niedziela, 27 sierpnia 2017

Najważniejsze to zachować równowagę - „Bohater Wieków” Brandon Sanderson



*Bohater Wieków*
Brandon Sanderson

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Hero of Ages
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #3
*Rok pierwszego wydania:* 2011
*Liczba stron:* 672
*Wydawnictwo:* MAG

Natura świata jest taka, że tworząc coś, często niszczymy coś innego.
*Krótko o fabule:*
Kontynuacja „Z mgły zrodzonego” i „Studni Wstąpienia”. 
Czy zabicie Ostatniego Imperatora, by obalić Ostatnie Imperium, było właściwym krokiem? Wraz z powrotem zabójczej formy wszechobecnych mgieł, wzmagającymi się opadami popiołów i coraz potężniejszymi trzęsieniami ziemi, Vin i Elend zaczynają mieć wątpliwości. Przed wieloma laty Zniszczeniu – jednej z pierwotnych istot, które stworzyły świat – obiecano prawo do unicestwienia wszystkiego, co istnieje. Teraz, gdy Vin została podstępem nakłoniona do uwolnienia go ze Studni Wstąpienia, Zniszczenie pragnie wyegzekwować swoje prawo.
- opis wydawcy

*Moja ocena:*
Siadam do pisania swojej opinii na temat Bohatera Wieków i chyba trochę mi smutno. Ja wiem, że wciąż mnóstwo książek Brandona Sandersona przede mną, ale jakoś trudno rozstawać się z tak świetnymi bohaterami i światem, które spotykamy w trylogii Ostatnie Imperium. I nawet się po cichu cieszę, że starałam się rozciągnąć w czasie tę przygodę, robiąc przerwy między kolejnymi tomami. Jednak nawet to nie uchroniło mnie przed przeczytaniem ostatnich zdań trzeciej części. Teraz pozostało mi podzielić się z Wami moimi wrażeniami.
Te, oczywiście, są bardzo pozytywne. Wydaje mi się, że już każdy czytelnik o tym trąbił, ale trylogia Sandersona należy do najlepszych w gatunku. Jest to fantastyka młodzieżowa (Vin w pierwszym tomie to nastolatka), która zawiera wiele cech charakterystycznych dla tego gatunku, a zarazem jest piekielnie dojrzała. Bo mamy tutaj miłość, ale nie traktowaną jako siłę napędową fabuły, a raczej jej skutek uboczny, który z czasem dopiero wyrasta na naprawdę ważny wątek w trylogii. Jest też nasza bohaterka-wybawicielka o niebywałych mocach, ale kiedy poznajemy jej przeszłość, trudno nie kibicować jej w działaniach. Szczególnie, że nie spotykamy jej jako uzdolnionej bestii, a jako złodziejkę, która stara się nie wyściubiać nosa ze swojej nory. To dopiero działania reszty postaci sprawiają, że wyrasta z niej pewna siebie i swoich umiejętności kobieta. Idąc dalej - postacie drugoplanowe nie ograniczają się do ról zapychaczy i przyjaciół. Poznamy mnóstwo pełnokrwistych bohaterów, czy to będzie jeden z dowódców armii czy chłopak, zwerbowany do stania na czatach, ale pragnący czegoś więcej. Każdego z nich dokładnie poznamy, ich motywacje będą jasno przedstawione, a rola okaże się znacząca w fabule.
Sanderson nie traktuje też po macoszemu systemu magii, co spotykam coraz częściej w przypadku literatury fantastycznej, a czego osobiście bardzo nie lubię. Wprowadzanie zdolności na zasadzie: jestem magiem, potrafię czarować po prostu mnie boli. W przypadku tej trylogii nie ma się do czego przyczepić. Autor przedstawia system oparty na używaniu metali, w trzech różnych odsłonach, czyli tworzy jakby trzy rodzaje (nazwijmy to roboczo) czarodziei. Moce nie są nieskończone, opierają się na posiadaniu odpowiednich stopów metali, które są swoistym paliwem. Całość działania jest naprawdę złożona, ale jednocześnie przedstawiona w taki sposób, że używanie magii w świecie Sandersona staje się dla nas przejrzyście jasne i jak najbardziej logiczne.
źródło
Rozpisałam się trochę ogólnie o całej trylogii. Jak jednak na tle poprzednich książek wypada Bohater Wieków? Ano, bardzo dobrze. Pamiętacie (albo i nie), że w opinii na temat Studni Wstąpienia narzekałam trochę, że za dużo było politykowania i militarnych zagrywek. W trzeciej części mamy tego pozostałości na początku książki, jednak im fabuła toczy się dalej, tym jest lepiej. Przyznaję, że nie wprawiła mnie w zachwyt od pierwszych stron, ale kiedy zaczęła wciągać to robiła to na sto procent i po prostu nie dało się odłożyć jej na bok - musiałam dowiedzieć się jaki będzie finał.
I to właśnie ten finał zasługuje na największe oklaski. Przez dłuższy czas Sanderson wprowadzał masę wątków i zarzucał nas małymi wskazówkami, które wydawały się wtedy niezbyt potrzebne. Oczywiście, nic bardziej mylnego. Prawdziwym zaskoczeniem okazało się, że autor w takim stopniu przemyślał fabułę. Nagle wszystkie elementy świata przedstawionego zaczęły wskakiwać na odpowiednie miejsce i prowadzić do idealnego zakończenia.
W fantastyce panuje pewna moda na poświęcenie. Kto nie lubi dobrego, bohaterskiego oddania czegoś ważnego w zamian za dobro ogółu? Nawet w naszym życiu spotkać możemy przykłady codziennego bohaterstwa, kiedy ktoś poświęca coś dla innych. Natomiast w książkach narasta to do o wiele większych rozmiarów, a my możemy być pod o wiele większym wrażeniem. Sanderson korzysta z tego motywu z mistrzowskim zacięciem już od początku serii i trzyma poziom do końca. Pokazuje, że czasami poświęcenie jednego, może doprowadzić do rozwoju czegoś ważkiego w zamian. I dzięki temu  po raz kolejny podbił moje serce.
Trylogia Ostatnie Imperium to prawdziwa gratka dla fanów fantastyki. Niech Was nie zmylą opisy i wrażenie, że to może być typowa historia od zera do bohatera. Autor postarał się o dopracowanie każdego szczegółu, a fabuła okazała się głęboko przemyślana i piekielnie oryginalna. Bohaterowie zabierają nas w heroiczną podróż, walcząc o nowy, lepszy świat. To po prostu inteligenta książka, a zarazem świetna rozrywka. Czy trzeba mówić coś więcej? 

Moja ocena: 9/10



Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka