wtorek, 1 listopada 2022

Przesłuchane książki – „Seriale. Do następnego odcinka”, „Gdzie śpiewają raki”, „Ziemia obiecana” oraz „Duchy Jeremiego”

Do tej pory audiobooków słuchałam rzadko, przede wszystkim podczas długich podróży samochodem. Niedawno zdecydowałam się na słuchanie również w drodze do pracy. Większość drogi przechodzę pieszo, a samo siedzenie w pociągu zajmuje mi około 5 minut. W tej sytuacji audiobooki sprawdzają się idealnie. Okazało się, że nie wszystkie tytuły nadają się do słuchania, przez niektóre trudno było mi przebrnąć. Na szczęście, poniższe tytuły słuchało się bardzo dobrze.

Seriale. Do następnego odcinka
Katarzyna Czajka-Kominiarczuk

Gatunek: popularnonaukowa
Rok pierwszego wydania: 2021
Liczba stron: 394
Wydawnictwo: WAB

O tym, jak wielkie znaczenie ma dla widzów zakończenie sitcomu, niech świadczy fakt, że na piętnaście telewizyjnych finałów z największą oglądalnością aż dziesięć było finałami sitcomów.
 

Opis wydawcy

Kim jest showrunner i co to jest bottle episode? Czym różni się sitcom od proceduralu i serialu analogowego? Co robi się, gdy aktor grający główną rolę złamie nogę? 

Seriale stały się jednym z najważniejszych elementów współczesnej kultury. Nawet Olga Tokarczuk w swoim przemówieniu noblowskim wspomniała o serialowej narracji. Bo bez niej trudno zrozumieć współczesnego człowieka. Seriale to niesłychanie ciekawe zjawisko kulturowe, w którym kwestie biznesowe, technologiczne czy nawet prywatne problemy aktorów potrafią mieć bezpośredni wpływ na fabułę i sposób prowadzenia narracji.


Moja recenzja

Seriale. Do następnego odcinka to prawdziwie idealna pozycja do słuchania w audiobooku. Wszyscy oglądamy seriale, mam wrażenie, że w ostatnich latach produkcje telewizyjne przejęły sporą część widzów filmowych. O wiele łatwiej włączyć nam jeden odcinek niż pełnometrażowy film. Dlatego wydaje mi się, że ta książka może zainteresować wielu fanów seriali. Audiobook sprawdzi się jako zastępstwo dla słuchania podcastu, z którego chcemy czerpać ogólną wiedzę o serialach. Książka Czajki-Kominiarczuk służy do edukowania, ale w sposób przystępny. Nie jesteśmy zasypywani zbyt dużą ilością informacji, autorka prowadzi nas przez zagadnienia związane ze światem telewizji sprawnie, budząc zainteresowanie.

Książka podzielona jest na kilka części. W pierwszej z nich autorka opowiada krótko o showrunnerach, pomysłach jak rozegrać sytuację, w której aktorka zachodzi w ciążę bądź ktoś z ekipy odnosi kontuzję. W kolejnych dowiemy się o tym jak działa algorytm wyszukiwania na Netliksie, jakie gatunki seriali rozróżniamy, jakie są rodzaje odcinków oraz o archetypach serialowych bohaterów. Wszystko to w formie audio jest bardzo lekko przyswajalne, a niektóre informacje potrafią naprawdę zaskoczyć, jak fakt że pilot Gry o tron nigdy nie dostał się do szerszej dystrybucji i wymagał dość grubych poprawek, po których to Emilia Clarke przejęła rolę Dannerys Targeryan.

Seriale. Do następnego odcinka może nie zmieni Waszego życia, nie zrobi ogromnego wrażenia, ale na pewno okaże się dobrym kompendium wiedzy i dostarczy kilku ciekawostek ze świata telewizji. Trochę trudno wskazać grupę docelową, bo z jednej strony, warto przed lekturą znać serialowe klasyki, ponieważ autorka odnosi się do konkretnych scen, spoilerując historię. Z drugiej strony, jeżeli ktoś jest mocno obeznany ze światem seriali, może określić książkę jako mało odkrywczą. Dlatego polecam szczególnie w audiobooku, z podejściem „zamiast podcastu”.


Gdzie śpiewają raki
Delia Owens

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2018
Liczba stron: 416
Wydawnictwo: Świat książki

Powoli rozszyfrowała wszystkie słowa w zdaniu : "Niektórzy mogą żyć z dala od natury, a niektórzy nie".  - Umiesz czytać. Już nigdy nie będzie to dla ciebie problem.  - Nie chodzi tylko o to - odpowiedziała niemal szeptem. - Nie przypuszczałam, że słowa mogą znaczyć tak wiele i że zdanie może zawierać aż tyle treści.  Uśmiechnął się.  - To bardzo dobre zdanie. Nie wszystkie znaczą aż tyle.
 

Opis wydawcy

Pogłoski o Dziewczynie z Bagien latami krążyły po Barkley Cove, sennym miasteczku u wybrzeży Karoliny Północnej. Dlatego pod koniec 1969 roku, gdy na mokradłach znaleziono ciało przystojnego Chase’a Andrewsa, miejscowi zwrócili się przeciwko Kyi Clark, zwanej Dziewczyną z Bagien. 

Lecz Kya nie jest taka, jak o niej szepczą. Wrażliwa i inteligentna, zdołała sama przetrwać wiele lat na bagnach, które nazywa domem, choć jej ciało tęskniło za dotykiem i miłością. Przyjaźni szukała u mew, a wiedzę czerpała z natury. Kiedy dzikie piękno dziewczyny intryguje dwóch młodych mężczyzn z miasteczka, Kya otwiera się na nowe doznania — i dzieją się rzeczy niewyobrażalne.


Moja recenzja

Książka spędziła sporo czasu na liście bestsellerów, w pewnym momencie czytali ją niemal wszyscy. Niedawno pojawiła się rownież ekranizacja, która zgarnęła raczej niezbyt optymistyczne recenzje. Na film nie udało mi się wybrać, ale postanowiłam, że przynajmniej przesłucham książkę.

Muszę się przyznać, że nie podzielam zachwytów czytelników. Może mają na to wpływ zbyt duże oczekiwania, ale dla mnie ta historia już od strony stylistycznej była niestrawna. I to był jeden z największych zawodów, ponieważ sporo w powieści znalazło się wzniosłych zdań, które nie niosły ze sobą niczego konkretnego (przykładowo to zdanie: „Niektórzy mogą żyć z dala od natury, a niektórzy nie”). Natomiast wplątanie w fabułę poezji sprawiło, że książka Gdzie śpiewają raki stała się jeszcze bardziej egzaltowana.

Przechodząc do plusów powieści, historia kryminalna z „teraźniejszości”, której rozwiązanie poznajemy równolegle z przeszłością bohaterki, sprawdziła się dobrze – szczerze byłam ciekawa jak to się wszystko rozwiąże. Bohaterów raczej nie polubiłam, a mam wrażenie że współczucie dla nich było dość kluczowe. I nie wiem teraz, czy to ja jestem bez serca, czy to opowieść Delii Owens nie potrafiła za nie złapać. Zastanawiam się, czy interpretacja lektorki audiobooka również nie wpłynęła na moje wrażenia. Ostatecznie, mogę chyba podsumować, że książka po prostu do mnie nie trafiła. Wiem jednak, że jestem w tym zdaniu raczej osamotniona.


Ziemia obiecana
Władysław Reymont

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 1899
Liczba stron: 324 (I tom) + 301 (II tom)
Wydawnictwo: Państwowy Instytut Wydawniczy

Ja nie będę robił, robił, robił! Bo ja chcę żyć, żyć, żyć! Nie jestem bydlęciem pociągowym ani maszyną, jestem człowiekiem. Tylko głupiec chce pieniędzy i dla zrobienia milionów poświęca wszystko, życie i miłość, i prawdę, i filozofię, i wszystkie skarby człowieczeństwa, a gdy się już tak nasyci, że może pluć milionami, cóż wtedy? 
 

Opis wydawcy

Powieść ta ukazuje z wielkim realizmem powstanie kolosa przemysłowego w Łodzi. Rozrost fortun fabrykantów, nędza wykorzystywanych przez pracodawców mas ludzkich, które ten moloch łódzki wchłania w siebie i wysysa w interesie garstki kapitalistycznych rekinów przemysłowych, zostały przedstawione bardzo sugestywnie. Już w tej powieści wykazał Reymont rozmach epicki, który do szczytu doszedł w "Chłopach".

Moja recenzja

Ziemię obiecaną kupiłam zapewne podczas którejś wizyty w antykwariacie i dłuższy czas przeleżała na półce. Kiedy zobaczyłam ten tytuł w aplikacji Storytel, stwierdziłam, że będzie to dobry pomysł na rozpoczęcie lektury. Niestety, po przesłuchaniu około godziny, zerknęłam do swojego egzemplarza i okazało się, że audiobook jest w wersji skróconej. Zaczęło mieć sens to, że trudno mi się go słuchało. Później przerzuciłam się na inny audiobook, który był już w pełnej wersji. Nie zmienia to faktu, że w przypadku Ziemi obiecanej przeskakiwałam między wersją audio i książką, bo słuchanie jej wymagało większego skupienia. 

W książce przedstawiony został obraz brudnej, odpychającej przemysłowej Łodzi, w której liczą się tylko ludzie majętni, a Ci z niższych warstw społecznych traktowani są jak wyrzutki, niemal podludzie, których można wykorzystać do zwiększenia swoich zysków. Ziemia obiecana zaskakuje aktualnością poruszanych tematów, szczególnie wszechobecnej pogoni za pieniądzem. Młodzi ludzie pną się po drabinie sukcesu, zakładają własne fabryki, tylko żeby dorobić się majątku, którego nie mają na co wydawać. Stawiają pałace, w których nikt nie mieszka, wyprawiają przyjęcia, na których nikt się dobrze nie bawi.

Gdybym miała wskazać głównych bohaterów książki to byliby nimi zapewne: Łódź i pieniądze. Tak jak w filmie (świetna ekranizacja Wajdy) prym wiodą Borowiecki, Baum i Wolf, tak w książce trudno wskazać jednoznaczenie postaci, które są na pierwszym planie. To opowieść na wiele głosów, która składa się w obraz społeczeństwa zepsutego, pozbawionego zasad moralnych, w którym nieliczne jednostki wykazują dobrą wolę (jak postać Anki). Przez tą wielość bohaterów można się czasami pogubić, szczególnie w przypadku audiobooka. Przyznaję, że kilkukrotnie musiałam przewijać dany rozdział, bo nie załapałam kontekstu. Zatem ostrzegam, że Ziemia obiecana wymaga wzmożonego skupienia.

Po przeczytaniu zostaje jeden wniosek: najlepiej przenieść się na wieś!


Duchy Jeremiego
Robert Rient

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 2017
Liczba stron: 296
Wydawnictwo: Wielka Litera

Uczyłem się raczkować. Niezbyt mi to wychodziło, bo chociaż chciałem iść do przodu, cofałem się, a to było strasznie frustrujące, tak samo frustrujące jak ostatnie tygodnie na wsi. Ten ruch, na który nie mam wpływu, chociaż wydaje się łatwy. Zostawić za sobą kawałek podłogi i ruszyć dalej.
 

Opis wydawcy

„Duchy Jeremiego” to przejmująca narracja dwunastolatka, konfrontującego się z chorobą mamy i własnymi demonami. Nie było w polskiej prozie powieści, która mierząc się z tematem rodzinnych upiorów, wybrzmiewa głosem tak świeżym i przejmującym. „Duchy Jeremiego” to portret rodziny uwikłanej w historię Zagłady, ale przede wszystkim kameralna, intymna opowieść o nadwrażliwym chłopcu, doświadczającym jednego z najtrudniejszych momentów w życiu każdego człowieka – odchodzenia mamy. Literatura dowodząca pisarskiej dojrzałości i wrażliwości. Napisana niepokojącą, naiwną frazą, nad którą autor ma pełną kontrolę.

Moja recenzja

Duchy Jeremiego to książka, którą kupiłam pod wpływem poleceń z Instagrama. W 2018 roku została nominowana do Nagrody Nike, które to rozdanie wygrał Marcin Wicha z powieścią Rzeczy, których nie wyrzuciłem. Duchy Jeremiego to opowieść, którą poznajemy z perspektywy dwunastoletniego chłopaka i ta narracja naprawdę robi wrażenie. Wszystkie wydarzania są przefiltrowane przez uczucia Jeremiego, podane w sposób dość prosty, typowy dla dziecka. Chłopak musi w ekspresowym tempie wydorośleć, ze względu na sytuację rodzinną – ojciec Jeremiego ich opuścił, a mama ciężko choruje. Przenoszą się na wieś, do dziadka, gdzie chłopak po raz pierwszy usłyszy o trudnej przeszłości swojej żydowskiej rodziny.

Duchy Jeremiego to książka silnie działająca na wrażliwość. Poznawanie tej na wskroś smutnej historii, którą przeżywa bezbronne dziecko potrafi rozłożyć na łopatki. Szczerość, bezpośredniość Jeremiego sprawiają, że otaczające go zło oddziałuje na nas tym mocniej. Mimo że przeczuwamy dokąd zmierza ta historia, chcemy odbyć tę podróż z młodym bohaterem, starając się być dla niego jednym z dobrych duchów. Liczba tragedii, jaka spotyka chłopaka potrafi przytłoczyć, ale na szczęście narracja ratuje książkę od bycia przesadnie łzawą. Jeremi posługuje się językiem potocznym, często żartuje ze spraw poważnych, jak na dziecko przystało. Pomysł prób odkrywania tajemnic rodziny, które ukryte są w niedalekiej przeszłości sprawdza się bardzo dobrze. Opowiadania dziadka czy sąsiadki Marii potrafią przyprawić o dreszcze, ale ponownie – przez to, że słowa kierowane są do dziecka, brak w nich krztyny przesadzonej tragedii.

Duchy Jeremiego to powieść przeraźliwie smutna, traktująca o stracie i żałobie, a wszystko to przedstawione oczami dziecka. Warto przeczytać (bądź przesłuchać, bo audiobooka słucha się cudownie).


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka