*Cienie tożsamości*
Brandon Sanderson
*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Shadows of Self
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2015
*Liczba stron:* 361
*Wydawnictwo:* MAG
Nie ma dobrych ludzi. Wybór to iluzja. (...) Niektórzy są z natury samolubni, a inni bezinteresowni. To nie oznacza jeszcze, że są dobrzy albo źli, tak samo jak rozwścieczony lew nie jest zły w porównaniu z potulnym królikiem.
*Krótko o fabule:*
Znani ze "Stopu prawa" stróż prawa Waxillium Ladrian, jego przyjaciel Wayne i błyskotliwa Marasi podejmują śledztwo, nie wiedzą jednak, że przyjdzie im stawić czoło potężnemu przeciwnikowi wykorzystującemu starożytną sztukę Hemalurgii – oraz skonfrontować się z własną przeszłością. Całe szczęście, nie są osamotnieni, gdyż w walce mogą liczyć na pomoc samego Harmonii.
- opis wydawcy
*Moja ocena:*
Najłatwiej chyba uznać, że Brandon Sanderson posiada jakieś tajemne moce i nosi w sobie z pięciu pisarzy, którzy dorzucają mu kolejne pomysły. Bo jakoś trudno mi uwierzyć, że to wszystko siedzi w jednym człowieku. Od high fantasy pełną piersią jakim jest seria Archiwum Burzowego Światła, poprzez młodzieżową, ale wciąż bogatą i pełnoprawną fantastykę w świecie Zrodzonego z mgły, aż po tę perełkę - pełną humoru historię w klimacie Dzikiego Zachodu. Naprawdę nie pamiętam, kiedy ostatni raz czytałam coś tak inteligentnie zabawnego z gatunku fantastyki. To była prawdziwa uczta dla ducha.
Podobał mi się fakt, że między Stopem prawa a Cieniami tożsamości jest pewna przerwa czasowa, w której to nasi bohaterowie odnaleźli się w nowych rolach. Szczególnie mowa tutaj o Marasi - ta postać zdecydowanie nabrała w tej części więcej charakteru. Uwielbiam też wątek miłosnego trójkąta (czy nawet czterokąta?), który jest w tym przypadku tak nienachalny i ma miejsce na dalekim tle do głównej akcji. Tak pokazany idealnie wpasowuje się w wybraną przez Sandersona konwencję lżejszego fantasy.
źródło |
Wspaniale jest wracać do tego świata, szczególnie że Sanderson pokazuje, że nie wyłożył wszystkich kart na stół - wciąż dokłada kolejne tajemnice i odkrywa następne niespodzianki. Dla fanów pierwszej trylogii to po prostu pozycja obowiązkowa, bo każde wspomnienie osób/wydarzeń, które dobrze znamy wywołuje falę rozczulenia i powoduje uśmiech pod nosem. Jednak najlepsze jest to, że autor nie spoczął na laurach i ponownie stworzył bohaterów, którzy zostaną z nami na dłużej. Pokazuje nam, że nie zamierza polegać na sprawdzonych schematach i tanich chwytach, a będzie nas wciąż zaskakiwał i rozkochiwał w swojej literaturze na nowo. Prawdę powiedziawszy, to po pierwszej części nie czułam jeszcze tego przywiązania, ale teraz mogę stwierdzić, że Wax i Wayne to jeden z najlepszych duetów, bo naprawdę trudno ich nie pokochać! I ciągle chce się ich więcej! Wspominałam o przyjemnym wątku miłosnym - jego siłą też jest fakt, że Wax i Wayne dostarczają tyle bromance'u, że nie potrzebujemy niczego więcej.
Nie będę się niepotrzebnie rozpisywać - Cienie tożsamości to po prostu kolejna petarda, która wyszła spod pióra Brandona Sandersona. Tym razem lekka, pełna akcji i humoru historia, która zawiera kilka genialnych zwrotów akcji (byłam szczerze zaskoczona), świetnie wprowadzone nowe postaci, rozwinięte historie znanych nam już bohaterów, ciekawe miejsce akcji, śledztwo, a wszystko napisane z polotem. Sanderson po raz kolejny wciągnął mnie w swój świat - chapeau bas za to!
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz