piątek, 22 stycznia 2016

#69 - Jak przekonać widza do spektaklu na ekranie? 'Jane Eyre' w National Theatre

Tak jak jestem fanką teatru, tak zawsze odpuszczałam sobie oglądanie retransmisji spektakli w kinach. Miałam w planach kiedyś sprawdzić jak to wygląda, ale jakoś wolałam odłożyć pieniądze na wybranie się do teatru i zobaczenie sztuki na żywo. I gdyby nie konkurs na Kulturalnie po Godzinach pewnie wciąż żyłabym w tej nieświadomości, a tuż przed moim nosem, we wrocławskich kinach, leżała masa emocji i sztuka ta najwyższym światowym poziomie. Tak, tak - głupia ja!
Większość z Was zapewne czytała Dziwne losy Jane Eyre, a jeśli nie, to gdzieś o tej książce słyszeliście. Jest to wiktoriański romans, napisany przez Charlotte Brontë. Ja przeczytałam go już dobrych kilka lat temu i pamiętam, że po lekturze byłam naprawdę wniebowzięta. Dostałam dokładnie to, czego oczekiwałam, czyli ciekawą historię miłosną, w klimacie wiktoriańskim, a do tego mnóstwo tajemniczych sytuacji, które powoli kierowały nas do rozwiązania akcji. Okazało się jednak, że podczas lektury umknęło mi ważne przesłanie płynące z książki Brontë i potrzebowałam wybrać się na tę sztukę, aby je w pełni zrozumieć.
Spektakl został wyreżyserowany przez Sally Cookson, a premiera odbyła się w teatrze Bristol Old Vic. Ze względu na czas trwania początkowo był wystawiany dwa dni, czyli jednego wieczora oglądaliśmy jedynie pierwszą część, żeby nazajutrz obejrzeć zakończenie historii. Po wielu pozytywnych recenzjach postanowiono wystawić go w National Theatre i wtedy zdecydowano się na połączenie dwóch części, tzn. przedstawienie ich w formie jednego spektaklu, z piętnastominutową przerwą. Moim zdaniem był to bardzo dobry wybór. 
 Wszyscy fani książki muszą być zachwyceni tą adaptacją. Znacie to uczucie, kiedy oglądając ekranizację myśli błądzą wokół wszystkich zdarzeń, których twórcy nie zawarli w końcowym efekcie? Tutaj mamy bardzo wiernie oddaną historię, reżyserka nie przeskakuje po wątkach, ale oddaje dziełu Brontë sprawiedliwość. Można było się tego spodziewać, po zobaczeniu długości trwania spektaklu - lekko ponad trzy godziny. Na początku byłam przerażona, że nie wytrzymam tak długo, wynudzę się, spodziewałam się, że reżyserka wprowadzi wiele współczesności do mojej ukochanej powieści. Jednak zespół zaczął próby mając jedynie w ręku pierwowzór, a dopiero po wielu spotkaniach zaczął powstawać scenariusz, wierny książce. Jak się zapewne domyślacie, żeby uzyskać pozytywny efekt ten zespół musiał być bardzo zdolny. I był. Piekielnie zdolny.
Od początku widzom ukazuje się kilka osób - szóstka aktorów i muzycy zajmujący centrum sceny. Zdziwiłam się, kiedy zrozumiałam, że to już końcowa obsada. Aktorzy płynnie przechodzili od jednej granej roli, do drugiej, a robili to tak perfekcyjnie, że w wywyższającej się pannie Blanche Ingram na próżno było szukać Bessie, a przecież grała je ta sama osoba! Na dodatek tej grupce zdolnych ludzi, w odpowiednim przedstawieniu postaci nie przeszkadzały różnice w płci, kolorze skóry czy nawet rasy (tak, pojawia się ukochany pies Rochestera, Pilot, grany przez jednego z aktorów)!
Reżyserka pokazała jak używając niewielkich środków można stworzyć coś naprawdę pięknego. Na scenie znajduje się konstrukcja z surowych belek, rekwizytów jest niewiele. Pomyśleć można, że trudno będzie pokazać życie Jane w domu ciotki, w szkole, a następnie w posiadłości pana Rochestera, mając taką scenografię. I tutaj byłam naprawdę zdziwiona, jak proste rozwiązania (używanie świateł, posługiwanie się grą aktorów) działały na wyobraźnię widza. W scenie kiedy pani Fairfax oprowadza Jane po posiadłości przeniosłam się tam razem z nimi, podziwiałam ogrom budynku i czułam wiatr wpadający przez okiennice. 
Ciekawym pomysłem było wprowadzenie elementów muzycznych. Zespół, znajdujący się w centrum sceny, pomaga nam wczuć się w widziane dzieło, a Melanie Marshall poraża cudownym, przyprawiającym o dreszcze głosem. Gdy tylko otwierała usta nie mogłam oderwać wzroku od niej i nie chciałam wierzyć, że można mieć aż taki piękny głos. I cover znanej wszystkim piosenki Crazy, okazał się rozwiązaniem idealnym, chociaż dużą zasługę pełnił tutaj talent pani Marshall.
Trudno mówić o tej adaptacji i nie wspomnieć o tym, jak poradziła sobie Madeleine Worrall w roli Jane. Przyznam, że gdy pierwszy raz ją ujrzałam nie potrafiłam zobaczyć w niej bohaterki książki - na zdjęciu, które wrzuciłam na samej górze postu, wydawała mi się sztuczna i nie interesująca. Jednak po pierwszych piętnastu minutach wiedziałam już, że będzie to idealna Jane Eyre. Wiemy, że była to osóbka o dość przeciętnej urodzie, ale nadrabiająca charakterem. I taka też była Madeleine w tej roli. W żadnej ekranizacji nie można mówić o takim podobieństwie jak tutaj (a widziałam serial i film ze słabą w tej roli Mią). 
W tym momencie przechodzimy do meritum spektaklu, czyli kwestii równouprawnienia. Tak jak w książce był to dla mnie temat niezauważalny, tak tutaj widać, że reżyserce bardzo zależało na tym przesłaniu. Jane po kilka razy wypowiada słowa: I must have liberty!, a sam spektakl zaczyna się i kończy słowami It's a girl! Moim zdaniem był to wątek podany bardzo przystępnie, bez zbędnego przesadyzmu. 
No i wątek miłosny! Zazwyczaj stronię od typowo kobiecej literatury, nie zakochuję się w męskich postaciach ze stron książek. Wyjątkiem jest romans wiktoriański i te grubiańskie postacie mężczyzn, jak Darcy i Rochester. Muszę przyznać, że dzięki temu, że poświęcono wystarczającą ilość czasu na sceny między Jane a Edwardem, uwierzyłam w ich związek, tak jak zrobiłam to podczas lektury. I, matko jedyna, naprawdę miałam ciarki podczas niektórych scen! Nie czułam czegoś takiego od bardzo dawna! Mogło to być również spowodowane tym, że reżyserka nie skupiła się tylko na historii miłosnej, ale potraktowała ją jako etap w życiu Jane. Mając dokładnie przedstawiony charakter bohaterki, jej determinację, walkę o lepsze życie, dużo łatwiej było obdarzyć ją sympatią i kibicować jej przez cały czas trwania spektaklu.
Podsumowując, zostałam naprawdę zaskoczona tym jakie emocje może wzbudzić spektakl oglądany na ekranie. Od tej pory na pewno będę się na takie seanse wybierać i Wam też to polecam!

Moja ocena: 10/10

Dla ciekawskich: zwiastun i materiał z prób (polecam, jest fragment muzyczny)

15 komentarzy :

  1. Brzmi fantastycznie, uwielbiam Jane Eyre! Żałuję, że w moim mieście nie ma Multikina i nie mogę liczyć na retransmisje spektakli :(

    Mój blog o kulturze

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to naprawdę smutne, że nie ma Multikina, bo te akcje retransmisji okazały się cudowne :)

      Usuń
  2. Na spektakl się raczej nie wybiorę, ale za książkę zabiorę się z największą chęcią ;) Kostiumy cudne <3 Pozdrawiam serdecznie ;*

    http://k-a-k-blogrecenzencki.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  3. Muszę w końcu kupić bilet na taką retransmisję spektaklu i sprawdzić na własnej skórze, czy odczucia będą równie ogromne jakbym oglądała sztukę na żywo w teatrze :) Bo już od dawna kusi mnie żeby wybrać się do kina na taką retransmisję, ale jeszcze do tej pory się nie zdecydowałam. Może w tym roku w końcu się zawezmę i pójdę :)

    OdpowiedzUsuń
  4. To musiało być bardzo ciekawe przeżycie :) Nie miałam okazji oglądać ekranizacji spektaklu, choć lubię teatr na żywo. Może i ja się wreszcie przekonam :) Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Dziwne losy Jane Eyre" to klasyka, po którą chcę siegnąć jako pierwszą w kolejności, bo ku mojemu zaskoczeniu słyszę na jej temat same ochy i achy, więc nie przepuszczę okazji, żeby się z nią zapoznać :) Nie wiem jednak co myśleć o retransmisji, głównie dlatego, że teatr uwielbiam, ale teatr dziecięcy, który jest wspaniały - kiedy byłam na spektaklu skierowanym do starszej młodzieży lub dorosłych, strasznie się wynudziłam i można powiedzieć, że mam teraz uraz.

    Books by Geek Girl

    OdpowiedzUsuń
  6. Uwielbiam "Jane Eyre" - także w postaci filmowej. Kocham także chodzić do teatru... bardzo chciałabym obejrzeć ten spektakl... *_* Tym bardziej, że z Twojej opinii bije zachwyt... to wszystko brzmi fantastycznie. Lecę oglądać zwiastun.
    Pozdrawiam
    ksiazki-inna-rzeczywistosc.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  7. Wow! To musiało być niesamowite! Żałuję, że nie miałam okazji tego obejrzeć na własne oczy!

    OdpowiedzUsuń
  8. Mam wielką ochotę to obejrzeć, zwłaszcza że dopiero niedawno przeczytałam książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. Pomimo mojej fascynacji ubiegłym wiekiem w starciu kino versus teatr w cuglach wygrywa kino.

    OdpowiedzUsuń
  10. Rzeczywiście o książce słyszałem, niestety jeszcze nie miałem okazji jej przeczytać. U mnie w częstochowskim kinie studyjnym są raz na jakiś czas transmisje spektakli, baletów, a nawet koncertów. To naprawdę wspaniała okazja i mam nadzieję, że kiedyś się wybiorę, o ile oczywiście uda mi się zdobyć bilet, bo te ponoć rozchodzą się jak świeże bułeczki :D

    OdpowiedzUsuń
  11. Dawno już nie byłam w teatrze a nie da się zaprzeczyć, że tam dzieje się magia.

    OdpowiedzUsuń
  12. Po takiej recenzji chętnie wybrałabym się na ten spektakl :)

    OdpowiedzUsuń
  13. O Jezu, kocham Jane Eyre! Właściwie to jedna z moich ulubionych książek, dlatego taki spektakl byłby dla mnie fantastycznym przeżyciem, zwłaszcza że uwielbiam chodzić do teatru. Niestety do Multikina mam daleko... Więc może innym razem wybiorę się na jakąś retransmisję. W każdym razie te zdjęcia i materiały z planu prezentują się naprawdę świetnie, dlatego aż Ci zazdroszczę, że mogłaś to zobaczyć. Ja ostatnio byłam w teatrze na "Moralności pani Dulskiej" i trzeba przyznać, że wyszłam uśmiechnięta i usatysfakcjonowana :)
    Pozdrawiam,
    rude-pioro.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  14. Ojej, tak dawno byłem w teatrze, że z najwiekszą przyjemnościa poszedłbym na cokolwiek :D

    OdpowiedzUsuń

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka