niedziela, 28 kwietnia 2019

Od świetnej zabawy po zapomnienie - „Pierwsze słowo” Marta Kisiel



*Pierwsze słowo*
Marta Kisiel

*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* zbiór opowiadań
*Rok pierwszego wydania:* 2018
*Liczba stron:* 320
*Wydawnictwo:* Uroboros
Ziemniaczki z ogniska, moja droga Odo, są bezcennym źródłem potasu, szczęścia i powierzchownych poparzeń podniebienia miękkiego.
*Krótko o fabule:*
W tym tomie opowiadań nie brakuje też postaci już czytelnikom znanych, jak choćby pewnego pisarza o wyglądzie zmiętego muszkietera i jego prywatnego anioła. W bamboszkach.  Czasem dowcipnie, innym razem mrocznie. Zawsze klimatycznie i z wielką klasą. Czy to zamtuz, czy biuro komisji przyznającej Certyfikat Międzynarodowej Jakości Fantastycznej, czy carski zamek, a może tonące we mgle zaułki miasta – Marta Kisiel udowadnia, że jej wyobraźnia (podobnie jak poczucie humoru) nie ma żadnych granic. 
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Marta Kisiel od jakiegoś czasu stoi wysoko na mojej liście ukochanych, polskich autorów. Nikt tak jak ona nie potrafi bawić się słowem i wymyślać małych absurdów, które z miejsca pokochamy. Wszystko to najczęściej utrzymane w gatunku urban fantasy z sympatycznymi bohaterami. Ja pokochałam jej twórczość od pierwszej styczności, dlatego bardzo chciałam w końcu nadrobić zbiór opowiadań Pierwsze słowo.

Autorka w przedmowie zaznacza, że „Nie umie pisać opowiadań”. Po przeczytaniu całości muszę powiedzieć, że trochę rozumiem skąd takie stwierdzenie przyszło na myśl Marcie Kisiel. Zdecydowanie radzi sobie w długich formach, jednak z opowiadaniami wychodzi jej bardzo różnie.

A wszystko zaczęło się dobrze, bo lekko i przyjemnie od tekstu Rozmowa dyskwalifykacyjna. Pomysł dość prosty, a tak udany - postacie fantastyczne różnych ras przychodzą, żeby się dowiedzieć czy wydawcy są ich osobami zainteresowani. Źródło kilku świetnych gagów i błyskotliwych konkluzji na temat niektórych ras. Szczególna gratka dla fanów fantastyki.

Kolejne dwa tytuły to Katabasis, bardziej mroczne opowiadanie bez śmieszkowania, do których autorka nas przyzwyczaiła, za to czerpiące garściami z mitologii (niestety, szybko przeze mnie zapomniane), a drugie to Dożywocie, czyli po raz kolejny początek przygody Romańczuka. Pierwotnie było ono właśnie tylko opowiadaniem, dopiero później przerodziło się w książkę, a właściwie cykl. I bardzo dobrze, bo to wspaniała historia.

źródło
Nawiedziny to historia zamtuzu, czyli po prostu domu publicznego, w którym pracę zaczyna młody chłopak. Jak sam tytuł wskazuje poznamy też historię pewnego ducha. Trochę się to opowiadanie ciągnęło i jako kolejne zgubiło się w odmętach mojej pamięci. Przeżycie Stanisława Kozika to krótka, ale interesująca historia o zapomnieniu, życiowym zabieganiu i ignorancji. Napisane fajnie i dodatkowo z przesłaniem. Następne opowiadania: Jadeit oraz Miasto motyli i mgły również za długo ze mną nie zostały. Pierwszy nadrabia klimatem śledztwa, przypominającym klasyczne angielskie kryminały, a drugi mrocznym światem tajemniczych Kruków. Oba jednak nie mają czasu się rozpędzić, przez co wypadają średnio.

Ponarzekałam to teraz trzeba przejść do jaśniejszych stron. Zaczynam od W zamku tej nocy, czyli najbardziej rozbawiającego mnie opowiadania, a wszystko za sprawą sprytnego pomysłu. Otóż, śledzimy poczynania skrytobójcy, poety mającego za zadanie zamordowanie cesarza. Tylko plan nie wypala, a śmiałek ląduje w celi z dwójką innych ochotników. I tak zaczyna się rozmowa między Wallenrodem, Winkelriedem i Wawrzyńcem. Świetny ukłon w stronę literatury romantycznej, ironiczny i prześmiewczy, ze specjalnym udziałem nawiedzających upiorów. Uczta literacka.
Zdecydowanie najjaśniejszym punktem tego zbioru opowiadań jest Szaławiła. Za ten tekst autorka otrzymała nagrodę Zajdla, zatem nie tylko ja uważam go za wybitny. To wspaniały powrót do klimatów Lichotki, tym razem z nową, charakterną i ciekawą główną bohaterką - Odą. Opowiadanie jest na tyle długie, że zdążymy polubić bohaterów, zżyć się z nimi i chcieć więcej po skończeniu. Mam nadzieję, że pojawią się jeszcze w twórczości autorki, bo na to zasługują. Nie będę się niepotrzebnie rozpisywać, muszę tylko się przyznać, że odkąd czort Bazyl wyskoczył z piekła, sepleniąc zawodowo, to gęba nie przestawała mi się uśmiechać. Perełka!

Dwa ostatnie opowiadania to takie gorzkie historie, które mogłyby mieć miejsce w naszym sąsiedztwie. Poruszające trochę problemy społeczne, a także zapytujące o moralność / zasadność naszych czynów. Oba niezłe, chociaż po Szaławile trudno już było mi nimi dogodzić.

Także, po tych krótkich podsumowaniach widać ewidentnie, że opowiadania Marty Kisiel poziom mają bardzo różny. Jeżeli jesteście fanami twórczości to zdecydowanie po nie sięgnijcie. Jeżeli chcecie zacząć przygodę to polecałabym opowiadanie Dożywocie - jak się spodoba to można się zabierać za resztę. Ja wciąż Ałtorkę* kocham miłością fanowską i choć wolę jej dłuższe formy to kolejnych opowiadań bym sobie nie odmówiła.

Moja ocena: 6+/10

* Ałtorka to nazwa własna w tym przypadku - tak nazywają Martę Kisiel jej fani

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka