poniedziałek, 22 sierpnia 2016

Magicznie kryminalne zagadki w Londynie, czyli 'Clovis LaFay Magiczne akta Scotland Yardu' Anna Lange

Wczoraj wymościłam cztery posty w wersji roboczej. Chyba jeszcze nigdy nie miałam aż tylu zaplanowanych, zawsze najwyżej pisałam jeden/dwa do przodu. Ale to w przyszłości, a dzisiaj zapraszam na recenzję bardzo ciekawego, polskiego debiutu!

*Clovis LaFay Magiczne akta Scotland Yardu*
Anna Lange

*Język oryginalny:* polski
*Gatunek:* fantasy
*Forma:* powieść
*Rok pierwszego wydania:* 2016
*Liczba stron:* 448
*Wydawnictwo:* SQN Imaginatio
"[...] miał strasznego pecha. Przyjechać na białym koniu w celu ratowania księżniczki przed smokiem i najpierw natrafić na przebywającego u niej w gościnie złego czarnoksiężnika, a potem zostać razem ze smokiem wyrzuconym przez nią z zamku..."

*Krótko o fabule:*
Clovis LaFay powrócił do rodzinnego Londynu z licznych podróży edukacyjnych po świecie. Poznajemy go w chwili kiedy zamierza pozbyć się ghula z jednego z miejskich cmentarzy. Niestety, nie wszystko idzie po jego myśli i nieprzytomny ląduje w domu komisarza Dobsona. Okazuje się, że Clovis zna Johna Dobsona jeszcze z czasów szkolnych, a pracownik policji ma dla niego propozycję pracy.

 *Moja ocena:*
Ostatnio biadoliłam trochę znajomym, że moje przygody czytelnicze stają się dość podobne pod względem ocen. Dość dawno nie czytałam słabszej książki, większość oscyluje wokół ocen od 7 do 9. Postanowiłam więc sobie, że postaram się podchodzić do lektur bardziej krytycznie i będę starała się wyszukiwać wad nawet na siłę. Ale powiedzcie mi, jak ja mam się tego postanowienia trzymać kiedy w łapki wpada mi taka książka jak Clovis LaFay Magiczne akta Scotland Yardu? No, ja też nie wiem jak.
Anna Lange to pseudonim artystyczny doktor habilitowanej w dziedzinie chemii, która aktualnie pracuje na jednej z warszawskich uczelni. Ciekawa jestem jak wiele osób nabrało się podczas zapowiedzi tak jak ja, że książka pochodzi zza granicy. Naprawdę dość późno doszłam do tego, że to jednak polska autorka. A jako że naszą rodzimą fantastykę w większości przypadków bardzo lubię to tym bardziej intrygowała mnie zawartość. Muszę jeszcze wspomnieć, że Annę Lange inspirują m.in. Brandon Sanderson, Jane Austen i Agatha Christie. I wpływy wymienionych autorów naprawdę czuć w jej debiutanckiej powieści
No, dobrze zacznę od pierwszego niewielkiego mankamentu - trochę zajęło mi odnalezienie się w świecie przedstawionym i zaciekawienie nim. Przypominam jednak, że podobny problem miałam na przykład z genialną Drogą Królów Sandersona. Jest to po prostu spowodowane przedstawieniem świata i bohaterów, które musi trochę potrwać. A świat przedstawiony to naprawdę cud, miód i malina. Dlaczego? Bo to przecież XIX-wieczny Londyn! Jeżeli ktoś, tak jak ja, uwielbia czasy, w których miały miejsce wydarzenia z książek Austen czy sióstr Brönte to musi być zachwycony tym pomysłem. Ale to nie koniec! Autorka dodaje do tego ciekawy system magiczny i kryminalne zagadki. Dzięki temu, nie dość, że całość jest piekielnie oryginalna, to idealnie trafia w moje gusta czytelnicze.
źródło
Jednak to, co sprawia że chcemy ciągle czytać i wolelibyśmy się z lekturą nigdy nie rozstawać są bohaterowie. Tutaj znowu czuć mocne wpływy Jane Austen - postaci przypominają te, które sama kreowała. Tytułowy Clovis LaFay to chuchro, które nie wygląda na swój wiek, ale pochodzi z arystokratycznej rodziny, historycznie związanej z przedstawicielami czarnej magii. Co za tym idzie odziedziczył spory potencjał magiczny, który rozwijał w kierunku nekromancji. Bardzo podobało mi się to, że pomimo sporego mroku związanego z jego przodkami i wykonywanym zawodem, nie da się go nie polubić. Zdecydowanie nie jest ideałem - czasami się zawstydza, czasami papla o rzeczach, które niekoniecznie interesują jego rozmówców, czasami siebie nie docenia i niepotrzebnie krytykuje. Ale jest potężnym magiem, dobrym człowiekiem, piekielnie inteligentnym, odważnym i pełnym sprytu. Jej, to naprawdę cudowna postać. Oprócz niego poznajemy Johna Dobsona i jego siostrę, Alicję. Ta trójka właśnie widnieje na genialnej okładce (autorstwa bezbłędnego Dominika Brońka), gdzie przedstawieni są bardzo adekwatnie do opisów z książki. John to taki poczciwiec i kolejna postać, która budzi natychmiastową sympatię. Bo kto nie polubi dryblasa, który jest tak opiekuńczy? A Alicja ma wszystkie cechy, których oczekiwałabym po takiej postaci. Zachowuje się zgodnie z duchem czasów, ale powoli zaczyna się buntować przeciwko dyskryminacji kobiet - jak najbardziej popieram! Nie robi jednak żadnej ogromnej rewolucji, ponieważ autorka postarała się o brak fałszowania historii. Ale to nie koniec, bo przecież jest tutaj też cała masa świetnych postaci drugoplanowych! Nie chcę Was zanudzać opisami, więc musicie mi uwierzyć, że i te pozytywne i negatywne wykreowane zostały bardzo rzetelnie i niesztampowo (mimir wygrywa wszystko!).
Jest też niewielki wątek miłosny, więc fani romansu dostaną namiastkę wiktoriańskich zalotów, które są jak na damy i dżentelmenów przystało, bardzo subtelne i pełne dobrych manier.
Co do wątku kryminalnego, to wypadł naprawdę bardzo dobrze. Wydaje mi się, że tak mi się spodobał ze względu na podłoże magiczne. Autorka miała ciekawy pomysł na wplecenie magii do świata przedstawionego, szczególnie podobał mi się podział na konkretne kategorie, w których można było się kształcić. Okazało się później, że każdy rodzaj magii jest potrzebny, czy to nekromanta do wyegzorcyzmowania pałętającego się po cmentarzu ghula czy kinemanty, który jest w stanie walczyć i bronić się za pomocą magii. Możliwe, że sam system działania mógł być wyjaśniony bardziej klarownie, ale ja kupiłam to, w jaki sposób przekazany został w książce. Samo rozwiązanie zagadki kryminalnej było dość przewidywalne, ale zarazem sprawiało wiele problemów, bardziej personalnych, bohaterom, więc za samo zakończenie należą się słowa uznania.
Ojej, trochę się rozpisałam, a dalej czuję, że mogłabym kontynuować przekonywanie Was do przeczytania tej książki. Poza wspomnianym wcześniej minusem książki mogę dorzucić jeszcze, że przeszkadzał mi trochę styl w dialogach. Przy opisach zdecydowanie czuć było klimat dawnych czasów, jednak przy dialogach trochę to uciekało i zdaje mi się, że wkradło się tam trochę współczesności. Zarazem dzięki temu, dialogi były ciekawe i czytało się je z przyjemnością, więc nie wiem czy finalnie to mankament powieści.
Podsumowując moje długie wywody, Clovis LaFay Magiczne akta Scotland Yardu to zdecydowanie książka warta przeczytania. Dawno nie było w polskiej fantastyce powieści o takim świeżym podejściu do tematu! Pozostaje mi dołączyć do osób, które po kryjomu będą trzymały kciuki, że autorka zdecyduje się jednak kontynuować przygody bohaterów. A Wy biegnijcie do księgarni po swój egzemplarz, uwierzcie, że w tym wydaniu prezentuje się na półce bardzo zacnie :) 

EDIT: nieoceniona medyk potwierdza, że autorka ma w planach napisać kontynuację, jeeej <3

Moja ocena: 8/10

  Za egzemplarz dziękuję wydawnictwu SQN.

Wyzwania:
http://bohater-fikcyjny.blogspot.com/2015/12/31-wyzwanie-czytelnicze-2016-konkurs.html







Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Szukaj w tym blogu

Szablon dla Bloggera stworzony przez Blokotka