Pokazywanie postów oznaczonych etykietą susan dennard. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą susan dennard. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 12 czerwca 2017

Historia cierpi przez brak umiaru - „Wiatrodziej” Susan Dennard

Nie lubię tego uczucia rozczarowania. Naprawdę myślałam, że w drugiej części autorka rozwinie swój pomysł i w końcu wciągnie mnie do świata Czaroziem. Niestety, nie udało się, a wręcz podobało mi się mniej niż Prawdodziejka. Więcej poniżej.


*Wiatrodziej*
Susan Dennard

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Windwitch
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #2 Czaroziemie
*Rok pierwszego wydania:* 2017
*Liczba stron:* 399
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
Wszystko na tym świecie ma wiele kolorów, wiele odcieni szarości niemieszczących się w twojej czarno-białej wizji świata, w której istnieje tylko prawda i fałsz.
*Krótko o fabule:*
Życie Merika nie jest łatwe. Niedawno stracił najlepszego przyjaciela, a do tego właśnie spłonął jego okręt. Za wszystkim stoi jego siostra, Vivia, która za wszelką cenę chce się pozbyć młodego księcia i zasiąść na tronie. Czy wiatrodziej wyjdzie z tego starcia cało? Czaroziemie opanowuje wojna. Nubreveni pokładają nadzieję w tajemniczej postaci – Furii, ale Vivia nie ma zamiaru w nią uwierzyć.
Safi i Iseult, więziosiostry, wpadły w nie lepsze kłopoty. Przyjaciółki znowu zostały rozdzielone i nie wiadomo, czy kiedykolwiek się jeszcze spotkają. Safi towarzyszy cesarzowej, a piekielni bardowie depczą im po piętach. Każdy chce mieć potężną prawdodziejkę po swojej stronie. Jej moc może zdecydować o powodzeniu w politycznych rozgrywkach. Iseult po raz kolejny musi się zmierzyć z krwiodziejem. A może powinna mu zaufać?
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
W swojej opinii na temat poprzedniego tomu wspominałam o rozczarowaniu jakie mi towarzyszyło przy lekturze Prawdodziejki. Spodziewałam się po prostu czegoś naprawdę mocnego, a otrzymałam dość zwykłą młodzieżówkę, zawierającą jednak kilka ciekawych wątków. Na ich rozwinięcie i pojawienie nowych liczyłam z całego serca. Miałam nadzieję, że autorka wyjaśni trochę bliżej system magiczny, żebyśmy lepiej poznali ten świat. Liczyłam na pogłębienie charakterów nam już znanych i dokładniejsze opisy postaci rzadziej się pojawiających. A nade wszystko chciałam, żeby autorka ruszyła krok dalej w kreowaniu tego głównego celu, do którego cała historia ma zmierzać. I cóż, po raz kolejny się przejechałam.
Nie bądźcie zdziwieni, że w recenzjach natkniecie się na spore rozbieżności na temat tempa akcji Wiatrodzieja. Niektórzy piszą o tym, jak zostaniemy wrzuceni w wir wydarzeń, a inni twierdzą, że druga część jest o wiele spokojniejsza, wręcz nic się tam nie dzieje. I nie, to nie tak, że każdy czyta inną książkę. Po prostu na akcję opisaną przez autorkę można spojrzeć dwojako. Bo tak, dzieje się niby sporo, szczególnie, że wydarzenia poznajemy z perspektywy wielu bohaterów. Ale koniec końców nie dzieje się nic naprawdę ważnego i frapującego, co faktycznie można by uznać za przyspieszenie właściwej akcji książki. Niestety, kiedy co chwilę któryś z bohaterów wpada w tarapaty i historia opiera się tylko na tym, jak poszczególne postacie sobie z takimi kłopotami radzą, to główna oś książki gdzieś się rozmywa. I to w tej kwestii mam najwięcej do zarzucenia Wiatrodziejowi. Bo tak bardzo liczyłam na rozwój wydarzeń, przybliżenie historii pary Cahr Awen, mitycznej dwójki, która ma przywrócić równowagę magiczną w krainie. Moim zdaniem to powinien być najważniejszy wątek książki, a niestety zostaje wspomniany mimochodem jedynie kilka razy. 
Na czym w takim razie skupia się fabuła? Właśnie trudno jednoznacznie określić. Przez to, że autorka zdecydowała się na wielogłos w narracji to otrzymaliśmy tak jakby kilka osobnych historii. Czyli: Aeduan ma na celu złapanie i dostarczenie więziosiostry - Iseult; Merik postanawia dokonać zemsty na swojej siostrze Vivii; Safi wpada w towarzystwo piekielnych bardów, od których stara się uciec, a Iseult stara się dotrzeć do swojej przyjaciółki. I mimo że jakieś wątki się przeplatają (Aeduan i Iseult) to i tak czułam się jakbym po prostu czytała kilka różnych historii, umiejscowionych w jednym świecie przedstawionym.
źródło
Moim zdaniem akcja jeszcze mogłaby się wybronić, gdyby autorka zrezygnowała z historii Safi, która wnosiła najmniej do całości. Kiedy już zaczynałam się wciągać w losy Merika czy Iseult i Aeduana, to wprowadzanie wątku Safi wszystko niszczyło i odbierało radość z czytania. Najjaśniejszymi momentami były moim zdaniem te, których bohaterem był Merik. Postać zdecydowanie zyskuje na charakterze w drugim tomie. To już nie jest rozpieszczony książę, a rozgoryczony, szukający zemsty człowiek. Na dodatek to w jego wątku dostajemy najciekawsze elementy - osobliwego antagonistę czy intrygującą postać Vivii. Moim zdaniem najlepszą decyzją było wprowadzenie jej jako nowej bohaterki, gdyż wniosła trochę życia i koloru do świata Czaroziem. 
Wątek Iseult i Aeduana miał ciekawe momenty, ale cóż, po pierwszym tomie liczyłam na o wiele więcej. Moim zdaniem ta para miała ogromne pokłady potencjału, który został wykorzystany w minimalnym stopniu. Tak naprawdę najbardziej zaciekawiona byłam podczas ich ostatnich kilku rozdziałów, gdzie pojawia się nowy element układanki, zdecydowanie intrygujący. Szkoda, że tak późno.
Żałuję trochę tych podwalin, które autorka stworzyła w pierwszym tomie. Z książki o przyjaźni zostało tylko wspomnienie, Wiatrodziej to po prostu zlepek krótkich scenek akcji, czasem bardziej wciągających, a czasami wręcz nudnych. Wydaje mi się, że Dennard nie potrafiła skupić się na głównej osi fabularnej, więc dorzuciła mnóstwo wątków pobocznych, które nie zachwycają, a nawet przeszkadzają w odbiorze całości. Może uda jej się wrócić na dobre tory w kolejnym tomie? Kto to wie.
Nie jest też tak, że książka jest zła. To naprawdę miła lektura do przeczytania, przykładowo w komunikacji miejskiej. Nie potrzeba wiele uwagi czytelnika, styl autorki jest lekki i przyjemny. Jeżeli ktoś nie jest wymagającym fanem fantastyki (cóż, ja trochę jestem) to powinien być zadowolony.
Seria Czaroziem nie jest skierowana do wszystkich. Powinna się spodobać, jeżeli szukacie czegoś lekkiego, rozrywkowego, bez wymyślnej fabuły i zawiłych relacji. To dość prosta historia, do której autorka wrzuciła bardzo dużo wątków, dzięki czemu ciągle się coś dzieje, chociaż niekoniecznie wnosi to coś więcej do głównej historii. Moim oczekiwaniom Wiatrodziej nie sprostał, ale może Tobie się spodoba? Warto się przekonać na własnej skórze.

Moja ocena: 5/10


  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.


wtorek, 4 października 2016

Przyjaźń ponad wszystko - „Prawdodziejka” Susan Dennard

Ostatnio głośno się zrobiło o tej książce, a dużo w tym zasługi zawartości wrześniowego epikboxu. Ja swój egzemplarz dostałam w BoxImaginato - cała zawartość zachwyca, a książkę pochłania się błyskawicznie.


*Prawdodziejka*
Susan Dennard

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Truthwitch
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #1 Czaroziemie
*Rok pierwszego wydania:* 2016
*Liczba stron:* 384
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
Prawą ręką daj mu to, czego oczekuje, lewą odetnij sakwę.
*Krótko o fabule:*
Młode wiedźmy Safiya i Iseult mają zwyczaj często wpadać w tarapaty. I przez to teraz muszą opuścić swój dom.
Safi jest bardzo rzadką wiedźmą prawdy, która jest zdolna zdemaskować każde kłamstwo.
Wielu zabiłoby dla jej umiejętności. Dlatego Safi musi pozostać w ukryciu. Inaczej zostanie wykorzystana w konflikcie między imperiami. Z kolei prawdziwe moce Iseult są tajemnicą nawet dla niej samej. I lepiej, żeby tak zostało.
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Bardzo rzadko interesuję się zagranicznymi książkami, które nie są jeszcze wydane w Polsce. I tutaj akurat Prawdodziejka była wyjątkiem, za sprawą niechcący przeczytanej przeze mnie recenzji. Kiedy dowiedziałam się, że fabuła skupia się na dwóch przyjaciółkach, które władają osobliwymi mocami (jedna potrafi stwierdzić czy ktoś kłamie, druga widzi więzy/emocje innych osób), stwierdziłam, że to będzie coś oryginalnego i muszę to przeczytać. 
Susan Dennard to młoda autorka, która zdobyła wykształcenie w dziedzinie biologii morskiej. To właśnie jej wiele książek zadedykowała znana w naszym kraju - Sarah J. Maas. Kobiety są przyjaciółkami, a sama Susan w podziękowaniu określiła je mianem więziosióstr (w kontekście Prawdodziejki to naprawdę dużo znaczy).
Kiedy zobaczyłam, że osoba, która stoi za Szklanym tronem, który był moim rozczarowaniem, zachwala tę książkę zaczęłam myśleć, że coś może mi tutaj nie pasować. Lubię młodzieżowe fantasy, ponieważ potrafi mnie oderwać od codzienności, zazwyczaj jest lekkie i bardzo wciągające. Niestety często występują elementy, które mnie niesamowicie drażnią. I coś z tego było również w Prawdodziejce.
Zacznijmy jednak od początku. Już pierwsze strony wrzucają nas w same centrum akcji - nie spodziewajcie się żadnych wstępów, ponieważ autorka serwuje nam od razu jazdę bez trzymanki. I przyznam, że bardzo mi się to spodobało. Zostaliśmy zbombardowani osobliwymi nazwami, ponieważ w świecie Czaroziemi, postacie są postrzegane przez pryzmat ich umiejętności. Są osoby, które mają uzdrowicielskie moce, są tacy, którzy potrafią ujarzmić wiatry, są wreszcie rzadko spotykane prawdodziejki. Na początku wątpiłam w znaczenie tej umiejętności, która wydaje się dość prozaiczna, jednak w kwestiach pertraktacji między krajami to może być faktycznie przydatna zdolność. Większość osób zostaje naznaczona specjalnym tatuażem, który pokazuje innym, w czym się specjalizują. Już jest tego dużo, prawda? A to tylko część całego świata przedstawionego. Samo rozpoczęcie akcji mi się podobało, czekałam tylko na zwolnienie, kiedy poznamy szczegóły na temat bohaterów, wydarzeń i zbudowanego świata. Niestety, nie uraczyłam niczego takiego. Akcja gna, gna, aż do samego końca, dlatego ostatnich stron nie odczułam tak emocjonalnie - brakowało mi zbudowania napięcia. Z jednej strony jest przynajmniej ciekawie, nie ma czasu na nudę, a bohaterów spotykają coraz to nowe przygody, z drugiej ja naprawdę wolałabym poznać system działania magii w tym świecie, jakieś historie bohaterów. Wydaje mi się, że wszystko staje się przez to ledwie nakreślone, a pozostaje wiele rzeczy, które można rozwinąć. Może autorka zostawia to na kolejne tomy? Tego dowiemy się w przyszłości. 
źródło
To, co działa na korzyść powieści to bohaterowie, a przede wszystkim dwie główne dziewczyny. Ogromny plus dla Susan Dennard za wysunięcie na pierwszy plan wątku przyjaźni między Safi i Iseult. Różnią się one od siebie niemal wszystkim, ale zarazem idealnie się uzupełniają. Safi jest w gorącej wodzie kąpana, działa impulsywnie, natomiast dla Iseult najważniejszy jest przemyślany plan działania. Dziewczyny nazwane są w książce więziosiostrami i naprawdę czuć, że są ze sobą związane niczym rodzina. Żałuję tylko, że sam system zostawania więziosiostrą/więziobratem nie został wyjaśniony (znowu może w kolejnym tomie?).
Postacie drugoplanowe są przede wszystkim bardzo barwne. Nie uświadczymy tutaj żadnego mdłego bohatera. Merik jako książę Nubrevny, to taka prawa postać, postępuje zgodnie ze swoim sumieniem i przekłada dobro swojego kraju nad wszystko inne. Oprócz niego poznamy wiele innych osób, jednak najbardziej intrygujący jest Aeduan, czyli krwiodziej. Ten to ma dopiero ciekawe umiejętności. Wciąż nie wiem gdzie jest granica jego mocy, ale z tego co przeczytałam, nie dziwię się, że wszyscy krwiodziejów się obawiają. Na pewno o nim jeszcze poczytamy, na co czekam z niecierpliwością.
Wiele osób twierdzi, że wątek miłosny jest niewielki i nie powinien zawadzać jeżeli za nimi nie przepadamy w tego typu książkach. Cóż, faktycznie sam wątek nie zajmuje zbyt wiele stron, ale jest niestety dość banalny. Między dwójką osób od pierwszego wejrzenia iskrzy, znamy to skądś? Trochę przez ten wątek straciłam sympatii dla jego przedstawicieli. Za to na plus wypada historia miłosna Kullen-Rybera, która rozgrywa się jednak w tle. I przyznam, że bardziej czekam na rozwinięcie uczuciowe drugiej bohaterki, którą obdarzyłam większą sympatią.
Jeżeli chodzi o fabułę to jestem zadowolona, bo autorka narzuciła pewien kierunek, w którym całość będzie zmierzać. Gdyby książka była jedynie o pościgu za prawdodziejką byłabym zawiedziona, ale na szczęście tak się nie dzieje. Co prawda nadanie głównego celu wiązało się znowu ze sztampowym zagraniem - przepowiednia, te sprawy - ale mi to nie przeszkadzało.
Wydaje mi się, że miałam trochę zbyt wygórowane oczekiwania względem Prawdodziejki. Spodziewałam się chyba więcej fantastyki, a mniej młodzieżówki. Pewnie dlatego wymieniłam tyle uwag. Jednak całość naprawdę zapewniła mi rozrywkę, a przebywanie z bohaterami wspominam z przyjemnością. To, co mi przeszkadzało można bardzo łatwo naprawić - wszystko zależy od kolejnego tomu. Bardzo liczę na dokładniejsze opisy działania systemu magicznego, świata przedstawionego i dalszego rozwijania bohaterów. Podłoże jest porządne, wszystko zależy od tego, co Susan Dennard z nim zrobi.

Moja ocena: 6+/10

  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.

Wyzwania:

http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2015/12/31-wyzwanie-czytelnicze-2016-konkurs.html











Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka