Poprzednie wpisy o miniserialach: tutaj i tutaj
Daisy Jones and the Six (2023), reż. Nzingha Stewart, James Ponsoldt and Will Graham -> Amazon Prime
liczba odcinków: 10
Ta produkcja ma wszystkie elementy serialu skrojonego pod mój gust. Tematyka formowania zespołu i jego pierwszych kroków w show biznesie to bardzo ciekawy temat. Dodatkowo, jest to serial muzyczny! Może właśnie ten potencjał sprawił, że każde potknięcie twórców bolało mocniej. Serial Daisy Jones and the Six mógł być moim ulubieńcem, wylądował jednak w strefie umilaczy o których po czasie się zapomina.
Historia fikcyjnego zespołu, działającego w latach 70tych została oparta na bestsellerowej książce autorstwa Taylor Jenkins Reid. Powieść ma rzeszę fanów, a biorąc pod uwagę gawędziarstwo autorki, którego doświadczyłam w Siedmiu mężach Evelyn Hugo, wierzę że wiele osób może się tą opowieścią zachwycić. Ja pierwowzoru nie czytałam, zatem nie będzie w notce porównania.
Akcja serialu Daisy Jones and the Six została podzielona na dwa plany czasowe. Pierwszym jest współczesność, w której ucharakteryzowani aktorzy udzielają wywiadów o swoich początkach. Drugi przenosi nas w czasie do lat 70tych, gdzie przedstawione zostały opowiadane przez bohaterów historie. Niestety, przeskoki między dwoma planami często mnie wybijały i wprowadzały niepotrzebny komentarz. Jednym z najważniejszych elementów seriali muzycznych jest ścieżka dźwiękowa. Twórcy starali się nagrać coś wyjątkowego, niektóre utwory nawet wpadają w ucho. Niestety, daleko im do hitów typu Shallow z Narodzin gwiazdy czy City of stars z La La Land.
Można jeszcze znaleźć kilka rzeczy, które nie działają w tym serialu, ale finalnie, dobrze mi się go oglądało. Uważam, że historia początków zespołu i tego, w jaki sposób dołączyła do niego Daisy wypada uroczo. Riley Keough w tytułowej roli jest bardzo charyzmatyczna, radzi sobie z postacią Daisy zarówno w scenach codziennych rozterek, jak i w scenicznym szale. Jej chemia z Samem Claffinem jest wyczuwalna. Mają kilka świetnych wspólnych scen, jak ta z pisaniem piosenek w domu producenta muzycznego. Na drugim planie natomiast błyszczy postać Kamili, partnerki Sama. To taka bohaterka-anioł, ma w sobie tyle zrozumienia dla innych, że każda wyrządzona jej krzywda boli jeszcze bardziej. Daisy Jones zabrała mnie na przygodę, która może nie została na długo w głowie, ale była przyjemnym doświadczeniem.
Awantura (2023), reż. Hikari, Jake Schreier and Lee Sung Jin -> Netflix
liczba odcinków: 10
Któż mógłby się spodziewać, że jeden z najlepszych tegorocznych miniseriali zostanie wyprodukowany przez Netfliksa? Ja na pewno nie, a jednak Awantura to zdecydowanie najbardziej oryginalny serial w tym zestawieniu.
Głównymi bohaterami są Amy i Danny. Kobieta dorobiła się fortuny na prowadzeniu firmy, w której sprzedaje rośliny i jest o krok od sprzedaży swojej marki za sporą sumę. Marzy o tym, żeby przestać pracować i móc poświęcić się ognisku domowemu, a w szczególności wychowaniu córki. Dla wszystkich wokół niej, jej życie wydaje się idealne. Zatem poziom narastającej w kobiecie frustracji wydaje się nie na miejscu. Z drugiej strony mamy historię Danny'ego, który próbuje związać koniec z końcem, łapiąc budowlane fuchy. Niestety, zawsze brakuje funduszy, więc jego marzenie o kupnie domu dla rodziców wydaje się zupełnie nieosiągalne. Właśnie wtedy, te dwie przepełnione agresją osoby spotykają się w dość codziennej sytuacji - ktoś komuś zajeżdża drogę, agresywnie wygrażając środkowym palcem. Wydawało by się, że to sytuacja, jakich wiele. Dla tych bohaterów jednak to przelewa czarę goryczy i zamiast zapomnieć o wydarzeniu, starają się zemścić na drugiej osobie.
Awantura ma świetnie napisany scenariusz, życie obojga bohaterów rozpisane jest z uwagą na detale. Dzięki temu ich akcje, które są dość przesadzone, da się wytłumaczyć. Nie byłoby też takiej przyjemności z oglądania, gdyby nie Ali i Steven na pierwszym planie. Świetnie radzą sobie z odegraniem tych postaci, szczególnie Steven zrobił na mnie ogromne wrażenie. Twórcy serialu nie zamykają się również na jeden styl, czego przykładem mogą być dwa ostatnie odcinki. Przedostatni przypomina niemal Parasite, w którym dochodzi do napadu na bogaty dom. Ostatni odcinek to zabawa inną formą, w której bohaterowie mogą podzielić się wszystkim, co leży im na wątrobie. Niesamowicie dobrze się to oglądało i zdecydowanie jest to jeden z najciekawszych tytułów, które znajdziemy na Netfliksie.
Czarny ptak (2023), reż. Michaël R. Roskam, Jim McKay and Joe Chappelle -> Apple TV
liczba odcinków: 6
Miniseriale kryminalne zaliczam do moich gatunkowych ulubieńców. Dzięki kilku odcinkom twórcy zyskują czas na powolne rozwinięcie portretów bohaterów, co w kontekście kryminalistów nieustannie fascynuje widzów. Czarny ptak to historia, która zapewne nie miałaby takiego mocnego przekazu w formie filmu, a jako serial sprawdza się świetnie.
W serialu Czarny ptak zobaczymy jedną z ostatnich ról Roya Liotty, aktora którego kochamy za postać znaną z Chłopaków z ferajny. Jego bohater jest byłym policjantem, który zboczył z drogi prawa. Ważne jest przedstawienie jego relacji z synem. Mężczyzna czuje się winny przestępczemu życiu syna, obwinia się za ścieżkę, którą ten obrał. Próbuje mu pomóc, wyciągnąć go z zaistniałej sytuacji. Ta relacja będzie ważna w porównaniu do tej, która łączy głównego podejrzanego ze swoim ojcem. Od dziecka traktowany był jako ten gorszy syn, więc ze wszystkich sił szukał uznania wśród innych. Postać głównego podejrzanego jest prawdziwie fascynująca i przede wszystkim dla niej warto ten serial obejrzeć. Zagrana brawurowo przez Paula Waltera Hausera. Ten bohater jest mocno ekscentryczny, ale aktor radzi sobie z wszelkimi dziwnościami, nie przekraczając granicy przesady. Taron Egerton dobrze mu partneruje, ale trudno mu przejąć uwagę widza, kiedy Hauser jest obok niego.
Zawsze kiedy widzę napis, wskazujący że historia oparta jest na faktach to intensywniej przeżywam przedstawione wydarzenia. Łatwiej jest pomyśleć, że to wszystko jest fikcją, a postacie morderców żyją tylko w głowach twórców. Czarny ptak to naprawdę mocny kawał telewizji, polecam szczególnie wszystkim fanom mrocznych kryminałów.
Good Omens 2 (2023), reż. Douglas Mackinnon -> Amazon Prime
liczba odcinków: 6
Naginam trochę zasady tego wpisu. Miały być miniseriale, a tutaj druga odsłona przygód znanych bohaterów. Dla Good Omens warto jednak złamać kilka reguł.
Pierwszą część serialu traktowałam jako miniserię. Całość zamknięta była w sześciu odcinkach i oparta na historii, którą znamy z książki napisanej przez Pratchetta i Gaimana. Poczułam się szczerze zaskoczona kiedy zapowiedziano kontynuację opowieści. Jako że pierwszy sezon był naprawdę przyjemną, zabawną fantastyką, to nastawiałam się na podobne emocje przy drugiej odsłonie. Jakie zatem było moje zaskoczenie, kiedy dostałam coś tak innego. Gaiman rozwinął skrzydła w drugim sezonie i w centrum historii postawił... wątek romantyczny. Zrobił to w sposób zniuansowany, tak że widz ma wrażenie, że ogląda kolejne starcie nieba z piekłem, kiedy tak naprawdę wszystko kręci się wokół dynamicznej relacji Azirafala i Crowleya.
Mam wrażenie, że od lat nie widziałam tak genialnego duetu aktorskiego jak Sheen i Tennat. Obaj wspinają się na wyżyny aktorstwa, przekuwając demona i anioła w postacie, którym chcemy kibicować. Sukces Dobrego Omena opiera się w ogromnym stopniu na ich chemii. Pomaga fakt, że to aktorzy, którzy znają się nie od dziś. W czasie pandemii zaczęli nawet wspólnie nagrywać serial bazujący na ich przyjaźni (Staged).
W drugim sezonie sporo się dzieje. Są wspomnienia z przeszłości dwójki bohaterów, gdzie zobaczymy ich pierwsze spotkanie czy historię Hioba (w tym epizodzie w rolach Hioba i jego syna zobaczymy kolejno teścia Tennanta i jego syna). Jest zagadka związana z Gabrielem, który stracił pamięć. Są relacje sąsiadów Azirafala, gdzie na pierwszym planie znajduje się związek dwójki pań, które popychane są w swoje ramiona przez głównych bohaterów. Drugi sezon to jednak przede wszystkim historia pewnej relacji. Uświadamia nam, że najgłębsze uczucia rodzą się, kiedy już daną osobę dobrze poznamy, przejdziemy z nią przez piekło, ale przy każdej kolejnej przygodzie będziemy chcieli ją mieć przy swoim boku. Ja tej parze kibicuję z całego serducha, równocześnie nie mogę doczekać się ich losów w trzecim sezonie!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz