piątek, 8 września 2017

Gloryfikacja ludzkiej dobroci i piękno dnia codziennego - „Dżentelmen w Moskwie” Amor Towles

Ta niepozornie wyglądająca książka okazała się najlepszą lekturą tego roku. Piękne było to uczucie towarzyszące czytaniu - na pewno będę do niej wracać i polecać ją innym. 
I ta okładka! Czyż nie jest najpiękniejsza? 


*Dżentelmen w Moskwie*
Amor Towles

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* A Gentleman in Moscow
*Gatunek:* literatura piękna
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* 524
*Wydawnictwo:* Znak literanova
A gdy mówiła, hrabia po raz kolejny musiał przyznać, że powstrzymywanie się od wyciągania pochopnych wniosków ma swoje zalety. Bo i cóż może nam powiedzieć pierwsze wrażenie na temat kogoś, kogo widzieliśmy przez chwilę w hotelowym holu? Cóż może nam powiedzieć pierwsze wrażenie na temat kogokolwiek? Nie więcej niż jeden akord o Beethovenie albo jedno pociągnięcie pędzlem o Botticellim. Ludzie są ze swej natury tak kapryśni, tak skomplikowani, tak uroczo pełni sprzeczności, że zasługują nie tylko na namysł, lecz również na ponowny namysł - oraz na naszą niesłabnącą determinację, byśmy powstrzymywali się od wydawania opinii, dopóki nie ujrzymy tych ludzi w każdym możliwym otoczeniu i o każdej możliwej porze.
*Krótko o fabule:*
Wszystko zmienił jeden wiersz… To przez niego hrabia Rostow musiał zamienić przestronny apartament w Metropolu, najbardziej ekskluzywnym hotelu Moskwy, na mikroskopijny pokój na poddaszu, z oknem wielkości szachownicy. Dożywotnio. Taki wyrok wydał bolszewicki sąd.
Rostow wie, że jeśli człowiek nie jest panem swojego losu, to z pewnością stanie się jego sługą. Pozbawiony majątku, wizyt w operze, wykwintnych kolacji i wszystkiego, co dotychczas definiowało jego status, stara się odnaleźć w nowej rzeczywistości. Z pomocą zaprzyjaźnionego kucharza, pięknej aktorki i niezwykłej dziewczynki na nowo buduje swój świat. Gdy za murami hotelu rozgrywają się największe tragedie dwudziestego wieku, hrabia udowadnia, że bez względu na okoliczności warto być przyzwoitym. A największego bogactwa nikt nam nie odbierze, bo nosimy je w sobie.
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Mam słabość do rosyjskiej klasyki literatury. Może nie jestem znawcą, nie czytałam jeszcze wielu ważnych pozycji, ale za każdym kolejnym spotkaniem zachwycam się specyficzną zdolnością operowania słowem i kunsztem pisarskim autorów. Książki takie jak Martwe dusze Gogola czy Bracia Karamazow Dostojewskiego przepełnione są wspaniałymi portretami ludzi z epok minionych. Natomiast magiczna narracja pozwala nam przenieść się w przeszłość myślami i przeżywać rozterki razem z bohaterami. Po co wspominam o klasykach w przypadku tej świeżutkiej premiery? Ponieważ okazuje się, że we współczesnej literaturze wciąż możemy spotkać takich autorów-czarodziei, a najlepszym tego przykładem jest Amor Towles, którego książkę Dżentelmen w Moskwie dane mi było niedawno przeczytać.
Trochę zdziwił mnie fakt, ale autor wcale nie jest z pochodzenia Rosjaninem. Urodził się w 1964 roku w Bostonie i to w Stanach Zjednoczonych uzyskał wykształcenie oraz osiadł na stałe. Jego debiutancka powieść, Dobre wychowanie, wydana w 2011 roku znalazła się na wielu listach bestsellerów. A prywatnie? Autor uwielbia muzykę jazzową lat 50tych, obsadę Casablanki, kawiarnie, poranne godziny i babcine ciasta - potwierdzenie tych i innych jego pasji znaleźć można także na kartach Dżentelmena w Moskwie.

W przypadku tej książki nie musiałam długo czekać, bo po prostu zakochałam się od pierwszych stron. Już rozmowa skazująca hrabiego Rostowa na areszt w hotelu Metropol (w której autor postanowił zabawić się formą i użył tej, znanej z dramatów) zawiera te elementy, za które kochamy rosyjskich klasyków. Jest to przede wszystkim humor absurdu. Na dodatek jest to bardzo czarujący humor, a wszystko za sprawą głównego bohatera, dżentelmena z krwi i kości, z dziada pradziada. Pięknie było obserwować jego stałość charakteru, podczas zmian odbywających się w kraju. Ponieważ fabuła obejmuje okres od 1922 do 1950 roku, to zdajemy sobie sprawę, że w tym czasie w Rosji u władzy była partia komunistyczna, co zasadniczo wpływa na historię przedstawioną w książce. Jednak autor idealnie poradził sobie w przedstawieniu problemów z władzą - było to po prostu tło wydarzeń, które w wielu momentach miało duże znaczenie, ale tej władzy nie krytykowano i nie oceniano wprost. Mogliśmy wydedukować ważne informacje na temat życia mieszkańców Rosji w tamtych czasach, poprzez to, jak decyzje władzy oddziaływały na codzienność naszych bohaterów. Szczególne wrażenie robi fakt, że akcja ograniczona jest do hotelu Metropol, a czytelnik ma wrażenie, jakby poznawał cały kraj - wszystko za sprawą wspomnień bohaterów bądź przybywających do hotelu gości.
Amor Towles w hotelu Metropol, źródło
Do końca życia nie zapomnę jak moja polonistka zachwalała pokolenie dwudziestolecia międzywojennego i w jaki sposób o nim opowiadała. Okazuje się, że hrabia Rostow ma wszystkie cechy, które opiewała. To przede wszystkim człowiek nienagannie wychowany i kulturalny. Za każdym razem kiedy się odzywał ogromny uśmiech pojawiał się na mojej twarzy. Dlaczego nikt już tak nie mówi? Na dodatek posiadał odpowiednie wykształcenie, a jego inteligencja objawiała się nawet w najprostszych sytuacjach. Przykładowo, piękny był pomysł na umilanie sobie codziennego oczekiwania na obiad - wraz z Zosią rozpoczynali zasadniczo prostą grę, która świetnie rozwija wyobraźnię i wielu rzeczy może nauczyć. Jednak przede wszystkim, hrabia Rostow uczy nas najcudowniejszej rzeczy pod słońcem - pozytywnego podejścia do codzienności. Wydawać by się mogło, źe człowiek zamknięty w czterech ścianach popadnie w depresję i znienawidzi wszystko wokół. Nie jest tak w przypadku naszego bohatera. On znajduje w każdej najmniejszej rzeczy jasną stronę i to jej poświęca uwagę. Nawet odpowiednie wino do obiadu sprawia mu radość, a tym uczuciem dzieli się później z innymi.

Autor przekazuje nam, w nienachalny sposób, jak działa znane powiedzenie „karma wraca”. Otóż, hrabia Rostow roztacza swój urok, optymizm i uśmiech, zarażając tym innych pracowników i gości hotelu Metropol. Zawsze jest dla nich miły i uczynny, co okazuje się profitować w dalszej części fabuły, kiedy to jego koledzy wyciągają go z różnych tarapatów. Skoro już o tych znajomych wspomniałam, to muszę rozwinąć temat, ponieważ postacie drugoplanowe są wspaniałe. Najważniejsza rola, obok tej hrabiego, przypada Zosi, którą poznajemy zaledwie jako dziecko. Nakreślona relacja między tą dwójką bohaterów to prawdziwy majstersztyk. Dane jest nam oglądać dość niewiele dni z ich życia, na przełomie kilku lat, ale nie mamy problemu z wyobrażeniem sobie co mogło się dziać pomiędzy. Prostymi zabiegami autor pokazał głębię wiążącej ich relacji (wspomniana wcześniej gra przedobiadowa czy ta, związana z wyprzedzeniem drugiego w drodze do pokoju). To na pewno jeden z piękniejszych związków opiekun-dziecko w literaturze.
Duża w tym zasługa tego, że hrabia, mocno zakorzeniony w tradycji, przejawiał jak najpiękniejsze wartości i przekazywał swoją wiedzę Zosi. W historii wiele razy przewijają się nazwiska Tołstoja czy Czajkowskiego, a Rostow wychwala sztukę pod każdą postacią. Chwilami aż czuć tę melancholię - w świecie, w którym każdy jest „towarzyszem” brakuje miejsca dla podziwiania dzieł sztuki, a wszystko sprowadzane jest do najprostszych potrzeb, hrabia na przekór wciąż wychwala wielkich twórców i przekazuje swoją miłość do nich także Zosi.  
Każda z postaci drugoplanowych jest charakterystyczna i pełnokrwista - nawet jeżeli pojawia się tylko na chwilę. Nie wiem, jak autor tego dokonał, ale już po kilku stronach mogłam powiedzieć, że dobrze znam tych ludzi. Tym lepiej spędzało się z nimi czas. W kolejnych latach, kiedy hrabia zasiadał do stołu z surowym szefem kuchni Emilem i opanowanym maître d'hôtel Andriejem czułam się jak na spotkaniu ze starymi przyjaciółmi.

Jeżeli chodzi o styl autora, to już o tym wspomniałam - to prawdziwy czarodziej. Pisze tak, że możemy się głowić czy aby nie nawiedza go duch jakiegoś rosyjskiego klasyka. Ani razu historia mi się nie dłużyła, a nawet każde słowo chłonęłam niczym spragniona gąbka. Jedyne, czego mogę się przyczepić to, że książka mogłaby być trochę dłuższa, szczególnie biorąc pod uwagę półotwarte zakończenie (przy którym miałam łzy rozczulenia w oczach).

Dżentelmen w Moskwie to pozycja prawdziwie niezwykła. Pełna ciepła i uroku historia o tym, że dobre uczynki do nas wracają, a innych warto traktować z należytym szacunkiem. Nostalgicznie wspominająca czasy minione i dzieła sztuki z przeszłości, a jednocześnie ucząca, że warto cieszyć się dniem dzisiejszym i każdą najmniejszą rzeczą. To gloryfikacja ludzkiej dobroci w pięknym opakowaniu, dzięki magicznemu stylowi autora. Majstersztyk.

Moja ocena: 9+/10



  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu Znak literanova.

Aż musiałam wypisać kilka cytatów, na dodatkowe zachęcenie Was do lektury.

Bo w życiu liczy się nie to, czy nagrodzą nas oklaskami, lecz to, czy będziemy mieć odwagę iść naprzód mimo braku gwarancji uznania.

- Szkoda, że ja nie jestem tam, a ona tu - westchnęła.  Oto bolączka całej ludzkości, pomyślał hrabia.

Jak mamy to rozumieć, Saszo? Co takiego jest w tym narodzie, że budzi w ludziach chęć niszczenia własnych dzieł sztuki, pustoszenia własnych miast i zabijania bez skrupułów własnego potomstwa?

- Nino, maniery to nie czekoladki. Nie możesz wybierać tych, które najbardziej ci odpowiadają. I z pewnością nie wolno ci odkładać do pudełka tych nadgryzionych...

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka