Joe William Haldeman
*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Forever War
*Gatunek:* science fiction
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 1974
*Liczba stron:* 336
*Wydawnictwo:* Rebis
Nie obchodzi mnie, czy masz dziewięćdziesiąt lat , czy trzydzieści. Jeżeli nie będę mogła być twoją kochanką, będę twoją pielęgniarką.
*Krótko o fabule:*
Wojna to piekło i William Mandella przekonuje się o tym na własnej skórze. Gdy rozpoczyna się konflikt z Taurańczykami, inteligentną rasą z kosmosu, Mandella jest ledwie szeregowcem. Towarzyszymy mu przez całą karierę, obserwując jego oczami okrucieństwa, ogrom cierpień i absurdy walk… a także przemiany technologiczne i społeczne na Ziemi, która w ciągu jego życia - na skutek efektów relatywistycznych – starzeje się o kilkaset lat.
- opis wydawcy
*Moja ocena:*
Przed podejściem do lektury na pewno warto wiedzieć, że autor odbył służbę w Wietnamie jako inżynier wojskowy. Przeżycia z tym czasem związane zdecydowanie wpłynęły na jego twórczość, co widać mocno w Wiecznej wojnie. Joe Haldeman jest z wykształcenia astronomem, a jego wiedza obok doświadczenia była niezbędnym czynnikiem, dzięki któremu powstała tak kompleksowa powieść, za którą otrzymał zasłużone, prestiżowe nagrody: Hugo oraz Nebula.
Wojenne science-fiction tak naprawdę mało mnie interesuje, ale w klasycznych przykładach tego gatunku często można znaleźć coś wyjątkowego. Tak jest w przypadku Wiecznej wojny. Przede wszystkim bardzo wyraźnie pokazuje bezsens wojny, jej wydźwięk jest mocno pacyfistyczny. Przez sporą część książki poznajemy kolejne działania wojskowe, budowanie baz, przejmowanie planet, walki z Taurańczykami, co sprawia, że ta niewielka objętościowo powieść pełna jest akcji. Natomiast wyniesiemy z niej fakt, że każda z tych akcji była zupełnie pozbawiona dalekosiężnego planu, będąca wymysłem kilku ludzi siedzących wygodnie za biurkiem. Czytelnicy natomiast będą świadkami całej masy bezcelowych, brutalnych i nagłych śmierci członków drużyny głównego bohatera.
źródło |
W Wiecznej wojnie znajdziemy sporo technicznego słownictwa i opisów licznych wynalazków przyszłej ludzkości. Dla mnie to pozytyw, bo można docenić wiedzę i przygotowanie autora, który każdy ze szczegółów musiał dobrze przemyśleć. Sam opis zastosowań skafandrów i tego, jak zmieniał się na przestrzeni czasów robi wrażenie. Dobrym pomysłem okazało się też wspomnienie o chemicznym wspomaganiu żołnierzy przed walką, tak żeby nie czuli empatii, a sztucznie wyzwalano nienawiść do wroga. Od razu mi się przypomniał jeden z odcinków serialu Black Mirror. Rozumiem jednak, że niektórzy tym technicznym słownictwem mogą być przytłoczeni.
W czym tkwi siła Wiecznej wojny? Oprócz mocno pacyfistycznego wydźwięku, który wybrzmiewa pośród sporej ilości akcji, autor bardzo ciekawie pokazuje rozwój społeczeństwa. Mandella spędza w kosmosie sporo czasu i kiedy wraca na Ziemię po roku, to na planecie minęło lat o wiele więcej. I w przypadku tej powieści nie mówimy o kilkunastu/kilkudziesięciu latach, a o wiele dłuższym okresie - akcja książki rozpoczyna się w 2007, a kończy w 3143 roku. Dzięki temu czytelnik może zaobserwować zmiany jakie zaszły na przestrzeni lat, a te są naprawdę drastyczne. Od faktu, że walutą przestają być pieniądze a zaczynają kalorie, przez panujące ogólnie bezrobocie i zatrudnianie sobie ochrony w celach przeżycia wycieczki na lotnisko, w końcu po kompletną zmianę podejścia do orientacji seksualnej. Akurat w sprawie tego ostatniego tematu: w pewnym momencie okazuje się, że heteroseksualny Mandella czuje się obco wśród ludzi, którzy w większości są homoseksualni. Jak to dobrze jest zobaczyć w tego typu książce zmienioną perspektywę i poznać to uczucie odosobnienia z powodu czegoś, co dla danej osoby jest zupełnie naturalne.
Także, klasyka science-fiction daje radę!
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz