poniedziałek, 1 maja 2017

„Lucyfer”, czyli kiedy diabeł wpada do Los Angeles

Od razu zaznaczam, że post będzie pełen zachwytów i wyznań miłosnych, bo aktualnie jestem pod wpływem czaru tego serialu. Ostrzegam! To może oznaczać, że nie jest on aż tak dobry jak tutaj napiszę, ale faktem jest, iż rozkochał mnie w sobie i kompletnie zaślepił. Koniec wstępu, przejdźmy do kilku powodów, które sprawiają, że Lucyfer to taki wspaniały serial.

Charyzma głównego aktora

Nie ma co owijać w bawełnę, Lucyfer kręci się wokół przygód Władcy Piekieł, w którego wciela się ze stuprocentowym powodzeniem Tom Ellis, i to on stoi na pierwszym miejscu powodów, dla których po serial warto sięgnąć. Postać diabła łatwo można przeszarżować, szczególnie że serialowy Lucyfer lubi wymierzać sprawiedliwość za niecne czyny przestępców, a jednocześnie sam oddaje się wszelkim lubieżnym, ziemskim rozrywkom. Dlatego włożenie tej postaci w idealnie skrojone garnitury, pozostawienie eleganckiego, angielskiego akcentu (chociaż może bardziej walijskiego, bo tam urodził się Ellis) i kulturalne zachowanie Lucyfera sprawia, że staje się on postacią, której będziemy kibicować i którą szybko się nie znudzimy. A zagrana jest bezbłędnie i z ogromną dawką charyzmy.

Diabeł na terapii

 Kiedy diabeł po raz pierwszy trafił na terapię do psychologa zaczęłam się obawiać, ale już po początkowej scenie można odetchnąć ze spokojem. Obejdzie się bez niepotrzebnych moralizatorskich rad, za to wszystkie sceny z doktor Lindą zaczną napędzać akcję. Bo przecież co lepiej zadziała na szalone pomysły Lucyfera niż opacznie zrozumiane opinie lekarza? Szczególnie, że pani Linda myśli, że cały ten Władca Piekieł to jedna wielka metafora, którą Morningstar wymyślił, żeby lepiej poradzić sobie z personalnymi problemami. Dlatego każda sesja jest taką perełką - Lucyfer opowiada szczerze o swoim życiu pełnym demonów, aniołów, skrzydeł i niebiańskich mocy, a doktor tłumaczy każdą z metafor, przekładając ją na ziemskie problemy. Genialne!

Chemia i budowanie napięcia między Lucyferem a panią Detektyw

Jak w każdym serialu, musi znaleźć się miejsce dla wątku miłosnego. Wszyscy wiemy, że to napędza akcję, a przy okazji powoduje dreszcze wśród co bardziej wrażliwych widzów (u mnie powoduje, nie wstydzę się!). Pamiętam, że początkowo nie byłam przekonana do zimnej pani Detektyw i nie wierzyłam, że może stworzyć dobrą parę z Lucyferem. Okazało się, że bardzo się pomyliłam i nie wiem czy taki był zamiar twórców, ale wraz z rozwojem uczucia między tą parą, rozwijała się moja sympatia dla nich. To chyba można nazwać dobrze poprowadzonym wątkiem, skoro widz przekonuje się do czegoś wraz z postaciami serialu. Przyznaję się: shipuję temu związkowi (mentalnie chyba wciąż mam piętnaście lat).

Piekielne poczucie humoru w punkt

 Jeżeli ktoś się zastanawia czym tak naprawdę może być dla widza serial Lucyfer, to ja mam na to jedną odpowiedź: świetną rozrywką! Wiadomo, że jest tutaj wiele elementów kryminału, fantastyki, nawet romansu, ale to wciąż przede wszystkim cudowna komedia. Nie pamiętam przy którym serialu ostatnio tak bardzo się zaśmiewałam. Szczególnie, że żarty opierają się przede wszystkim na masie powiedzonek, związanych z piekłem (dobrze wiemy, iż jest ich sporo). Z odcinka na odcinek jestem w coraz większym szoku, że twórcy serialu znajdują tak wiele żartów sytuacyjnych i słownych, dotyczących tematyki anielsko-diabelskiej. Ciekawa jestem czy kiedyś wyczerpie im się arsenał. Ale na razie pozostaje się cieszyć i zaśmiewać się w głos.

Lucyfer nigdy nie kłamie

Już o tym wspominałam w kontekście diabelskiej terapii. Cały myk z Lucyferem polega na tym, że nasz diabeł brzydzi się kłamstwem i to jest ten grzech, którego wystrzega się bardziej niż ognia piekielnego. Nawet jeżeli zaczynałam podejrzewać go o skłamanie w jakiejś kwestii okazywało się, że dzięki odpowiedniemu używaniu słów, nie łgał, a ewentualnie nie mówił całej prawdy. Tym różni się od postaci z innych seriali fantastycznych, w których zazwyczaj bohaterowie nadnaturalni ukrywają swoją prawdziwą twarz. Lucyfer od razu przedstawia się jako diabeł, nie szczędzi też szczegółów ze swojego życia rodzinnego czy osobistego. Tak, własny sługa-demon to równocześnie barmanka w jego nocnym klubie, a jego brat-anioł wpada do Los Angeles, żeby zaciągnąć go z powrotem do piekieł i Morningstar ukrywać tego nie będzie przed nikim. A Ty, uwierzyłbyś w takie coś, czy wolałbyś myśleć, tak jak bohaterowie, że to jakiś rodzaj dziwnej gry ze strony Lucyfera? ;)

Drugoplanowe postaci mają ciekawe wątki (Maze Trixie)

Tak, największym plusem serialu jest jego główny aktor. Jednak sam jeden nie dobiłby takiej popularności. Twórcy na szczęście postarali się o całą masę ciekawych drugoplanowych postaci. Najlepsze jest to, że każda z nich jest piekielnie barwna, dzięki czemu otrzymujemy różnorodną charakterystycznie mieszankę. Moimi ulubionymi bohaterami drugoplanowymi na pewno zostaną Trixie, czyli córka pani detektyw (szczególnie jej stosunki z Lucyferem rozczulają i bawią), a także Maze - demoniczna sługa Władcy Piekieł. Każda z tych postaci osobno tworzy wspaniałą kreację, ale wszyscy zyskują jeszcze bardziej w scenach konfrontacji. Kiedy pojawia się nić porozumienia między Maze a doktor Lindą czy Chloe - to wtedy widzimy różne strony danej osoby i możemy lepiej ją poznać. W drugim sezonie poznajemy kolejnych nowych bohaterów i znowu są to ciekawe charaktery. Nie mogę doczekać się kto będzie następny!

Kryminalna część jest przyjemnym dodatkiem

Tak jak mówiłam, dla mnie Lucyfer to przede wszystkim czysta rozrywka i serial komediowy. To może nie do końca było celem twórców, którzy tematycznie poszli bardziej w stronę kryminalnych zagadek Los Angeles. Moim zdaniem słusznie, bo każdy odcinek daje duże pole do popisu dla pary Lucyfer-Detektyw, którzy okazują się z biegiem czasu idealnymi partnerami, w dużej mierze świetnie się uzupełniającymi. Podoba mi się, że każdy element historii jest wyjaśniony, przykładowo to jak diabeł znalazł się na posterunku policji w roli konsultanta i dlaczego postanowiono go zatrzymać. I to wszystko naprawdę ma sens, choć można by podejrzewać, że w tego typu serialu będzie mnóstwo elementów bardzo naciąganych.

Ciekawie poprowadzone wątki znane z Biblii

Wspominałam już o stronie humorystycznej, kryminalnej i romantycznej. Teraz czas na ostatni element, czyli szczypta fantastyki. Byłam niezmiernie ciekawa jak daleko twórcy będą chcieli zawędrować. Początkowo myślałam, że skończy się na tym, że dostaniemy diabła z umiejętnością wyciągania z ludzi ich najskrytszych pragnień i tyle. Na całe szczęście byłam w błędzie. Z odcinka na odcinek wątek niebiańsko-piekielny się rozszerza. A to przybędzie Amenadiel, brat Lucyfera w celu odesłania niegrzecznego rodzeństwa do piekła, później wyruszą razem w misji poszukiwania magicznych skrzydeł upadłego anioła i razem będą drżeć przed ucieczką ich mamy z piekła. I to wciąż się rozrasta, więc pozostaje cierpliwie czekać czym w następnej kolejności uraczą nas twórcy.


Moja ocena na teraz to mnóstwo serduszek! Bardziej konstruktywnie wypowiem się po kolejnych sezonach. 

A Wy znacie ten serial? Bo jeśli nie, to nie wiem co tutaj jeszcze robicie - nadrabiajcie czym prędzej! I dajcie mu szansę, wciąga dopiero po kilku odcinkach, a drugi sezon to już perełka ;)


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka