Fran Lebowitz: Udawaj, że to miasto (2020), reż. Martin Scorsese -> Netflix
liczba odcinków: 7
Był sobotni wieczór, siedziałam sama w domu sącząc białe wytrawne wino, bez pomysłu czym zająć swoje myśli. Pierwsze co wpadło mi do głowy, to włączenie czegoś luźnego na Netfliksie. I o mały włos wybór padłby na ówczesną nowość, czyli serial fantastyczny Przeznaczenie: Saga Winx, który od czasu premiery zebrał dość dużo negatywnych ocen. Podkusiło mnie jednak, żeby zerknąć na fragment odcinka serialu dokumentalnego o Fran Lebowitz. Podczas jednego wieczoru wciągnęłam całe siedem epizodów. I dużo wina.
Wystarczyło pierwsze pięć minut, żeby mnie przekonać, iż lepiej nie da się spędzić samotnego wieczoru. Czułam się wręcz jakbym uczestniczyła w rozmowie z tą bardzo charyzmatyczną osobą, której słuchało się z niegasnącym zainteresowaniem. Chociaż w niektórych kwestiach mam odmienne zdanie, to Fran była tak autentyczna, zawsze szczerze przedstawiająca swoje poglądy, że potrafiłam zrozumieć jej punkt widzenia. Za przykład może posłużyć temat mediów społecznościowych, czy w ogóle nowoczesnych technologii i Internetu, gdzie nie zgadzam się może z Lebowitz, ale jej wypowiedź była związana z wnikliwą obserwacją i bardzo dobrze było usłyszeć taki głos trochę starszego pokolenia. Serial skończyłam z uczuciem podziwu dla Fran, przede wszystkim dlatego, że widz odbiera wrażenie, jakby nie było w niej miejsca dla okrutnego zdania: „co ludzie powiedzą”. Ona po prostu bez owijania mówi, co myśli. Sama miewam z tym niemało problemów, presja otoczenia zawsze potrafi ściągnąć w dół i podciąć skrzydła, dlatego tak dobrze ogląda się osobę, która bezkompromisowo dzieli się swoim zdaniem.
Serial jest wyreżyserowany przez Martina Scorsese, który prywatnie jest długoletnim przyjacielem Fran. Montaż jest bez zarzutu, a przez większość czasu oglądamy główną bohaterkę po prostu siedzącą przy stole, ewentualnie na scenie i opowiadającą historie ze swojego życia (ta ze spadającym żyrandolem na spektaklu Upiór w operze jest cudowna) albo odnoszącą się do konkretnych tematów (świetnie słuchało się Fran tłumaczącej Spike'owi Lee dlaczego sportowiec nie będzie się równał artyście). Podczas tych siedmiu odcinków Scorsese jest towarzyszem rozmów, ale ogranicza się do wybuchania śmiechem i krótkich komentarzy, a cała uwaga skupiona jest na postaci Lebowitz. Z taką charyzmą, ogromnymi pokładami humoru i wiedzą mogłabym słuchać jej jeszcze przez kolejnych siedem odcinków. To była jedna z najwspanialszych, najbardziej niespodziewanych przeżytych ostatnio przygód w serialowym świecie.
Euforia: odcinki specjalne (2020), reż. Sam Levinson -> HBO GO
liczba odcinków: 2
Wpływ pandemii COVID-19 na branżę serialową jest niezaprzeczalnie widoczny, premiery wielu tytułów zostały przesunięte, a prace nad niektórymi wstrzymane bądź odłożone. Twórcy Euforii, po mocnym wejściu na rynek z pierwszym sezonem, którym zyskali sobie wierne grono fanów, musieli wstrzymać się z dalszą pracą. Zamiast jednak zamknąć się i czekać, aż będą mogli wrócić do normalnego harmonogramu postanowili wykorzystać możliwości i zabrali się za wyprodukowanie dwóch odcinków specjalnych. Powstały zatem takie mini dodatki do fabuły znanej z pierwszego sezonu.
Oba odcinki charakteryzuje statyczność, większość akcji odbywa się w jednym miejscu, mało też pojawia się poznanych wcześniej aktorów. Tutaj widać dość mocno wpływ pandemii i ograniczenia z niej wynikające. Pierwszy epizod to po prostu długa rozmowa, odbywająca się w jednej z przydrożnych jadłodajni, między Rue a jej przyjacielem, pomagającym w walce z nałogiem. Oprócz scen rozgrywających się w tym miejscu pokazane zostaną tylko krótkie przebitki na wyimaginowane życie Rue i Jules. Takie wyobrażenie na temat co by było, gdyby przeniosły się do Nowego Jorku. Reszta to pozornie zwykła rozmowa przy naleśnikach. Słucha się jej jednak cudownie, to naprawdę sprawnie napisany dialog, zgrabnie poruszający masę tematów związanych z dotychczasowym życiem dziewczyny, ale dotyczący przede wszystkim jej uzależnienia i próby naprowadzenia Rue na drogę, w której zrozumie dlaczego warto z nałogiem zerwać. Drugi odcinek dotyczy Jules i mimo że znowu główna akcja będzie skupiać się na rozmowie dwójki osób, tym razem dziewczyny z jej psychologiem, to tutaj dostaniemy o wiele więcej przebitek na inne wydarzenia. Najważniejsze, że w końcu poznajemy historię matki Jules, co rzuca więcej światła na wydarzenia z pierwszego sezonu i pozwoli nam zrozumieć dlaczego jej związek z Rue polegał na tym ciągłym przyciąganiu oraz odpychaniu i skąd się bierze jej niechęć do zaangażowania. Dodatkowo rozwinięty zostanie temat zmiany płci, dlaczego się zdecydowała i jak wpłynęło to na jej sposób patrzenia na otoczenie. Naprawdę wspaniały odcinek, który otwiera oczy na sytuacje, które miały już miejsce w pierwszym sezonie i dają nadzieję na ciekawy rozwój bohaterki w kolejnym.
Oba epizody to sprawnie napisany, a także cudownie zrealizowany pod względem technicznym, kawałek telewizji. Montaż, zdjęcia i muzyka ponownie powalają na łopatki, twórcy idą w zupełnie inną stronę, mniej psychodeliczną w formie, ale równie mocną w przekazie. O wiele bardziej naturalne są te specjalne odcinki, dzięki czemu aktorki dostały większe pole do popisu, które z dużym powodzeniem wykorzystały. Jeżeli komuś podobał się pierwszy sezon Euforii to zdecydowanie te dwie dodatkowe godziny musi poświęcić na obejrzenie tych epizodów.
Betty (2020), reż. Crystal Moselle -> HBO GO
liczba odcinków: 6
Młodzieńcza energia, babska solidarność, oddawanie się swojemu hobby, spotkania z koleżankami, długie rozmowy i włóczenie się po skąpanym w promieniach słońca Nowym Jorku – to wszystko sprawia, że Betty to serial, przez który się po prostu płynie. Włączasz, żeby się przekonać co to takiego, a za chwilę żałujesz, że tak szybko nadszedł koniec. Każdy z odcinków trwa krótko, bo mniej niż pół godziny, także całość można obejrzeć nawet w jeden dzień.
Serial został stworzony przez Crystal Moselle, która wcześniej wyreżyserowała w podobnym klimacie film – Skejterkę. Chociaż go nie oglądałam, to ze zdjęć i zwiastuna można wywnioskować, że te same aktorki biorą udział i w filmie i w serialu, ale sama historia już trochę się różni. Po obejrzeniu Betty na pewno chętnie nadrobię film, bo Moselle tworzy coś świeżego, mocno współczesnego i takiego bezpretensjonalnego. Potrafi mówić o palących problemach w lekki sposób. Całość przypomina klimatem wakacyjną przygodę, gdzie kilka osób związanych z tym samym hobby – w tym przypadku jazdą na desce – poznaje się, zaprzyjaźnia i zaczyna spędzać ze sobą czas. Sama nazwa serialu nawiązuje do wyzwiska, którym chłopcy lubiący jeżdżenie na deskorolce obdarzają dziewczyny „wchodzące na ich terytorium”.
Życie prywatne tych pięciu młodych kobiet będzie jedynie lekko zarysowane, historię każdej z nich poznamy pobieżnie, bo reżyserka skupia się raczej na tym jak tworzy się między nimi więź. Także ich personalne problemy służą tutaj do pogłębiania przyjaźni, a nie tworzenia osobnego wątku – kiedy któraś z bolączek wypływa, to reszta składu pomaga w jej rozwiązaniu. Z Betty bije piękne przesłanie kobiecej solidarności oraz wsparcia, i to jest w nim właśnie najpiękniejsze. Bardzo ciekawie poruszony jest rownież temat wykorzystania seksualnego, kształtująca się wiedza na ten temat wśród młodych dziewczyn. W serialu jest kilka głębokich i ważnych wątków, ale całość to po prostu mocno przyjemna przygoda. Taka, w której niemal czuje się promienie słońca na skórze i ma się ochotę spróbować jazdy na desce razem z tą cudowną ekipą.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz