wtorek, 23 stycznia 2018

„Wiedźmin” (Teatr Muzyczny im. Danuty Baduszkowej w Gdyni)


Adaptacja i reżyseria: Wojciech Kościelniak
Muzyka i kierownictwo muzyczne: Piotr Dziubek
Współpraca muzyczna: Dariusz Różankiewicz
Teksty piosenek wg Wojciecha Kościelniaka: Rafał Dziwisz
Scenografia: Damian Styrna
Choreografia: Liwia Bargieł
Kostiumy: Bożena Ślaga
Przygotowanie wokalne: Agnieszka Szydłowska
Inspicjent: Agata Ulatowska
II inspicjent - opieka nad dziećmi: Iwona Warszycka-Kot
Choreografia układów akrobatycznych: Mirosława Kister-Okoń 
Choreografia walk: Artur Cichuta
Animacje: Eliasz Styrna, Artur Lis,Mateusz Kamiński, Sebastian Sroka 

Obsada:

WIEDŹMIN - Krzysztof Kowalski 
JASKIER - Jakub Badurka 
CALANTHE - Karolina Trębacz
YENNEFER - Katarzyna Wojasińska
YURGA - Tomasz Gregor
JEŻ - Krzysztof Wojciechowski
CIRI - Julia Totoszko 
EITHNE - Karolina Merda  
BRAENN - Iza Pawletko 
PŁOTKA - Iga Grzywacka
PAVETTA - Maja Gadzińska



*Moja ocena:*

Moją pierwszą reakcją po usłyszeniu o planach stworzenia musicalu Wiedźmin było spore zaskoczenie. Przyznaję, że nie wierzyłam, że to mogłoby się udać. Obcesowy, wulgarny Geralt, walczący na trakcie z wszelakimi potworami, nagle miałby zacząć śpiewać i tańczyć? Pierwsza myśl - niemożliwe. Moje zainteresowanie zaczęło jednak powoli rosnąć, bo reżyserią zajął się Kościelniak (którego Mistrza i Małgorzatę bardzo lubię, mimo że musical na podstawie powieści Bułhakowa również wydawał się nie do zrobienia), a muzykę napisał Piotr Dziubek. Po pojawieniu się pierwszych fotosów i relacji już wiedziałam, że muszę się do Gdyni wybrać. 

Wiedźmin był moją małą obsesją w liceum. Pamiętam jak początkowo sceptycznie podchodziłam do tej polskiej fantastyki, a później nie mogłam spać nocami, bo musiałam poznać kolejne przygody Geralta z Rivii. W popularne gry na podstawie książek nie grałam, co wynika raczej z tego, że w ogóle rzadko sięgam po gry komputerowe. Zapoznałam się jednak z grą planszową i czasami do niej wracam. Także rozumiecie, że do musicalu podchodzę raczej jako fanka książek. Wspominam o tym, ponieważ wydaje mi się, że w kontekście tego musicalu ważne jest, żebyśmy określili jaką wiedzę mamy z uniwersum Wiedźmina. Zapewne gdybym była fanką gier a nie książek, nie czepiałabym się tematów, które tutaj będę poruszać.

Zacznijmy jednak od początku. Siadając na widowni od razu zauważamy, że scenografia wygląda dość skromnie. Na środku pojawia się prosta konstrukcja z belek, z boku kilka drabin i to tak naprawdę wszystko. Przestrzeń sceniczną będą nam uzupełniać liczne wizualizacje, które spełniają swoje założenie i moim zdaniem w łatwy sposób pomagają zarysować miejsce akcji. To zdecydowanie było dobre posunięcie, żeby postawić na minimalizm w scenografii, nadrabiany wyświetlanymi na niej obrazami i grą świateł - na pewno pomogło to w płynnych przejściach między scenami. Na dodatek scenograf wykazał się sporą pomysłowością, przy kreowaniu kolejnych miejsc. Na szczególnie wyróżnienie zasługuje las Brokilon, w którym klimat tworzyły nie tylko wizualizacje, ale także akrobaci tańczący na lianach i przechadzające się po scenie magiczne stwory.

źródło
Niestety, moim zdaniem najmocniej kulał tutaj scenariusz, i to jego błędy wpływały na kolejne rozczarowania. Nie powiedziałabym, że jest to słaby tekst, raczej, że ma sporo dziur i miałam wrażenie, że reżyser chciał nam pokazać za dużo przygód, a za mało skupiał się na relacjach między postaciami. Podobała mi się na pewno sama oś fabularna - Wiedźmin po starciu ze złem, dochodzi do zdrowia, przypominając sobie kolejne wydarzenia ze swojego życia. Był to ciekawy punkt wyjścia. Również doceniam fakt, że do widza wciąż powracał ten ważny w książkach Sapkowskiego temat przeznaczenia, jego echo czuć było w niemal każdej przygodzie. Jednak szybko okazało się, że taki sposób budowania spektaklu może okazać się nużący. Brak tutaj narastania napięcia do punktu kulminacyjnego. Raczej każda historia miała takie swoje małe narastanie emocji, które później gasły, a co za tym idzie widz mógł się poczuć tym po jakimś czasie zmęczony. 

Z emocjami, to w ogóle mam w kontekście tego Wiedźmina problem. Po wyjściu z sali tłukła mi się po głowie myśl, że trudno nazwać to spektaklem, było to raczej coś pomiędzy spektaklem a widowiskiem. Wszystko przez to, że w bardzo wielu miejscach zabito prawdę i naturalność tych postaci. Ja rozumiem, że jak słyszymy „zimna królowa” czy „potężna czarodziejka” to przychodzą nam na myśl pewne stereotypy. Wydaje mi się jednak, że to już zadanie tekstu i aktorów, żebyśmy mogli w takie postacie uwierzyć. Niestety, w wielu przypadkach nie było nam dane zobaczyć tam prawdy. Szczególnie boli postać Yennefer (nie upatrywałabym się tutaj winy aktorki), która została sprowadzona do kobiety lekkich obyczajów i zarazem kompletnie mija się z tym, co pamiętam z książek. Ten nietrafiony charakter, podkreślał również kostium (czy raczej skąpa bielizna). Rozumiem też założenie tego, że kazano jej wciąż chodzić na palcach. Niestety efekt był wręcz odwrotny od zamierzonego - zamiast dodać jej elegancji i wyniosłości, odebrano jej pewność w chodzie. Do tej grupy również muszę dołączyć postać Calanthe, która rozminęła się z tą znaną z książek (tutaj jednak wydaje mi się, że dobiła ją nienaturalna gra aktorska). Kiedy mamy do czyniena ze słabiej zarysowanymi charakterami postaci, naturalnym skutkiem wydaje się być brak głębszych relacji między bohaterami. Przykładowo -  w ogóle nie widać tutaj uczucia wiążącego Geralta z Yennefer, a ilość scen między Wiedźminem a Jaskrem sprowadzone zostały do minimum, przez co ich przyjaźń również zostaje spłycona.

źródło

Przejdźmy jednak do najjaśniejszego punktu całości, kompletnie zaskakującego, ale kradnącego dla siebie całe show. Chodzi mi oczywiście o postać małej Ciri, która została bezbłędnie zagrana przez Julię Totoszko. To, nad czym ubolewałam przy sztucznych Yennefer i Calanthe, tutaj nie ma racji bytu. Ciri okazała się dzieckiem, jakie znamy z powieści, a zagrana została z taką dawką naturalności i charyzmy, że trudno tej zdolnej dziewczynki nie polubić. Na dodatek to właśnie w scenach Ciri-Geralt, w końcu poznajemy inne oblicze Wiedźmina, które sprawia, że Krzysztof Kowalski może zabłysnąć. Tak zarysowanej więzi emocjonalnej, brakuje z innymi postaciami musicalu, cieszy jednak fakt, że ta najważniejsza jednak wybrzmiewa i to w pięknych tonach. Drugi akt w ogóle porywa o wiele bardziej, właśnie za sprawą wątku Ciri i kilku niezapomnianych scen (świetna bajka na dobranoc, z udziałem zgrai wesołych dzieciaków czy piosenka driady).

Za to w pierwszym akcie sporym plusem był dla mnie Jaskier, który świetnie poradził sobie z prowadzeniem narracji. To był bardzo dobry pomysł, żeby wykorzystać barda do wprowadzania widzów w kolejne przygody. Na dodatek jest on źródłem kilku naprawdę zabawnych sytuacji, a odwzorowujący go Jakub Badurka radzi sobie z graniem tej ekscentrycznej postaci bardzo dobrze.

Strona techniczna musicalu pozostawiła mnie w sporym zachwycie. Wydawało się, że będzie skromnie, a jednak widowisko okazało się niezapomniane. Na spore uznanie zasługuje choreografia, która za każdym razem idealnie pasuje do wykonywanych utworów (zaskoczyła mnie trochę piosenka z czarodziejami ze wzgórza, ze względu na ich sposób poruszania, ale gdy postanowiłam nie zwracać uwagi na wystające spod szat kółka, okazało się, że całość tworzy bardzo ładny obrazek). Na dodatek akrobatyka za każdym razem robi wrażenie i świetnie wypełnia przestrzeń sceniczną. W tym miejscu warto wspomnieć o występie dżina, którego grało dwóch akrobatów, połączonych fragmentem materiału - na długo zostaje w pamięci. Muzycznie ten musical jest bardzo dobry. Trochę żałuję, że nie mogę jeszcze raz posłuchać wykonywanych utworów, ale kilka zdecydowanie utkwiło mi w pamięci (chociaż przyznaję, że nie wszystkie porwały mnie swoim wykonaniem, ale większość jednak zrobiła pozytywne wrażenie).

Rozumiecie więc, że trudno ten musical jednoznacznie ocenić. Z jednej strony, niszczy on trochę niektóre postaci z uniwersum, spłycając ich charaktery i psując relacje między bohaterami. Z drugiej tworzy piękną więź między Geraltem a Ciri i momentami sprawnie utrzymuje uwagę widza. Gdyby podejść do niego bardziej jak do widowiska, to można spokojnie stwierdzić, że jest ono rewelacyjne. Ja jednak nie zapominam, że finalnie jesteśmy w teatrze i braku prawdy trudno wybaczyć. Także - warto było pojechać, całość wspominam bardzo pozytywnie, ale bez zgrzytów się nie obyło. 


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka