piątek, 8 maja 2020

Dlaczego „Breaking Bad” odniosło taki sukces?

Breaking Bad - tytuł, który słyszałam w poleceniach od naprawdę wielu, wielu osób. Każdy kto go obejrzał twierdzi, że to kawał dobrego serialu, a fakt, że sama go nie widziałam było zaskoczeniem i szybko radzono mi go nadrobić. Przyznaję, że zawsze jest mi łatwiej zabrać się za coś świeżego, zacząć kiedy odcinków jest niewiele i później powoli czekać na rozwój fabuły. W przypadku Breaking Bad wiedziałam, że będę mieć do czynienia z czymś zamkniętym, na dodatek czymś, co okrzyknięto fenomenem wśród seriali. Na szczęście okazało się, że te pochlebstwa są całkiem zasłużone. Zamiast więc pisać standardową recenzję postaram się znaleźć odpowiedź na pytanie z tytułu posta w punktach poniżej.

1. Bohater przechodzący na „ciemną stronę mocy”

Kiedy sobie przypominam niepozornego Waltera White'a z pierwszego odcinka to trochę trudno jest mi dopasować go do człowieka z piątego sezonu. Oglądając początek widz nie potrafiłby nawet podejrzewać, w którą stronę fabuła się potoczy. Naprawdę rozumiem, że niektórzy przez to szybko wymiękną i zrezygnują z oglądania, bo rozpoczęcie może wskazywać, że serial jest „nie dla nich, ale tak serio: oni po prostu nie zdają sobie sprawy jak się to rozkręci i jakie emocje będą towarzyszyć kolejnym odcinkom.
Bardzo oryginalnym podejściem okazało się wybranie ścieżki głównego bohatera - tym razem porządny obywatel postanawia zejść na złą drogę, kierując się jak najlepszymi przesłankami. Im dalej, tym ciekawiej, zobaczymy jak zmiana wpływa na jego otoczenie, jego rodzinę, skąd się bierze chęć i siła do puszczenia się w tak niebezpieczny świat, a przy tym cała podróż jest niezwykle ekscytująca i pełna zaskoczeń. Emocje widza mogą się diametralnie zmieniać, bo w moim przypadku raz Waltowi kibicowałam, a raz wręcz miałam człowieka dość. Nie zmienia to faktu, że to jeden z najbardziej nieoczywistych, charyzmatycznych bohaterów serialowych.

źródło

2. Mieszanie scen lekkich z naprawdę mrocznymi, trzymającymi w napięciu

Breaking Bad poradził sobie świetnie z utrzymaniem balansu. Nie możemy określić, że to mocno mroczny serial, bo sporo tam też powodów do uśmiechu, ale na pewno nie powiemy, że to tytuł lekki i przyjemny. Oczywiście bliżej mu chyba do tej pierwszej kategorii (szczególnie w okolicach zakończenia serii), ale warto powiedzieć też o tej lekkiej stronie. W końcu znalazło się w nim sporo zabawnych momentów, żeby wymienić chociażby docinki wujka Hanka w roli głównej czy cięte, ironiczne wypowiedzi prawnika Saula i kultowe już teksty Jesse'go. Twórcy czasami mocno kombinowali i wypuścili nawet cały odcinek o łapaniu muchy (akurat mniej udany eksperyment, ale miało być zabawnie). Mając to wszystko na uwadze trzeba zaznaczyć, że chwilę po lekkiej scenie możemy być świadkami morderstwa z zimną krwią czy stresować się pełną napięcia sytuacją. Także rollercoaster emocji zapewniony.

3. Odpowiednio dobrani partnerzy w zbrodni

Podstarzały, chory na raka nauczyciel chemii i młody gniewny z podwórka, nadużywający narkotyków? Para to raczej nietypowa, ale na ekranie działa cuda. Nie od początku chwyta ich połączenie, ale z sezonu na sezon coraz bardziej widzimy, że to ich relacja będzie w centrum fabuły, ona przechodzi najciekawsze załamania i buduje się od zera do szczerego przywiązania. Pierwsze spotkania opierają się raczej na głupkowatych tekstach Jesse'go i pouczającym tonie Walta, to wręcz ogień i woda, nie potrafimy wyobrazić sobie, że mogą kiedyś być w stanie o siebie wzajemnie dbać i nawiązać więź. Taki odcinek, który najbardziej utkwił mi w pamięci i był dla mnie przełomem w ich relacji, to pichcenie na pustyni, gdzie utknęli po awarii akumulatora. Świetnie napisany, trzymający w napięciu i dający tej dwójce sporo czasu na budowanie relacji. Im dalej, tym więcej sytuacji pełnych napięcia i ściskających za gardło w sprawie tej dwójki, ale tym lepszym czyni to cały serial.
Warto też zaznaczyć, że relacje bohaterów w ogóle były najciekawszym elementem serialu, wrażenie robi nie tylko ta między Jessem a panem Whitem, ale także wewnątrz rodziny Walta i Skyler. To jak członkowie reagują na wieści o chorobie, jak starają się pomóc po traumatycznej akcji Hanka, ciągłe zastanawianie się co będzie jeżeli dowiedzą się o nowej profesji Walta, którzy z nich będą w stanie wybaczyć i iść do przodu, a którzy nie będą w stanie tego zaakceptować - to były kwestie, które najbardziej intrygowały i zmuszały widza do wymyślania wielu przypuszczeń.
źródło

4. Scenariuszowe niespodzianki

Jak ja lubię kiedy serial nie stawia na oczywiste rozwiązania, a stara się iść trochę na przekór, potrafi pozbyć się gracza, którego uważaliśmy za głównego i dalej działać jak dobrze naoliwiona maszyna. Twórcy zdecydowanie nie bali się eksperymentować przy Breaking Bad, usuwali z planszy postacie, które zaczęliśmy uważać za kluczowe i do ostatniej chwili trzymali widza w niepewności czy aby na pewno dany bohater przestaje mieć znaczenie, a może kolejny raz wyjdzie obronną ręką. Wspaniale także bawiono się detalami, fraza rzucona w trzecim sezonie mogła znaleźć odzwierciedlenie w piątym, często momenty, w których bohater wpadał w pułapkę były spowodowane ludzkimi potknięciami, a widz mógł uderzać się w czoło i wołać do bohaterów, że są głupi i „dlaczego Huell zabrał tę trawę no, przecież już mógł sobie odpuścić i byłoby wszystko pięknie.

5. Mocny technicznie

W kwestiach technicznych wszystko się w serialu zgadza: montaż jest w punkcik, czasami nawet dostajemy ciekawe sekwencje pod muzykę, zdjęcia są klimatyczne, no i aktorsko nie ma słabych punktów. Może w kwestii scenariusza czepiłabym się trzeciego sezonu, tam się na początku trochę wynudziłam. Chociaż, ogólnie często było tak, że pierwsze odcinki sezonu zwalniały tempo. Z perspektywy mogę powiedzieć, że to zagranie całkiem zamierzone i cóż - działa dobrze, bo powolne początki zaciekawiały na tyle, że człowiek zostawał do finału, zazwyczaj bardzo emocjonującego.
Warto też wyróżnić jak były kreowane nawiązania - często odcinek rozpoczynał się jakąś sceną, a dopiero później widzieliśmy jak do danej sytuacji doprowadzono  - czasami rozwiązanie było zamknięte w jednym odcinku, a czasami w prawie całym sezonie. Ogólnie, technicznie nie ma się czego w Breaking Bad przyczepić, bo mimo kilku lat na karku nie czuć na nim piętna czasu, nadal można się nim pozachwycać.
W Breaking Bad aktorzy pokazują klasę, począwszy od genialnego Cranstona (naprawdę zagrać taką przemianę, wręcz dwie różne osobowości w jednym ciele, to nie jest łatwa rzecz) po całą resztę obsady w każdej, nawet niewielkiej roli. Cranstonowi partneruje Aaron Paul, który daje radę, też podczas tych pięciu sezonów się zmienia, przeżywa kilka naprawdę traumatycznych momentów i między nim a głównym bohaterem wywiązuje się świetna chemia. Aktorsko w ogóle kupuję ten serial, bo wspaniały jest Giancarlo Esposito jako Fring, świetny Bob Odenkirk jako Saul (nie dziwię się, że o tej postaci powstał spin-off Better Call Saul), a także cała rodzina Walta, z Deanem Norrisem w roli Hanka czy Anną Gunn w roli Skyler.
zdjęcie zza kulis, źródło

6. Nauka jest fajna

To jest może bardziej skutek uboczny serialu, a nie argument dlaczego odniósł sukces, ale fakt - teraz każdemu kto śmiał się z „kujonów” na lekcjach chemii może być głupio. Walter White pokazuje, że czasami nie potrzebujesz wydawać miliona dolców czy też mieć znajomości - wystarczy nauka i ruszenie głową, żeby pozbyć się przeciwników. Wszelkie pomysły White'a robiły wrażenie i sprawiały, że pozytywne uczucia względem jego rosły. To, w jaki sposób udało się wydostać z pustyni w drugim sezonie było takie cool, a wszystko to zasługa nauki. Dodatkowo zakończenie serialu, w którym także Walt pokazał, że pomysłów mu nie brakuje to taka wisienka na torcie.

7. Zakończenie z przytupem 

I tutaj dochodzimy do bolączki wielu bardzo dobrych seriali - z czasem pomysły się wypalają, a scenariusz dopisywany jest na siłę. Tak się stało chociażby z cudownym House MD czy świetnie rozpoczętym LOST. Breaking Bad to jeden z niewielu, który trzymał poziom. Ba! Uważam, że piąty sezon był nawet najlepszy ze wszystkich. Naprawdę jestem w czystym szoku, że twórcy z bardzo dobrego serialu, który miał już sporą rzeszę fanów potrafili wycisnąć do końca wszystko, co najlepsze. Całość zakończyli mocnym akcentem i chyba wszyscy widzowie byli zadowoleni z tego, jak sprawy się potoczyły. Nie było za słodko, nie było za mrocznie, po prostu w sam raz.


Podsumowując, można stwierdzić, że Breaking Bad zasługuje na swoje miejsce w panteonie serialowym. To porządnie zrealizowana produkcja, która ma bardzo dużo mocnych stron i wiele osób będzie w stanie zadowolić. Jednocześnie rozumiem, że nie wszyscy się dadzą wciągnąć pierwszym odcinkom (chociaż mogą żałować, bo fabuła się rozwija dopiero później). Nie będzie to może mój ulubiony serial, bo przyznaję że sama tematyka nie jest mi jakaś bliska, ale tym bardziej doceniam, że potrafił tak mnie zainteresować. Trzeba przyznać, że twórcy mieli odwagę, zaryzykowali i to się opłaciło.

A Wy, za co lubicie ten serial?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka