poniedziałek, 1 czerwca 2020

Dzieci w roli głównej, czyli polecam filmy o najmłodszych, które docenią starsi widzowie

Dzisiaj obchodzimy Dzień Dziecka i z tej okazji przygotowałam lekką notkę okołofilmową. Główną rolę będą w niej odgrywały dzieciaki, ale same tytuły to raczej pożywka dla dojrzalszych widzów. Przynajmniej ja, oglądająca je już jako człowiek dorosły, wspominam te seanse bardzo pozytywnie.

Moonrise Kingdom (2012)


Zaczynamy od Wesa Andersona i jego uroczego filmu o dziwnym polskim tytule Kochankowie z Księżyca. W tym przypadku mamy do czynienia z dwójką dzieciaków: Suzy i Samem, którzy zakochują się w sobie do szaleństwa i wspólnie postanawiają uciec z domu. Jak to u Wesa bywa oboje są dość ekscentryczni. On: sierota, bardzo inteligentny na swój wiek, ona: lubująca się w powieściach science-fiction, dla rozrywki szpiegująca swoją rodzinę i przyjaciół.
To historia pełna ciepła, czarująca, elegancka ze świetnym poczuciem humoru, dość typowym dla filmów Wesa Andersona. Humoru, który po prostu uwielbiam. Oczywiście całość jest estetycznie przepiękna, do czego reżyser już nas raczej przyzwyczaił. Na dodatek to po prostu wciągająca historia, pościg za dwójką głównych bohaterów przyniesie sporo zabawnych sytuacji, a wszystko zostało zagrane wspaniale. Oprócz dwójki świeżynek w rolach głównych zobaczymy na ekranie Frances McDormand, Billa Murray'a, Edwarda Nortona i Bruce'a Willisa. I wszyscy dają tutaj upust swojemu komediowemu talentowi.

Leon Zawodowiec (1994)


W tego typu listach często pomijam powszechnie znane klasyki, jednak w tym przypadku nie mogłam zostawić w cieniu Leona Zawodowca. Co prawda oglądałam go już lata temu, ale jakże miło wspominam seans. Pełen napięcia, a zarazem rozczulający. Rozpoczyna się brutalnie, bo będziemy świadkami wizyty skorumpowanego policjanta Stanfielda (granego przez Gary'ego Oldmana) w kamienicy, gdzie bezwzględnie rozprawia się z rodziną Matyldy (debiutująca Natalie Portman). Dziewczyna, wracając z zakupów zamiast do swoich drzwi puka zatem do sąsiednich, za którymi spotyka Leona (Jean Reno).
Fundamentem filmu jest przede wszystkim świetnie wykreowana więź między surowym Leonem i młodziutką Matyldą. Milczący, chłodny człowiek, którego jedynym przyjacielem jest kwiatek doniczkowy zaczyna się otwierać pod wpływem dziewczynki. Ta natomiast postanawia szkolić się pod jego okiem, żeby móc dokonać zemsty. Stary Luc Besson potrafił trzymać w napięciu, a zarazem dawać aktorom mnóstwo możliwości do zabłyśnięcia. W tym przypadku wspaniali są Oldman i Reno, a Portman zaliczyła niezapomniany debiut.

Pokój (2015)


Oparty na głośnej powieści o tym samym tytule autorstwa Emmy Donoghue. To historia porwanej kobiety, która wychowuje pięcioletniego synka. Od jego urodzenia przebywają ciągle w jednym pokoju - miejscu, w którym przetrzymuje ich porywacz. Chłopczyk nie zna świata zewnętrznego, więc kiedy udaje mu się wydostać trudno pogodzić mu się z tym, jak wygląda rzeczywistość.
Ten film naprawdę wzbudza sporo emocji podczas oglądania. Scenariusz jest mocny, wzruszający i trzymający w napięciu. To na pewno jeden z największych atutów filmu, chociaż z perspektywy czasu mogę stwierdzić, że nie obyło się w jego przypadku bez przesadnej „cukierkowatości”, ale starano się, żeby było jej jak najmniej. Portrety psychologiczne postaci są realistyczne i mocno intrygujące. Perełkami całości są jednak główne role aktorskie, czyli Brie Larson jako matka (zasłużony Oscar) i Jacob Tremblay jako syn. Wywiązuje się między nimi wspaniała ekranowa chemia, widzimy ich oddanie i przywiązanie do siebie nawzajem. Młody aktor naprawdę daje z siebie wszystko i trudno będzie o nim nie wspomnieć przy najciekawszych dziecięcych debiutach. Także naprawdę warto się z Pokojem zapoznać.

Przedszkolanka (2018)


To niepozorny film, który udało mi się obejrzeć niedawno. Maggie Gyllenhaal gra tytułową przedszkolankę, która w wolnym czasie szkoli się w pisaniu poezji. Jej wiersze nie wzbudzają jednak większego zainteresowania na zajęciach. Pewnego dnia podsłuchuje jak jeden z jej podopiecznych, kilkuletni Jimmy, recytuje wymyślony utwór, który okazuje się zaskakująco dobry. Kobieta za wszelką cenę postanawia nie pozwolić mu zaprzepaścić talentu.
Siłą tego filmu jest jego niejednoznaczność. Po zwiastunie spodziewałam się czegoś w rodzaju thrillera, w którym obsesja nauczycielki doprowadzi do tragedii. Dostajemy jednak o wiele więcej. Bardzo dobrze rozpisaną tytułową postać, kobietę sfrustrowaną, która za jedyny cenny element życia uważa sztukę, więc preferuje, żeby jej własne dzieci biegały nocami z aparatem, próbując stworzyć dzieło, niż przynosiły piątki w dzienniczku. Jimmy natomiast posiada niesamowitą dziecięcą wrażliwość i postrzega świat z oryginalnej perspektywy. Widząc jakie emocje wzbudzają wiersze chłopczyka widz potrafi zrozumieć skąd bierze się siła napędowa tytułowej bohaterki, zobaczy, że jej motywacje są pozytywne. Nie zmieni to jednak faktu, że określimy całość jako rzecz mocno creepy. To połączenie sprawdziło się świetnie i uważam, że film zasługuje na większą rzeszę widzów, zatem oglądajcie. Jeśli nawet nie dla ciekawej fabuły to dla wspaniałej roli Maggie.

Wrony (1994)

Dorota Kędzierzawska zaczarowała mnie swoim stylem dawno temu, chyba po raz pierwszy przy okazji filmu Diabły, diabły. Od tej pory, za każdym razem gdy natykam się na jej film to zawsze oglądam ze sporym kredytem zaufania. I udało się jej na razie mnie nie zawieść. Tytułowa Wrona to dziewczynka, której mama jest wiecznie zapracowana i nie ma czasu dla córki. Przez to dziecko spędza samotnie całe dnie, szwendając się po okolicy. Z czasem przepełnia ją agresja i chęć zmiany, dlatego pewnego dnia postanawia porwać małą dziewczynkę i zaczyna z nią ucieczkę.
Najłatwiej byłoby powiedzieć, że film ma ten specyficzny klimat, dobrze znany fanom Kędzierzawskiej, jednak wiem, że nie wszyscy kojarzycie jej twórczość (a polecam to zmienić). Zatem, Wrony to historia dość ponura, mocno łapiąca za serce, przepełniona taką polską melancholią i mająca elementy realizmu magicznego. Temat braku rodzicielskiej miłości i zrozumienia jest czytelny, ale nie zostaje podany w schematyczny sposób, spora zasługa tutaj świetnych zdjęć i muzyki. Do tego, reżyserka wspaniale sobie poradziła z poprowadzeniem młodych aktorek - Katarzyny Szczepanik i Karoliny Ostrożnej. To jedne z najlepszych ról dziecięcych w polskim kinie.

Labirynt Fauna (2006)

Jeden z moich ulubionych filmów wszech czasów. Pamiętam, że oglądając go po raz pierwszy niektóre sceny zmuszały mnie do zamknięcia oczu, także na pewno nie jest skierowany do młodszych widzów. Akcja rozgrywa się w czasach wojny, a dokładnie w 1944 roku. Ofelia właśnie przeprowadza się z ciężarną matką do domu swojego ojczyma, oficera, którego zadaniem jest tłumienie buntów rebeliantów. Pewnej nocy dziewczynka znajduje tajemniczy labirynt i mieszkającego w nim fauna, od którego otrzymuje do wykonania trzy zadania.
Del Toro już nie raz pokazał, że używając gatunku fantastyki można mówić o ważnych sprawach. Główna bohaterka przebywa w świecie pełnym brutalności, w którym krew przelewa się codziennie. Trudno się zatem dziwić dziewczynce, że łatwiej jest jej uciekać w krainę wyobraźni, gdzie przygody również są często mroczne, ale wiodą do szczęśliwego zakończenia. Przeplatanie tych dwóch płaszczyzn wypadło w filmie cudownie, Ivana Baquero okazała się wspaniałą Ofelią, a soundtrack do filmu wciąż należy do moich ulubieńców. Polecam, a widzom wrażliwym radzę przygotować wagon chusteczek.

Gdzie mieszkają dzikie stwory (2009)

Trudno mi zrozumieć, że ten film przez wielu uważany jest za słaby, bo sama oglądając go dziewięć lat temu kompletnie się zachwyciłam. Skrót fabuły jest dość prosty: Maks napsocił i zostaje wysłany za karę do swojego pokoju. Szybko jednak przenosi się w magiczną krainę, zamieszkiwaną przez ogromne dzikie stwory, których zostaje królem.
Może teraz nie do końca pamiętam całą fabułę, ale na pewno pamiętam uczucia związane z tym seansem. Przeniósł mnie do świata dziecięcych zabaw, kiedy całym sobą angażowaliśmy się w odgrywanie nowych ról, całe dnie spędzając na bieganiu i udawaniu czarodziejek czy wojowniczek. Wydaje mi się, że ten film nie przemówi do dzieci, a do dorosłych, którzy będą mogli odnaleźć w sobie wspomnienie tych czasów swawoli i przeżywania zabawy na sto procent. Seans kończy się jednak z pewną dawką melancholii i przygnębienia, pamiętam ten depresyjny stan, w który mnie wprowadził. Wydaje mi się, że dopiero dorosły doceni obserwowanie podróży Maksa i jego prób zrozumienia swoich emocji, a dzieci mogą trochę się przerazić niektórymi scenami w wykonaniu dzikich stworów. Na dodatek warto wyróżnić pomysł na lalkowe postacie, film dzięki temu nabiera odpowiedniego klimatu. Bardzo lubię też całą ścieżkę muzyczną. I naprawdę nie rozumiem zarzutów względem tego tytułu, może mi ktoś to wyjaśni? 


Które tytuły mogłoby według Was także znaleźć się na tej liście?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka