Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sekrety morza. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą sekrety morza. Pokaż wszystkie posty

środa, 21 czerwca 2017

Trochę inne bajki, czyli animacje niekoniecznie dla dzieci

Nie ma co owijać w bawełnę - do tej pory uwielbiam oglądać bajki. Często gdy staję przed wyborem: film albo animacja, to wybieram drugą opcję. Po prostu istnieje większe prawdopodobieństwo, że spędzę przy niej przyjemne chwile i się nie rozczaruję. 
To prawda, oglądam wiele bajek skierowanych typowo do dzieci. Byłam w kinie na Krainie lodu i się tego nie wstydzę. Ba! Nawet się przednio na niej bawiłam. Jednak to te inne animacje, które już niekoniecznie nadają się do oglądania przez najmłodszych, zapadają mi na dłużej w pamięci. Dzisiaj polecę Wam kilka tytułów, wartych uwagi. Niektóre z nich to po prostu bajki, które mogą oglądać starsi i młodsi, ale znajdzie się kilka przykładów jedynie dla osób dorosłych. Gotowi?


Jeden z moich ulubionych filmów animowanych i pierwszy autorstwa Hayao Miyazakiego, który udało mi się obejrzeć. Później się okazało, że wszystko co wychodzi spod jego rąk jest wyjątkowe. Największy sentyment został mi jednak do Ruchomego Zamku Hauru. Przepiękna historia, cudowne obrazy i po prostu genialna ścieżka muzyczna. Bardzo podobał mi się sposób przedstawienia bohaterów, którzy nie są jednoznacznie dobrzy bądź źli. Dzieci obejrzeć też mogą, ale moim zdaniem starsi widzowie bardziej docenią ten tytuł.

Musiała znaleźć się tutaj animacja, którą wyreżyserował genialny, niepowtarzalny i jeden z moich osobistych ulubieńców - pan Wes Anderson. Kocham jego filmy i specyficzną estetykę, ale ta animacja po prostu rozłożyła mnie na łopatki. W tym przypadku uważam, że dzieci raczej nie powinny być nią zachwycone, ponieważ najsilniejszą stroną filmu jest absurdalny humor, który trafia w moje gusta w stu procentach. To zdecydowanie jedna z najzabawniejszych animacji, jakie dane było mi zobaczyć. Na dodatek historia jest frapująca, całość wykonana w technice animacji lalkowej-poklatkowej, co sprawia, że podziw jest jeszcze większy, a Anderson nie rezygnuje ze swojej miłości do idealnie dobranej gamy kolorystycznej dla każdej klatki filmu.

To akurat jedna z bardziej znanych animacji, przynajmniej tak mi się wydaje. Pamiętam, że podchodziłam do niej ze sporą rezerwą, bo rzecz dzieje się w przyszłości, a bohaterem jest mały robot. Wydawało mi się, że to po prostu nie moje klimaty. Jednak bardzo się zdziwiłam! Wall-E to przepiękna, wzruszająca historia, która porusza ważny i aktualny temat niszczenia naszej planety. Najdziwniejsze w tym wszystkim, że to niemal w całości jest kino nieme. Bo roboty nie rozmawiają, a ich komunikacja opiera się na wydawaniu specyficznych dźwięków. Jak już przy tym jesteśmy - warstwa techniczna (obraz i dźwięk) to prawdziwy majstersztyk. I znowu - dzieci obejrzeć mogą, ale starsi powinni bawić się na niej lepiej.

Animacja, która powstała w 2007 roku na podstawie komiksu o tej samej nazwie, autorstwa Marjane Satrapi. Są to prawdziwe wydarzenia z życia autorki, historia obejmuje okres rewolucji islamskiej w Iranie. I cóż, to już absolutnie nie jest animacja dla dzieci. Jednak dzięki temu, że autorka użyła do przedstawienia swojego życia obrazków, czy to rysowanych czy to tych ruchomych, uzyskała efekt jeszcze bardziej zatrważający i przejmujący. Zarazem znajdzie się tam wiele dystansu do życia (dzięki głównej bohaterce) i osobliwego poczucia humoru. Zdecydowanie warto to zobaczyć, a ja chętnie zapoluję także na komiks.

Chyba nie muszę specjalnie przedstawiać tego filmu? Jeden z najgłośniejszych tytułów ostatnich lat, a moim zdaniem małe arcydzieło gatunku animacji. Bo to wciąż bajka dla młodszych, ale starsi rozkochają się w niej równie łatwo. Już pierwsze dziesięć/piętnaście minut doprowadza zapewne połowę widzów do płaczu (w tym mnie). A później jest zabawnie, refleksyjnie, z wartką akcją i ciekawymi bohaterami, tak różnymi od tych typowych pięknych księżniczek i książąt. Trudno też po prostu nie zachwycić się podniebną podróżą domkiem z masą balonów, w kierunku nieznanej przygody - okazuje się, że żaden wiek nie jest tutaj przeszkodą. Cudowna animacja.

Bardzo kameralna animacja, z powolną akcją i francuskim klimatem, mimo że akcja ma miejsce w Anglii. Postać starszego, samotnego iluzjonisty, który stara się wyżyć ze swojej pasji w świecie, gdzie ludzie preferują głośne dźwięki rockandrolla niż spokojne, znane sztuczki magiczne. I wtedy poznaje młodą dziewczynę, która namiesza w jego ułożonym życiu. Animacja bardzo depresyjna, to dramat, więc nie możemy się spodziewać żadnych wybuchów śmiechu. Za to na pewno spełni estetyczne oczekiwania - każdy kadr jest tutaj przepiękny, kreska jest bardzo oryginalna. Nie dla dzieci, ale dorośli obejrzeć mogą. A nawet powinni!

Animacja Sklep dla samobójców ma o wiele mniej fanów niż wszystkie inne pozycje na tej liście, ale w mój gust trafiła (może miałam akurat idealny na nią nastrój?). Wydaje mi się też, że na plus działał tym razem oryginalny dubbing. Zazwyczaj bardzo polski cenię, ale już w przypadku naszego rodzimego zwiastuna widzę, że całość mogłaby podobać mi się mniej. A szkoda, bo to naprawdę przyjemna czarna komedia, którą rozświetla uśmiech jednego z bohaterów. Zgrabnie napisana, bardzo klimatycznie narysowana - tylko oglądać. Oczywiście to kolejny przykład animacji dla raczej starszych odbiorców.

Nie będę w tym przypadku mydlić Wam oczu - ta animacja trochę odstaje od reszty z listy. Moim zdaniem dzieciaki będą się na niej bawić równie dobrze, a wszystko za sprawą stworzenia o największej słodyczy na świecie - Totoro. W Japonii ta bajka zyskała ogromną popularność, dlatego i wielkiego pluszowego zwierzaka można spotkać w licznych sklepach z zabawkami, a jego wizerunek widnieje nawet na logo osławionego Studia Ghibli. Niemniej, sama obejrzałam ją mając sporo lat na karku, a nie przeszkodziło mi to zakochać się w niej bez pamięci. Pięknie nakreślone relacje w rodzinie, przywiązanie do drugiej osoby - proste prawdy, które w tym filmie zyskują magiczną moc. Polecam!

Sekrety morza to kolejna animacja z listy, która zyskała ogromną popularność. I tak, kolejny raz dzieci mogą zobaczyć, ale uważam, że docenią ją bardziej osoby dorosłe. Cudownie przedstawione zostały mniej znane współcześnie mitologie i wiary - mamy tutaj masę najdziwniejszych stworzeń żyjących gdzieś na pograniczu świata realnego z fantastycznym, od uśmiechniętych fok, przez ludzi-kamieni, po wiedźmy z armią sów na zawołanie. A najważniejsze, że reżyser miał idealne wyczucie, przez co animacja łapie za serce, rozczula, powoduje uśmiech, a przede wszystkim podziw. Bo tutaj gama kolorystyczna, ujęcia, wyobraźnia w połączeniu z genialną ścieżką dźwiękową tworzą po prostu magię. Koniecznie zobaczcie, a ja będę polować na wcześniejszą animację reżysera, Sekret księgi z Kells.

Dobra, to nie jest do końca animacja, ale moim zdaniem Kongres zasługuje na miejsce w tej liście. To takie nowatorskie połączenie filmu z animacją - część została więc nagrana, a część dorysowana. Wszystko oczywiście na potrzeby oddania zawiłej i futurystycznej fabuły, której autorem jest Stanisław Lem! Już samo to powinno zachęcić nas do obejrzenia tego tytułu. Na dodatek główną rolę gra Robin Wright, która jest tutaj cudowna. Muszę przyznać, że całość mnie trochę skołowała i zostawiła z mętlikiem w głowie - były momenty mocne i trochę przeciągnięte. Warto jednak sprawdzić na własnej skórze.


Na liście nie zmieściło się wiele pozycji, nadmienię chociażby inne anime (Opowieści z Ziemiomorza, Tajemniczy świat Arriety, Księżniczka Mononoke, Wilcze dzieci, Spirited Away, 5 centymetrów na sekundę) i takie cudeńka jak Chico i Rita, 9, Koralina, Miasteczko Halloween, W głowie się nie mieści, Gnijąca Panna Młoda. Wszystkie polecam nadrobić. 
Chętnie się dowiem czy Wy też znacie takie animacje, które dorosłemu mogłyby się spodobać nawet bardziej niż młodszym widzom. Czekam na propozycje!

poniedziałek, 27 czerwca 2016

Czerwcowy magiel filmowy

Narzekam na brak czasu w kwestiach pisania pracy magisterskiej. Później analizuję liczbę przeczytanych stron i obejrzanych filmów/seriali i już się domyślam gdzie ten czas się zgubił. To był dobry miesiąc pod względem filmów, zapraszam do krótkiego podsumowania.

Coś za mną chodzi (2014)
Z reguły nie oglądam horrorów. Na palcach jednej ręki mogę chyba wymienić te, na które jednak się zdecydowałam. Ten zapowiadał się na coś innego, polecany przez ludzi typu Urszula Antoniak, reżyserka ze świeżym podejściem do kina. Więc podjęłam się obejrzenia.
Jay (Maika Monroe) zaczyna być prześladowana przez Coś, co zostało przekazane jej za pomocą odbytego stosunku płciowego. Zjawa będzie za nią podążać i próbować ją zabić, chyba że Jay przekaże tę klątwę kolejnej osobie. 
Sam opis filmu mnie odpychał, obsada wyglądała raczej na nieznaną i taką z horroru niższej klasy. A okazało się, że to był świetny, niezależny film. Niektóre zdjęcia powalały, muzyka budowała ogromne napięcie i w połączeniu z tymi długimi ujęciami, najazdami kamery na dłonie sprawiała, że miałam gęsią skórkę. Były momenty kiedy nie mogłam patrzeć, bo się bałam. Nigdy nie zrozumiem fenomenu horrorów, ja się męczę tym strachem i spać później nie mogę, ale wiem, że dużo osób to lubi. Film ma niską ocenę na filmwebie, podejrzewam, że powodem jest rozczarowanie fanów gatunku. To jednak horror niezależny, który pod powłoką strachu ma zmusić do myślenia. My z Lubym wpadliśmy na porównanie całej klątwy do AIDS, ale czytałam jeszcze ciekawsze interpretacje tego filmu. Warto zobaczyć.

Moja ocena : 7/10
Z dala od zgiełku (2015)
Zawsze sobie obiecuję, że zacznę od czytania pierwowzorów, a później będę oglądać ich ekranizacje. Niestety, do tej pory to nie działa. Filmy za bardzo mnie kuszą, co nie znaczy, że nie przeczytam oryginału, bo to klasyk, który jest na mojej liście od dawna.
Bathsheba (Carey Mulligan) zostaje właścicielką dużego majątku ziemskiego. Jako przedstawicielka płci pięknej będzie musiała stawić czoła wielu przeciwnościom i krzywym spojrzeniom sąsiadów. Z czasem o jej uczucia starać się będzie trzech mężczyzn.
Jeżeli chodzi o filmy kostiumowe to zazwyczaj kupują mnie od początku. Wystarczy, że zobaczę piękne kostiumy, delikatną kobiecą urodę i postawnego mężczyznę, a już oglądam z wypiekami na twarzy. Fabuły Z dala od zgiełku nie znałam, więc tym bardziej wciągnęłam się w wir zdarzeń. Ludzie często narzekają, że filmy tego gatunku są nudne, ja jednak zadowalam się małymi rzeczami, spojrzeniami, dotykiem dłoni i jestem usatysfakcjonowana. Taka już ze mnie niepoprawna romantyczka. Dlatego możecie się nie zgadzać, ale mi film bardzo się podobał. Zdjęcia cudowne, postaci ciekawe, każda bardzo inna, do tego świetnie zagrana. Carey jest tak piękna, że nie mogłam od niej oderwać wzroku! Fanom filmów kostiumowych będzie się podobał.

Moja ocena: 8/10
Amy (2015)
Filmy dokumentalne oglądam raczej rzadko. Muszą być mi polecone, bądź dotyczyć zdarzeń lub osób, które skądś kojarzę. Amy to film, który łączy te dwa powody - dostał Oscara za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny, a panią Winehouse bardzo lubię słuchać. 
Obraz ten przedstawia życie gwiazdy, Amy Winehouse, która zmarła na skutek zatrucia alkoholowego. Zdobywała światową sławę, jednak przez nałóg straciła życie w wieku 27 lat. 
Przyznam, że jakieś trzy lata temu zainteresowałam się bardziej życiem artystki. Oglądałam materiały na YouTube, z koncertów, na których ledwo udawało jej się zaśpiewać. Pod wpływem alkoholu, narkotyków, wydawała się nieszczęśliwa będąc na scenie. Miło było uzupełnić sobie jej życiorys dzięki temu filmowi. Reżyser zdobył naprawdę wiele materiałów z jej życia, zdjęć, nagrań, wypowiedzi znajomych. Uważam, że wykonał bardzo rzetelną pracę. Całość była zgrabnie zmontowana, przebijanie jej piosenkami pozwalało przypomnieć sobie dlaczego była tak uwielbiana przez fanów. I po seansie można tylko stwierdzić, że szkoda takiego talentu. Dobrze, że możemy wrócić do jej piosenek dzięki wydanym płytom.

Moja ocena: 8/10
Niewinni czarodzieje (1960)
W moim filmowym wyzwaniu znalazł się podpunkt z filmem wyreżyserowanym przez Andrzeja Wajdę. Myślałam, że padnie na Wałęsa. Człowiek z nadziei, jednak niechcący zdecydowałam się na Niewinnych czarodziejów (dzięki niezawodnemu TVP Kultura). 
Bazyli (Tadeusz Łomnicki) za namową swojego przyjaciela, Edmunda (Zbigniew Cybulski) zagaduje w lokalu intrygującą Pelagię (Krystyna Stypułkowska). Spędzają ze sobą całą noc, rozgrywając miłosną grę pozorów. 
Doceniam nowe filmy pana Wajdy, dotyczące ważnych wydarzeń z historii Polski. Jednak wciąż zaskakują mnie jego starsze produkcje. Tak jak pokochałam Kroniki wypadków miłosnych i Panny z Wilka, tak przepadłam dla Niewinnych Czarodziejów. Można się przyczepić do niesłyszalnych dialogów w porównaniu do podkładów muzycznych czy montażu, ale scenariusz jest po prostu cudowny. A cały ciężar filmu spoczywa na barkach dwóch głównych aktorów, którzy spisali się na medal. Pierwszy raz widzę w filmie młodego Łomnickiego i od razu zdobył moje serce. Młodzi grają ze sobą, chowają się za wymyślonymi postaciami, obawiają się naprawdę zbliżyć. Prowadzą długie inteligentne rozmowy, żeby za chwilę grać w podrzucanie paczki zapałek. Grać z uporem godnym osła. Całość jest przyswajalna niemal jak sztuka teatralna. Trzeba to zobaczyć!
Moja ocena: 8/10
 Lśnienie (1980)
Oprócz oglądania nowości, uzupełniania wyzwania filmowego, nadrabiam też światowe klasyki. Mam wiele docenianych filmów, których (wstyd!) wciąż nie widziałam. Wiadomo, czas ograniczony, a oglądam zazwyczaj to, co mogę znaleźć w telewizji. Na szczęście Lśnienie dość często jest emitowane, więc udało mi się nadrobić!
Jack (Jack Nicholson) podejmuje się pracy stróża hotelu, który jest zamykany na okres zimowy. Przeprowadza się do ogromnego domu wraz z żoną i synem. Odizolowanie negatywnie wpływa na ich życie, nie pomaga również makabryczna historia związana z hotelem. 
Znowu nie czytałam pierwowzoru. Wybaczcie, książkoholicy, ale tak już mam, że nie przywiązuję wagi, co będzie pierwsze. Na temat filmu trochę słyszałam, przede wszystkim tekst "Here's, Johnny" często był wymieniany wśród najbardziej znanych w kinematografii. Mimo wszystko nie wiedziałam czego się spodziewać. Tym lepiej się oglądało. Klimatyczny, z tajemnicą w tle, paranormalnymi zjawiskami i podłożem psychologicznym horror. Jednak największe brawa należą się Jackowi Nicholsonowi! Kupa dobrej roboty, był przerażający, wszystko co mógł wlał w tę rolę! Do tego mnóstwo świetnych kadrów, jak wylewająca się krew w pokoju, mały Danny jeżdżący na rowerku po korytarzach hotelu. Podobało mi się też budowanie napięcia - od początku spodziewamy się w którą stronę wszystko się potoczy i obgryzamy paznokcie w oczekiwaniu na najgorsze. Świetny film, teraz pozostaje nadrobić książkę!

Moja ocena: 8/10
Dziewczyna Piętaszek (1940)
W różnych zestawieniach filmowych Dziewczyna Piętaszek jest określana mianem jednego z najlepszych starszych filmów. Na dodatek scenariusz powstał na podstawie sztuki teatralnej, co idealnie wpisało się w moje wyzwanie filmowe.
Hildy Johnson (Rosalind Russell) postanawia odejść z pracy i rozpocząć nowe życie z wybrankiem. Okazuje się to nie być tak proste, ponieważ jej szefem jest jej były mąż - Walter (Cary Grant), który nie zamierza pozwolić jej łatwo odejść, jako partnerce i jako najlepszej reporterce. 
Przyznam, że czaiłam się na ten film od dłuższego czasu, a kiedy przeczytałam, że to jeden z dziesięciu ulubionych filmów Quentina Tarantino tym bardziej ostrzyłam na niego zęby. Dla mnie to przede wszystkim świetna komedia, która ma zawrotne tempo, szczególnie na tamte czasy. Nie ma chwili na nudę, wciąż pojawiają się zaskakujące wydarzenia, mnóstwo cudownych dialogów, a ponadto całość zagrana idealnie. Cary Grant wypadł cudownie w tej komediowej roli, oddałam mu serce od pierwszych minut. Rosalind wcale nie odstawała, szczególnie że jej rola bardzo mi się spodobała, to była taka pewna siebie kobieta, o wielu talentach. Dla mnie bomba i nie rozumiem narzekania wielu oglądających na chaos - o to w całości chodziło, żeby tempo nie siadało! Polecam, szczególnie fanom starego kina.

Moja ocena: 8/10
Sekrety morza (2014)
Mam nadzieję, że nie tylko ja jestem takim bzikiem na punkcie animacji. Naprawdę próbuję się powstrzymywać, ale nie ma chyba miesiąca, w którym nie obejrzałabym jakiejś bajki. I dobrze mi z tym!
Sirsza wraz z bratem udają się w magiczną podróż, podczas której dowiedzą się wielu faktów z przeszłości, dotyczących ich mamy.
Czy ja muszę mówić, że płakałam niemal od początku? Wielka ze mnie beksa, a do tego animacjom zawsze łatwiej wywołać u mnie łzy. A ta była naprawdę wyjątkowa. Miło zobaczyć, że są twórcy, którzy wciąż kombinują z kreską, nie idą na łatwiznę, nie korzystają z technik 3D, a tworzą coś tak pięknego jak Sekrety morza. Na dodatek w filmie poruszane są ważne kwestie rodzinne, więź między rodzeństwem, radzenie sobie z tragedią straty bliskiej osoby. Byłam zachwycona wszystkimi opowiadanymi historiami, postaciami znanymi z folkloru. Utrzymane to było w specyficznym klimacie, do którego idealnie pasowała przepiękna muzyka. Po prostu czuć tam Irlandię, ojczyznę reżysera. Tym bardziej mi wstyd, że wciąż nie nadrobiłam wcześniejszej animacji Tomma Moore'a Sekretu księgi z Kells, wiem że kreskę ma podobną.

Moja ocena: 9/10
Mustang (2015)
Ostatnio koleżanka chciała mnie wyciągnąć do kina na film bardziej niezależny. Odrzuciliśmy wszystko co grają w multikinach i wybraliśmy wrocławskie Nowe Horyzonty. Gdy tylko spojrzałam na repertuar od razu wiedziałam - chcę zobaczyć Mustanga!
Mała nadmorska miejscowość w Turcji. Pięć sióstr wychowuje babcia, podległa starym obyczajom i tradycjom. Kiedy pojawiają się plotki o nadmiernej frywolności dziewcząt, babcia i wuj postanawiają zmienić sposób ich wychowywania.
Spodziewałam się filmu skupionego na dojrzewaniu, takiego dość typowego coming of age movie. I początek taki trochę był. Jednak im dalej tym więcej otrzymywaliśmy zaskoczeń. Trudno sobie wyobrazić, że takie sytuacje nadal mogą mieć miejsce, że w Turcji wciąż spotkać można tak konserwatywne podejście. Wydawało mi się, że kiedy nic gorszego nie mogło się stać, reżyserka dorzucała kolejne kłody, leżące pod nogami dziewcząt. Ten film naprawdę trafia do człowieka, tym bardziej do kobiet. Nie potrafię sobie wyobrazić przedstawicielki płci pięknej, która nie będzie współczuła głównym bohaterkom. Szczególnie, że każda z nich wydaje się bardzo realna, za sprawą świetnego, bardzo naturalnego aktorstwa. Naprawdę wszystkie dziewczyny zagrały cudownie i przekonująco. Dodając do tego bardzo dobre zdjęcia, podbijające uczucia płynące ze scen (tak jak dmuchanie w celu zaparowania szyby niosące ze sobą piękną dawkę erotyzmu) muszę powiedzieć, że trochę szkoda, że ten film nie zgarnął jednak Oscara za najlepszy film nieanglojęzyczny. Ja bym na niego zagłosowała!
Jeżeli wciąż nie jesteście przekonani to dorzucę ciekawostkę, że reżyserka czerpała inspirację z filmu Przekleństwa niewinności. Oglądajcie, bo warto.

Moja ocena: 9/10


Oprócz tego obejrzałam:
  • Minionki (2015) - mam taką teorię, że im więcej części animacji tym gorzej i cóż, zazwyczaj się ona sprawdza. Minionki to słodkie stworzonka, w filmie było kilka zabawnych sytuacji, ale całość nie dorasta do pięt pierwszej części. (5/10)
  • Hotel Transylwania 2 (2015) - chciałoby się napisać "patrz punkt powyżej". Znowu kontynuacja, w której było wiele niedociągnięć. Oglądało się ją jednak przyjemniej, dzięki temu, że postacie były ciekawe (zielony żelek mnie kupił). No i mały Dennis to taki słodki dzieciak. Szkoda, że fabularnie siadło. (6/10)
  • Wiek Adeline (2015) - przyznam, że spodziewałam się czegoś więcej. Przyjemne filmidło, bez większych emocji. Najbardziej podobał mi się chyba Harrison, który wciąż zaskakuje aparycją :D Blake zagrała dobre, scenariusz był w porządku, a i tak całość mnie nie porwała. (6/10)
  • Świat według T.S. Spiveta (2013) - obejrzałam dla nazwiska Heleny Bonham-Carter w obsadzie i Jeunet'a jako reżysera (to ten pan, który stoi za cudowną Amelią). Wyczuwa się ten klimat tworzenia filmu jak w Amelii, ale to po prostu kino familijne. Przyjemne w oglądaniu, ale nie zrobiło na mnie dużego wrażenia. Na pewno niesie ciekawe przesłanie na temat radzenia sobie ze stratą. (7/10)
  • Spartakus (1960) - a jego chciałam zobaczyć przez film biograficzny - Trumbo, o scenarzyście. Do tego za kamerą stanął Stanley Kubrick. Naprawdę film zrobiony z rozmachem, szczególnie jak na tamte czasy. Nie obyło się bez momentów nużących, ale całość oglądało się naprawdę dobrze. No i dziura w podbródku Kirka wygrywa wszystko! (7/10)
  • Kapitan Ameryka: Wojna bohaterów (2016) - brakowało mi wizyty w multipleksach, więc postawiłam na nowego Kapitana Amerykę. I dobrze mi z tym. Kawał dobrego kina o superbohaterach, oglądało się z zaciekawieniem (nawet mimo tego że nie znaliśmy drugiej części Avengersów). (8/10)
To był naprawdę dobry miesiąc filmowy. A Wy, co ostatnio obejrzeliście?

Aktualizacja mojego wyzwania (możecie dołączyć do wydarzenia na Facebooku TUTAJ):

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka