To film, który widziałam niedawno i niejako skłonił mnie do stworzenia całej tej listy. Kaylę (Elsie Fisher) poznajemy podczas jej ostatnich dni spędzonych w ósmej klasie. W wolnym czasie nagrywa vlogi, w których opowiada o problemach nastolatków i sugeruje jak sobie z nimi radzić. Schemat jest prosty: niepewna dziewczyna zyskuje na pewności siebie i zaczyna akceptować swój wygląd, osobowość, otwiera się na świat. Jednak to, w jaki sposób Ósma klasa przedstawia ten problem jest prawdziwą wartością filmu. Realizm dociśnięty do tego stopnia, że drżałam na myśl o kolejnych scenach, bałam się jak bohaterka w następnej sytuacji sobie poradzi. Jej strach przed rówieśnikami i chęć zabłyśnięcia wyglądały jednocześnie irracjonalnie i boleśnie prawdziwie. Wydaje mi się, że wiele osób boryka się z takim problemem: odwagi potrzebnej do wizyt towarzyskich i wiążącej się z tym poddawaniem się ciągłej ocenie. Niektóre charaktery radzą sobie z tym lepiej, inne gorzej. Na szczęście film idealnie wszystkimi trudnymi tematami manewruje i pięknie przekazuje lekcję samoakceptacji, miłości do samego siebie. Na dodatek wspaniała jest tutaj relacja Kayli z ojcem, ukazująca trudy rodzicielstwa, ale zarazem pokazująca nieskończone pokłady miłości do dziecka.
Debiut Grety Gerwig to prawdziwy dynamit wśród filmów młodzieżowych, który doczekał się kilku nominacji oscarowych. W tym przypadku to chyba ta zdolność reżyserki do prowadzenia fabuły i świetnie sportretowane postacie nakręcają zachwyt nad całością. Lady Bird (Saoirse Ronan) pragnie wyrwać się ze swojego domu, zyskać niezależność, a zarazem wie, że trudno będzie dostać się na wymarzone studia. Dziewczyna jest kłębkiem przeróżnych emocji, które zmieniają się jak w kalejdoskopie. Nastoletnie hormony zdecydowanie dają o sobie znać, a w filmie żadnego z tych stanów emocjonalnych nie bagatelizujemy, każdy traktowany jest z szacunkiem dla przeżywającej je bohaterki. Lady Bird stara się przez cały film stać dziewczyną wyjątkową i oryginalną, dąży do bycia niezależną i marzy o sukcesie za wszelką cenę. To bohaterka odważna, która idzie po swoje, po drodze ucząc się jak być wdzięczną za to, co już posiada.
W tym wszystkim wspaniała relacja między matką a córką, która jest bardzo intensywna, pełna sprzeczek, ale pod spodem ma całą masę uczucia. Po obejrzeniu Lady Bird odczuwałam mocno tęsknotę za tymi młodzieńczymi latami spędzonymi w domu, wypełnionymi marzeniami jak to będzie wyglądało moje dorosłe życie.
Film Richarda Linklatera to spory eksperyment w świecie kina, który się opłacił. Był tworzony na przestrzeni jedenastu lat i to wręcz dosłownie zapis dojrzewania głównego bohatera i aktora w jednym. Tym razem nie potrzebna była charakteryzacja i kilkoro aktorów do jednej roli, po prostu co jakiś czas ekipa się spotykała, żeby dokręcić dalsze losy rodziny. Główny bohater przechodzi przez kolejne życiowe sytuacje, jest przez nie kształtowany, zmienia się pod ich wpływem, każdy mały szczegół ma wpływ na jego życie. To bardzo wolny film, bez zaskakujących zwrotów akcji, bez konkretnego zarysowania fabuły - ot, oglądamy kolejne dni, jakich pełno w każdym okresie dojrzewania. Boyhood wypełniony jest takimi prostymi scenami z codziennego życia, ale jeśli znacie Linklatera to wiecie, że jego czarodziejska dłoń sprawia, że ogląda się to cudownie. Film pokaże nam, że dzieciństwo to prawdziwie magiczna część naszego życia, w której sporo sytuacji ma wpływ na nasz późniejszy charakter. Jednak każdy kolejny etap jest równie ważny, daje nam nowe szanse i pozwala na nowe przygody. A dodatkowo Boyhood ucieka od zbędnego sentymentalizmu i widząc przemijające życie pozwala sobie uświadomić, że tak to już jest, ale nie wyciska morza łez nad utraconymi latami.
Ten film z pozoru wydaje się dość typową historią o nastolatkach, a po obejrzeniu zwiastuna można myśleć, że to kolejny z serii: cichy chłopak z liceum poznaje dziewczynę i się w niej zakochuje. Nawet początek filmu na to wskazuje: Charlie (Logan Lerman), nieśmiały nastolatek zaczyna ostatni rok w liceum i bardzo chciałby znaleźć w końcu przyjaciół. Na jego drodze stają Patrick (Ezra Miller) i Sam (Emma Watson), którzy przyjmą go do swojej paczki odmieńców.
Ten film darzę sporym sentymentem, jakieś dziewięć lat temu przeczytałam książkę i kompletnie mnie zachwyciła. Ekranizację wyreżyserował sam autor pierwowzoru, więc możemy mieć pewność, że w tym przypadku całość przedstawiona zostanie rzetelnie i bez większych dziur fabularnych. Natomiast sam Charlie pokaże nam, że traumy trzeba przepracować, że nie zapomina się o nich z dnia na dzień, ale towarzystwo bliskich osób pomaga nam sobie z nimi radzić. Na dodatek sporo tutaj świetnych cytatów i wspaniałej muzyki, a wszystko zagrane jest z pełnią energii i charyzmy bijących od Lermana, Watson i Millera. Scena, w której Sam wychyla się przez szyberdach samochodu przy dźwiękach Heroes Bowiego stała się już kultowa.
Przenosimy się w zupełnie inne rejony filmów o dorastaniu. Tym razem mamy do czynienia z przykładem dramatycznej sytuacji, która nadal ma miejsce we współczesnym świecie, chociaż niewiele osób zdaje sobie z tego sprawę. To historia pięciu sióstr, zamieszkujących jedną z tureckich wiosek. Jedna spontaniczna wycieczka kosztuje je areszt domowy i przymuszenie do szybkiego wyjścia za mąż. Oglądając tamtą rzeczywistość naprawdę mamy wrażenie, że cofamy się w czasie, bo trudno się pogodzić z tym, że nadal takie wydarzenia mogą mieć miejsce. Zarazem to piękna historia o siostrzanej miłości, kobiecym wsparciu, porusza temat młodzieńczego buntu i poszukiwania wolności. Dorośli w Mustangu sportretowani są jako obrońcy tradycji, konserwatyści, pozbawieni empatii, zmuszający dziewczyny do wyjścia za mąż wbrew ich woli. Natomiast one mają wsparcie tylko w sobie nawzajem. Atmosfera tego filmu potrafi zaczarować, a człowiek kompletnie wciąga się w tę historię i kibicuje całej piątce dziewczyn. Momentami klimat przypomina ten znany z Przekleństw niewinności Sofii Coppoli, więc jeżeli się Wam podobał to koniecznie sięgnijcie po Mustang.
Jeden z najlepszych seansów, na których byłam w ostatnich latach. W przypadku The Florida Project mamy wręcz do czynienia z podwójnym dorastaniem: z jednej strony obserwujemy perypetie młodej matki, która stara się łapać dorywcze prace, żeby przeżyć do końca miesiąca, a z drugiej: jej córki, beztroskiej kilkuletniej dziewczynki. W filmie sprytnie połączono przygnębiającą historię osób żyjących na granicy społeczeństwa, wyrzutków, którzy próbują związać koniec z końcem z lekkością i prostotą świata obserwowanego oczami dziecka. Dzięki temu nic w The Florida Project nie jest jednoznaczne - wśród mieszkańców obskurnego motelu znajdzie się mnóstwo okazji do uśmiechu i beztroskiej wolności, która sprawia, że dziecko czuje się w tej sytuacji swobodnie. Będziemy także świadkami scen mocno kontrowersyjnych, jak chociażby ta, w której matkę odwiedza mężczyzna, a dziewczynka w tym momencie czeka za ścianą, biorąc kąpiel. Całość skłania do ciekawej dyskusji na temat tego jak dalece liczy się szczęście dziecka, będącego blisko matki, a w którym momencie patologiczne zachowania przekraczają granicę. Na dodatek całość jest przepiękna od strony wizualnej i zagrana fenomenalnie przez naturszczyków: Bria Vinaite i Brooklynn Prince, a także profesjonalnych aktorów, na czele z Williamem Dafoe. Naprawdę warto The Florida Project zobaczyć.
Film, który ma wszystko co standardowy film o dorastaniu mieć powinien: młodzież, która myśli o związkach, szuka ścieżki, którą chce podążać w dorosłym życiu, przechodzi przez różne fazy w kontaktach z rodziną. Jednak spokojnie - nic w Waves nie będzie krzyczało schematem, począwszy już od oryginalnej budowy, bo film to tak naprawdę dwie historie, co prawda połączone, ale mające innego głównego bohatera. Cała strona techniczna, a także ekipa aktorska sprawiają, że seans z perspektywy czasu wspomina się wręcz magicznie. Najważniejsze jest jednak sportretowanie bohaterów, a są to nastolatkowie z krwi i kości. Przechodzą przez okres buntu, nie radzą sobie z panowaniem nad gniewem, pakują się w kabałę i próbują z niej wyjść tak, jak potrafią i najlepiej bez wiedzy dorosłych. Kończy się na tym, że dostajemy historię o próbach poradzenia sobie z żalem, poruszającą tematy empatii i mowy nienawiści w Internecie. To, że nastoletnich głównych bohaterów mamy aż dwójkę pozwoli spojrzeć na problemy młodzieńczych lat z szerszej perspektywy, przyjrzeć się zmieniającym się nastrojom, które podkreśla świetna muzyka i zdjęcia. Trey Edward Shults nikogo nie osądza, jedynie prezentuje wydarzenia, starając się zrozumieć jak do nich doszło, co mogło mieć wpływ na taki obrót spraw. To świetny film, dzięki któremu chętnie będę śledzić karierę reżysera.
Myślałam, że prostą sprawą będzie wybranie tych ulubieńców, jednak trochę mnie temat przerósł. Sporo tytułów jeszcze na listę by wskoczyło, ale nie chcę jej przeciągać w nieskończoność, więc wymienię kilka filmów na dokładkę. 400 batów jako zupełny klasyk filmów coming-of-age, w którym przedstawiona została chęć buntu, dziecięca energia, która napędza akcję. Persepolis prowadzona z perspektywy dziecka, które nie jest świadome zmian dookoła, a wraz z kolejnymi latami zaczyna marzyć o rebelii przeciw absurdalnym nakazom. Spirited away, w którym Chiro dopiero w magicznej krainie duchów odkrywa prawdziwą rolę odwagi, która przychodzi, kiedy naprawdę jej potrzebujemy. Labirynt Fauna, niby kolejna fantastyczna opowieść, ale przedstawiająca świat, w którym Ofelia musi uciekać do wytworów wyobraźni, żeby poradzić sobie z brutalnością otaczających ją realiów. Oprócz tego klasyki gatunku jak Breakfast Club, Buntownik bez powodu, Przekleństwa niewinności a także trochę bardziej niezależne: Moonlight, Juno, Donnie Darko, Tamte dni tamte noce, Życie Adeli czy Lato miłości. Każdy wart obejrzenia.
Co byście ujęli w swojej liście ulubieńców filmów coming-of-age?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz