie targi, czy warszawskie tramwaje – to właśnie charakterystyka miasta nadaje książce odpowiednią atmosferę, a przeniesienie się w przeszłość stolicy sprawia sporo radości, nawet osobom, które topografię Warszawy znają słabo, tak jak ja. Tyrmand potrafi czarować słowem, toteż szybko w tę peerelowską wersję świata wnikamy, widzimy sporo podobieństw i różnic w scenach życia codziennego, porównując je ze współczesnymi obserwacjami, ale przede wszystkim chłoniemy kolejne opisy z czystą przyjemnością.
źródło |
Podobno sam zalążek pomysłu na tytułową postać, czyli Złego, który rozprawia się z warszawskimi chuliganami, wpadł do głowy Tyrmandowi podczas jazdy pociągiem, kiedy to podsłuchał rozmowę o człowieku, który karze rabusiów w jednym z polskich miast. Początkowo autor planował stworzyć na podstawie tego pomysłu komiks, szybko jednak zmienił zdanie. Całe szczęście, bo siła i największy atut Złego tkwi właśnie w szczegółowych opisach, tworzeniu odpowiedniej atmosfery i oddawaniu sprawiedliwości ówczesnej Warszawie – mieście w trakcie odbudowy, którego obraz śledzimy świeżo po wojnie, kiedy po jego wcześniejszej chwale architektonicznej zostało tylko wspomnienie.
Zły to taka polska postać-legenda, bohater przypominający zagranicznego Zorro albo nawet współczesnych superbohaterów z uniwersum Marvela czy DC. Tajemniczy człowiek o jasnych oczach, pojawiający się znikąd i przynoszący sprawiedliwość, którego kolejne przygody poznamy przede wszystkim na podstawie opowiadania naocznych świadków. W Złym nie będziemy śledzić poczynań tytułowej postaci, jej historia będzie odkrywana fragmentarycznie, aż do samego finału. Zamiast obserwowania codziennych poczynań bohatera, poznamy go z perspektywy innych postaci, posłuchamy co o nim ma do powiedzenia komendant milicji, dziennikarz warszawskiej gazety czy lekarz przyjmujący na pogotowiu pobitych przez Złego zbójów. Zdecydowanie bliższy wgląd otrzymamy do życia codziennego ekipy warszawskich złoczyńców, gdzie będzie nam dane obserwować ich spotkania, pertraktacje i plany wzbogacenia. Zabieg to ciekawy i zapewne na tamte czasy mocno oryginalny – pisanie książki o tytułowym dobrym bohaterze, ale poświęcenie czasu na przedstawienie perspektywy jego niegodziwych przeciwników zdecydowanie się opłaciło. Znajdzie się w powieści także miejsce dla reklamowanego w opisie romansu, jednak nie musimy oczekiwać romantycznych uniesień, bo ta historia miłosna to przede wszystkim porządnie rozpisany wątek, w którym nakreślone zostanie kilka ciekawych charakterów.
Powieść Zły, która zaraz po wydaniu krytykowana była jako idealny przykład grafomaństwa, przetrwała próbę czasu, a nawet zyskała nowej jakości lata po wydaniu. Oprócz wspomnianej już wcześniej wycieczki do stolicy przeszłości, czeka nas także powrót do słownictwa, które trochę już ucieka, do obserwowania przykładów spędzania wolnego czasu sprzed pół wieku, do zatłoczonych kawiarni, w których toczy się życie towarzyskie. Wszystko to pięknie napisane, opisy, które działają na wyobraźnię, a dialogi między postaciami naturalne i ponadczasowe. Nie każdy potrafi napisać tak intrygującą scenę na kilkanaście stron, w której dwoje osób po prostu rozmawia, a Tyrmand poradził sobie z tym zadaniem pierwszorzędnie. Chyba pozostaje powtórzyć za rzeszą fanów autora, że Zły jest tak naprawdę bardzo dobry i każdemu taką wycieczkę do Warszawy przeszłości serdecznie polecam.
Za egzemplarz dziękuję Wydawnictwu MG.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz