wtorek, 18 stycznia 2022

„Papuga Flauberta” Julian Barnes & „Nie w humorze” Fran Lebowitz – nietypowa biografia i felietony legendy Nowego Jorku

Papuga Flauberta
Julian Barnes

Gatunek: literatura piękna
Rok pierwszego wydania: 1984
Liczba stron: 270
Wydawnictwo: Świat książki

Książki to miejsce, gdzie wyjaśnia się różne rzeczy; w życiu tak nie jest. Nie dziwię się, że niektórzy wolą książki. Książki nadają sens życiu. Jedyny kłopot polega na tym, że nadają sens życiu innych ludzi, nigdy zaś twojemu.
 

Opis wydawcy

Przewrotna powieść, esej i przewodnik po meandrach ludzkiej, niedostępnej innym, duszy. Słynna biografia słynnego autora. Narratorem tej oryginalnej książki jest fikcyjny biograf Flauberta, Geoffrey Braithwaite, z zawodu lekarz. Próbuje poznać swego idola przez pryzmat jego stosunku do ludzi, zwierząt, czasów, w których żył. 


Moja recenzja

W urodzinowym prezencie od siostry otrzymałam książkę Papuga Flauberta i było to dla mnie zupełne zaskoczenie. Nic o tej powieści wcześniej nie słyszałam. Ba! Nie słyszałam nawet o samym autorze. Jedyne co wskazywało jakąś drogę w ciemności to nazwisko Flauberta w tytule. Ale dlaczego siostra pomyślała, że zainteresuje mnie biografia o powieściopisarzu, którego twórczości niemal w ogóle nie znam? Przecież czytałam tylko, i to dość niedawno, Panią Bovary. Okazuje się jednak, że wcale nie trzeba znać książek autora, bo w Papudze Flauberta chodzi o coś więcej niż poznanie szczegółów z życia tytułowej postaci.

Przyznaję się, że do książki miałam dwa podejścia. Najpierw czytałam wyrywkami, po kilka stron i tak doszłam gdzieś do połowy, po czym odłożyłam ją na jakiś czas. Doceniałam kilka pomysłów, ale wtedy lektura mnie nie porwała. Kiedy postanowiłam wrócić stwierdziłam, że muszę zacząć od początku. I to była świetna decyzja, bo czytelnik wypoczęty znajdzie w powieści magię, jaka towarzyszy dobrej literaturze.

Niech nie zwiedzie nikogo tytuł i opis, Papudze Flauberta bardzo daleko do typowej biografii. To zupełnie nowatorski sposób pisania o twórczości znanej postaci. Barnes wykorzystuje nietuzinkowe pomysły – czasami skupia się na szczególe z życia Flauberta, czasami odpływa w dalekie rejony, wciąż dzieląc się z czytelnikiem przemyśleniami na tematy związane z literaturą, czasami wymyśla też ciekawe formy rozdziałów. Przede wszystkim umiejętnie miesza fikcję literacką z elementami biografii, tworząc jakiś nowy, hybrydowy gatunek. Narratorem całości jest fikcyjna postać, która szuka informacji potrzebnych do napisania książki o Flaubercie i możemy przyjąć, że to takie alter-ego Barnesa. Niektóre rozdziały opisują zmagania towarzyszące próbie znalezienia materiałów do biografii, co prowadzi do intrygujących zagadnień. Nasuwa mi się przykład, który został ze mną na dłużej, czyli taki dylemat moralny narratora dotyczący prawa do buszowania w prywatnej korespondencji zmarłego autora, w przypadku kiedy on nie wyraził na to zgody.

W kwestii formy jest tutaj bardzo różnorodnie. Oprócz takiego kręgosłupa historii, którym jest wątek autora biografii, mamy na przykład rozdział napisany z perspektywy miłości Flauberta, stworzony na podstawie ich korespondencji, będący pysznym kawałkiem literatury. Mamy też rozdział, w którym wypisane są kolejno wydarzenia z przeszłości francuskiego powieściopisarza, każde oznaczone datą i krótką notką – taki przykład biogramu. Jest on dość nietypowy, ponieważ przez epizody z życia autora przejdziemy trzykrotnie i zobaczymy jak różnie można o tych samych okresach mówić, w zależności od przyjętego nastawienia. Znajdziemy w książce też ciekawe spostrzeżenia na temat krytyków, którzy wyłapali niekonsekwencję w prozie Flauberta w sprawie oczu Emmy Bovary, których kolor zmienia się w powieści kilkukrotnie. Świetnie o tym Barnes pisze, rozkłada na wiele czynników, wspomina chociażby ile implikacji niesie za sobą, wydawałoby się, że nieskomplikowany, wybór koloru oczu głównej bohaterki książki.

Papuga Flauberta to wspaniała literatura i jestem szczęśliwa, że udało mi się z nią zapoznać. Mało się o niej mówi, a warto po nią sięgnąć. Dodatkowo, przygoda z tą lekturą udowodniła mi, że moment w jakim czytamy daną książkę ma znaczenie. (9/10)

Nie w humorze
Fran Lebowitz

Gatunek: zbiór felietonów
Rok pierwszego wydania: 1994
Liczba stron: 352
Wydawnictwo: Znak

Pomyśl, zanim coś powiesz. Poczytaj, zanim coś pomyślisz.
 

Opis wydawcy

Lebowitz bierze na celownik swojego ciętego humoru wszystko – od dzieci ("rzadko dysponują sensowną gotówką, którą można by od nich pożyczyć") przez rozmowy o seksie („gdyby twoje fantazje erotyczne kogoś interesowały, już dawno nie byłyby fantazjami") po nowojorskich kamieniczników ("świętym obowiązkiem każdego kamienicznika jest utrzymywanie w budynku odpowiedniej liczby karaluchów").


Moja recenzja

Postać Fran Lebowitz poznałam dzięki serialowi Fran Lebowitz: Udawaj, że to miasto, o którym z pełnym uwielbieniem pisałam tutaj. Wtedy jej postać zrobiła na mnie ogromne wrażenie, charyzmatyczna, z ciętym językiem i wieloma błyskotliwymi przemyśleniami. Przede wszystkim podziwiam jej umiejętność operowania słowem i odwagę w wypowiadaniu się na temat otaczających nas zjawisk, czasami w dość kontrowersyjny sposób.

Książka Nie w humorze to zbiór felietonów, w których Fran Lebowitz robi to, co potrafi najlepiej – opisuje otaczającą ją rzeczywistość w satyryczny sposób. I trzeba przyznać, że Lebowitz potrafi wyciągnąć ciekawe wnioski i zapisywać swoje myśli w humorystyczny sposób, który zmusza czytelnika do docenienia jej pisarskich umiejętności. Jednak, jeżeli porównać autorkę książki do bohaterki serialu w reżyserii Scorsese to o wiele ciekawiej spędzało się czas z tą ekranową wersją.

Wydaje mi się, że może to być problem z tłumaczeniem, które musiało być w tym przypadku ciężką harówką. U Fran Lebowitz wszystko krąży wokół Nowego Jorku, obyczajów tam panujących i wiele z żartów mogłoby być niezrozumiałych dla polskiego czytelnika. Tłumacz w notce z książki wyjaśnia, że sporo elementów musiał zupełnie zmienić, żeby zatrzymać sens i sprawić, że będziemy w stanie wyłapać żart. Wydaje mi się, że tu mógł tkwić problem, bo w końcu żarty mają to do siebie, że użyte słowa bądź konkretne porównania mają kluczowe znaczenie. Dlatego właśnie, Nie w humorze wypada w moim odczuciu o wiele słabiej niż Udawaj, że to miasto. Kilka felietonów jest świetnych, docenić można obserwacje i żart Lebowitz, ale równocześnie wiele tekstów czyta się po prostu bez emocji. Dlatego, jeżeli macie chwilę i chcecie poznać tę charyzmatyczną kobietę oraz jej światopogląd to polecam zacząć od serialu. (6/10)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka