niedziela, 16 października 2016

Kojące rytmy ukulele - „Parsley” Julia Pietrucha

Jakiś czas temu obiło mi się o uszy, że Julia Pietrucha tworzy płytę. Zaczęło się od tego, że dostałam powiadomienie, że obserwuje mnie na instagramie i zastanawiałam się czemu taka osoba chciałaby obserwować moje biedne konto. Nazwisko kojarzyłam przede wszystkim z aktorstwem, wiem, że grała główną rolę w jednym z seriali (polskich raczej nie oglądam, więc na ekranie jej nie widziałam). Za to wystąpiła również w kilku naprawdę dobrych produkcjach (Tatarak, Jutro idziemy do kina). Ja dzisiaj będę jednak mówić o jej debiutanckiej płycie.
źródło
Zacznijmy od tego, że widząc taką okładkę każda sroczka przeciera oczy. Warto mieć coś tak pięknego w swojej kolekcji! Najlepsze jest to, że to tylko początek, bo w środku wydana jest równie cudownie, oczywiście ze słowami piosenek i chwytami na ukulele. Widać, że Julia postarała się, by warstwa wizualna nie odstawała od warstwy dźwiękowej. 
Właśnie, przechodząc do utworów - są właśnie takie, jakie lubię najbardziej. Delikatne brzmienia, przy których najlepiej się relaksuje, czyta, jeździ samochodem. Najbardziej zadziwił mnie jednak sam głos Julii, przywodzący na myśl wiele topowych zagranicznych artystek. Bije z niego ogromne ciepło, a w połączeniu z cudownym brzmieniem ukulele od razu przenosimy się w myślach na rozgrzane słońcem plaże. Piosenkarka nie skupia się jednak jedynie na jednym instrumencie i na płycie usłyszymy również fortepian, gitarę elektryczną czy skrzypce.
Płyta Parsley jest bardzo personalna, nie tylko ze względu na tytuł (parsley po polsku to pietruszka ;)). Julka sama napisała teksty piosenek i wyprodukowała krążek wspólnie z mężem. Przyznam, że zauważam, iż coraz więcej współczesnych artystów decyduje się wziąć sprawy w swoje ręce, zamiast oddać się we władanie producentów (wspomnę chociażby zespół domowe melodie).
Przejdźmy do tego, które utwory najbardziej mi się spodobały. Otwierający płytę Living on the Island idealnie wprowadza we wspomniany wcześniej letni klimat i wywołuje uśmiech na twarzy. Ja jednak przepadłam dla delikatnego brzmienia We care so much, którego możecie posłuchać powyżej. To będzie moja ulubiona piosenka z albumu. Warto jednak wspomnieć również o rock'n'rollowym Swing Boy, to kolejny utwór który wciąż sprawia, że się uśmiecham i bujam głową do rytmu.
Podsumowując, jeżeli szukacie czegoś relaksującego, o delikatnych brzmieniach koniecznie zapoznajcie się z płytą Julii Pietruchy. Całość można przesłuchać na YouTube bądź na Spotify. A najlepiej od razu lećcie na stronę artystki, zobaczcie zdjęcia ze środka płyty i zamówcie swój egzemplarz! 


Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka