tłumaczenie: AGNIESZKA I KONRAD IMIELOWIE
kierownictwo muzyczne: ADAM SKRZYPEK
dyrygent: BEATA WOŁCZYK
scenografia: MAGDALENA MACIEJEWSKA
kostiumy: WOJCIECH DZIEDZIC
choreografia: SAAR MAGAL
reżyseria świateł: JACQUELINE SOBISZEWSKI
wizualizacje: TOMASZ DOBISZEWSKI
realizacja dźwięku: KRZYSZTOF BOROWICZ
asystent reżysera: MATEUSZ WĘGRZYN
asystent choreografa: MAJA LEWICKA
asystent reżysera świateł: ALIAKSANDR PROWALIŃSKI
obsada: BŁAŻEJ WÓJCIK, JUSTYNA SZAFRAN, ELŻBIETA ROMANOWSKA, MAGDALENA WOJNAROWSKA, KRYSTYNA KROTOSKA, BOGNA WOŹNIAK-JOOSTBERENS, JUSTYNA ANTONIAK, ELŻBIETA KŁOSIŃSKA, EMOSE UHUNMWANGHO
W środę udało mi się w końcu obejrzeć Nine we
wrocławskim Teatrze Capitol. Nie wiem czy ktoś z Was próbował dostać bilety na
ten spektakl, ale musicie wiedzieć, że łatwo nie było. Zawsze jak zaglądałam na
rezerwacje to zostawały pojedyncze miejsca na końcu sali albo termin nie
pasował. Więc kiedy w końcu zarezerwowałam bilety w pierwszym rzędzie balkonu (tak
to przynajmniej wyglądało na rzucie rozłożenia widowni) byłam zachwycona. Nie
byłam wcześniej w odremontowanym Capitolu, więc nie wiedziałam, że dokładnie
przed nami będzie miejsce pracy realizatorów dźwięku. Trochę przeszkadzało
światło bijące z ich konsolet, no i trzeba było się wyciągać, żeby widzieć
scenę. Następnym razem będę polowała na inne miejsca.
Sam Capitol robi
wrażenie. Po prostu czuć od wejścia, że pieniądze nie poszły na marne. Mam
nadzieję, że będę częściej to miejsce odwiedzała i w końcu uda mi się dorwać
bilety na "Mistrza i Małgorzatę".
Wracając do tematu. Fabuła musicalu Nine
oparta jest na filmie Felliniego o tytule: 8 i 1/2. Wystawiany
wielokrotnie na Broadwayu zdobył sławę, a także dużo prestiżowych nagród. Naturalnie,
sukces na scenie zachciano przenieść także na ekran. Film niestety okazał się
klapą, pomimo cenionego reżysera oraz brawurowej obsady (Daniel Day-Lewis,
Marion Cotillard, Penelope Cruz, Judi Dench i inni). Fabuła skupia się na
postaci reżysera - Guida Contini, który boryka się z niemałym problemem.
Dawniej jego filmy były oblegane, niestety trzy ostatnie projekty okazały się
klapą. Teraz ma kontrakt i wszyscy czekają na nowe dzieło. Na domiar złego
problem z kobietami w jego życiu wydaje się wyolbrzymiać. Żona, gwiazda
filmowa, kochanka, matka, producentka - wszystkie przebiegają przez jego myśli
podczas trwania spektaklu.
Jak z tematem poradziła
sobie pani reżyser, Pia Partum?
Spektakl zaczyna się od tzw. "lizania szafy". O
tym określeniu dowiedziałam się na warsztatach aktorskich. Występuje ono kiedy
wiele rzeczy dzieje się jednocześnie na scenie. Uczono mnie, że to niedobrze,
bo widz wtedy nie może się skupić. W dzisiejszym teatrze jednak nagminnie się
go używa i okazuje się ono dobrym pomysłem. Pierwsza scena przedstawia nam
postaci spektaklu, które w swoim tempie przesuwają się po scenie. Widz ma czas
na kontemplowanie genialnych kostiumów (brawo Wojciech Dziedzic!) oraz
scenografii (Magdalena Maciejewska).
Przyznam, że kilka
pierwszych scen trochę mnie przestraszyło. Bałam się, że spektakl nie wciągnie
mnie i zostawi niezaspokojoną. Jednak po kilkunastu minutach rozwiano moje
wątpliwości. Reżyserka trzyma się znanej nam fabuły, wprowadzając do tego swoje
trzy grosze. A grosze te, to niemała gratka. Idealnie łata dziury, które na
fabule zostawił film Nine. Oprócz
typowo musicalowych scen możemy tu zobaczyć również dramat kryzysu twórczego głównego
bohatera. Na dodatek jego myśli błądzą od kobiety do kobiety. Wydaje się, że
wszyscy (łącznie z nim samym) chcą od niego czegoś więcej. A Guido tak skupiony
jest na tym, żeby COŚ zrobić, że w wyniku tego nie potrafi zrobić nic.
Lubię kiedy w takich
przedstawieniach znajdujemy również coś zabawnego. Dlatego bardzo na plus
wymyślanie tematów kolejnych filmów ("western?",
"dokument?"). Podczas tej sceny naprawdę sala się dobrze bawiła. Sam
"Casanova" z operowym dodatkiem również świetny.
Aktorsko było na wysokim poziomie. Na mnie granie i
śpiewanie równocześnie na scenie zawsze wywołuje mocne wrażenie. Przede
wszystkim docenię głównego bohatera, granego przez Błażeja Wójcika. Dziwnie się
złożyło, ale stwierdzić to trzeba - w roli Guida spisuje się lepiej niż
Day-Lewis. Ciekawy dobór kochanki - pani Romanowska bardziej bawi swoim
kokietowaniem niż podnieca, ale zabieg ten uczynił spektakl bardziej kolorowym.
Przyznam, że nie poznałam Justyny Szafran w roli żony reżysera. To chyba plus.
Niestety w swojej pierwszej piosence nie pokazała tego, na co ją stać.
Zastanawiam się, czy przypadkiem nie była chora podczas tego spektaklu, bo w
pewnych momentach słychać było jakby coś zalegało jej w gardle. Magdalena
Wojnarowska zaśpiewała cudownie. Nikt jednak nie pobije Emose Uhunmwangho w
roli zmysłowej Saraghiny, której piosenka po prostu elektryzowała. Rola
producentki bardziej podobała mi się w filmie, trudno jest przebić Judi Dench.
I cały spektakl liczyłam, że tajemnicza postać grana przez Justynę Antoniak
jednak zaśpiewa.
Muzycznie jest cudownie i słabo. Dlaczego? Same melodie
do mnie przemawiają, grane na żywo przez orkiestrę dają mocnego kopa. Niestety
polskie tłumaczenia tekstów piosenek czasami raziły kiczem. Wybaczam to jednak,
bo przecież to wcale niełatwe zadanie.
Podsumowując, warto wybrać się do Capitolu na spektakl Nine. Wiadomo, że znajdą się szczegóły, na które można
ponarzekać, ale ogólnie na mnie wywarł bardzo pozytywne wrażenie. Jest
kolorowo, ale też refleksyjnie. Polecam.
zdjęcia pochodzą ze strony teatru (http://www.teatr-capitol.pl/pl/repertuar/repertuarcapitol/43-spektakle/1270-nine)
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz