Można pomyśleć, że skoro to mój ostatni, magisterski semestr, to prowadzący powinni wyluzować i dać nam możliwość napisania tej nieszczęsnej pracy. Nic bardziej mylnego. Zawalają nas sprawozdaniami, projektami oraz prezentacjami, a dokładając do tego jakąkolwiek inną działalność czasu pozostaje naprawdę niewiele. Ale na pewno zdążę w tym tygodniu trochę pobuszować w blogosferze!
*Boski ogień*
Brian Staveley
*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* The Providence of fire
*Tłumacz:* Jerzy Moderski
*Kategoria:* literatura piękna
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2014
*Liczba stron:* 808
*Wydawnictwo:* REBIS
"- Optymizm zabija żołnierzy - rzekł, cytując Hendrana.
- Żołnierzy zabija stal w brzuchu - odparował lotnik. - Albo w nodze - dorzucił, patrząc znacząco na krwiopijcę. - Albo w ramieniu."
Adare zmuszona jest opuścić Pałac Brzasku i szukać pomocy wśród wyznawców Intarry, Valyn skupia się na ucieczce przed wojownikami z Kettralu, a Kaden poznaje tajemnice rodu Csestriimów i pogłębia sztukę vaniate. Czy ich ścieżki się złączą, przekonacie się podczas lektury.
*Moja ocena:*
Pierwszy tom zrobił na mnie duże wrażenie, a zakończył się w momencie, który pozostawiał wiele zagadek i niedopowiedzeń. Zazwyczaj kontynuacja skupia się na rozwinięciu wątków narzuconych we wcześniejszej części i w jakimś stopniu wprowadza innowacje do historii. Nie u Briana Staveley'a! Autor nie poprzestał na świecie przedstawionym w Mieczach cesarza, a rozbudowywał go, pokazując czytelnikowi coraz to nowe postaci, które reprezentują różne rasy. Tutaj naprawdę należą mu się brawa, bo po zakończonej lekturze czuję, że uniwersum, w którym rozgrywa się historia, jest bardzo bogate i złożone. Zarazem autor nie zamęczył mnie od początku długimi niuansami na temat cech świata przedstawionego, a powoli, acz adekwatnie, wprowadzał w kolejne meandry swojej wyobraźni. Przykładów tutaj może być naprawdę wiele, mnie jednak rozłożyło na łopatki kilkadziesiąt ostatnich stron, gdzie dowiedzieliśmy się m.in. kim jest Triste. Przyznam, że dopiero przed samym rozwiązaniem zaczęłam się tego domyślać i to był naprawdę efekt wow.
Oprócz tego wydaje mi się, że w Boskim ogniu fabuła jest mniej statyczna niż w pierwszym tomie. Miecze cesarza skupiały się jednak na pokazaniu życia trójki rodzeństwa, które wiedli do tej pory i dopiero bliżej zakończenia wszyscy zaczęli się "poruszać". Tutaj od początku bohaterowie zwiedzają przeróżne miejsca, a dzięki temu możemy poznać nowe postaci i kultury. Wątek Ishienów i Urghulów został świetnie poprowadzony, przede wszystkim dlatego, że wciąż i wciąż nie mogliśmy się domyślić jaką rolę te ugrupowania będą spełniać. Są dobrzy, źli, a może po prostu są i postępują według swoich zasad, a nie nam to osądzać? I to jest kolejny duży plus, nie wiem czy wspominałam o tym w recenzji pierwszego tomu, ale tutaj jest bardziej widoczny. Nie możemy jednoznacznie ocenić kto jest bohaterem pozytywnym, a kto negatywnym. Autor pociągnął to tak daleko, że nawet pośród trójki rodzeństwa, czyli głównych postaci, których losy śledzimy, występują odmienne zdania, a jeden o drugim myśli czasem jak o wrogu.
Ash'klan - źródło |
Pamiętacie może, że w poprzedniej części mało mi było postaci kobiecych. Pisarz zarzekał się, że w kontynuacji to się zmieni i obietnicę spełnił. I to nawet w większym stopniu, niż myślałam! Bo spodziewałam się, że skupi się na rozwinięciu postaci Adare, która została zepchnięta na dalszy plan w Mieczach cesarza. Tym razem faktycznie jej charakter się rozwija, przeżywa wiele rozterek, a nawet poznaje bardzo ciekawych towarzyszy. Trzeba wspomnieć o świetnie rozładowującej napięcie postaci Niry i jej brata - a ich historia to w ogóle duży szok. Ale autor na Adare nie poprzestał i dostaliśmy trochę więcej Gwenny, Pyrre i Annick, które od razu zyskały moją dozgonną sympatię. Zawsze lubię poznać silną kobiecą postać, a tutaj dostajemy trzy i to w jednej drużynie. Każda z nich ma charakterek i niesamowite umiejętności wojenne, a razem tworzą trochę mieszankę wybuchową.
Co do mężczyzn, to chyba wciąż moim ulubieńcem pozostaje Valyn, który jednak w tej części trochę stracił w moich oczach. Podejmował kilka decyzji, które mnie denerwowały, ale uważam że to dobrze - w końcu każdy powinien popełniać błędy, nikt nie chce czytać o postaciach idealnych. No i zaczęłam kibicować jemu i jednej z pań, chociaż tak naprawdę autor pozostawia wszelkie wątki miłosne w kwestii domysłów. I tutaj trochę ubolewam, bo myślałam że w tej ośmiusetstronicowej powieści znajdzie się miejsce na jakieś uczucie między dwójką bohaterów. Okazało się, że bohaterowie wciąż są zajęci ratowaniem swego życia bądź cesarstwa i faktycznie władowanie w tym momencie wątku miłosnego musiałoby być zrobione na siłę i zniszczyłoby odebranie całości. Mam jednak nadzieję, że w kolejnej części coś w końcu dostaniemy!
Podsumowując, kolejna część Kronik Nieciosanego Tronu, potwierdza fakt, że każdy fan fantastyki powinien sięgnąć po te książki. To naprawdę wciągająca historia, z wieloma zagadkami, trzymająca w napięciu. Kilka razy podczas czytania krzyczałam w stronę powieści, chcąc podpowiadać bohaterom, a to najlepiej świadczy o tym ile emocji wzbudza. Naprawdę warto ją przeczytać, ja już nie mogę doczekać się kontynuacji!
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz