sobota, 27 czerwca 2020

„Diuna” Frank Herbert - fanatyzm religijny i intrygi polityczne w dalekiej przyszłości


*Diuna*
Frank Herbert

*Język oryginalny:* angielski
*Tytuł oryginału:* Dune
*Gatunek:* science fiction
*Forma:* powieść
*Cykl:* część #1 
*Rok pierwszego wydania:* 1965
*Liczba stron:* 670
*Wydawnictwo:* REBIS
Kiedy religia i polityka jadą na tym samym wozie, ci, którzy powożą, wierzą, że nic nie może stanąć na ich drodze. Zaczynają pędzić na łeb, na szyję, coraz szybciej i szybciej. Odsuwają od siebie wszelkie myśli o przeszkodach i nie pamiętają, że pędzącemu na oślep człowiekowi przepaść ukazuje się, kiedy jest już za późno.
*Krótko o fabule:*
Arrakis, zwana Diuną, to jedyne we wszechświecie źródło melanżu – substancji przedłużającej życie, umożliwiającej odbywanie podróży kosmicznych i przewidywanie przyszłości. Z rozkazu Padyszacha Imperatora Szaddama IV rządzący Diuną Harkonnenowie opuszczają swe największe źródło dochodów. Planetę otrzymują w lenno Atrydzi, ich zaciekli wrogowie. Zwycięstwo księcia Leto Atrydy jest jednak pozorne. Przejęcie planety ukartowano. W odpowiedzi na atak połączonych sił Imperium i Harkonnenów dziedzic rodu Atrydów, Paul - końcowe niemal ogniwo planu eugenicznego Bene Gesserit – staje na czele rdzennych mieszkańców Diuny i próbuje zdobyć imperialny tron.
- opis wydawcy 

*Moja ocena:*
Jak na czytelnika, który uważa się za fana fantastyki to słabo znam i cenię jej podgatunek, czyli literaturę science fiction. Ostatnio staram się dawać tego typu książkom szansę i coraz częściej się zdarza, że pozycja z tej półki mnie porywa. Było tak właśnie w przypadku żelaznej klasyki, powieści Diuna Franka Herberta.

Na początek wypadałoby się przyznać: tak naprawdę to się zabrałam za tę pozycję ze względu na nadchodzącą premierę ekranizacji w reżyserii Denisa Villeneuve. To twórca, który już w przeszłości zdołał mnie przekonać do kina science fiction (konkretnie mówię tutaj o rewelacyjnym filmie Nowy początek), a obsada utwierdza mnie w przekonaniu, że do kina wybrać się trzeba, bo w głównych rolach jedni z najciekawszych aktorów młodego pokolenia: Timothée Chalamet i Zendaya, a poza nimi m.in Oscar Isaac czy Jason Mamoa. Także, jest na co czekać.
W ogóle warto wspomnieć, że Diuna to prawdziwy fenomen, chociaż o wiele mniej się o niej słyszy niż o takich Gwiezdnych wojnach czy Władcy Pierścieni. Nie zmienia to faktu, że fandom Herberta jest naprawdę spory, a z Diuny zrobiła się cała seria, licząca ponad piętnaście tomów. Książka faktycznie łapie się pod gatunek science fiction, ale czyta się ją równie dobrze jak jakąkolwiek pozycję high fantasy. Technologiczne wynalazki, kolonizowane planety, dopracowana ekosfera - to wszystko tam jest, ale nie w ilości, która mogłaby przerazić i odstraszyć tych, którzy za science fiction nie przepadają.

Jeżeli nawet znudził się Wam wątek „Wybrańca”, czyli powtarzalny trop człowieka, którego losy zostały przewidziane dużo wcześniej, którego przybycie ogłoszono lata temu, to w tym przypadku możecie być spokojni, bo Diuna daje nam o wiele więcej. Wspominając jej fabułę trudno mówić o śledzeniu życia Paula, jako zapowiedzianego mesjasza, bo czytelnik będzie poznawał losy świata z wielu perspektyw, żeby otrzymać pełny obraz. Warto wspomnieć, że każdy rozdział jest poprzedzany cytatem z historycznej książki z przyszłości, która nawiązuje do wydarzeń, o których właśnie czytamy.

źródło
Fabuła przenosi nas tysiące lat w przyszłość, gdzie Paul i jego rodzice dostają we władanie nową planetę. Arrakis to miejsce, która kryje w swoich zasobach przysłowiową żyłę złota, przyprawę, która wydłuża życie i pozwala spojrzeć w przyszłość. Ekosystem planety - brak opadów deszczu, trudności w zdobywaniu wody, burze piaskowe oraz ogromne czerwie zamieszkujące pustynię - tworzy spójną całość i jest piekielnie oryginalny. Do tego opis mieszkających tam ludzi i tego jak radzą sobie w takim środowisku wskazuje, że Herbert pomyślał o każdym małym elemencie.

Nie mogę powiedzieć, że Diunę polecam wszystkim, bo trzeba przyznać, że to wymagająca lektura. Po przeczytaniu stu stron miałam wrażenie, że dalej niczego nie wiem o tym świecie, że poznałam jedynie mały wycinek całości. I utrzymywało się ono niemal do końca, bo nawet jeżeli myslałam, że czuję się już swobodnie w tym uniwersum to autor dorzucał nowy element, który znowu zmieniał percepcję całości. Także potrzeba pełnego skupienia, bo łatwo się w tym licznych szczegółach pogubić.

Herbert poradził sobie z wprowadzeniem wielu zróżnicowanych grup społeczeństwa i to jest chyba mój ulubiony element Diuny. W centrum mamy księcia Paula, syna szlachetnego Leto Atrydy i Jessiki, przedstawicielki zakonu Bene Gesserit. Paul od dziecka szkolił się w sztuce walki, ale jednocześnie pobierał także lekcje od matki, mimo że nauki Bene Gesserit skierowane były zawsze do kobiet. Oprócz tych czarownic (jak je w książce nazywają) będziemy mieć również do czynienia z mentatami, czyli ludźmi-komputerami, którzy zostali stworzeni do zbierania danych i analizowania ich, jednak pokażą także swoją przyjacielską stronę. Najciekawsi z nich wszystkich są jednak Fremeni, czyli rdzenni mieszkańcy Arrakis - odkrywanie jak przez lata zaadaptowali się do trudnych pustynnych warunków wprawia w zachwyt.

Diuna ma w sobie wszystko: zapierający dech w piersiach świat przedstawiony, rozwinięte opisy różnorodnych religii, skomplikowane gry polityczne i wyłożenie jak ważne jest dbanie o ekologię. Herbert podobno czerpał inspirację z wielu źródeł: średniowiecznych układów władz (feudalizm), polityki dotyczącej ropy naftowej, buddyzmu, a połączył to w innowacyjnej historii, która po dziś dzień zachwyca czytelników na całym świecie. Jeżeli lubicie klimaty high fantasy bądź science fiction to koniecznie po Diunę sięgnijcie.

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka