Podróż na dworzec w dzisiejszych czasach jest dla nas błahostką - ot, kupujemy bilet w Internecie, przyrządzamy kanapkę na drogę, wsiadamy w odpowiedni tramwaj, znajdujemy swój peron, wskakujemy do naszego przedziału i rozsiadamy się wygodnie w fotelu (albo stajemy w przejściu, znając nasze realia). W każdym razie możemy przyjąć, że podróż pociągiem nie należy do wielkich wyczynów.
Dziwny przypadek psa nocną porą pokaże nam, że nie dla wszystkich.
Christopher, główny bohater sztuki, to dość szczególny chłopak. Jak sam wspomina w spektaklu lubi trzy rzeczy: matematykę, kosmos i przebywanie samemu ze sobą. Potrafi błyskawicznie rozwiązać skomplikowane zadanie trygonometryczne, wytłumaczy nam czym jest czarna dziura, ale kompletnie nie potrafi zrozumieć, że uniesienie brwi może oznaczać kilka różnych reakcji w zależności od kontekstu. Wychowuje go samotny ojciec, prosty robotnik, który stara się jak może zrozumieć swojego autystycznego syna i dać mu szansę na najlepsze możliwe życie. Spektakl zaczyna się od sceny, w której Christopher znajduje martwego psa sąsiadki i postanawia dociec kto był sprawcą tej tajemniczej zbrodni.
Trochę odbiegnę od typowej kolejności i zacznę od wspomnienia o scenografii, która w tym przypadku robi ogromne wrażenie. Jest niesamowicie prosta - niewielka scena otoczona jest ze wszystkich stron widownią, co pozwoliło na
wykorzystanie kilku świetnych trików przy użyciu światła i dźwięku. Wiele scen oglądanych z góry pozwala docenić pomysły zaangażowanych osób technicznych. Szczególnie w pamięć zapadła mi scena, w której aktorzy podnoszą Christophera, a wokół niego pojawia się wyświetlany obraz kosmosu - wygląda to jakby unosił się wśród gwiazd. Jednak światła i dźwięk nie są tylko źródłem ładnych obrazków (chociaż takich jest naprawdę sporo - od planu osiedla po podróż ruchomymi schodami).
Przede wszystkim wykorzystywane są w taki sposób, żeby pomóc widzowi odczuwać rzeczywistość tak jak robi to Christopher. Kiedy pojawia się na dworcu wszystkie bodźce są podkręcone na pełny regulator, tak że otacza go kakofonia dźwięków. Jego mózg nie filtruje tła, dla niego zapytanie pani przy okienku czy chce bilet ulgowy będzie tak samo ważne jak informacja o przecenionych lodach w pobliskiej budce. Na dodatek w momentach kiedy wiele bodźców dotyka Christophera pojawiają się wizualizacje, które jeszcze podkręcają te nagromadzone odczucia. Jednym zdaniem - wspaniała praca światła i dźwięku.
Sama przestrzeń również została ciekawie wykorzystana. Na scenie pojawia się kilka białych prostopadłościennych pudeł, które odpowiednio ustawione tworzą różne miejsca akcji. Natomiast w podłodze znajdują się ukryte schowki, z których czasami Christopher wyciąga dodatkowe rekwizyty. Tak niewielkie zabiegi pozwoliły całkowicie przenieść widza w świat chłopaka. Oczywiście warto też wspomnieć o pracy aktorów, którzy musieli odpowiednio odnaleźć się w przestrzeni.
Sporo było tutaj pracy choreograficznej, a odtwórcy świetnie poradzili sobie z wtopieniem się w scenografię (w głowie wciąż mam scenę, w której grano upływ czasu - małe gesty, które wyglądały na przyspieszone dały cudowny efekt).
Fabuła sztuki oparta jest na książce Marka Haddona o tym samym tytule, która zagranicą zdobyła sporą sławę. Pierwowzoru nie czytałam, ale po obejrzeniu spektaklu wnioskuję, że to bardzo mądra książka, skierowana może bardziej dla młodzieży. Fakt, że nie wiedziałam jak potoczy się ta historia działał oczywiście na plus.
Pierwszy akt przybiera formę zagadkowego kryminału, w którym badamy sprawę zabójstwa psa.
Drugi skupia się trochę bardziej na dramacie rodzinnym, próbie poradzenia sobie z taką chorobą jaką jest autyzm. Wspaniale jest wyważony ładunek emocjonalny spektaklu - akcja jest wartka i wciągająca, wzruszenia się pojawiają, ale nie są przepełnione niepotrzebnym patosem i egzaltacją, dodatkowo pojawia się naprawdę sporo sytuacji zabawnych. Dzięki temu wychodząc z teatru (kina) będziemy uzbrojeni w większą świadomość w temacie autyzmu, ale nie będziemy tą wiedzą przygnębieni.
Nie ma co oszukiwać, że ten spektakl nie robiłby takiego wrażenia gdyby nie odtwórca głównej roli.
Luke Treadaway jest absolutnie genialny w roli Christophera, a to naprawdę kawał ciężkiej postaci do zagrania - w tej roli można było łatwo przesadzić albo zagrać zbyt jednostajnie. Luke sprawdził się idealnie, nawet kiedy wypluwa z siebie masę tekstu z szybkością karabinu maszynowego to robi to w tak absorbujący sposób, że wręcz spija się słowa z jego ust. Geniusz. Na drugim planie na pewno wybija się jego ojciec, który zagrany jest niejednoznacznie. Czasami mu kibicujemy, czasami kompletnie się z nim nie zgadzamy. Mile też wspominam rolę Uny Stubbs. Przez cały spektakl zastanawiałam się skąd znam tę aktorkę i teraz już wiem - toż to pani Hudson z telewizyjnego
Sherlocka!
Spektakl
Dziwny przypadek psa nocną porą nie kusił mnie tak jak inne tytuły retransmitowane w ramach NT Live. Brak tutaj głośnych nazwisk, brak klasycznych dramaturgów, a po zwiastunie można spodziewać się dość kameralnego przedstawienia.
Okazał się jednak jednym z najlepszych. Spektakl w rękach reżyserki, Marianne Elliott, przybrał formę ciepłej historii. Marianne podchodzi do każdej z postaci w sposób empatyczny, starając się ją zrozumieć. Rzadko zdarza się w tak prosty i prawdziwy sposób pokazać realia życia bohatera, borykającego się z chorobą autyzmu. Nie brak tu też dobrego budowania akcji dramatycznej, momentów pełnych napięcia i świetnych pomysłów realizacyjnych. Przedstawienie wzrusza, bawi, uczy, angażuje i ... po prostu zachwyca. Nie ma się co dziwić, że zdobyło siedem Oliverów (brytyjskie nagrody teatralne). I chociaż nagranie, które oglądałam zostało zarejestrowane ponad 5 lat temu, to spektakl nie postarzał się ani trochę i jest nadal bardzo aktualny.
Uwierzcie, że warto wybrać się na
Dziwny przypadek psa nocną porą do kina. W sieci Multikino będzie jeszcze retransmitowany 11ego grudnia. Polecam zarezerwować bilety, nie pożałujecie!
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz