piątek, 6 sierpnia 2021

Koronowane głowy, czyli seriale „Wielka” (HBO) i „The Crown” (Netflix)

Seriale, których fabuła skupia się na postaciach rządzących – obojętnie czy królach, cesarzach, imperatorach czy politykach – powstają od lat i wciąż cieszą się sporą popularnością. Zmieniają się za to trochę oczekiwania widzów. Niegdyś oglądanie przedstawienia fragmentu historii właściwie wystarczało, widzowie mogli nacieszyć oko pięknymi kostiumami i podziwiać dbałość o szczegóły oddania realiów zamierzchłych czasów, a przy okazji nauczyć się czegoś nowego bądź odświeżyć wiedzę na temat wydarzeń z przeszłości. Obecnie, twórcy muszą się już trochę bardziej postarać, żeby wzbudzić zainteresowanie, bo filmów o Katarzynie Wielkiej czy Żelaznej Damie powstało już przynajmniej kilka. Jednak ewidentnie pole do manewru jest nadal spore, a nowe produkcje często potrafią zaskoczyć i znajdują swoją niszę na rynku. W przypadku tytułów Wielka i The Crown udało się zyskać światowy sukces, a nominacje do nagród i zdobyte statuetki potwierdzają, że dobry serial o władcach nadal jest w cenie.

Wielka to serial komediowy, opisujący dzieje Katarzyny Wielkiej na dworze Piotra, od momentu jej przyjazdu do Rosji. Już na samym początku, przy pojawieniu się tytułu możemy przeczytać uwagę, że historia ta jest częściowo prawdziwa. Po kilku minutach wiemy dlaczego  twórcy w tym przypadku zamiast trzymać się suchych faktów obrali ścieżkę mocno prześmiewczą w celu ponownego przedstawienia historii życia Katarzyny. Żarty sypią się tutaj gęsto, niemal tak często jak pojawiają się trupy, seks, posoka i inne płyny. Jest obrzydliwie, gorsząco, humor trzyma poziom mocno rynsztokowy, ale wszystko to jest częścią konwencji. A jak to z konwencjami bywa  do jednych ona trafi, a pozostałych odrzuci.

Spory miałam problem z tym serialem, bo z jednej strony bardzo go chciałam pokochać i uważam, że dobrze radzi sobie z kwestiami, które chce poruszyć, a z drugiej nie potrafiłam przekonać się do tego humoru. Mocno utrudnia to ocenę, bo obiektywnie potrafię wymienić sporo plusów, ale nie zmienia to faktu, że mnie osobiście nie zachwycił. Właściwie do oglądania przekonało mnie to, że serial ma tylko dziesięć odcinków, więc nie pochłonie dużo mojego czasu. Postanowiłam więc spożytkować ten czas na wyszukiwaniu mocnych stron Wielkiej. Jak wspominałam, tych trochę jest, zaczynając od scenografii i kostiumów. W tej kwestii mamy do czynienia z przepychem, dbałością o szczegóły, różnorodnością  już samo patrzenie na kostiumy Katarzyny przyprawiało mnie o dziką ochotę paradowania w tego typu sukniach. Te gorsety, te kolory, ta objętość, no po prostu cud, miód, malina. Trzeba tutaj zauważyć, że wszystko pięknie dobrane do konkretnych postaci, bo suknie dam dworu różniły się znacznie od tych noszonych przez Katarzynę.

Jednym z największych atutów Wielkiej jest obsada, która w danej konwencji czuje się swobodnie i daje popis swoich umiejętności komediowych. Elle Fanning udowadnia, że jest aktorką młodego pokolenia, której karierę warto śledzić. Jako Katarzyna jest pełna słodyczy, a chwilę później determinacji, to kobieta, będąca niepoprawną marzycielką i to właśnie przez swoją fantazję o wielkiej, carskiej Rosji pruje do przodu z misją obalenia władzy. Jednocześnie jest przy tym delikatna i silna. Towarzyszy jej Nicholas Hoult, który spośród całej obsady najmocniej bawi się przy kreowaniu swojego bohatera. Postać Piotra jest przerysowana do granic wiarygodności, ale aktor sprawia, że ogląda się go z przymrużeniem oka i przyjemnością towarzyszącą każdemu okrzykowi Hazzah!

Wielka to feministyczna satyra o carskiej Rosji, przepełniona humorem, świetnymi popisami aktorskimi, z dopracowaną scenografią, charakteryzacją i kostiumami. Jednocześnie to konwencja, którą można pokochać bądź nie, a dla mnie są to żarty, które po prostu nie wywołują uśmiechu. Doceniam ten serial za wiele elementów, ale do moich ulubionych i polecanych należał nie będzie. Ot, po prostu.

The Crown to fabularyzowana historia o władcach Wielkiej Brytanii, poczynając od drogi do korony Elżbiety II, po czasy prawie współczesne. Napisałam „prawie”, bo na razie sezonów doczekaliśmy się czterech, kończąc gdzieś w latach 90tych zeszłego wieku, ale potwierdzone już zostało, że powstanie kolejna część. W odróżnieniu od Wielkiej, w The Crown postawiono na dramat, ale również zatrudniono ekipę utalentowanych aktorów, którzy przybliżają widzowi znane postaci z nadal świeżej historii, pokazując ich wzniosłe chwile i bolesne upadki. 

Na co dzień nie jestem zainteresowana losami rodziny królewskiej, ale dopiero podczas oglądania The Crown zdałam sobie sprawę, że i tak wiem o monarchii dość sporo. Trudno nie kojarzyć Elżbiety II z biegającymi wokół niej pieskami corgi albo skandalu, który miał miejsce między księciem Karolem a księżną Dianą. Niedawno znowu wokół rodziny królewskiej zrobiło się głośno, za sprawą wywiadu księcia Harry'ego i jego żony, Meghan Markle. Także, chcąc nie chcąc  o władcach Wielkiej Brytanii wiemy dużo, nawet, kiedy się ich życiem nie interesujemy. Zatem, skoro historia jest w miarę świeża i znana, a sami członkowie rodziny niezbyt intrygujący, co właściwie przyciąga nas do The Crown?

Może się to wydawać sprawą raczej drugorzędną, ale dla mnie The Crown zawdzięcza swój sukces w dużej części świetnym popisom brytyjskiego aktorstwa. Dzięki przyjęciu formuły, że wraz z upływającym czasem zmieniamy aktorów, w celu dopasowania ich wiekiem do odgrywanych postaci, możemy obserwować poczynania sporej ilości osób i doceniać ich kunszt. Pierwsze skrzypce w początkowych sezonach zagrała Claire Foy, idealnie oddając nieśmiałość, ale i pogodzenie się z losem młodej królowej. Osobiście tak mocno się przyzwyczaiłam do niej w tej roli, że mimo ogromnej sympatii, którą darzę Olivię Colman, długo nie mogłam się przyzwyczaić do tej nowej twarzy Elżbiety. Szczególnie, że miałam wrażenie, że była to spora zmiana w dynamice gry, Colman nawet w spokojnych scenach miała w sobie o wiele więcej energii niż wyciszona Foy. Za to gładko przeszła zmiana aktorki w roli Małgorzaty, której wczesne rozterki cudownie oddała Vanessa Kirby, a temat pociągnęła w kolejnych sezonach Helena Bonham Carter. Oglądanie tych dwóch aktorek na ekranie było czystą przyjemnością. W czwartym, czyli ostatnim do tej pory sezonie, mamy możliwość oglądania jeszcze kilku świetnych występów. Na czołówkę wysuwa się Josh O'Connor, którego postać księcia Karola zyskała ludzki wymiar w trzecim sezonie, a w kolejnym mogliśmy oglądać jego wewnętrzną walkę między tym, co się od niego oczekuje a wyborem serca. Partnerująca mu Emma Corrin to prawdziwe objawienie, za rolę Diany zasługuje na wszelkie słowa uznania. Delikatna, ale z charakterem, ulubienica tłumów, ale nienarzucająca się, pełna empatii i pragnąca miłości. O aktorach The Crown można wiele dobrego powiedzieć, zakończmy więc na tym, że to prawdziwa śmietanka i już nie mogę się doczekać kolejnych castingowych wyborów.

W warstwie fabularnej The Crown ma do zaoferowania porządnie skrojony dramat polityczny z licznymi zagrywkami taktycznymi, grzeszkami głów państwa i wydarzeniami z historii. Ciekawie spojrzeć na niektóre sytuacje z perspektywy monarchów, którzy zmuszeni są do porzucenia własnych marzeń i podporządkowaniu się do panujących zasad. Najmocniej to uwydatnione zostało na przykładzie postaci Małgorzaty, a później Karola, osób, które musiały porzucić swoich ukochanych dla dobra rodziny królewskiej. Jak wiemy, nie kończy się to dobrze, na jaw wychodzi, że przestarzałe zasady, którymi rządzi się monarchia powinny ulec zmianie.

Ogólnie, serial miewa swoje lepsze i gorsze momenty, patrząc jednak na sezon czwarty, możemy być pewni, że twórcy nie opierają się tylko na popularności poprzednich odcinków i nadal walczą o dobrą jakość. To przede wszystkim prawdziwy popis aktorstwa, ale także dobrze napisanych scenariuszy, idealnie oddanych kostiumów i scenografii, dopasowanej charakteryzacji i muzyki. Dodatkowo w kwestiach samej tematyki robi się coraz bardziej intrygująco. W czwartym sezonie możemy dopatrzyć się więcej uwydatniania wad monarchii, w odróżnieniu od poprzednich trzech, gdzie raczej współczuliśmy i sympatyzowaliśmy z władcami. W ostatniej odsłonie o wiele mocniej dostrzegamy mankamenty, przestarzałe zasady i deptanie cudzych potrzeb przez rodzinę królewską i jej świtę. Jedyne co nam pozostaje, to zastanawiać się gdzie nas zaprowadzi kolejny sezon, który na pewno z chęcią obejrzę.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka